Mało brakowało, a spóźniłaby się na zajęcia. Mogła zrzucić winę na korki uliczne, lecz gdyby nie grzebała się jak żółw podczas śniadania oraz porannej toalety, z pewnością opuściłaby mieszkanie przynajmniej piętnaście minut wcześniej, jednak przybita wczorajszymi wydarzeniami, nie pomyślała o tym nawet przez moment, więc gdy wpadła do szkoły tanecznej, wszyscy czekali tylko na nią. Niektóre dzieciaki straciły już nadzieję, że spotkanie się odbędzie, ale ona nie zawodzi. Uwielbia sprawiać radość swoim najmłodszym podopiecznym, a w zamian czerpie od nich mnóstwo pozytywnej energii. Współpraca idealna.
Dzisiejsza grupa nie liczyła wielu osób, ponieważ tylko prawdziwi, mali pasjonaci tańca byli w stanie poświęcić mu niedzielne przedpołudnie. Irmina przeprowadziła więc warsztaty na pełnym luzie, prezentując jeden z autorskich układów hip-hopowych. Każdemu ze swoich uczniów wskazywała błędy, , cierpliwie powtarzała kroku, gratulowała postępów i zapewniała, iż świetnie sobie radzą. Bo tak właśnie było. Ekipa, którą dziś wzięła pod opiekę, dopiero rozpoczynała swą przygodę, zatem starała się dobrać jedną z najprostszych choreografii, aczkolwiek już po pół godzinie uznała, że warto przejść na wyższy poziom. Podnosiła poprzeczkę sekunda po sekundzie, ruch po ruchu, a jej podopieczni nie mieli dość. Nie kryła zaskoczenia, ale i nie protestowała, gdy dziewczynki wręcz błagały ją o więcej. Pokochali ją, a ona pokochała ich. W ten oto sposób poznali kilka podstawowych figur i postaw charakterystycznych dla hip-hopu, z których powstała druga, nieplanowana choreografia. Po ogłoszeniu zakończenia próby zamierzała iść się przebrać, ale zatrzymana przez młodą drużynę najpierw ustaliła z nią termin kolejnych ćwiczeń. Zazwyczaj takie informacje przesyłała mailowo, jednak widząc zapał tych wesołych maluchów, zdecydowała się na wyjątek. Nie potrafiła odmawiać i być może to sprawiało, że szybko zyskiwała sympatię.
Wracając do domu dwie godziny później, pojechała jeszcze do większego marketu na zakupy. W drodze odebrała połączenie od Julii, która przypominała o swojej wizycie i zapowiedziała przybycie na szesnastą. Irmina podejrzewała, że spotkanie potrwa jakiś czas, więc poza produktami na obiad wrzuciła do wózka sporą ilość przekąsek i butelkę ulubionego wina. Resztę dnia zarezerwowała na wypoczynek, dlatego mogła pozwolić sobie na epizod z wystawnego życia.
Po przekroczeniu progu mieszkania rozpakowała torby, przygotowała kieliszki oraz mały posiłek, a później oczekiwała już tylko pojawienia się przyjaciółki. I faktycznie, dzwonek do drzwi wybrzmiał dokładnie o umówionej godzinie, aż dziewczyna roześmiała się pod nosem. Wpuściła Julię do środka, po czym ponownie udała się do kuchni po naczynia. Postawiła na stolę salaterkę z chipsami i talerz z szarlotką, natomiast Wessler zajęła się rozlewaniem alkoholu. Irma dobitnie czuła jej dociekliwe, przenikliwe spojrzenie, lecz starała się do samego końca nie zwracać na nie uwagi. Tancerka nie zamierzała jednak zwlekać i od razu przeszła do dręczącego ją tematu.
-Więc opowiadaj. - ponagliła, zanurzając usta w czerwonym trunku. -Co się wczoraj stało?
-Włącz dyktafon. - westchnęła, przegryzając chipsy. -To historia z piekła rodem, w przyszłości będę ją powtarzała swoim dzieciom.
-Irma, błagam. - Julia niecierpliwiła się coraz bardziej. -Mam czas, wyspowiadasz się prędzej czy później. Nie wyjdę stąd bez konkretnych informacji.
-Powiedz mi, co ze mną jest nie tak?
Wessler odstawiła kieliszek na szklany blat, próbując zrozumieć sens pytania swojej rozmówczyni. Zawsze uważała, że niczego jej nie brakuje, bo tak naprawdę miała wszystko - urodę, wdzięk, talent i pasję. Czego jeszcze chce od życia ta niezrównoważona psychicznie wariatka?
-A coś jest nie tak? - spytała ostrożnie, nie spuszczając z niej wzroku, na co ta jedynie przewróciła oczami.
-Najwyraźniej, bo zaczepiają mnie sami niewychowani zboczeńcy. - jęknęła, podhaczając skórki przy paznokciach. Często to robiła, gdy się denerwowała. -Ci przystojni wydają się w ogóle niezainteresowani. A przecież byłam grzeczna i miła... Do czasu.
-Wybacz, nie wiem, o co ci chodzi. - skwitowała Jull, nonszalancko zakręcając swe loki na palcach. -Jaśniej, proszę.
Irmina nie mogła dłużej czekać, więc wyrzuciła z siebie wszystko, co od wczorajszego wieczora leżało jej na sercu. Nie owijała w bawełnę, nie oszczędzała na szczegółach. Długowłosa słuchała jej z uwagą, co jakiś czas przykładając dłoń do ust, próbując uwierzyć w to, co słyszy. Znalazła już odpowiedź na nurtujące ją pytanie - jej przyjaciółka nie wie, czego chce, być może dlatego, że faktycznie dostaje to, czego zapragnie, ponieważ ciężko na to pracuje. I zasługuje na to, jak nikt inny. Teraz jednak sukcesy nie były istotne. Została poproszona o pomoc w innej sprawie i właśnie zastanawia się, jak w dość delikatny sposób z niej wybrnąć.
-Hej, czemu tak bardzo się tym przejmujesz? - pocieszała blondynkę, gładząc jej ramię, po czym nabiła na widelczyk kawałek ciasta i wpakowała go do ust. -W Nowy Rok uparcie twierdziłaś, że samotność ci nie przeszkadza, a teraz ubolewasz, bo dałaś kosza nic niewartemu palantowi?
-Ale ten Mario był naprawdę przystojny. - szepnęła, wbijając wzrok we własne kolana. -To znaczy, ten drugi też, ale Mario miał w sobie coś takiego... Męskiego. Nawet miło się rozmawiało i nie potraktował mnie jak dziwkę. A tamten...
-Opisz mi, jak wyglądali. - zarządziła Julia, wciąż popijając wino. Cieszyła się, że przyjechała taksówką, gdyż dzięki temu nie musiała się ograniczać. -Ciekawe, czy dużo straciłam.
-Dużo. - Irmina uśmiechnęła się pod nosem. -Oboje elegancko ubrani, chyba z opóźnieniem przyjechali na imprezę. Niższy, brunet, dość dobrze zbudowany gęste brwi i cudny uśmiech... Wyższy raczej też umięśniony, blady, okropnie szczupły, lekki zarost... Blondyn, chyba farbowany... Nie pamiętam, było ciemno, mieli kurtki...
-Jakieś znaki szczególne? - drążyła podekscytowana, niespokojnie wiercąc się na kanapie. Dwudziestodwulatka aż bała się udzielać jakichkolwiek wskazówek, ponieważ znała zdolności Wessler do prorokowania oraz przypuszczania. I bywały momenty, jak ten, w których nie potrafiła ich znieść.
-Kolczyki w uszach. - rzuciła niepewnie, lustrując ją kątem oka. -Dziwne, prawda? A miłośnik nielegalnego seksu miał bardzo wąskie usta, gdy je zaciskał. Może ma problemy z mięśniami?
-Irmina... Przecież to musieli być Reus i Götze. - zawyrokowała, na co dziewczyna aż przewróciła oczami. Mogła się tego spodziewać. -Idealnie pasują do opisu!
-Tak? No popatrz, zupełnie, jak mój brat! A wiesz, dlaczego? Bo go nie mam! - zadrwiła. -Jull, kocham cię, ale daj już spokój tym chłopakom. Mnóstwo gości chce się do nich upodobnić, są idolami wielu ludzi.
-Jesteś głupią, rozpieszczoną jedynaczką. - warknęła, broniąc swoich racji. -Pokażę ci ich na zdjęciu i sama ocenisz, czy spotkałaś podróbki czy oryginały.
-Zapomnij! - zaprotestowała żywo, odsuwając się na bezpieczną odległość. Nie bała się, lecz przez liczne wizje zaprzyjaźnionej tancerki, zaczynała zwyczajnie wierzyć w ich prawdopodobieństwo. Rzeczywiście, niewiarygodna ilość faktów łączyła się ze sobą i to ją wręcz przerażało. Nie umiała myśleć o tym, iż naprawdę spotkała dwie gwiazdy dortmundzkiego klubu jednocześnie, z których pierwsza szalenie jej się spodobała, a druga zamierzała nieprofesjonalnie zaciągnąć ją do łóżka. Wisienką na torcie została Julia, niewidząca poza nimi świata. Podsumowując, zdecydowanie wolała tkwić w niewiedzy, niż załamać najbliższa osobę spoza rodziny. Nie zniosłaby tego.
-Dlaczego? - kobieta wydawała się wyraźnie zawiedziona, ale zaskakująco szybko odpuściła. -Rozwiałybyśmy wątpliwości.
-Ja nie mam wątpliwości. - odparowała zdecydowanie, chcąc uciąć temat. -Powiedziałam ci wszystko, więc nie drążmy tego dalej, okej? Może obejrzymy jakiś film?
Opróżniła swój kieliszek, zgarnęła w dłoń kolejną porcję chipsów i zaciągnęła swego gościa do półki z płytami. Zazwyczaj preferowała kompromisy, aczkolwiek teraz się nie ugnie, z czego jej znajoma zdawała sobie sprawę, więc bez słowa usiadły razem na podłodze, wybierając tytuły z pokaźnej kolekcji.
~~~
Usłyszał, że wróciła do domu, ponieważ do tego mieszkania tylko ich dwójka posiada klucze. Podniósł się i ujrzał ukochaną, pozbywającą się w przedpokoju wierzchniego odzienia. Podeszła do niego, zarzuciła ręce na szyję chłopaka, a na jego ustach złożyła namiętny pocałunek. Od razu dostrzegł, iż jej humor uległ znaczącej poprawie. Kilka godzin wcześniej poinformowała go, że wychodzi z koleżankami, by się odstresować, zatem nie zatrzymywał jej. Obecnie miał nadzieję, że wreszcie uda im się porozmawiać. Tancerka unikała tego tematu od rana, lecz obiecała mu, iż wtajemniczy go w wydarzenia wczorajszego wieczora. A on liczył, że tej obietnicy dotrzyma.
Ujęła jego dłoń i pociągnęła w stronę salonowej sofy. Nie naciskał, pozwolił jej się przygotować, czekał, aż wykona pierwszy ruch. Wtuliła się w jego bok, odetchnąwszy głęboko.
-Przepraszam, że to tak długo trwało. - odezwała się, gładząc jego tors. -Potrzebowałam odskoczni. Wybacz, że nie wybrałam ciebie, sądziłam, że spędzisz popołudnie z Marco.
-Tak planowałem. - przyznał. -Ale napisał mi wiadomość, że jedzie do rodziców. Zorganizowali rodzinny obiad i bardzo chciał zobaczyć Nico.
-Rozumiem. - cień uśmiechu przemknął przez jej twarz. -Mario, nie będę się nad tym rozwodzić, jedynie uspokoję cię, że nie stało się nic poważnego. Poszło o Irminę, wyłącznie z jej winy. Ubzdurała sobie, ze próbowałam zniszczyć jej występ.
-Jakim cudem?
-Zarzuciła mi, że atakowałam jej stopy. - pożaliła się, szczerze przybita trwającym od kilku lat konfliktem. -Nie wiem, z jakiego powodu aż tak mnie nienawidzi, ale to coraz bardziej mnie męczy. Jest świetną artystką, nigdy nie knułam intryg, by ją wygryźć, a ona po prostu się doczepiła.
-Racja, to przykre. - potwierdził piłkarz. -Ale nie masz wpływu na jej zachowanie. Naucz się ignorować te głupie zagrywki.
-Przecież się staram... Ale powoli każdy drobiazg stanowi powód do awantury...
-Może z nią porozmawiaj? - zasugerował, obejmując Ann ramieniem. -Pokaż jej, że najlepiej to skończyć, postąpisz o wiele dojrzalej, niż rewanżując się zaczepką na zaczepkę. To ją nakręca.
-Chyba powinnam. - zgodziła się, chowając policzek w jego obojczyku. -Niestety, obawiam się, że nic nie wskóram. Musiałabym być absolwentką psychologii, żeby mnie wysłuchała.
-A Marcel?
-Wygląda na to, że nie będzie się wtrącał, dopóki któraś z nas nie wyląduje na ostrym dyżurze. - roześmiała się. -Na pewno mu to przeszkadza, lecz woli trzymać dystans.
-Może to dobra taktyka. - Götze przeczesał włosy wolną ręką. -Aczkolwiek jeśli przez nią ucierpisz, zabiję ich oboje.
-Mario...
-Skarbie, to nie jest normalne. - przerwał jej, spoglądając w oczy wybranki swego serca. -Nie możesz dać sobą pomiatać.
-Wiem, z tym, że...
-Ona musi zrozumieć, że nazywasz się Ann-Kathrin Brömmel, posiadasz swoją godność i masz do niej prawo. W zespole współpracujecie na tych samych zasadach, więc niech wszyscy ich przestrzegają albo ja tam wkroczę.
-Kochanie, Irmina cię jeszcze nie poznała i uwierz, obie strony cierpią z tego korzyść. Jej najbliższa przyjaciółka szaleje za Marco, zatem lepiej nie dopuścić do ich spotkania, prawda?
-Prawda. - tęczówki szatyna momentalnie pociemniały. -Nie pozwolę Reusowi umawiać się z psychopatką.
-Czyli temat zamknięty?
-Temat zamknięty.
-A co robimy teraz? - Ann przygryzła wargę, wsuwając dłoń pod koszulkę sportowca. Wyczuła spinające się pod wpływem dotyku mięśnie.
-No, nie wiem... - jęknął, gdy palce blondynki badały jego podbrzusze. -Nie wpadłem jeszcze na pomysł idealny...
-Na szczęście zawsze możesz na mnie liczyć. - nim zdążył zareagować, wpiła się łapczywie w rozchylone usta chłopaka, przejmując nad nim całkowitą kontrolę.
~~~
Gorączkowo biegała po całym mieszkaniu, zaglądając we wszystkie kąty. Jej irytacja i rozpacz pogłębiały się z każdą minutą, ponieważ przetrząsała posiadłość już trzeci raz z rzędu, w myśl zasady 'do trzech razy sztuka'. Nie dopuszczała do siebie możliwości, że zniknął. Nadzieja umiera ostatnia.
Zadzwoniła do Julii, Marcela i Robina, lecz żadne z nich nie widziało go w ostatnim czasie. Nie wierzyła, że tak po prostu się zerwał, nigdy nie przytrafiło jej się coś takiego. Mogła zgubić go na zakupach lub podczas próby... Lecz nie zabierała go do szkoły tanecznej. A skoro nie znalazła go również w domu... Na sto procent przeoczyła jego zniknięcie po opuszczeniu Cocaine, kiedy pewien brunet uratował jej zdrowie. Nawet nie liczyła, że zwrócił uwagę na maleńki przedmiot, bo kogo by on obchodził. Zatem przepadł. Jej umiłowany nieśmiertelnik przepadł.
Łudziła się jeszcze, iż przypadkowy przechodzień natknie się na niego zupełnie przypadkiem i po poprawnym odczytaniu danych, zwróci stratę. Szanse na takie rozwiązanie wynosiły jednak jedną do miliona. Nie odzyska go. I uświadomiła sobie ten fakt ze łzami w oczach.
Tymczasem, kilka albo kilkadziesiąt kilometrów dalej, Marco Reus leżał w łóżku po powrocie od rodziców, obracając w dłoniach metalową blaszkę. Uśmiechał się do niej, jak do najcenniejszego skarbu na świecie, bo zdawał sobie sprawę, iż dzięki niej spotka się z pierwszą kobietą, która odrzuciła jego zaloty. Obmyślał już plan całego zajścia, przekonany, że rzuci mu się na szyję, gdy poinformuje ją o znalezisku i zrobi wszystko, by godnie się odwdzięczyć, a wtedy on zdobędzie to, na co czeka. Był tego pewien, jak miejsca w podstawowym składzie Borussii. Najpierw wypadałoby jednak odgadnąć, co zostało zawarte w treści nieśmiertelnika, bo na nią nie ma koncepcji. Medytował rano, przed posiłkiem z bliskimi i teraz, lecz szyfr nadal stanowił szyfr. I to go strasznie drażniło.
Poddał się parę minut po północy, odkładając kwintesencję swych rozważań na szafkę obok łóżka. Nie uzmysłowił sobie jednak, ile nieświadomego bólu zaserwował tym samym pewnej załamanej tancerce, której głównym marzeniem stał się powrót cennego przedmiotu wprost do jej rąk.
***
Tak, jak obiecałam i tak, jak napisałam na 'and love me harder': myślę o zawieszeniu, ale będę próbowała, jeśli uzbieracie 5 komentarzy. Jestem skłonna pomyśleć, że dacie radę, widzę to po liczbie wyświetleń. Także liczę na Was, mam nadzieję, że nie zawiedziecie. Pozdrawiam :)