poniedziałek, 11 czerwca 2018

Informacja

Dzień dobry Kochane!

Wow... Dziwnie znów tu być. Po takim czasie... 

Dobrze, postaram się krótko, zwięźle i na temat. Faktycznie, minęło mnóstwo czasu od mojej ostatniej aktywności tutaj (nie licząc komentarzy) i bardzo mi głupio, że za każdym razem obiecywałam Wam powrót, do którego ostatecznie nie doszło. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego.

To nie tak, że nie chciałam/nie chcę. Myślę, że wiecie, jak bardzo mi zależy na skończeniu tej historii. Ale moje życie w przeciągu tych dwóch lat bardzo się zmieniło. W zeszłym roku pracowałam nad licencjatem, co zabierało mi 80% czasu, a który obroniłam w październiku, po czym od razu pojawiła się szansa pracy w zawodzie. Ten rok z kolei to istny rollercoaster. Schudłam, zaczęłam chodzić na siłownię, dużo pracuję, bo udzielam jeszcze korepetycji, w weekendy studiuję podyplomowo, a od lipca zaczynam super pracę, na której bardzo mi zależało... Można powiedzieć, że częściowo spełniam swoje marzenia, jestem szczęśliwa, choć bywa tak, że spałam po 3-4 godziny na dobę... Pisanie bloga zeszło nawet nie na drugi, ale gdzieś na trzeci, czwarty plan. Pochłonęło mnie trochę wkraczanie w dorosłe życie... Zaczynając pisanie blogów miałam 19 lat, teraz mam 23... Wszystkie jesteśmy przecież starsze, priorytety ulegają zmianie...

Nie chcę nic obiecywać, bo nie wiem, jak to będzie. Myślę, że przede mną trudny, ale też wyjątkowy czas i chcę wycisnąć z niego jak najwięcej. Mam nadzieję, że jeszcze się tutaj spotkamy.

Kocham Was i dziękuję za cierpliwość ❤
euer dortmunder_mädchen

niedziela, 8 maja 2016

Dwadzieścia trzy: Zeznania

17. marca 2014, poniedziałek
   Na próbie stawiła się w zasadzie tylko ciałem. Duchem i myślami znajdowała się w zupełnie innym miejscu i najgorsze było to, iż nie do końca wiedziała, w jakim. Może utkwiła przy sobotniej nocy, może teleportowała się już do auta Reusa lub na komendę policji... Bo to właśnie dziś piłkarz odbierze ją po zajęciach i wesprze podczas składania zeznań. Za późno zorientowała się, że wybrała zły moment na powrót do tańca, lecz obiecała to choćby Marco, Marcelowi, a przede wszystkim sobie. Przecież to kochała. I tylko dlatego wierzyła, że sobie poradzi.
   Przyszedł jednak taki moment, w którym wszystko ją przerosło. Układ, który pokażą na mistrzostwach, przygotowali do piosenki opowiadającej romantyczną, miłosną historię z otwartym zakończeniem, co nie oznacza, że brakuje w niej bliskości. I właśnie na tym polegał problem, ponieważ Irmina nie potrafiła znieść dotyku mężczyzny. Mimo, iż bardzo dobrze znała Bena, rozumiała, że to tylko zadanie aktorskie, nie mogła się przełamać. Przed oczami wciąż stawał jej facet z Cocaine i ciosy, jakie przyjmował od Reusa. Próbowała, walczyła, ale kiedy Fornell dostrzegł zbierające się pod jej powiekami łzy, odpuścił i przerwał trening. Nie chcąc stresować jej obecnością pozostałych członków grupy, którzy i tak wyciągnęli już pewne wnioski, polecił im udać się do szatni, a sam wraz z Julią postanowił porozmawiać z Kastner. Wiedział niewiele, jedynie to, co usłyszał przez telefon od Woody'ego, ale nie zamierzał ciągnąć jej za język. Jemu również nasunęły się niezbyt optymistyczne przypuszczenia, lecz gdy łączył je z blondynem, nie widział żadnego związku. Marco wprawdzie nie lubił Irminy i snuł co do niej podłe plany, ale on nie wierzył, że jego wieloletni przyjaciel posunąłby się do czegoś takiego. Nie wierzył i nawet nie chciał o tym myśleć.
   -Irma... - usiadł na krześle obok i ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu, kiedy ocierała mokre policzki. Jull natomiast kucnęła tuż przed nią i podała dziewczynie paczkę chusteczek higienicznych, które ta z wdzięcznością przyjęła.
   -Dziękuję. - wydukała, hamując nagromadzoną ciecz. -Tobie też dziękuję, Forni, za to, że skończyłeś tą męczarnię. Przepraszam, wiem, że to nie ma tak wyglądać...
   -Powiedz nam, co się dzieje. - poprosił chłopak, delikatnie gładząc jej plecy. -Zniknęłaś na kilka dni, nie dawałaś żadnego znaku życia, a teraz wracasz i jesteś cieniem samej siebie. Martwiliśmy się...
   -Wybaczcie mi to, przysięgam, że będzie lepiej. Niedługo się pozbieram i zapomnimy o dzisiejszym niewypale.
   -Kochanie, ktoś cię skrzywdził? - spytała bezpośrednio Wessler. Marcel posłał jej karcące spojrzenie, ale nie zwróciła na to uwagi. -Myślę, że powinnaś to z siebie wyrzucić, ulży ci. Uciekałaś dziś od Bena jak poparzona. Ktoś cię...
   -Nie umiem o tym rozmawiać. - wtrąciła, zgniatając trzymaną w palcach chusteczkę. -Nie umiem, nie chcę... Jedyne, o czym mogę was zapewnić, to fakt, że nie zostałam z tym sama. Jest ktoś, kto ogromnie mi pomaga stanąć na nogi. Nie gniewajcie się, ale ta osoba naprawdę ma pojęcie o tej sytuacji, wie, co robić, jak działać... Bez niej nic by się nie udało. Przynajmniej mam pewność, że wyjdę z tego silniejsza.
   -Ale pamiętaj, że możesz na nas liczyć. - zapewniła ją Jull. Marcel natomiast zamilkł. Jeśli ta tajemnicza postać, którą opisała Irmina, nazywa się Marco Reus, będzie musiał go przeprosić. Od oprawcy do wybawiciela. Od zera do bohatera. Czy w jego przypadku to możliwe? -Gdybyś nas potrzebowała, dzwoń, pisz, nawet przyjeżdżaj. O każdej porze dnia i nocy.
   -Dzięki, zapamiętam. - uśmiechnęła się, ogarniając wzrokiem ich twarze. -Jesteście naprawdę wspaniali i nie wiem, co bym bez was zrobiła.
   -Zapewne nie trafisz bez nas do domu. - mruknął tancerz, na co Irma zmarszczyła czoło, nie mogąc odgadnąć, co miał na myśli. -Mówiłaś, że nie przyjechałaś dziś samochodem.
   -Nie, dziś wyjątkowo tramwajem. Ale jak to się ma do rzeczy?
   -Możemy cię podwieźć. Zaraz po próbie jadę do Julii, więc to żaden problem...
   Wykrzywił usta w grymasie, kiedy napotkał wymowny uśmiech swojej koleżanki, dzięki któremu zorientował się, jak to zabrzmiało. Jego sympatia natomiast przybrała wyrazistych rumieńców na policzkach, rezygnując z jakiejkolwiek reakcji. Domyślała się, że przyjaciółka i tak odpyta ją z całego wieczoru i nie przyjmie do wiadomości, że nie zaplanowali nic nadzwyczajnego i sprośnego. Kastner nie przeszkadzałoby to jednak w najmniejszym stopniu, ponieważ cieszy się ich szczęściem i kibicuje im od samego początku. Czasami żałowała nawet, iż Marcel tak późno zdecydował się na podjęcie pierwszych kroków, nie wierząc w swoje szanse w oczach Wessler. Ale, jak głosi stare przysłowie: lepiej późno, niż wcale.
   -Nie musisz, spokojnie. - odpowiedziała na jego propozycję, nie chcąc dłużej trzymać pary swoich znajomych w zakłopotaniu. -Czeka na mnie... Sprawa do załatwienia, więc nie wybieram się jeszcze do domu. Ale miło, że się zatroszczyłeś. I naprawdę nie przejmujcie się moim zachowaniem. Nie dzieje się nic strasznego.
   Puściła oczko do nich obojga, po czym skierowała się do szatni z nadzieją, że zastanie ją pustą. I prawie trafiła - w drzwiach minęła się z Ann-Kathrin, która jako ostatnia opuszczała pomieszczenie. Zignorowała jej chłodne, aczkolwiek niespokojne spojrzenie i po zajęciu swojego miejsca, zerknęła w wyświetlacz telefonu. Dosłownie kilka minut temu otrzymała wiadomość. Od Marco.

"Nie mam pojęcia, czy dobrze trafiłem, ale adres się zgadza... Tak czy inaczej, czekam =)"

   Czeka. Już. A ona siedzi i gapi się w ekran, myśląc jednocześnie, że chyba zwariował. Pracuje tutaj z grupą najlepszych przyjaciół, a on, jak gdyby nigdy nic, wystawia się na widok publiczny, pozwalając im tworzyć plotki. Przestało zależeć mu na prywatności? Czy chce wszystkim pokazać, że tak dobrze ją zna? Ale po co?
   Nie traciła czasu. Wzięła szybki prysznic, przebrała się i po kilkunastu minutach była już spakowana i gotowa do wyjścia. Nie miała z kim się pożegnać, ponieważ Julia została jeszcze w łazience, a Marcel zapewne na nią czekał, nie wiedziała jednak, gdzie, nie widziała go. Wybiegła więc na zewnątrz, a piłkarz od razu rzucił jej się w oczy. Stał przed maską swego luksusowego wozu, opierając się o nią nonszalancko i zerkał w iPhone'a, lecz gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi, podniósł głowę, po czym automatycznie się uśmiechnął. A ona odwzajemniła ten drobny, ale wiele znaczący gest. Bo od jakiegoś czasu nie istniał człowiek, z którym dogadywałaby się choć odrobinę lepiej. Bo od jakiegoś czasu nie istniał człowiek, z którym spędziłaby więcej wolnych dni, niż z nim.
   -Mógłbyś chociaż spróbować dopasować się do otoczenia. - mruknęła, kiedy była już na tyle blisko, że docierały do niego jej słowa. -Burżuazja z Phoenix See... Jakim cudem takie buractwo pojawia się pod zwyczajnym studio tańca dla zwyczajnych ludzi?
   -Cóż... Czasem nawet arystokracja chce pooddychać normalnym powietrzem. I jeżeli niższa warstwa społeczna nam to umożliwia, chętnie korzystamy.
   -Chrzań się, szlachcicu. - zamachnęła się nad jego głową, przez co roześmiał się głośno. -Cześć.
   -Cześć, plebsie.
   Dźgnęłaby go w żebra, gdyby w porę nie zareagował. Nie zdążyła, gdyż objął ją po przyjacielsku ramionami, ona natomiast wspięła się na palce i na powitanie pocałowała go w policzek. Moment później wsiadali już do Astona Martina, a Marco uruchamiał jego silnik. Śmiali się i przekomarzali, w ogóle nie roztrząsając tego, co czeka ich za jakieś pół godziny. Zajęci sobą, nie zdawali sobie nawet sprawy, że ktoś ich obserwuje. Z jednej strony patrzyła na nich Ann-Kathrin, niewiele rozumiejąc z załączonego obrazka i wystukująca już treść sms-a do Iny. Z drugiej przez okno wyglądał nie kto inny, jak Marcel, wciąż dochodzący do siebie po tym, czego właśnie został świadkiem. Uświadomił sobie dwa istotne fakty: po pierwsze - Reus nie był tym, który zrobił jej krzywdę. Irmina się go nie bała, prawdopodobnie on, jako jedyny mężczyzna, nie budził w niej wstrętu. A po drugie, oboje najwyraźniej zaufali sobie na tyle mocno, że on coraz mniej wierzył w to, iż kiedykolwiek, z jakiegokolwiek powodu się znienawidzą.

~~~

   -Panie komendancie, czy te pytania naprawdę są konieczne? - pomocnik dortmundzkiej drużyny po raz kolejny podniósł głos, nerwowo przechadzając się wzdłuż sali. Wiedział, że niewiele wskóra, ale powoli nie mógł już patrzeć na cierpienie tancerki. Przesłuchanie ją wykańczało i nieciężko było to dostrzec. -Może chce się pan jeszcze dowiedzieć, jaką bieliznę wtedy założyła, co?
   -Proszę pana. - policjant oderwał długopis od kartki, obdarzając blondyna surowym spojrzeniem. -Bardzo proszę o spokój. Doskonale pan wie, jakie procedury nas obowiązują, więc proszę nie utrudniać nam pracy. To dla obojga państwa trudne doświadczenie, ale proszę mi wierzyć, zbliżamy się już do końca.
   -Więc jak długo...
   -Marco, byłabym wdzięczna, gdybyś usadził swój szanowny tyłek na tym fotelu i nie odzywał się nieproszony. - wycedziła Irmina, zacisnąwszy na chwilę powieki. -Dam sobie radę, zobaczysz, więc nie wtrącaj się. W ten sposób nie wyjdziemy stąd szybciej.
   Przyjrzał jej się zaskoczony, ale kompletnie nie zwróciła na niego uwagi, skupiając się na kolejnej udzielanej odpowiedzi. Wykonał czynność, której od niego zażądała i zmusił się do milczenia, wysłuchując jej opowieści. Była silniejsza, niż sądził. Jej twarz zdradzała zdecydowanie wszystkie emocje, które aktualnie nią targały i podczas gdy jego ten widok rozbijał na części jak kula idealnie ustawione kręgle, ona strach i ból tłumiła w sobie. Podziwiał ją, a ona dała mu kolejny dowód, na to, że szalenie różni się od Carolin. Wprawdzie nie towarzyszył jej przy składaniu zeznań, bo nie wyraziła na to zgody, ale jej ojciec powiedział mu, że na komisariacie pojawiła się tak roztrzęsiona, iż cały proces przełożono na kolejny dzień. Irmina natomiast zaskoczyła go profesjonalnym podejściem do tematu. Okej, uchronił ją od najgorszego, ale to nie umniejsza temu, co i tak przeszła. A jednak znalazła siłę, by dotrzeć tutaj i sprawić, że sprawiedliwości stało się za dość.
   -Dziękuję. - rzucił niespodziewanie mężczyzna w mundurze, dzięki czemu Irmina oprzytomniała. Spojrzała na niego pytająco, obserwując jak składa ze sobą kartki papieru. -To wszystko. Proszę przeczytać protokół, potwierdzić jego zgodność i złożyć podpis wraz z datą w wyznaczonym miejscu. I proszę się nie spieszyć, ponieważ to, co państwo zeznali, będzie ważne w dalszym etapie postępowania.
   -Dalszym etapie? - jęknęła Kastner, sięgając po leżące na stole dokumenty. -Co jeszcze musimy zrobić?
   -Cóż... Wnioskuję, że chce pani wnieść akt oskarżenia? - wyjaśnił komendant, a dziewczyna pobladła. -Tą drogą sprawa trafi do sądu.
   Odwróciła się do Marco, który patrzył na nią, podając jej sygnał do podjęcia decyzji jak na tacy. Znów się zamyśliła. Odważyła się już na wiele, wielu trudnościom podołała, ale nie była pewna, czy warto brnąć w to dalej i ciągnąć za sobą noc, o której chce przecież zapomnieć. On zapewniał ją, że będzie, że pomoże, ale ona nie czuła potrzeby mieszania im w życiorysach. Tym bardziej, że nie stoją na przegranej pozycji.
   -A to nie wystarczy? - wskazała na przekazane jej do analizy zeznania. Policjant zmarszczył czoło.
   -Nie oskarży go pani o próbę gwałtu? - powtórzył, chcąc zyskać pewność, że do Irminy dotarło, o co się rozchodzi. Przebiegła wzrokiem po ich twarzach, usiłując odgadnąć, czego oczekują.
   -Irma...
   -Nie, Marco. Nie oskarżę go. - oświadczyła stanowczo, wysyłając tym samym jasny przekaz obu panom. -Przecież już coś na niego macie, prawda? Jeśli możecie go zamknąć lub wytoczyć następny proces na tej podstawie, nie chcę już nic dodać.
   -W porządku. - podsumował mundurowy, splatając ze sobą dłonie. -W takim razie proszę o państwa podpisy i na tym zakończymy.
   Jak powiedział, tak zrobili i parę minut później wychodzili już z gabinetu komendanta, obiecując mu pozostanie w kontakcie. Marco milczał, a z Irminy dopiero spływały wszystkie emocje. Nie pokazywała mu tego, ale gdy otworzył przed nią drzwi od strony pasażera, a sam zasiadł za kierownicą, zobaczył płynące po jej policzkach łzy.
   -Hej, już po wszystkim... - powiedział łagodnie, kładąc dłoń na jej kolanie. -Masz to za sobą, byłaś bardzo dzielna.
   -Przepraszam... - szepnęła, ukrywając twarz za rękoma. Nie zastanawiał się długo - wyszedł z wozu i obszedł go wzdłuż maski, by następnie przytulić ją do siebie. Jej ciałem wstrząsały delikatne dreszcze, ale znał jej możliwości, był przekonany, że ustąpią. Zachowywał zimną krew, bo w sumie znajdował się już w o wiele gorszych sytuacjach. A ona nie dostarczała mu takich atrakcji.
   -Za co przepraszasz? - spytał, przerywając dłuższą chwilę ciszy. Nie naciskał, miał czas, nie spieszył się. -Przeskrobałaś coś?
   -Nie gniewasz się na mnie? - zareagowała, obrzucając go lekko zaskoczonym spojrzeniem. Zmarszczył brwi. -Nic nie mówiłeś... Myślałam, że wkurzyłeś się za ten sąd...
   -Żartujesz? - uśmiechnął się delikatnie, wygładzając kciukiem jej żuchwę. -Cukiereczku, to twój wybór i ja go akceptuję. W zasadzie masz trochę racji: po co rozdrapywać stare rany, skoro mają na niego haczyk. A raczej duży hak. Niedługo powinien wrócić na swoje miejsce.
   -Cieszę się, że rozumiesz. Po prostu nie chcę już o tym wspominać.
   -Jasne. Jak się czujesz? - ponownie uniósł kąciki ust, kiedy pokazała mu skierowany ku górze kciuk. -Więc co dalej? Powinnaś odpocząć.
   -Yhm... Zawieziesz mnie do domu? Prześpię się i pojadę do rodziców... Na przykład pod pretekstem kolacji. - omiotła wzrokiem jego buzię, szukając konkretnych informacji. -Nie masz nic przeciwko?
   -Mogę mieć, jeśli chcesz. - puścił do niej oczko, na co wystawiła język. -Żartuję. Przyda ci się ta wizyta. To co, spadamy?
   -Marco... - pociągnęła go za rękaw kurtki, gdy zamierzał odejść. Odwrócił się i pochylił tak, by złapali kontakt wzrokowy. -Dziękuję ci jeszcze raz. Bez ciebie by się nie udało.
   -Nie zapomnij, że kiedyś sam mogę wpaść w jakieś kłopoty. I niewykluczone, że wtedy to ja będę potrzebował ciebie.
   Gdy niedługo potem mknęli ulicami miasta, zorientowała się, że chyba zyskała w nim przyjaciela. I że nigdy dotąd z nikim nie przebyła drogi do tej fazy znajomości w tak krótkim czasie.

~~~

20. marca 2014, czwartek
   -Mówiłaś, że już po wszystkim. - fuknęła do siedzącej naprzeciwko, skonsternowanej przyjaciółki. -Najwyraźniej coś ci nie wyszło.
   -Ann, ja naprawdę nie rozumiem, o czym ty mówisz! - powtórzyła już po raz kolejny tego wieczora. -Na własne oczy widziałam, jak się kłócą, nawet nie dała mu szans, by się wytłumaczył. Gdy wyjeżdżałam z parkingu, ona akurat wybiegała z klubu, Marco jej nie ścigał. Nie mogli już później rozmawiać, przysięgam!
   -A co się stało później?
   -Tego niestety nie wiem... - Toennes westchnęła ciężko. -Ale nie sądzę, żeby zawróciła, urażona duma zapewne jej na to nie pozwoliła.
   -A jednak jakoś doszli do porozumienia.
   -Skąd ty masz takie info, co? - burknęła oburzona, że ktoś podważa jej szpiegowskie umiejętności. -Nie było cię tam, więc...
   -Czekał na nią w poniedziałek po próbie, dokładnie pod naszym studio. - wyjaśniła z końcu, z irytacją przewracając oczami. Zaskoczona Ina otworzyła szeroko usta. -Przytulali się, śmiali, ona pocałowała go w policzek, ogólnie sielanka. Na końcu wsiedli do auta i najzwyczajniej w świecie odjechali. I co, nadal będziesz mi wpierać, że się nienawidzą i mamy ich z głowy?
   -Zrobiłam to, co do mnie należało.
   -Ale niedokładnie.
   -Może ją przeprosił? - wizażystka uniosła brwi, podnosząc się z kanapy, na co Brömmel prychnęła lekceważąco. -A ona go polubiła, więc mu wybaczyła. Jeśli byli umówieni, to ją odebrał, ot cała filozofia.
   -Reus i przeprosiny? Irmina i wybaczanie? - ironizowała Ann. -Błagam, nie żartuj ze mnie. Prędzej spłonę w piekle, niż oni zapoznają się z tymi dwoma pojęciami.
   -Ja tylko przypuszczam. - mruknęła pod nosem. -Coś musiało się wydarzyć, skoro nadal są w kontakcie...
   -Tak i dlatego...
   -Powinniśmy odpuścić. - wtrąciła Ina, napotykając surowe spojrzenie Ann-Kathrin. Zmarszczyła czoło, zatrzymując się na moment w miejscu. -No co? Przecież nie ma sensu ciągnąć tego dalej.
   -Marco ją skrzywdzi, prędzej czy później, a ona głupia mu zaufała... Szkoda, że nie widziałaś, jak na niego patrzyła... To aż bolało. Raczej nie są parą, ale coś zaczyna się dziać, a ja nie chcę do tego dopuścić. Dla jej dobra.
   -Od kiedy tak się o nią troszczysz, co? - spytała zaciekawiona, opierając dłonie o kanapę. Zmieszana tancerka opuściła wzrok. -Najpierw usiłujesz ją zniszczyć i prosisz mnie o pomoc, więc wystawiam swój związek na próbę, żeby udawać, że podrywam farbowanego blondasa, a potem nagle łagodniejesz? Zastanów się, czego chcesz, dziewczyno!
   -Potrzebujemy jej w dobrej formie. - oświadczyła, zamykając tym samym usta Toennes. -W poniedziałek była dziwna, przygaszona, wręcz nieobecna, a po treningu płakała, co Marcel i Wessler efektywnie zamaskowali przed resztą grupy. Od razu pomyślałam, że Marco maczał w tym palce, ale pojawił się jak na zawołanie, a ona niemalże rzuciła mu się na szyję... Więc zgubiłam wątek. Nie mam pojęcia, co ich łączy, ale raczej nie to, co powinno.
   -Kochana, przesadzasz. - Ina pokręciła głową z delikatnym uśmiechem. -Na samym  początku powiedziałam ci, że to głupi pomysł, ale mnie nie słuchałaś. Przegrałaś, pogódź się z tym. Irmina doskonale zdawała sobie sprawę, że chciałam go uwieść, zrobiła mu awanturę, czyli była zazdrosna... Ale potrafiła o tym zapomnieć. Dajmy już spokój, bo obawiam się, że więcej nie zdziałamy, nie wpłyniemy na to, co jest między nimi.
   -Może spróbujmy jeszcze raz...
   -Nie będę dłużej ryzykować. - stanowczo ucięła temat, unosząc ręce w poddańczym geście. -To cud, że Dennis jeszcze się nie domyślił, ale nie będę kusić losu. To ich życie, a ty zajmij się swoim. Weź pod uwagę, że Reus jest najlepszym przyjacielem twojego chłopaka, nie spieprz im tego.
   AK zerknęła na nią niepewnie, przygryzając do tego wargę. Nie wiedziała, co ma robić, czuła się postawiona pod ścianą. To prawda, że nie przepadały za sobą z Irmą, ale mimo to, chciała chronić koleżankę przed realnym zagrożeniem, którego ona nie dostrzegała. Chodziło przede wszystkim o kwestie zawodowe i jej dobrą dyspozycję, ale po cichu liczyła też na to, że jeśli pokaże Kastner, jaki naprawdę jest jej najnowszy znajomy, ta zmieni zdanie i zdecyduje się wreszcie z nią porozmawiać. Z drugiej jednak strony, jeśli nie przeraziło jej to, że w jej obecności Marco ulega względom innych kobiet, mało tego, jakimś magicznym sposobem przekonał ją do siebie po tym incydencie, chyba faktycznie jest bezradna. Jednego była jednak pewna: przejedzie się na nim, choćby ten dwoił się i troił. Nie wierzyła w jego magiczne przemiany, nie miała jednak pojęcia, że takowa już nastąpiła. Tliła się w niej jedynie nadzieja, że jego prawdziwy charakter nie ujrzy światła dziennego na krótko przed zawodami, bo to oznaczałoby Irminę w fatalnej kondycji. A tego by sobie nie darowała.
   -Dobrze, zostawmy ich w spokoju. - poddała się ostatecznie, widząc tryumfujący uśmiech na ustach Iny. Chcąc zachować resztki godności, założyła ręce na piersi. -Ale będę ich obserwować. I zdziwisz się, jeśli jeszcze wyjdę z tego zwycięsko.
   -Yhm... - Toennes pokiwała głową, uświadamiając blondynce, że nie do końca się z nią zgadza. -To się dopiero okaże. Ale jeśli masz rację, przyjdę do ciebie z gratulacjami.
   Obie zlustrowały się wiele mówiącymi, porozumiewawczymi spojrzeniami, bo nigdy nie przypuszczały, że założą się o przyszłość dziewczyny, której tak naprawdę nie darzą ogromną sympatią, lecz jednocześnie usiłują jej pomóc. Bo kto w ogóle spodziewał się, że relacja tej dwójki z czasem zacznie wywoływać tak wielkie emocje i stawiać wiele znaków zapytania, nie tylko w kręgu ich znajomych?

***

Wpadam z kolejnym, nieco lepszym od poprzedniego. I w tym miejscu muszę podziękować Euphory R, która zmotywowała mnie snapem z wrzeszczącym na mnie Kloppem... Pomogło! :D

Jest cień szansy, że w piątek pojawi się rozdział na drugim blogu, ale podkreślam - cień. Jeśli tak się nie stanie, będzie pewnie po weekendzie (taką mam nadzieję i plan).

Do usłyszenia❤

A, i dużo dużo dużo komentujcie! Bo serio zaczynam myśleć, że zniknęłyście :p

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Dwadzieścia dwa: Wsparcie

15. marca 2014, sobota
   Po raz pierwszy w życiu obejrzała dziś mecz piłki nożnej, jednak po ostatnim gwizdku nie kryła osobistego rozczarowania. Borussia Dortmund przegrała na własnym stadionie z imienniczką z Mönchengladbach, a Marco Reus nie zagrał w tym spotkaniu ani minuty. Gdy widzieli się w czwartek, nie wspominał jej o problemach sportowych, a jednak tego popołudnia nie pojawił się na murawie. I przez cały czas zastanawiała się, dlaczego.
   Miała niejedną okazję, by poznać odpowiedź na nurtujące ją pytanie, bowiem piłkarz wysłał do niej kilka sms-ów, lecz nie odpisała na żaden. W każdym z nich chciał po prostu dowiedzieć się, jak się czuje i czy wszystko u niej w porządku, ponieważ odkąd wyszła z jego apartamentu, nie dawała znaku życia. Niby nic takiego - Marco zwyczajnie się o nią martwił, ale jego troska sprawiała, że wszystkie wspomnienia środowej nocy wracały, doprowadzając ją do paniki oraz zdenerwowania. Nie chciała o tym pamiętać, niestety, robiła to wbrew własnej woli. Nie zdawała sobie sprawy, że gdyby po prostu poinformowała Reusa, że jakoś się trzyma, że się stara, ten, uspokojony poprawą sytuacji, na pewno by odpuścił. Nie pomyślała o tym. Zamiast tego, z każdą jego wiadomością było coraz gorzej.
   Wieczorem zamierzała pobiegać, lecz w ciągu naprawdę krótkiej chwili ogarnął ją dziwny strach. Bała się, że mężczyzna, który chciał ją skrzywdzić, ciągle ją śledzi, by dokończyć swe dzieło. Że czatuje pod jej wieżowcem i tylko czeka, aż opuści swoje mieszkanie. A nawet, że zapuka do jej drzwi, a potem napadnie ją w progu. Im dłużej sobie to wyobrażała, tym silniejsze stawały się jej obawy. Zamki były zaryglowane, więc teoretycznie nic jej nie groziło, ale ta świadomość jej nie wystarczała. Wpadła w panikę, łzy bezradności spływały po jej policzkach, a ona sama zamknęła się w sypialni, po czym wskoczyła do łóżka i naciągnęła kołdrę na głowę. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, zrozumiała natomiast, iż przez najbliższe dni nie powinna zostawać sama, nie może się izolować. To samo powiedział jej Marco, ale go nie słuchała. Wtedy sądziła, że będzie potrzebowała odpoczynku. Teraz dotarło do niej, że popełniła błąd.
   Drżała, może z zimna, może z przerażenia, nie umiejąc tego opanować. Nie potrafiła nad tym zapanować, nie kontrolowała własnego ciała. Płacz systematycznie ją wykańczał, liczyła więc na to, iż niedługo zaśnie, a gdy obudzi się rano, jej stan psychiczny wróci do normy. I może właśnie tak by się stało, ale gdy po raz kolejny wciskała twarz w poduszkę, zadzwonił telefon. Podejrzewała też, kto za tym stoi, zatem otworzyła jedno oko i zerknęła na wyświetlacz leżącego obok aparatu. Nie myliła się. Mało tego, postanowiła wreszcie schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc...
   -Marco. - szepnęła, próbując zabrzmieć jak najbardziej naturalnie, co okazało się zadaniem nie do wykonania. -Przepraszam...
   -Irma, jeśli sądzisz, że takie "przepraszam" mnie satysfakcjonuje, to jesteś w błędzie. - fuknął, nie dając jej dojść do głosu. -Wiesz, ile czasu minęło od mojego ostatniego sms-a? Jakieś cztery godziny! Na litość Boską, co robiłaś tak długo? Coś się stało? Irmina...
   -Jesteś w domu? - wydukała cicho. Wiedziała, że Reus przerwał swą pretensjonalną paplaninę, bo zorientował się, że coś nie gra. -Jeśli...
   -Daj mi 15 minut. - wtrącił stanowczo. Nie potrzebował żadnego "przyjedź" ani "proszę", sam sposób, w jaki się wypowiadała, zdradzał, że jest źle i automatycznie pożałował, że na nią naskoczył. -No, góra 20. Jest sobota, ludzie imprezują, przejazd przez miasto może nie być prosty.
   -Okej, czekam.
   -Irma, będzie dobrze. - dodał, chcąc podnieść ją na duchu. -Nikt ci nic nie zrobi, słyszysz? Wytrzymaj jeszcze trochę...
   Nie odpowiedziała, ale zyskał pewność, iż jego słowa do niej dotarły, więc nie zwlekając, przebrał się w błyskawicznym tempie, odszukał kluczyki do wozu, po czym zwyczajnie ruszył w trasę. Bił się z myślami, nie mając pojęcia, czy dobrze postępuje, co zastanie na miejscu, dlaczego dziewczyna prosi go o pomoc... I dlaczego w ogóle go to interesuje. Czuł się winny? A jeśli problem nie ma żadnego związku z napaścią pod Cocaine, a blondynka chce jedynie sprawdzić, czy naprawdę może na nim polegać? A jeśli uległ swojej naiwności i w rzeczywistości nie wydarzyło się nic strasznego? Brał te opcje pod uwagę, jednak z drugiej strony nie potrafił w nie uwierzyć. Kastner jest, jaka jest, ale nie ściągałaby go do siebie w sobotę o dwudziestej trzeciej. Był o tym przekonany.
   Z duszą na ramieniu pukał do drzwi jej mieszkania, natomiast oczekując jej reakcji odnosił wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie. Chciał dowodów, konkretów i w tym celu musiał ją zobaczyć. Sekundy płynęły, ale na korytarzu piętra wciąż panowała głucha cisza. W końcu zniecierpliwiony i nieco poddenerwowany podniósł się do dzwonka, lecz nie zdążył go wcisnąć, gdyż w tym momencie zazgrzytał klucz w zamku, a następnie tancerka pojawiła się w progu. Patrzyli na siebie, nie wypowiadając nawet słowa. I dopiero, kiedy Reus odważył się wykonać krok do przodu i wszedł do środka, puściły jej nerwy, przez co bez namysłu rzuciła mu się na szyję, wylewając kolejny potok łez. Chłopak przytulił ją mocno, tępo spoglądając przed siebie. Cierpiała przez niego. Zranił ją, choć nawet tego nie planował. A przynajmniej nie w ten sposób.
   -Przepraszam. - powiedziała, choć usłyszał to od niej, gdy niedawno rozmawiali przez komórkę. -Za to, że popsułam ci wieczór i że musiałeś czekać. Zamknęłam się w łazience, żeby zmyć makijaż, chciałam po prostu wyglądać... Hmm... Mniej strasznie.
   -A jak się czujesz? - spytał, nadal nie odwracając wzroku. Jeszcze nie potrafił spojrzeć jej w twarz. -Chociaż odrobinę lepiej?
   -Myślę, że tak. Dziękuję, że jesteś... Nie zdajesz sobie sprawy, ile to dla mnie znaczy. Mogłam skontaktować się wyłącznie z tobą, bo nikt inny o tym nie wie... Nie chciałam niepotrzebnych pytań i zbędnych sensacji.
   Pokiwał głową, na co wskazała mu drogę do salonu, a ona poszła do kuchni przygotować dla nich obojga ciepły napój. Próbowała się uspokoić, co przychodziło jej o wiele łatwiej, gdyż obecnie była świadoma, że już nic jej nie grozi. Woody z kolei obserwował jej ruchy, intensywnie myśląc, w jakim kierunku poprowadzić ich konwersację i jak ją w ogóle zacząć. Chciałby wiele jej przekazać, wyrzucić to, co ma w umyśle, lecz nie był pewien, czy powinien. I czy ona chce o tym słuchać.
   -Zdradzisz mi, co doprowadziło cię do takiego stanu? - zagadał, kiedy na stoliku postawiła kubki z parującą herbatą. Zerknęła na niego zaskoczona, ale nie odpuścił. W zasadzie po to tutaj przyjechał, więc zacisnęła usta i usiadła obok niego, mentalnie zbierając siły do swojej spowiedzi. Nie będzie lekko, ale ufała mu, bo ją rozumiał.
   -Wystraszyłam się. - szepnęła zawstydzona. Przy nim wszystkie te urojenia o czyhającym na nią gwałcicielu wydawały się wręcz absurdalne... -To przyszło tak szybko, sparaliżowało mnie... Wmawiałam sobie, że on na mnie czeka, że mnie śledzi i obserwuje, że będzie mnie osaczał, bym nie miała szans wyjść z domu... Chore, prawda? Ale tak właśnie było... Upominałeś mnie, bym nie zostawała sama, bym przebywała z ludźmi... Cóż, chyba muszę odwiedzić rodziców.
   -Powinnaś. - potwierdził, posyłając jej ciepłe spojrzenie. I kiedy tylko podniosła wzrok, znów dostrzegł ten ból. Walczyła, starała się być dzielna, lecz zbyt wiele przeszedł z tym mężczyzną, by umknęły mu takie detale. -Irma, nie obrażę się, jeśli stwierdzisz, że to moja wina... Oboje gdzieś tam w głębi wiemy, że ponoszę za to odpowiedzialność... Gdybyś się zdecydowała... Pracuje z nami bardzo dobry psycholog, niejednego z nas podniosła już na duchu. Wystarczy jedno twoje słowo i załatwię ci tą wizytę.
   -Marco, co ty pieprzysz? - obruszyła się, marszcząc brwi. -Sugerujesz, że aż tak ze mną tragicznie? Kurde, w sumie to...
   -Nie dąsaj się. Zaproponowałem ci profesjonalną pomoc, bo troszczę się o twoje zdrowie psychiczne! Uważasz, że ta panika to nie zaburzenie? Mało tego, gdybym był na twoim miejscu, zgłosiłbym to na policję i właściwie zastanawiam się, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś. Złożysz zeznania, jego zamkną z powrotem w więzieniu, a ty odzyskasz spokój.
   Patrzyła na niego ze strachem, modląc się, by tego nie zauważył. Zgadzała się z nim, jego rozwiązanie byłoby dobrym posunięciem, lecz nie była jednocześnie pewna, czy temu podoła. Samo wspominanie tamtej nocy budziło w niej lęk, a fakt, że musiałaby jeszcze raz o tym opowiadać, być może znów zmierzyć się z oprawcą twarzą w twarz, dobijał ją podwójnie. Szukała w głowie szybkiej wymówki, bo Marco wyraźnie oczekiwał jej odpowiedzi, oczywiście w nadziei, że mu przyklaśnie. Nie tym razem... I ściema, którą znalazła, wcale nie była taka beznadziejna.
   -Już nie pamiętasz, co mu zrobiłeś? - rzuciła lekko drżącym głosem. Umiejętności aktorskie ją zawiodły, bowiem piłkarz zorientował się w jej zamiarach, lecz zmarszczył czoło, dając jej chociaż szansę na wyrażenie swojego zdania. -Zmasakrowałeś mu twarz. Jeśli oskarży cię o pobicie, na własne życzenie narobimy sobie problemów.
   -Prawo trzyma naszą stronę. - odpowiedział stanowczo, bo dobrze wiedział, co mówi. -To on już kiedyś został skazany, on popełnił przestępstwo i on za to zapłacił. Kilka poprzestawianych kości i tak nie robi mu różnicy.
   -Nie mamy świadków...
   -Masz mnie i to wystarczy. Powiesz im, co się wydarzyło, a ja to potwierdzę. Nie uwierzą mu, jeśli zaprzeczy, nie wiem w ogóle, na jakich zasadach go wypuścili, może za dobre sprawowanie, jeśli tak, no to mocno poszaleli... Irmina, proszę cię. - przysunął się do niej i pozwolił, by wypłakiwała się w jego ramię, skoro właśnie tego potrzebowała. -Nie powinienem naciskać, ale oboje wiemy, że to pomysł z korzyścią dla ciebie... Siedzimy w tym razem. Nie zostawię cię samej w tym bagnie, więc jeśli chcesz, mogę pojechać z tobą, tylko daj znać, kiedy.
   -A twoje treningi, mecze, inne obowiązki klubowe...? Nie możesz tak po prostu...
   -Obecnie zmagam się z problemami mięśniowymi, nie gram, ćwiczę tylko indywidualnie. Poza tym, istnieją rzeczy, które stawiam ponad karierą. Na przykład sprawiedliwość i twoje samopoczucie. Nie myśl, że chcę w ten sposób odkupić swoje winy albo zadośćuczynić Carolin - to już zawsze będzie mnie prześladowało i nic mi nie pomoże. Chodzi o ciebie, o twój spokój i poczucie bezpieczeństwa.
   -Dlaczego to robisz? - spytała, zaglądając mu głęboko w oczy. Dzieliła ich niewielka odległość, więc nawet nie musiała dawać mu do zrozumienia, że jej nie okłamie. Uśmiechnął się delikatnie, nie unikając jej spojrzenia, co zaskoczyło także jego. Zmieniał się błyskawicznie. I czuł to na własnej skórze.
   -Bo zależy mi na tobie w jakimś stopniu. - odparował dosadnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę ze słów, które padły z jego ust. Tancerka lustrowała jego twarz, usiłując pojąć, co usłyszała. Był zbyt szczery, przez co nie wiedziała, jak odebrać jego intencje. -Widzisz... Nie chcę, żebyś postrzegała mnie jako kogoś, kto przyniesie ci kłopoty. Jakakolwiek znajomość ze mną wymaga wyrzeczeń i ostrożności: jako kobieta staniesz się obiektem ludzkich plotek i głupich uwag, ale pewnie już to ogarnęłaś. Jeśli zrezygnujesz, przyjmę to na klatę, ale naprawdę nie chcę tracić z tobą kontaktu. Jesteś... Inna niż wszystkie, już ci o tym wspominałem, ale może nie zapomnisz, jak powtórzę jeszcze raz.
   Przełknęła głośno ślinę, próbując wyczytać z jego twarzy coś więcej, ale zamknął ją przed nią, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może zorientował się, że za dużo jej wyjawił... Postanowiła to sprawdzić. Nie myślała logicznie i gdyby poprosił ją o wyjaśnienia, nie miałaby nic do powiedzenia. Zwyczajnie musnęła jego wargi, by następnie ze zdziwieniem odkryć, że Reus odwzajemnia ten pocałunek. Polubił jej usta i od walentynek czuł głęboki niedosyt, nie mogąc cieszyć się nimi wystarczająco długo. A teraz dostał kolejną okazję i nawet jej nie sprowokował. Napierała na niego coraz mocniej, ale nie umiał jej odtrącić, choć musiał. Szukał odpowiedniej okazji i sposobu. Trwało to dłuższy czas, ponieważ uznał, że skoro właśnie tego od niego zażądała, skoro potrzebowała jego bliskości, nie powinien jej odmawiać. Ale nie tędy droga, nie tak załatwia się tego typu problemy. Ujął jej twarz w obie dłonie i tak subtelnie, jak tylko potrafił, przerwał ten moment słabości. Oparł podbródek o jej głowę i spod przymkniętych powiek obserwował, jak się wycisza. Nie miała pretensji. Po prostu dotarło do niej, że postąpiła nie do końca rozsądnie.
   -Żałowałabyś. - szepnął jej do ucha, odgarnąwszy wcześniej kosmyki włosów. -Zaledwie dwa dni temu prosiłem, byś nie przeceniała moich możliwości... Nie jestem odpowiednim facetem, bo dziewczyna to dla mnie tylko przedmiot. A ty nie zasługujesz na przedmiotowe traktowanie.
   -Przepraszam. - wymamrotała skruszona. Słyszała wyraźnie przyspieszone bicie jego serca, przez co stawał się dla niej jeszcze większą zagadką. Ale ekscytującą. I z pewnością możliwą do rozwiązania. -Za krótko się znamy, poniosło mnie, ale twoje wsparcie jest dla mnie istotne, bo mnie rozumiesz. Przysięgam, że nie będę przesadzać, nie gniewaj się za to. Chyba trochę się pogubiłam...
   -Mogę cię wspierać, ale nie w ten sposób. Po prostu daj mi czas... Nie chcę cię skrzywdzić, Irmina, cokolwiek by się nie działo. I nie każ mi tego robić, błagam.
   -W porządku. - zerknęła na niego kątem oka i zauważyła, że się uśmiecha. Zaskakujące, jak niewiele musi mieć, by wrócił normalny Reus. -Podjęłam już decyzję co do zeznań. Złożę je, pod warunkiem, że pójdziesz ze mną. Obiecałeś.
   Pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym zamknął oczy, całując ją w czoło. Oboje błądzili w tym samym labiryncie, lecz przemierzali dwie różne ścieżki. Kastner wierzyła, że powściągliwość Reusa to rany zadane mu przez Carolin przy rozpadzie ich związku, ale nie miała pojęcia, że się myli. Marco zwyczajnie nie chciał, by znaleźli wyjście z owego labiryntu. Bo u jego progu czekały wyrzuty sumienia i przyjaźń z Marcelem Fornellem, o której Irmina po prostu nie mogła się dowiedzieć.

***

Cześć Kochane,
jesteście tutaj jeszcze? Sama nie wierzę w to, że już wróciłam... Ale to, z czym wróciłam, woła o pomstę do nieba. Rozdział miał być dłuższy, nie miał polegać na kolejnym spotkaniu Irmy oraz Marco, ale nie mogłam już dłużej czekać, po prostu musiałam coś napisać... Problem w tym, że dopadł mnie straszny kryzys twórczy, polegający na tym, że pomysłów mam milion, ale nic nie chce złożyć się w całość... I to mnie strasznie dobija, bo tak jakby czuję, że w najbliższym czasie nie jestem w stanie skleić konstruktywnego rozdziału. A szkoda, bo przynajmniej mogę przy tym odpocząć.

Postaram się niedługo wrzucić jakąś kontynuację... Ale najpierw muszę zadbać o drugiego bloga, bo tam sytuacja wygląda o wiele gorzej. Nie było mnie tam prawie półtora miesiąca... Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale cóż, życie pisze nam różne scenariusze.

Tymczasem zostawiam Was z tym i wracam do obowiązków. Buziaki❤

PS. Dziękuję tym, które są, mimo wszystko ♡♡♡

sobota, 26 marca 2016

Dwadzieścia jeden: Ona

13. marca 2014, czwartek
   Gdy się obudziła, automatycznie zdała sobie sprawę, że jest już bardzo późno. I nie myliła się - zegar w jej komórce wskazywał już parę minut po czternastej. Opadła ponownie na poduszkę i wtedy wszystko wróciło: w ułamku sekundy przypomniała sobie, co wydarzyło się wczoraj i gdzie się aktualnie znajduje. Ktoś dopuścił się na niej próby gwałtu, Marco Reus pogruchotał mu kości twarzy, a potem zabrał ją do swojego mieszkania, by przez pół nocy opowiadać o swojej przeszłości. Chciała, by to, co przeżyła, okazało się jedynie koszmarnym snem, który pryśnie, gdy otworzy oczy, lecz nie liczyła na cud. Nie spała już kilka minut, a wciąż przebywała w jego penthouse'ie. To wszystko było prawdą. Niestety.
   Uniosła się na łokciach, a gdy opuszczała stopy na podłogę, na stoliku przy łóżku dostrzegła karteczkę, wypełnioną pismem Marco. Odetchnęła głęboko i pochyliła się, by ją przeczytać.

"Muszę wyjść, o 9:00 mam trening. Powinienem wrócić wczesnym popołudniem. Czuj się jak u siebie.
                                                                                                  Marco
PS. Jeśli nie zdążę, nie wychodź, proszę. Chciałbym cię dziś chociaż zobaczyć."

   Cóż... Wczesne popołudnie skończyło się co najmniej godzinę temu, więc jeśli wierzyć mu na słowo, był już w domu. Nie przeraziło ją to, może troszkę skrępowało, w końcu spędziła noc u mężczyzny, którego znała zaledwie dwa i pół miesiąca, a któremu potrafiła jednak zaufać. Wygrzebawszy się ostatecznie z pościeli, przeszła do łazienki, by zmienić ubranie i opłukać twarz wodą, po czym skierowała się do kuchni, w celu ugaszenia ogromnego pragnienia. Zaglądając do salonu, natknęła się na Reusa: w telewizji emitowano właśnie wiadomości informacyjne, a piłkarz drzemał na kanapie ze smartfonem w dłoni. Przystanęła na moment, bo rozczulił ją ten widok, domyśliła się także, że jest bardzo zmęczony, więc nie chcąc mu przeszkadzać, okryła go leżącym nieopodal kocem i ulotniła się bezszelestnie. Na blacie obok lodówki stała woda mineralna, co ją zdecydowanie zadowoliło, nie zamierzała szperać mu w szafkach. Niemalże duszkiem wypiła dwie szklanki, a następnie odstawiła naczynie do zmywarki. Odwróciła się i momentalnie zamarła: blondyn siedział na sofie, lustrując ją przenikliwym spojrzeniem, które zwyczajnie ją peszyło. Zawstydzona, przygryzła wargę i usiadła w fotelu naprzeciwko.
   -Jak się czujesz? - spytał wprost, czym ściągnął na siebie uwagę dziewczyny. Gdy na niego zerknęła, zmrużył oczy, zacięcie wpatrując się w jeden z jej policzków. -Irmina... Czy ty widziałaś się dziś w lustrze?
   -Uroczy komplement, brawo. - sarknęła, nie rozumiejąc zbytnio, o czym mówi. -A wracając do tematu, nie jest najgorzej, jakoś się trzymam.
   -Nie o to chodzi. - wstał i kucnął przed nią, po czym delikatnie przesunął kciukiem wzdłuż lewej strony jej twarzy. Dziewczyna mimowolnie syknęła z bólu. -Uderzył cię... Masz ogromną śliwę pod okiem... Kurwa, zabiję go, przysięgam, że go zabiję.
   -Marco...
   -Może obłożysz to sobie lodem? Zawsze tak robimy po treningach, powinno pomóc.
   -Marco. - powtórzyła, łapiąc go za rękę, gdy się podnosił. -Nic mi nie będzie, to zniknie. Uspokój się, proszę.
   -Mała, jak mam się uspokoić? Wypuścili go, znów może zrobić krzywdę każdej kobiecie, z którą mnie zobaczy, nawet moim siostrom! Choć podejrzewam, że świetnie zna moją rodzinę...
   -Poświęcisz mi trochę czasu? - wtrąciła, przerywając jego słowotok. Spojrzał na nią, zaintrygowany tą prośbą. -Chciałabym z tobą porozmawiać.
   Nie spuszczał z niej wzroku, lecz ona również nie odpuściła. Marco nie bardzo wiedział, co stanie się przedmiotem konwersacji, ale nie potrafił jej odmówić. Nawet, jeżeli postanowi wyciągnąć z niego jeszcze więcej, raczej jej się uda, ponieważ nie chciał z nią walczyć. Ponownie zajął swoje miejsce, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
   -W porządku. Słucham.
   -Przede wszystkim, dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. Wyciągnąłeś mnie stamtąd i nie zostawiłeś samej... Nie wiem, czy uratowałeś mi życie, być może... Ale zdrowie psychiczne na pewno.
   -Irma, daj spokój. - żachnął się, wygładzając koc, którym niedawno go okryła. -I tak za długo stałem i na to patrzyłem, miałem pozwolić, by cię zranił?
   -Nie musiałeś...
   -Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. - powiedział stanowczo. -Jestem o tym więcej, niż przekonany.
   -Ale nie każdy przenocowałby mnie w swoim własnym mieszkaniu. - zauważyła, obserwując go badawczo. Uśmiechnął się, ogarniając wzrokiem swoje kolana. -A ty zainteresowałeś się mną bardziej, niż wypadało. Zaciągnęłam u ciebie kolejny dług wdzięczności, pomijając już koncert Beyoncé i tą kolację, która niezbyt nam się udała...
   -Po prostu wiedziałem, że muszę ci pomóc. Wiedziałem, jak się czujesz i jak reagować. To zabrzmi dziwnie, ale... No, cóż, mam w tym doświadczenie. Znałem go i tylko dlatego zorientowałem się, że jesteś w niebezpieczeństwie, gdy wyszedł za tobą z klubu. Żałuję, że cię nie zatrzymałem, ale nie miałem prawa, pomimo, iż źle odebrałaś to, co widziałaś.
   -Czytasz mi w myślach? - mruknęła, unosząc jedną brew. On natomiast zmarszczył czoło, próbując odgadnąć, do czego zmierza. -Chciałam zapytać cię o tą dziewczynę, z którą się... Hmm... Obściskiwałeś? Nieważne, jakkolwiek tego nie nazwać - dlaczego? Czułam się tak, jakbyś przywalił mi prosto w twarz.
   -Postąpiłem, jak kretyn, przepraszam. To potoczyło się tak szybko, że nawet nie zauważyłem, jak... Czepiała się mnie już od jakiegoś czasu, ale teraz przynajmniej dowiedziałem się po co - żeby nas ze sobą skłócić. Uciekła z Cocaine szybciej, niż ty, kiedy tylko zorientowała się, że nas nakryłaś.
   -Co nie zmienia faktu, że jej uległeś. - westchnęła, nerwowo rozczesując palcami włosy. -Kim dla ciebie jest? Kimś ważnym?
   -Jak wspomniałem, poznaliśmy się dopiero niedawno, niewiele o sobie opowiadała, więc zapamiętałem tylko, że na imię jej Ina. Wymieniliśmy się numerami telefonów, więc wyjaśnię to z nią przy okazji, nie odpuszczę.
   -Okej, ale nadal nie dałeś mi satysfakcjonującej odpowiedzi. - dociekała, wbijając w niego ciekawskie spojrzenie. Marco również podniósł wzrok. -Ile ona dla ciebie znaczy?
   -Szczerze? W zasadzie nic... Nie wzbudzała zaufania, kiepsko się dogadywaliśmy... Nie spałem z nią, jeśli to chodzi ci po głowie. A właściwie... - posłał jej szelmowski uśmiech, który wszystko tłumaczył. Irmina przygryzła wewnętrzną część policzka, rumieniąc się leciutko. -Czemu o to dopytujesz? To chyba moja sprawa, prawda?
   -Po części, bo jeśli mocno mnie dotknęła, to moja także. - odparowała, zamykając Reusowi usta. Milczał, oczekując kontynuacji, zatem zrozumiała, iż nastała jej pora. Czas na rewanż. -Widzisz... Przeżyłam już kiedyś coś podobnego. Nie tylko ciebie sprawy miłosne potraktowały bardzo niesprawiedliwie. Wprawdzie nie usłyszysz o tym jako pierwszy, ale wyprzedziła cię tylko moja mama.
   -Całkiem nieźle. - bąknął zaintrygowany, przerzucając stopy na oparcie z boku sofy. -W takim razie mów.
   -To było prawie trzy lata temu, kiedy zgadałam się z Marcelem i wraz z Julią dołączyłyśmy do jego grupy tanecznej. W ten sposób w gronie moich znajomych pojawiło się kilka innych osób, w tym Julian i dziewczyna tego twojego kumpla, Ann-Kathrin. Wtedy się jeszcze nie znali, ale do tego dojdziemy później.
   -Będę mógł sprzedać Mario rewelacje o jego kobietce? - spytał, z szyderczym uśmieszkiem zacierając ręce. Kastner jedynie prychnęła, wymownie przewracając oczami.
   -Zrobisz z tym, co zechcesz. - obojętnie machnęła ręką, zaskakując go utrzymywaną powagą. Dotarło do niego, że powinien zaprzestać złośliwych uwag. -Wracając do tematu: miałam wtedy 20 lat, byłam zafascynowana nowym środowiskiem, a na co dzień niczego mi nie brakowało, bo rodzice dobrze zarabiają i jako jedynaczkę troszkę mnie rozpieszczają. Prawdopodobnie dlatego sądziłam, że mogę dostać wszystko, czego zapragnę i podporządkować sobie ludzi, których wybrałam na swoje ofiary... I właśnie Julian stał się jedną z nich. To na serio przystojny, przyzwoicie zbudowany chłopak o świetnej rytmice i technice tańca. Poszło szybko, zakochałam się jak dziewczynka w podstawówce. I wraz z tym zaczęły się schody.
   -Nie powiedziałaś mu. - zgadywał piłkarz, coraz bardziej wciągnięty w jej historię. Karcił się za to, że z niecierpliwością czekał na końcowy rezultat, lecz chciał jedynie upewnić się, iż ta nić porozumienia między nimi jednak istnieje. -Nie wierzę. Ty, wieczna buntowniczka?
   -Nie miałam w sobie tyle odwagi. - przyznała nieśmiało. -Nie myślałam, że mogę mu się spodobać... Aż do dnia, w którym Marcel zestawił nas razem w duecie do jakiejś strasznie łzawej piosenki. Budowaliśmy choreografię do lokalnych zawodów i zależało nam na świetnym występie, dlatego często zostawaliśmy po godzinach i ćwiczyliśmy to na osobności. No, i w końcu zaiskrzyło... Powiedział mi, że wreszcie pracuje z partnerką, z którą znalazł wspólny język, po czym zaprosił mnie na kolację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak szczęśliwa.
   -Domyślam się.
   -Super. - skwitowała uszczypliwie, na co prychnął, zmieniając pozycję do półleżącej. Czuł się przy niej na tyle swobodnie, że mógł sobie na to pozwolić. -Ale nie mów mi, że liczysz na happy end i ogromną love story, błagam.
   -Ehmm... Raczej nie, ale może jakieś pikantne szczegóły? - uniósł brwi, poruszając nimi zabawnie. Tancerka pokręciła z zażenowaniem głową, przez kilka sekund żałując, że go w to wtajemnicza, lecz na odwrót było już za późno. Poza tym, ona też chciała się komuś wyżalić - a słuchacz lepszy od Reusa chyba nie istnieje.
   -Też nie trafiłeś. - pokazała mu język. Blondyn głośno wypuścił powietrze z ust. -Na początku, oczywiście, układało się idealnie: po pierwszej kolacji poszliśmy na jakieś pięćdziesiąt następnych, urywaliśmy się do kina, teatru, nawet na basen czy kręgle. Trzymaliśmy to w tajemnicy przed Marcelem i resztą ekipy, żeby nie uruchomić maszyny z plotkami. Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego, dopiero po czasie uświadomiłam sobie, że Julian żadnego z naszych spotkań nie nazwał "randką". Dowiedziałam się nawet, po co odstawiał tą szopkę.
   -Zakład?
   -Nie... Cóż, tak się składało, że przed odkryciem jego tajemnicy całkiem nieźle dogadywałam się z Ann-Kathrin. Niewiele nas łączyło, ale według Forniego idealnie współgrałyśmy, a on to wykorzystywał. Zaczęłam nawet wierzyć, że wraz z tą plastikową lalą możemy wiele dać zespołowi... Ale ta wiara prysnęła po zakończeniu jednej z prób, kiedy zupełnie przypadkiem podsłuchałam rozmowę Juliana z Marcelem, w której to zachwalał Brömmel i bez przerwy powtarzał, jaką ma cudowną figurę i jaka to ona nie jest perfekcyjna... Cios poniżej pasa.
   -Wow. - jedynie tyle był w stanie z siebie wykrzesać. Nie przypuszczał, że ktoś kiedykolwiek ją spławił. Zakładał różne opcje, aczkolwiek nawet nie przeszło mu przez głowę, że żyje facet, który odrzucił jej uczucie. Okej, bywa wredna i arogancka, ale jest piękną, wrażliwą, a przede wszystkim wartościową kobietą. I on systematycznie to odkrywa. -Więc dlaczego... Po co się z tobą umawiał? Wątpię, żeby chciał w ten sposób zrobić ci przykrość...
   -Potrzebował mnie, żeby zbliżyć się do Ann. Umawiał się ze mną, bo miał cichą nadzieję, że któregoś dnia zaproponuję wspólne wyjście. Pomylił się i to ostro.
   Marco patrzył na nią zaskoczony, z wrażenia ponownie siadając na sofie. Nie wiedział, co jej powiedzieć. Dostrzegał jej cierpienie, to, że nie jest jej łatwo, więc domyślił się także, że musiała naprawdę kochać tego chłopaka. Pojął też, dlaczego ciągnęła go za język w sprawie Iny - ponieważ postawił ją w sytuacji identycznej, jak ta sprzed 3 lat. Spędzał z nią czas, a gdy znikała, ulegał wdziękom nachalnych panienek. Wczoraj w Cocaine przeżyła dokładnie to samo, sądząc, że wystawił ją dla Toennes. Automatycznie nasunęło się tylko jedno pytanie: z jakiego powodu tak zareagowała? Czy... Czy w nim też widzi już kogoś więcej, niż zwyczajnego znajomego?
   -Najgorsze w tej całej historyjce okazało się jednak to, co stało się tydzień później. Ann i Julian przyjechali na próbę jednym autem i trzymali się za ręce. Do dziś pamiętam spojrzenie Marcela, poprzez które usiłował zgadnąć, czy maczałam w tym palce, ale byłam tak wstrząśnięta, że w ogóle się nie poruszyłam. Nienawidziłam ich obojga, a w dodatku musiałam z nimi pracować. Okropieństwo.
   -A obecnie?
   -Obecnie zwisa mi to wokół tyłka. - wzruszyła ramionami z obojętnym wyrazem twarzy. -Głównie dlatego, że ich sielanka nie trwała długo, bo ona poznała tego twojego kumpla, no i się rozstali. Dostał za swoje, a ją pewnie urzekł portfel Mario, więc się do niego przyczepiła. Moja wielka miłość przeminęła, ale niesmak pozostał. Ten Götze pewnie jest mega przystojny, co?
   -Sama sobie odpowiedz, przecież już go widziałaś, nawet rozmawialiście przez chwilę. - rzucił, lustrując ją z uśmiechem. Zamyśliła się, przywołując w pamięci sytuację, o której wspominał. -Przed Cocaine, kiedy pierwszy raz na siebie wpadliśmy.
   -Ten niski, napakowany brunet? Serio? - złapała się za głowę, otwierając szeroko oczy. -Faktycznie, mówił, że przyjechał odebrać kogoś z imprezy, ale wtrąciłeś się ty i nie dokończył. Okej, no to jest przystojny. - mruknęła, ignorując jego wymowny wzrok. -I zapewne równie głupi. Cholera, gdybym posłuchała wtedy Julii, już w styczniu wiedziałabym, z kim zadarłam!
   Roześmiał się, nie komentując jednak jej słów. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby wydarzenia spod klubu potoczyły się nieco inaczej, dziś już dawno by o sobie zapomnieli, a on walczyłby z natarczywością Wessler. Z perspektywy czasu dziękuje losowi, że Irmina nie ogląda piłki nożnej, przez co nie rozpoznała ich dwójki. Ona natomiast w jednej chwili pozbyła się całego zauroczenia cudowną buźką Mario, które siedziało gdzieś w niej od tamtego wieczora. Straciła do niego jakikolwiek szacunek, pomimo, iż swoim pojawieniem się pod lokalem uchronił ją od kontuzji, bo gdyby nie on, spadłaby ze schodów. To nie czyni go jednak w jej oczach lepszym człowiekiem. Według niej, nikt, kto zadaje się z Brömmel, nie posiada czystych intencji w swoim działaniu.
   -Podsumowując moją paplaninę, Julian jest powodem, dla którego nie mam i na siłę nie szukam chłopaka. - dodała, zgrabnie ciągnąc temat do końca. -Mimo wszystko, uważam go za swoją pierwszą, poważną miłość, a on tego nie docenił. Wystarczy mi to, że tańczę i poza moimi rodzicami oraz siostrzaną miłością do Jull kocham tylko to.
   -Zaraz... - piłkarz oparł łokcie o kolana, pochylając się do przodu. Szybko połączył pewne fakty, układając je w mózgu, gdzie powstała kolejna zagadka. -Więc ty jednak...
   -Nie, Marco, nie jestem dziewicą. - sprostowała, czując, że się rumieni. Przyglądał jej się, oczekując wyjaśnień. -To wiąże się z moim zawodem miłosnym i miało miejsce w pierwszy weekend zaraz po nim. Wybrałam się na imprezę, żeby odreagować, kompletnie sama, wypiłam kilka drinków... Przysiadł się do mnie jakiś koleś, a potem poszedł za mną do łazienki... Nie protestowałam, nie chciałam, a dziś już niewiele z tego pamiętam. I bardzo żałuję, że właśnie tak wyglądał mój pierwszy raz: że mój pierwszy w życiu seks uprawiałam w klubowej toalecie z jakimś nieznajomym, a nie w łóżku z ukochanym chłopakiem. Ale przyznaję, że był dżentelmenem: jakiś czas później napisał do mnie z pytaniem, czy zaszłam w ciążę. - wciąż uśmiecha się, gdy przypomina sobie ten kiepski żart. -Ale nasza 'znajomość' skończyła się na mojej odpowiedzi, bo zwyczajnie wstydziłam się tego, co zrobiłam. Czasu już nie cofnę, muszę z tym żyć.
   -Szatan w ciele anioła. - stwierdził Reus, opierając się plecami o sofę. -Zaskocz mnie jeszcze czymś, jesteś niemożliwa! Byłaś w tej ciąży?
   -Na szczęście nie. - zachichotała, nerwowo odgarniając z twarzy niesforne kosmyki. -Marco, ja wiem, że moja historia, w porównaniu z twoją, to błahe rozterki niedojrzałej gówniary, która myśli, że jest już dorosła i próbuje wziąć za siebie odpowiedzialność... Ale... Chciałam ci udowodnić, że czasami naprawdę coś nie wychodzi i że to wielokrotnie do nas wraca, niekiedy ze zdwojoną siłą... - przerwała na moment, ponieważ piłkarz wstał i zajął miejsce na fotelu, po czym usadził ją na swoich kolanach i po raz kolejny mocno przytulił. Jego gest ją zdziwił, ale dzięki niemu poczuła się rozumiana, a on zyskał swój dowód na istnienie nici porozumienia. -Tak mi się właśnie zdarzyło, kiedy zobaczyłam cię z tą dziewczyną. Nie pytaj, dlaczego, bo nie umiem ci wytłumaczyć... Ale to chyba oznacza, że jesteś dla mnie ważny. Jakkolwiek to odbierać, po prostu potrzebuję rozmowy z tobą, kiedy jest źle, bo potrafisz...
   -Cukiereczku, ja też nie mam pojęcia, czego ode mnie oczekujesz. - wtrącił, ze spokojem gładząc jej włosy. -Ale wiedz, że daję ci od siebie tyle, ile jestem w stanie i błagam, nie wymagaj więcej. Akceptuj to, co dostajesz i wierz mi lub nie, ale to już naprawdę sporo. Być może to się kiedyś zmieni, ale nic ci nie obiecuję, okej?
   Słuchała go w milczeniu, a na znak zgody z treścią jego monologu, przytaknęła, po czym schowała twarz w jego torsie. Niewiele myśląc, przyłożył wargi do czubka jej głowy, muskając ją delikatnie. Oboje zrozumieli, że zaszły pewne zmiany, że już nie tylko przyciąganie ziemskie trzyma ich obok siebie. Dołączyła jeszcze do niego tak silna i trująca chemia, przed którą żadne z nich się nie obroni.


Blow a kiss
Fire a gun
All we need is somebody to lean on

***

Korzystam z wolnej chwili między malowaniem jajek a powstrzymywaniem się od jedzenia wszystkich słodyczy, które już na mnie czekają i wrzucam Wam wielkanocny prezent (tak w razie, gdybyście się jakimś cudem nudziły) :) 

Rozdział nie ma najlepszej treści do dedykacji, więc po prostu złożę życzenia:
Droga Dreamcatcher! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN! Wreszcie wyniosłam ze Snapchata jakieś sensowne informacje, a że mam dobrą pamięć do dat, to nie zapomniałam :p Pamiętaj, najlepsi ludzie rodzą się w marcu :D

No i przy okazji chciałabym też złożyć Wam życzenia wielkanocne... Zdrowych, wesołych, rodzinnych świąt, smacznego jajka, pogody ducha i odpoczynku. I żeby wszystko zawsze toczyło się po Waszej myśli :)

Do usłyszenia niedługo♡

wtorek, 8 marca 2016

Dwadzieścia: On

   Gdy tylko wyszedł na zewnątrz, rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Głęboko wierzył, że jeszcze zastanie Irminę w pobliżu, że się nie spóźnił, a jej nic się nie stało. A przynajmniej nic poważnego. Przecież nie upłynęło dużo czasu... To pewna swego, upierdliwa dziewczyna i na pewno łatwo nie dała za wygraną. Ale jeśli czymś ją ogłuszył, odurzył... Piłkarz nawet nie chciał o tym myśleć. Ona po prostu cały czas tutaj była i już.
   Mógłby zawołać ją po imieniu, lecz wtedy napastnik zorientowałby się, że ktoś jej szuka i odebrałby jej możliwość wzywania pomocy. Przewidział to zagranie idealnie, bowiem kilka chwil później usłyszał jej przeraźliwy krzyk, dobiegający gdzieś z drugiej strony budynku. Prosiła, by jej nie dotykał i zostawił ją w spokoju. Było cicho, ciemno, zatem miał stuprocentową pewność, że się nie myli, poza tym, poznał ten głos. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo skoczyło mu ciśnienie, wiedział za to, iż wszystko naprawdę się powtarza. Tamtej nocy przeżywał dokładnie to samo. Zacisnął mocno powieki i w ułamku sekundy dotarło do niego, że jeszcze może zapobiec tragedii. Jeśli zareaguje w odpowiednim momencie. Jeśli zareaguje właśnie teraz.
   Obszedł klub dookoła i kiedy zobaczył, co się dzieje, całkowicie zaskoczony stanął w miejscu, niczym wbity w podłogę. Potrzebował odrobiny czasu, choć targały nim takie emocje, iż nie potrafił się uspokoić. Facet, którego na swoje nieszczęście świetnie kojarzył, szarpał bezradną tancerkę, obmacywał ją i molestował, by ostatecznie przycisnąć ją do maski samochodu w wiadomym celu. Płakała, błagała go o litość, lecz jego właśnie to nakręcało: jej postępująca bezsilność i to, że musi mu ulec. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia badał dłońmi jej ciało, systematycznie przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Nie przypuszczał jednak, iż Kastner nie odpuściła. Wykorzystała jego błąd, boleśnie dźgając go łokciem w żebra, co niestety nie wystarczyło, by pozbyć się przeciwnika. Okazał się mocniejszy. Mało tego, gdy się odwróciła, całą siłą ręki uderzył ją w twarz, doprowadzając ją niemal do omdlenia. I Reus już wiedział, iż wszelkie granice zostały właśnie przekroczone. Błyskawicznie dopadł do bezwzględnego mężczyzny, po czym wymierzył mu siarczysty policzek, a następnie pięścią obłożył jego nos, przez co ten osunął się na ziemię. Nie stracił jednak piekielnego poczucia humoru, postanawiając ugodzić w niego po raz kolejny.
   -Reus... Co za miłe spotkanie. - wysyczał, uśmiechając się szyderczo. Blondyn zacisnął nadgarstki na kurtce oprawcy tancerki i postawił go do pionu. -Znów się widzimy. Coś się u ciebie zmieniło przez te dwa lata?
   -Powiedziała, żebyś ją zostawił, nie dosłyszałeś?! - rzucił pełen wściekłości, patrząc mu prosto w oczy. Nie panował nad sobą, ale zupełnie o to nie dbał.
   -Poprzednia też tak powiedziała... - odparował, wręcz śmiejąc mu się w twarz. -Miała więcej pecha, bo jej nie obroniłeś. Nie zdążyłeś czy nie chciałeś?
   Tego już nie wytrzymał. Ponownie go uderzył, prawdopodobnie łamiąc mu teraz nos, po czym cisnął napastnikiem o drzwi jego auta, a jego głowa z impetem wybiła boczną szybę, która rozsypała się na kawałki jak zamek z piasku. Piłkarz nie zamierzał się pohamować, władała nim żądza zemsty za wydarzenia z niedalekiej przeszłości, nie powstrzymałby się przed niczym. Nie liczył się z konsekwencjami, które musiałby ponieść, bo to nie stanowiło dla niego istoty sprawy. Chciał go zwyczajnie wyeliminować. I zrobiłby to, aczkolwiek czuwał nad nim dobry anioł stróż, który skutecznie odwiódł go od tego pomysłu...
   -Marco. - cichy, delikatny głos przebił się do jego myśli, gdy pastwił się nad swą ofiarą. Zastygł w bezruchu, oczekując następnych słów. -Przestań, proszę. To nie ma najmniejszego sensu, w ten sposób nie cofniesz czasu... Przestań, bo skrzywdzisz go jeszcze bardziej. Już wystarczy.
   Odwrócił się i spojrzał w jej błyszczące od łez tęczówki, które automatycznie złagodziły jego, spalone gniewem. Widział w nich wszystko, czego się spodziewał: strach, rozpacz, szok i niedowierzanie oraz niemą prośbę o pomoc. Potrzebowała go teraz, właśnie jego i nie musiał nic mówić, by zrozumiała, że go dostanie. Próbowała zdobyć się na słaby uśmiech, lecz jedynie wybuchnęła głośnym płaczem, szlochem, co złamało serce zwykle nieugiętemu i stanowczemu piłkarzowi. Przygarnął ją do siebie i schował w ramionach, by poczuła się choć odrobinę bezpieczniej. Pragnął zapewnić jej wsparcie oraz gotowość do wysłuchania, pragnął, by uwierzyła, że przy nim nic jej nie grozi. Bo tak faktycznie było. Nie zrobi niczego, na co ona nie wyrazi zgody.
   -Zabieram cię do siebie na noc. - oświadczył, okrywając ją własną kurtką, gdyż ciągle dygotała z przerażenia, jak i z zimna. -Najpierw pojedziemy do ciebie, spakujesz rzeczy, które będą ci potrzebne i wracamy do mnie. Nie zostawię cię samej w tym stanie.
   Nie zebrała się w sobie, by protestować. Z jednej strony, nie chciała zawracać mu głowy, aczkolwiek z drugiej łaknęła jego bliskości, więc skoro zaproponował jej pomoc, chętnie skorzysta. Martwił ją tylko jeden fakt, który Marco totalnie olał, więc postanowiła zwrócić mu uwagę.
   -Powinniśmy zadzwonić po pogotowie... - szepnęła, gdy wraz z pomocnikiem szła w kierunku jego wozu, ufnie wtulona w jego bok. -Sądzę, że lekarz...
   -Poradzi sobie. - syknął sucho, nieświadomie spinając mięśnie, bo nie chciał już o nim rozmawiać. -Nie zasłużył na to, ale pewnie i tak ktoś go znajdzie. A jeśli nie, zdechnie w męczarniach, bo tylko tyle należy mu się od życia.
   Irmina zerknęła na niego, ale nie zareagował, a ona nie pytała. Jeżeli zechce, to powie. I nie miała nawet pojęcia, iż mózg Marco Reusa programuje aktualnie bardzo ważne zmiany oraz decyzje, które wkrótce chłopak całkowicie świadomie podejmie.

~~~

   -Nie możesz spać? - spytał, wchodząc do własnej sypialni. Tej nocy oddał ją jednak blondwłosej tancerce, która siedziała aktualnie na jego łóżku, obejmując kolana rękoma. Wciąż była w złym stanie psychicznym, a on nie wiedział, jak może jej pomóc. Irmina to nie Carolin i widać to choćby po sposobie, w jaki przeżywała ten dramat: nie histeryzowała, nie krzyczała, nie zrzucała na niego winy. I być może dlatego się pogubił - bo wcześniej został o to oskarżony.
   -A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Minęła dłuższa chwila, nim piłkarz ogarnął, iż Kastner wywołała go do tablicy. -Jutro pewnie masz trening, w sobotę mecz...
   -Najwyżej nie pojadę.
   -Nie pozwolę ci na to. - rzuciła stanowczo, wpatrując się w jego zaskoczoną twarz. -To, co się stało, nie wpłynie ani na twoją ani na moją karierę. Nie chcę o tym myśleć do końca życia.
   -Więc powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić. - przysiadł na miękkiej pościeli, od niechcenia wygładzając ją dłonią. -Nie zasnę ze świadomością, że dusisz w sobie to, co czujesz. Czego ode mnie oczekujesz?
   -Porozmawiaj ze mną. - poprosiła cicho, na co Marco automatycznie się wyprostował. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie: nie uniknie tego tematu, już od paru godzin nabierał tej pewności. -Ten mężczyzna cię zna... Wspomniał, że znów się spotykacie, że nie obroniłeś poprzedniej dziewczyny... Przepraszam, nie powinnam tego drążyć. - ucięła, słysząc jego ciężkie westchnienie. -Nie musisz mi o tym opowiadać, ja po prostu...
   -W porządku, nie przejmuj się. - przerwał jej, energicznie pocierając twarz. Obiecał sobie, był gotowy, aby wyznać jej prawdę, choć wykopanie jej z pamięci prawdopodobnie zaboli, bo dla niego wciąż była świeża. Czasami stawała mu przed oczami w żywych obrazach. -Nie chcę, żebyś uważała, że mam z nim coś wspólnego. W zasadzie myślałem, że nigdy więcej na siebie nie wpadniemy.
   -Czy to wiąże się z tym, co wydarzyło się dwa lata wcześniej?
   -Z moją byłą partnerką, dokładniej rzecz ujmując. - uśmiechnął się, wbijając mętny wzrok w puszysty dywan. -Nie mylił się, ona faktycznie miała mniej szczęścia... Ale zacznę od tego, że wtedy byliśmy razem już ponad cztery lata. Oboje kończyliśmy dziewiętnaście, gdy się poznaliśmy, dość szybko się zakochałem, ona zresztą też. Na początku sądziłem, że to kolejny, szczenięcy związek, ale czas płynął, a my rozumieliśmy się coraz lepiej, więc potraktowałem tą relację poważnie. Zamieszkaliśmy we wspólnym mieszkaniu i układało nam się naprawdę świetnie. Wierzyłem, że możemy zbudować solidną przyszłość, założyć rodzinę...
   -Miłość na całe życie.
   -Ciężko w to uwierzyć, co? - zerknął na nią z ukosa i dostrzegł, że się uśmiecha. -Ale to prawda. Bardzo ją kochałem, potrafiłem wyobrazić ją sobie jako moją żonę. I może tak by się stało, może nie siedzielibyśmy tutaj teraz, w środku nocy i wcale bym ci o tym nie mówił. Niestety, doświadczyłem tej cholernej nieprzyjemności natknięcia się na tego typa.
   -Zrobił to... Zrobił to twojej dziewczynie? - wykrztusiła, a jej źrenice poszerzyły się nienaturalnie. Reus westchnął po raz kolejny, zacisnąwszy powieki.
   -Pojechaliśmy razem z Matsem Hummelsem i jego połówką do Düsseldorfu na jakąś dużą imprezę, nie pamiętam całej nazwy. Po wszystkim oni zostali jeszcze na kolacji, a my wróciliśmy do hotelu, gdzie zarezerwowaliśmy jeden, jedyny nocleg. Caro zgłodniała, a że restaurację zamknęli o 22:00, zdecydowała się wyskoczyć do knajpki naprzeciwko po coś ciepłego. Byłem zmęczony, więc nie poszedłem z nią, zdecydowałem, że po prostu wezmę prysznic i poczekam na nią w pokoju... Zadzwoniłem, kiedy jej nieobecność wydłużyła się do 30 minut, ale kilkakrotnie nie odebrała telefonu. W recepcji dowiedziałem się, że szła w jakimś facetem w kierunku basenu. Pierwsza myśl w głowie: świetnie, zdradza mnie, ale sprawdzę, żeby ich ewentualnie przyłapać. No, i znalazłem ich, w szatni... Z tą różnicą, że to nie była zdrada... To był gwałt, ten pierdolony sukinsyn zgwałcił moją ukochaną i zwyczajnie się śmiał, kiedy uciekał... A ona... Nie wiedziałem, czy...
   -Marco, ja nie muszę znać szczegółów. - szepnęła, przysuwając się do niego. Jego głos drżał, łamał się, więc zdawała sobie sprawę, że to bardzo trudny etap jego życia. I wcale się nie dziwiła. -Przestań, nie mogę patrzeć, jak się męczysz...
   -Nie przekazałem ci nawet połowy tej historii. - mruknął gorzko, unosząc jednak kąciki ust, kiedy Irma położyła dłoń na jego ramieniu. -W każdym razie... Parę następnych dni ciągnęło się w nieskończoność. Carolin zarzuciła mi, że to moja wina, bo z nią nie wyszedłem, bo gdybym jej towarzyszył, do niczego by nie doszło... Nie ukrywałem, że miała rację. Otwarcie przyznałem się do błędu, a wtedy spakowała się błyskawicznie i odeszła... Próbowałem ją przekonać, walczyłem o to uczucie, bo nie byłem w stanie zrozumieć, że rzuciła wszystko ot tak, z dnia na dzień, ale nie ugięła się, wyjechała z Mönchengladbach i wróciła dopiero na rozprawę sądową, która rzuciła nowe światło na cały problem, który jeszcze bardziej mnie pogrążył. Facet wyśpiewał wszystko: dlaczego to zrobił, jak to zaplanował, czym się kierował. Nie uwierzysz, naprawdę, sam długo dochodziłem do siebie po tej informacji. - pokręcił ze zrezygnowaniem głową, przeczesując przy tym włosy. -On ma córkę... 14-latkę, która ubzdurała sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni i powinniśmy być parą, ba, małżeństwem z dwójką dzieci i pięknym domem na obrzeżach Dortmundu. 14-latka, Irmina! Więc on, jako kochający ojciec, postanowił pozbyć się kobiety, którą kochałem 4 lata, żebym zainteresował się jego córką... I to stało się moim gwoździem do trumny. Wiedziałem, że Carolin do mnie nie wróci, bo obawia się o własne bezpieczeństwo, a ja musiałem pogodzić się z tym, że ją straciłem. Nie radziłem sobie psychicznie, więc zdecydowałem się na podpisanie kontraktu z Borussią - bliżej rodziny i przyjaciół. Jak widać, niewiele to dało...
   Irmina wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, układając na półkach umysłu wszystko, co właśnie usłyszała. Wierzyła mu, zaufała po tym, czego dokonał kilka godzin temu, lecz w najśmielszych domysłach nie przypuszczała, iż ciągnie się za nim tak mroczna przeszłość. Umiała sobie wyobrazić, jak czuje się piłkarz za każdym razem, gdy wspomina ten dzień, jednak nie wiedziała, jak go wesprzeć. Milczała, nie chcąc powiedzieć nic, co mogłoby go zranić.
   -Pewnie myślisz teraz, że będziesz następna. - kontynuował, nie dając jej dojść do słowa, gdyż domyślił się, że zaprzeczy. -Ale przynajmniej rozumiesz już, dlaczego nie chcę pokazywać się z tobą publicznie: boję się, że spotka cię to samo. Spójrz, zobaczył nas razem i już mu odbiło, był przekonany, że jesteśmy parą... Dlatego nie angażuję się w związki. To znaczy, umawiam się z kobietami, ale... Cholera, nie powinienem ci o tym mówić. - uśmiechnął się podejrzanie, po czym wstał i podszedł do okna. -Istnieje prawdopodobieństwo, że mnie za to znienawidzisz.
   -Nie będę cię oceniać, obiecuję. - powiedziała, siadając na ugiętym kolanie. Nie spuszczała z niego wzroku, dzięki czemu widziała, że balansuje na granicy decyzji. Pchnięta poczuciem winy, nie zamierzała zmuszać go do tłumaczeń. -I zaakceptuję to, że nie...
   -Umawiam się z kobietami, ale tylko na jedną noc. - wyrzucił z siebie, odwracając się ku dziewczynie, by obserwować jej reakcję. Otworzyła usta, zszokowana jego wyznaniem. -Z takimi, które mnie nie kojarzą, bo załóżmy, że wybrałbym sobie taką, jak twoja przyjaciółka... Nazajutrz całe miasto wiedziałoby o tym, co robiłem z nią w łóżku. Nie w hotelu czy w klubie, zabieram je tutaj, do siebie. A rano rozstajemy się, jakby nic się nie stało i nigdy więcej nie utrzymujemy kontaktu.
   -Po co tak postępujesz? - spytała, marszcząc czoło. Za wszelką cenę usiłowała nie pokazać, jak bardzo ją zaskoczył. -Co ci to daje? Co chcesz w ten sposób osiągnąć?
   -Uciec. Od miłości, zakochiwania się i nowych związków. Przygodny seks do niczego mnie nie zobowiązuje, choć zdaję sobie sprawę, że wygląda to fatalnie, jeśli chodzi o mój wizerunek. Ostatnio złamałem zasadę i trzymam się tylko jednej dziewczyny. Nie widujemy się często, bo mieszka w Hannoverze, ale jednak.
   -Wybacz, ale muszę zadać ci to pytanie. - zaczęła, przyglądając mu się uważnie. Uniósł jedynie brwi, co odebrała jako pozwolenie. -Czy kiedy wpadliśmy na siebie wtedy, pod Cocaine... Upatrzyłeś mnie sobie jako kolejną zdobycz do kolekcji?
   -Szybko łączysz fakty. - bąknął pod nosem, znów doprowadzając ją do niemałego zdziwienia. -Ale tym mocnym policzkiem sprowadziłaś mnie na ziemię i dotarło do mnie, że tym razem trafiłem pod zły adres.
   -Należało ci się. - potwierdziła, krzyżując ręce na piersi. -I teraz też powinieneś oberwać za tą bezwstydną szczerość.
   -Chciałem, żebyś wiedziała, skoro już o tym rozmawiamy. - oświadczył poważnie, puszczając do niej oczko. -Nie mam pojęcia, jakie zdanie sobie o mnie wyrobisz, ale chociaż zobrazowałem ci, skąd to się bierze. I naprawdę cieszę się, że nie muszę tego dłużej przed tobą ukrywać. Chyba nie dałbym już rady.
   Wsunął dłonie do kieszeni i wyjrzał przez okno, dopiero tak naprawdę pojmując, ile jej zdradził. Nie ciągnęła go za język, a mimo to wyspowiadał się z ciężaru, który od paru lat leżał mu na sercu. Uczciwie, bez ubarwiania i przesadzania, zwyczajnie pokazał jej siebie i obecnie pozostało mu czekać na jej ruch. Nie będzie miał jej za złe, jeśli wyjdzie, ale na sto procent nie pozwoli jej na samotny powrót do domu. W sypialni wciąż zalegała niezręczna cisza, lecz uciążliwa tylko dla niego, ponieważ ona potraktowała ją jako czas na zebranie odpowiednich słów, by podnieść go na duchu. Nie doceniał swojego charakteru i pragnęła to zmienić, zatem wygrzebała się z ciepłej pościeli i bezszelestnie dołączyła do znieruchomiałego piłkarza. Kiedy delikatnie splotła ich palce, drgnął, po czym spojrzał na nią niepewnie. Próbował ją przejrzeć, ale nie wyczytał z jej oczu tego, co za moment usłyszy.
   -Nie jesteś złym człowiekiem, Marco. - stwierdziła dosadnie, lustrując jego twarz. -Wcześniej sądziłam, że zachowujesz się chamsko i egoistycznie, by udowodnić mi, że wszystko ci wolno, bo grasz w piłkę i masz status gwiazdy. Faktycznie, ciągle zastanawiałam się, skąd to się bierze... Ale aktualnie na serio cię rozumiem. Pewne sprawy nie poszły po twojej myśli, ale nadal walczysz. Pamiętasz... W niedzielę powiedziałeś mi, że nie należy wstydzić się tego, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo nie zawsze musi. Kieruj się tym. Masz wielkie serce i ogromną wartość w środku, nie zmarnuj tego. Uważam, że opowiadając mi o twojej przeszłości, wykonałeś pierwszy krok w przód. Czuję się prawdziwie wyróżniona, że mnie w to wtajemniczyłeś. Trzeba rozmawiać o tym, co boli, bo to przeważnie najskuteczniejszy lek na cierpienie, dlatego możesz na mnie liczyć i...
   -Jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. - wszedł jej w słowo, aż zaniemówiła. Nieustannie ją zaskakiwał, przez co zaczęła nawet rozmyślać, kiedy to się skończy. -Wcześniej dusiłem to w sobie, ukrywałem i nadal ukrywam prawdę przez chłopakami z BVB, przed przyjaciółmi, przed rodziną także. I nagle pojawiasz się ty i zmieniasz w jedną noc 80% moich przekonań o samym sobie... Dziewczyno, gdzie ty byłaś do tej pory?
   -Marco, ja... Boże, nie mam pojęcia, co ci powiedzieć. - szepnęła, uśmiechając się lekko, a on odwzajemnił ten gest i finezyjnie musnął kciukami oba jej policzki. -Cóż... W takim razie muszę uporać się jeszcze z tymi dwudziestoma procentami...
   Pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym pociągnął ich splecione nadgarstki tak, że tancerka wpadła wprost w jego ramiona, którymi szczelnie ją okrył. Nie zdawał sobie sprawy, iż zacisnęła powieki, by powstrzymać słoną ciecz, ona również nie widziała, iż po jego policzkach płyną pojedyncze łzy. Czuli, że coś ich łączy i że nie jest to tylko zwykła nić porozumienia, ale oboje odrzucali wszelkie inne myśli, nie dając im najmniejszej szansy na zaistnienie. Ale karma wraca, a przeznaczenie nie znika. Bo od niego nie da się uciec.

~~~

Zgubiłem cię pośród ludzi,
uwielbiałem cię i nienawidziłem,

i w gruncie rzeczy dobrze wiesz,
że w najgorszych momentach
nosisz w sobie anioła ciemności
który pogrąża nas oboje...


   Siedział, a właściwie na pół leżał w fotelu po drugiej stronie pomieszczenia, usiłując nie zasnąć. Przenieśli się do pokoju obok, gdyż Irmina przemocą zmusiła go, żeby poszedł do łóżka i zregenerował się przed treningiem, jednak ostatecznie to ona poległa, a on tryumfował - jak zawsze. Tak więc dziewczyna smacznie spała, a Reus wymieniał sms-y z Fornellem. Dopiero o trzeciej nad ranem znalazł czas, by opowiedzieć mu, co zaszło, naturalnie oszczędzając szczegółów i poprosić go, by dał jej kilka dni na odpoczynek. Marcel zgodził się bez większych dywagacji i przysięgał, że nie poruszy tego tematu, jeśli Kastner osobiście nie zdecyduje się na rozmowę. A podejrzewał, że będzie chciała jak najszybciej o tym zapomnieć.
   Kiedy przyjaciel skapitulował, piłkarz odłożył telefon na podłogę i jego wzrok automatycznie padł na wymęczoną blondynkę. Z uwagą przyglądał się jej drobnej sylwetce, porządkując umysł. Pomimo, iż była pogrążona we śnie, wydawała się niespokojna, o czym świadczyły proste gesty: wierciła się, marszczyła brwi i niekiedy wzdychała cicho, więc Marco wiedział, że śni o czymś nieprzyjemnym, lecz nie miał serca jej budzić. Bał się, że sama ocknie się z krzykiem, zapłakana, wpierając mu, że on tutaj przyszedł i zrobi jej krzywdę. Z drugiej strony, jeśli czuje się przy nim bezpiecznie, nigdy mu tego nie wytknie. A on głęboko wierzył, że zapewni jej to bezpieczeństwo i pomoże wrócić do odpowiedniej formy psychicznej.
   Przyszedł taki moment, w którym dotarło do niego, że w zasadzie ma to, czego chciał. Irmina Kastner spała właśnie w jego łóżku. Poniekąd spędzili razem noc, więc mógłby teraz pstryknąć jej zdjęcie i wysłać je Marcelowi z wrednym, dobijającym podpisem. Uśmiechnął się kpiąco, widząc w wyobraźni jego wściekły wyraz twarzy, lecz zaraz przypomniał sobie, że nie o to chodzi. Irmina nie jest jak wszystkie - ona jedyna dała mu kosza. Ona jedyna nie chciała się z nim kochać, bo zna swoją wartość i stosuje w życiu pewne zasady, których on nie jest w stanie przebić, nawet jako Marco Reus. Ona jedyna nie zwraca uwagi w pierwszej kolejności na to, ile kart kredytowych spoczywa w jego portfelu, w ile tysięcy euro ubierze się danego dnia, czy którym z luksusowych aut dojedzie na trening. Ona skupia się na jego charakterze i niedawno bardzo dosłownie mu to udowodniła - zobaczyła w nim człowieka, którego inni nie dostrzegają. I to dało mu do myślenia. Musi się zmienić, podejść do niej w zupełnie inny sposób, bo inaczej nic nie zyska. Jego dotychczasowe plany legły w gruzach, ponieważ zrozumiał jedno: nie będzie wyładowywał na niej swoich niespełnionych fantazji erotycznych. Po prostu nie zrobi tej wyjątkowej dziewczynie niczego, o co ona osobiście go nie poprosi.


...I kiedy wstaje nowy dzień,
przysięgasz, że się zmienisz,

jednak ponownie upadasz.
Będzie bolało cię całe ciało
będziesz szukać mnie w piekle,
bo jestem taki sam jak ty...


***

Kochane Czytelniczki, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!
Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam, kiedy zobaczyłam to zdjęcie! :D I ABS-y Reusa, Boże... Gdyby ktoś pytał, gdzie jestem, to poszłam umrzeć :p

A teraz na poważnie: trochę mi się przeciągnął ten rozdział, no ale nie było innego wyjścia. Mam nadzieję, że ociepliłam w jakimś stopniu wizerunek Marco i że zrozumiecie jego zachowanie tak samo, jak Irmina, choć realnie pewnie byłoby to o wiele trudniejsze :)
Jeśli pojawił się rozdział "o nim", to możecie się domyślać, że następny będzie poświęcony "jej" i dowiecie się m.in., dlaczego Irmina nienawidzi Ann-Kathrin. Tymczasem piszcie, oceniajcie to, z czym zostawiam Was obecnie :)) Buziaki!