wtorek, 8 marca 2016

Dwadzieścia: On

   Gdy tylko wyszedł na zewnątrz, rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Głęboko wierzył, że jeszcze zastanie Irminę w pobliżu, że się nie spóźnił, a jej nic się nie stało. A przynajmniej nic poważnego. Przecież nie upłynęło dużo czasu... To pewna swego, upierdliwa dziewczyna i na pewno łatwo nie dała za wygraną. Ale jeśli czymś ją ogłuszył, odurzył... Piłkarz nawet nie chciał o tym myśleć. Ona po prostu cały czas tutaj była i już.
   Mógłby zawołać ją po imieniu, lecz wtedy napastnik zorientowałby się, że ktoś jej szuka i odebrałby jej możliwość wzywania pomocy. Przewidział to zagranie idealnie, bowiem kilka chwil później usłyszał jej przeraźliwy krzyk, dobiegający gdzieś z drugiej strony budynku. Prosiła, by jej nie dotykał i zostawił ją w spokoju. Było cicho, ciemno, zatem miał stuprocentową pewność, że się nie myli, poza tym, poznał ten głos. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo skoczyło mu ciśnienie, wiedział za to, iż wszystko naprawdę się powtarza. Tamtej nocy przeżywał dokładnie to samo. Zacisnął mocno powieki i w ułamku sekundy dotarło do niego, że jeszcze może zapobiec tragedii. Jeśli zareaguje w odpowiednim momencie. Jeśli zareaguje właśnie teraz.
   Obszedł klub dookoła i kiedy zobaczył, co się dzieje, całkowicie zaskoczony stanął w miejscu, niczym wbity w podłogę. Potrzebował odrobiny czasu, choć targały nim takie emocje, iż nie potrafił się uspokoić. Facet, którego na swoje nieszczęście świetnie kojarzył, szarpał bezradną tancerkę, obmacywał ją i molestował, by ostatecznie przycisnąć ją do maski samochodu w wiadomym celu. Płakała, błagała go o litość, lecz jego właśnie to nakręcało: jej postępująca bezsilność i to, że musi mu ulec. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia badał dłońmi jej ciało, systematycznie przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Nie przypuszczał jednak, iż Kastner nie odpuściła. Wykorzystała jego błąd, boleśnie dźgając go łokciem w żebra, co niestety nie wystarczyło, by pozbyć się przeciwnika. Okazał się mocniejszy. Mało tego, gdy się odwróciła, całą siłą ręki uderzył ją w twarz, doprowadzając ją niemal do omdlenia. I Reus już wiedział, iż wszelkie granice zostały właśnie przekroczone. Błyskawicznie dopadł do bezwzględnego mężczyzny, po czym wymierzył mu siarczysty policzek, a następnie pięścią obłożył jego nos, przez co ten osunął się na ziemię. Nie stracił jednak piekielnego poczucia humoru, postanawiając ugodzić w niego po raz kolejny.
   -Reus... Co za miłe spotkanie. - wysyczał, uśmiechając się szyderczo. Blondyn zacisnął nadgarstki na kurtce oprawcy tancerki i postawił go do pionu. -Znów się widzimy. Coś się u ciebie zmieniło przez te dwa lata?
   -Powiedziała, żebyś ją zostawił, nie dosłyszałeś?! - rzucił pełen wściekłości, patrząc mu prosto w oczy. Nie panował nad sobą, ale zupełnie o to nie dbał.
   -Poprzednia też tak powiedziała... - odparował, wręcz śmiejąc mu się w twarz. -Miała więcej pecha, bo jej nie obroniłeś. Nie zdążyłeś czy nie chciałeś?
   Tego już nie wytrzymał. Ponownie go uderzył, prawdopodobnie łamiąc mu teraz nos, po czym cisnął napastnikiem o drzwi jego auta, a jego głowa z impetem wybiła boczną szybę, która rozsypała się na kawałki jak zamek z piasku. Piłkarz nie zamierzał się pohamować, władała nim żądza zemsty za wydarzenia z niedalekiej przeszłości, nie powstrzymałby się przed niczym. Nie liczył się z konsekwencjami, które musiałby ponieść, bo to nie stanowiło dla niego istoty sprawy. Chciał go zwyczajnie wyeliminować. I zrobiłby to, aczkolwiek czuwał nad nim dobry anioł stróż, który skutecznie odwiódł go od tego pomysłu...
   -Marco. - cichy, delikatny głos przebił się do jego myśli, gdy pastwił się nad swą ofiarą. Zastygł w bezruchu, oczekując następnych słów. -Przestań, proszę. To nie ma najmniejszego sensu, w ten sposób nie cofniesz czasu... Przestań, bo skrzywdzisz go jeszcze bardziej. Już wystarczy.
   Odwrócił się i spojrzał w jej błyszczące od łez tęczówki, które automatycznie złagodziły jego, spalone gniewem. Widział w nich wszystko, czego się spodziewał: strach, rozpacz, szok i niedowierzanie oraz niemą prośbę o pomoc. Potrzebowała go teraz, właśnie jego i nie musiał nic mówić, by zrozumiała, że go dostanie. Próbowała zdobyć się na słaby uśmiech, lecz jedynie wybuchnęła głośnym płaczem, szlochem, co złamało serce zwykle nieugiętemu i stanowczemu piłkarzowi. Przygarnął ją do siebie i schował w ramionach, by poczuła się choć odrobinę bezpieczniej. Pragnął zapewnić jej wsparcie oraz gotowość do wysłuchania, pragnął, by uwierzyła, że przy nim nic jej nie grozi. Bo tak faktycznie było. Nie zrobi niczego, na co ona nie wyrazi zgody.
   -Zabieram cię do siebie na noc. - oświadczył, okrywając ją własną kurtką, gdyż ciągle dygotała z przerażenia, jak i z zimna. -Najpierw pojedziemy do ciebie, spakujesz rzeczy, które będą ci potrzebne i wracamy do mnie. Nie zostawię cię samej w tym stanie.
   Nie zebrała się w sobie, by protestować. Z jednej strony, nie chciała zawracać mu głowy, aczkolwiek z drugiej łaknęła jego bliskości, więc skoro zaproponował jej pomoc, chętnie skorzysta. Martwił ją tylko jeden fakt, który Marco totalnie olał, więc postanowiła zwrócić mu uwagę.
   -Powinniśmy zadzwonić po pogotowie... - szepnęła, gdy wraz z pomocnikiem szła w kierunku jego wozu, ufnie wtulona w jego bok. -Sądzę, że lekarz...
   -Poradzi sobie. - syknął sucho, nieświadomie spinając mięśnie, bo nie chciał już o nim rozmawiać. -Nie zasłużył na to, ale pewnie i tak ktoś go znajdzie. A jeśli nie, zdechnie w męczarniach, bo tylko tyle należy mu się od życia.
   Irmina zerknęła na niego, ale nie zareagował, a ona nie pytała. Jeżeli zechce, to powie. I nie miała nawet pojęcia, iż mózg Marco Reusa programuje aktualnie bardzo ważne zmiany oraz decyzje, które wkrótce chłopak całkowicie świadomie podejmie.

~~~

   -Nie możesz spać? - spytał, wchodząc do własnej sypialni. Tej nocy oddał ją jednak blondwłosej tancerce, która siedziała aktualnie na jego łóżku, obejmując kolana rękoma. Wciąż była w złym stanie psychicznym, a on nie wiedział, jak może jej pomóc. Irmina to nie Carolin i widać to choćby po sposobie, w jaki przeżywała ten dramat: nie histeryzowała, nie krzyczała, nie zrzucała na niego winy. I być może dlatego się pogubił - bo wcześniej został o to oskarżony.
   -A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Minęła dłuższa chwila, nim piłkarz ogarnął, iż Kastner wywołała go do tablicy. -Jutro pewnie masz trening, w sobotę mecz...
   -Najwyżej nie pojadę.
   -Nie pozwolę ci na to. - rzuciła stanowczo, wpatrując się w jego zaskoczoną twarz. -To, co się stało, nie wpłynie ani na twoją ani na moją karierę. Nie chcę o tym myśleć do końca życia.
   -Więc powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić. - przysiadł na miękkiej pościeli, od niechcenia wygładzając ją dłonią. -Nie zasnę ze świadomością, że dusisz w sobie to, co czujesz. Czego ode mnie oczekujesz?
   -Porozmawiaj ze mną. - poprosiła cicho, na co Marco automatycznie się wyprostował. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie: nie uniknie tego tematu, już od paru godzin nabierał tej pewności. -Ten mężczyzna cię zna... Wspomniał, że znów się spotykacie, że nie obroniłeś poprzedniej dziewczyny... Przepraszam, nie powinnam tego drążyć. - ucięła, słysząc jego ciężkie westchnienie. -Nie musisz mi o tym opowiadać, ja po prostu...
   -W porządku, nie przejmuj się. - przerwał jej, energicznie pocierając twarz. Obiecał sobie, był gotowy, aby wyznać jej prawdę, choć wykopanie jej z pamięci prawdopodobnie zaboli, bo dla niego wciąż była świeża. Czasami stawała mu przed oczami w żywych obrazach. -Nie chcę, żebyś uważała, że mam z nim coś wspólnego. W zasadzie myślałem, że nigdy więcej na siebie nie wpadniemy.
   -Czy to wiąże się z tym, co wydarzyło się dwa lata wcześniej?
   -Z moją byłą partnerką, dokładniej rzecz ujmując. - uśmiechnął się, wbijając mętny wzrok w puszysty dywan. -Nie mylił się, ona faktycznie miała mniej szczęścia... Ale zacznę od tego, że wtedy byliśmy razem już ponad cztery lata. Oboje kończyliśmy dziewiętnaście, gdy się poznaliśmy, dość szybko się zakochałem, ona zresztą też. Na początku sądziłem, że to kolejny, szczenięcy związek, ale czas płynął, a my rozumieliśmy się coraz lepiej, więc potraktowałem tą relację poważnie. Zamieszkaliśmy we wspólnym mieszkaniu i układało nam się naprawdę świetnie. Wierzyłem, że możemy zbudować solidną przyszłość, założyć rodzinę...
   -Miłość na całe życie.
   -Ciężko w to uwierzyć, co? - zerknął na nią z ukosa i dostrzegł, że się uśmiecha. -Ale to prawda. Bardzo ją kochałem, potrafiłem wyobrazić ją sobie jako moją żonę. I może tak by się stało, może nie siedzielibyśmy tutaj teraz, w środku nocy i wcale bym ci o tym nie mówił. Niestety, doświadczyłem tej cholernej nieprzyjemności natknięcia się na tego typa.
   -Zrobił to... Zrobił to twojej dziewczynie? - wykrztusiła, a jej źrenice poszerzyły się nienaturalnie. Reus westchnął po raz kolejny, zacisnąwszy powieki.
   -Pojechaliśmy razem z Matsem Hummelsem i jego połówką do Düsseldorfu na jakąś dużą imprezę, nie pamiętam całej nazwy. Po wszystkim oni zostali jeszcze na kolacji, a my wróciliśmy do hotelu, gdzie zarezerwowaliśmy jeden, jedyny nocleg. Caro zgłodniała, a że restaurację zamknęli o 22:00, zdecydowała się wyskoczyć do knajpki naprzeciwko po coś ciepłego. Byłem zmęczony, więc nie poszedłem z nią, zdecydowałem, że po prostu wezmę prysznic i poczekam na nią w pokoju... Zadzwoniłem, kiedy jej nieobecność wydłużyła się do 30 minut, ale kilkakrotnie nie odebrała telefonu. W recepcji dowiedziałem się, że szła w jakimś facetem w kierunku basenu. Pierwsza myśl w głowie: świetnie, zdradza mnie, ale sprawdzę, żeby ich ewentualnie przyłapać. No, i znalazłem ich, w szatni... Z tą różnicą, że to nie była zdrada... To był gwałt, ten pierdolony sukinsyn zgwałcił moją ukochaną i zwyczajnie się śmiał, kiedy uciekał... A ona... Nie wiedziałem, czy...
   -Marco, ja nie muszę znać szczegółów. - szepnęła, przysuwając się do niego. Jego głos drżał, łamał się, więc zdawała sobie sprawę, że to bardzo trudny etap jego życia. I wcale się nie dziwiła. -Przestań, nie mogę patrzeć, jak się męczysz...
   -Nie przekazałem ci nawet połowy tej historii. - mruknął gorzko, unosząc jednak kąciki ust, kiedy Irma położyła dłoń na jego ramieniu. -W każdym razie... Parę następnych dni ciągnęło się w nieskończoność. Carolin zarzuciła mi, że to moja wina, bo z nią nie wyszedłem, bo gdybym jej towarzyszył, do niczego by nie doszło... Nie ukrywałem, że miała rację. Otwarcie przyznałem się do błędu, a wtedy spakowała się błyskawicznie i odeszła... Próbowałem ją przekonać, walczyłem o to uczucie, bo nie byłem w stanie zrozumieć, że rzuciła wszystko ot tak, z dnia na dzień, ale nie ugięła się, wyjechała z Mönchengladbach i wróciła dopiero na rozprawę sądową, która rzuciła nowe światło na cały problem, który jeszcze bardziej mnie pogrążył. Facet wyśpiewał wszystko: dlaczego to zrobił, jak to zaplanował, czym się kierował. Nie uwierzysz, naprawdę, sam długo dochodziłem do siebie po tej informacji. - pokręcił ze zrezygnowaniem głową, przeczesując przy tym włosy. -On ma córkę... 14-latkę, która ubzdurała sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni i powinniśmy być parą, ba, małżeństwem z dwójką dzieci i pięknym domem na obrzeżach Dortmundu. 14-latka, Irmina! Więc on, jako kochający ojciec, postanowił pozbyć się kobiety, którą kochałem 4 lata, żebym zainteresował się jego córką... I to stało się moim gwoździem do trumny. Wiedziałem, że Carolin do mnie nie wróci, bo obawia się o własne bezpieczeństwo, a ja musiałem pogodzić się z tym, że ją straciłem. Nie radziłem sobie psychicznie, więc zdecydowałem się na podpisanie kontraktu z Borussią - bliżej rodziny i przyjaciół. Jak widać, niewiele to dało...
   Irmina wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, układając na półkach umysłu wszystko, co właśnie usłyszała. Wierzyła mu, zaufała po tym, czego dokonał kilka godzin temu, lecz w najśmielszych domysłach nie przypuszczała, iż ciągnie się za nim tak mroczna przeszłość. Umiała sobie wyobrazić, jak czuje się piłkarz za każdym razem, gdy wspomina ten dzień, jednak nie wiedziała, jak go wesprzeć. Milczała, nie chcąc powiedzieć nic, co mogłoby go zranić.
   -Pewnie myślisz teraz, że będziesz następna. - kontynuował, nie dając jej dojść do słowa, gdyż domyślił się, że zaprzeczy. -Ale przynajmniej rozumiesz już, dlaczego nie chcę pokazywać się z tobą publicznie: boję się, że spotka cię to samo. Spójrz, zobaczył nas razem i już mu odbiło, był przekonany, że jesteśmy parą... Dlatego nie angażuję się w związki. To znaczy, umawiam się z kobietami, ale... Cholera, nie powinienem ci o tym mówić. - uśmiechnął się podejrzanie, po czym wstał i podszedł do okna. -Istnieje prawdopodobieństwo, że mnie za to znienawidzisz.
   -Nie będę cię oceniać, obiecuję. - powiedziała, siadając na ugiętym kolanie. Nie spuszczała z niego wzroku, dzięki czemu widziała, że balansuje na granicy decyzji. Pchnięta poczuciem winy, nie zamierzała zmuszać go do tłumaczeń. -I zaakceptuję to, że nie...
   -Umawiam się z kobietami, ale tylko na jedną noc. - wyrzucił z siebie, odwracając się ku dziewczynie, by obserwować jej reakcję. Otworzyła usta, zszokowana jego wyznaniem. -Z takimi, które mnie nie kojarzą, bo załóżmy, że wybrałbym sobie taką, jak twoja przyjaciółka... Nazajutrz całe miasto wiedziałoby o tym, co robiłem z nią w łóżku. Nie w hotelu czy w klubie, zabieram je tutaj, do siebie. A rano rozstajemy się, jakby nic się nie stało i nigdy więcej nie utrzymujemy kontaktu.
   -Po co tak postępujesz? - spytała, marszcząc czoło. Za wszelką cenę usiłowała nie pokazać, jak bardzo ją zaskoczył. -Co ci to daje? Co chcesz w ten sposób osiągnąć?
   -Uciec. Od miłości, zakochiwania się i nowych związków. Przygodny seks do niczego mnie nie zobowiązuje, choć zdaję sobie sprawę, że wygląda to fatalnie, jeśli chodzi o mój wizerunek. Ostatnio złamałem zasadę i trzymam się tylko jednej dziewczyny. Nie widujemy się często, bo mieszka w Hannoverze, ale jednak.
   -Wybacz, ale muszę zadać ci to pytanie. - zaczęła, przyglądając mu się uważnie. Uniósł jedynie brwi, co odebrała jako pozwolenie. -Czy kiedy wpadliśmy na siebie wtedy, pod Cocaine... Upatrzyłeś mnie sobie jako kolejną zdobycz do kolekcji?
   -Szybko łączysz fakty. - bąknął pod nosem, znów doprowadzając ją do niemałego zdziwienia. -Ale tym mocnym policzkiem sprowadziłaś mnie na ziemię i dotarło do mnie, że tym razem trafiłem pod zły adres.
   -Należało ci się. - potwierdziła, krzyżując ręce na piersi. -I teraz też powinieneś oberwać za tą bezwstydną szczerość.
   -Chciałem, żebyś wiedziała, skoro już o tym rozmawiamy. - oświadczył poważnie, puszczając do niej oczko. -Nie mam pojęcia, jakie zdanie sobie o mnie wyrobisz, ale chociaż zobrazowałem ci, skąd to się bierze. I naprawdę cieszę się, że nie muszę tego dłużej przed tobą ukrywać. Chyba nie dałbym już rady.
   Wsunął dłonie do kieszeni i wyjrzał przez okno, dopiero tak naprawdę pojmując, ile jej zdradził. Nie ciągnęła go za język, a mimo to wyspowiadał się z ciężaru, który od paru lat leżał mu na sercu. Uczciwie, bez ubarwiania i przesadzania, zwyczajnie pokazał jej siebie i obecnie pozostało mu czekać na jej ruch. Nie będzie miał jej za złe, jeśli wyjdzie, ale na sto procent nie pozwoli jej na samotny powrót do domu. W sypialni wciąż zalegała niezręczna cisza, lecz uciążliwa tylko dla niego, ponieważ ona potraktowała ją jako czas na zebranie odpowiednich słów, by podnieść go na duchu. Nie doceniał swojego charakteru i pragnęła to zmienić, zatem wygrzebała się z ciepłej pościeli i bezszelestnie dołączyła do znieruchomiałego piłkarza. Kiedy delikatnie splotła ich palce, drgnął, po czym spojrzał na nią niepewnie. Próbował ją przejrzeć, ale nie wyczytał z jej oczu tego, co za moment usłyszy.
   -Nie jesteś złym człowiekiem, Marco. - stwierdziła dosadnie, lustrując jego twarz. -Wcześniej sądziłam, że zachowujesz się chamsko i egoistycznie, by udowodnić mi, że wszystko ci wolno, bo grasz w piłkę i masz status gwiazdy. Faktycznie, ciągle zastanawiałam się, skąd to się bierze... Ale aktualnie na serio cię rozumiem. Pewne sprawy nie poszły po twojej myśli, ale nadal walczysz. Pamiętasz... W niedzielę powiedziałeś mi, że nie należy wstydzić się tego, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo nie zawsze musi. Kieruj się tym. Masz wielkie serce i ogromną wartość w środku, nie zmarnuj tego. Uważam, że opowiadając mi o twojej przeszłości, wykonałeś pierwszy krok w przód. Czuję się prawdziwie wyróżniona, że mnie w to wtajemniczyłeś. Trzeba rozmawiać o tym, co boli, bo to przeważnie najskuteczniejszy lek na cierpienie, dlatego możesz na mnie liczyć i...
   -Jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. - wszedł jej w słowo, aż zaniemówiła. Nieustannie ją zaskakiwał, przez co zaczęła nawet rozmyślać, kiedy to się skończy. -Wcześniej dusiłem to w sobie, ukrywałem i nadal ukrywam prawdę przez chłopakami z BVB, przed przyjaciółmi, przed rodziną także. I nagle pojawiasz się ty i zmieniasz w jedną noc 80% moich przekonań o samym sobie... Dziewczyno, gdzie ty byłaś do tej pory?
   -Marco, ja... Boże, nie mam pojęcia, co ci powiedzieć. - szepnęła, uśmiechając się lekko, a on odwzajemnił ten gest i finezyjnie musnął kciukami oba jej policzki. -Cóż... W takim razie muszę uporać się jeszcze z tymi dwudziestoma procentami...
   Pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym pociągnął ich splecione nadgarstki tak, że tancerka wpadła wprost w jego ramiona, którymi szczelnie ją okrył. Nie zdawał sobie sprawy, iż zacisnęła powieki, by powstrzymać słoną ciecz, ona również nie widziała, iż po jego policzkach płyną pojedyncze łzy. Czuli, że coś ich łączy i że nie jest to tylko zwykła nić porozumienia, ale oboje odrzucali wszelkie inne myśli, nie dając im najmniejszej szansy na zaistnienie. Ale karma wraca, a przeznaczenie nie znika. Bo od niego nie da się uciec.

~~~

Zgubiłem cię pośród ludzi,
uwielbiałem cię i nienawidziłem,

i w gruncie rzeczy dobrze wiesz,
że w najgorszych momentach
nosisz w sobie anioła ciemności
który pogrąża nas oboje...


   Siedział, a właściwie na pół leżał w fotelu po drugiej stronie pomieszczenia, usiłując nie zasnąć. Przenieśli się do pokoju obok, gdyż Irmina przemocą zmusiła go, żeby poszedł do łóżka i zregenerował się przed treningiem, jednak ostatecznie to ona poległa, a on tryumfował - jak zawsze. Tak więc dziewczyna smacznie spała, a Reus wymieniał sms-y z Fornellem. Dopiero o trzeciej nad ranem znalazł czas, by opowiedzieć mu, co zaszło, naturalnie oszczędzając szczegółów i poprosić go, by dał jej kilka dni na odpoczynek. Marcel zgodził się bez większych dywagacji i przysięgał, że nie poruszy tego tematu, jeśli Kastner osobiście nie zdecyduje się na rozmowę. A podejrzewał, że będzie chciała jak najszybciej o tym zapomnieć.
   Kiedy przyjaciel skapitulował, piłkarz odłożył telefon na podłogę i jego wzrok automatycznie padł na wymęczoną blondynkę. Z uwagą przyglądał się jej drobnej sylwetce, porządkując umysł. Pomimo, iż była pogrążona we śnie, wydawała się niespokojna, o czym świadczyły proste gesty: wierciła się, marszczyła brwi i niekiedy wzdychała cicho, więc Marco wiedział, że śni o czymś nieprzyjemnym, lecz nie miał serca jej budzić. Bał się, że sama ocknie się z krzykiem, zapłakana, wpierając mu, że on tutaj przyszedł i zrobi jej krzywdę. Z drugiej strony, jeśli czuje się przy nim bezpiecznie, nigdy mu tego nie wytknie. A on głęboko wierzył, że zapewni jej to bezpieczeństwo i pomoże wrócić do odpowiedniej formy psychicznej.
   Przyszedł taki moment, w którym dotarło do niego, że w zasadzie ma to, czego chciał. Irmina Kastner spała właśnie w jego łóżku. Poniekąd spędzili razem noc, więc mógłby teraz pstryknąć jej zdjęcie i wysłać je Marcelowi z wrednym, dobijającym podpisem. Uśmiechnął się kpiąco, widząc w wyobraźni jego wściekły wyraz twarzy, lecz zaraz przypomniał sobie, że nie o to chodzi. Irmina nie jest jak wszystkie - ona jedyna dała mu kosza. Ona jedyna nie chciała się z nim kochać, bo zna swoją wartość i stosuje w życiu pewne zasady, których on nie jest w stanie przebić, nawet jako Marco Reus. Ona jedyna nie zwraca uwagi w pierwszej kolejności na to, ile kart kredytowych spoczywa w jego portfelu, w ile tysięcy euro ubierze się danego dnia, czy którym z luksusowych aut dojedzie na trening. Ona skupia się na jego charakterze i niedawno bardzo dosłownie mu to udowodniła - zobaczyła w nim człowieka, którego inni nie dostrzegają. I to dało mu do myślenia. Musi się zmienić, podejść do niej w zupełnie inny sposób, bo inaczej nic nie zyska. Jego dotychczasowe plany legły w gruzach, ponieważ zrozumiał jedno: nie będzie wyładowywał na niej swoich niespełnionych fantazji erotycznych. Po prostu nie zrobi tej wyjątkowej dziewczynie niczego, o co ona osobiście go nie poprosi.


...I kiedy wstaje nowy dzień,
przysięgasz, że się zmienisz,

jednak ponownie upadasz.
Będzie bolało cię całe ciało
będziesz szukać mnie w piekle,
bo jestem taki sam jak ty...


***

Kochane Czytelniczki, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!
Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam, kiedy zobaczyłam to zdjęcie! :D I ABS-y Reusa, Boże... Gdyby ktoś pytał, gdzie jestem, to poszłam umrzeć :p

A teraz na poważnie: trochę mi się przeciągnął ten rozdział, no ale nie było innego wyjścia. Mam nadzieję, że ociepliłam w jakimś stopniu wizerunek Marco i że zrozumiecie jego zachowanie tak samo, jak Irmina, choć realnie pewnie byłoby to o wiele trudniejsze :)
Jeśli pojawił się rozdział "o nim", to możecie się domyślać, że następny będzie poświęcony "jej" i dowiecie się m.in., dlaczego Irmina nienawidzi Ann-Kathrin. Tymczasem piszcie, oceniajcie to, z czym zostawiam Was obecnie :)) Buziaki!

4 komentarze:

  1. Okej, po tym jak sto razy przeczytałam ten rozdział jestem gotowa na to by go skomentować. Zrobiłabym, to wcześniej, ale od 4 dni śpię po 2 - 3h. dziennie i po prostu ledwo trzymam się na nogach. Tak więc jak zwykle duże brawa! Fenomenalne opowiadanie, przyznam się szczerze, że z większym zniecierpliwieniem czekam na rozdziały na tym opowiadaniu niż na historii "andlovemeharder", chociaż jestem zakochana w obu. I przyznam się bez bicia, ze drogę "z i na" uczelnie potrafię spędzić w kółko czytając moje ulubione momenty, albo w ogóle czytając go od dechy do dechy i jeszcze raz wszystko, przeżywając na nowo. Ale... wracając do rozdziału. Chodzi mi po głowie jedno pytanie... Jak to jest, że ten zbok jest na wolności? Skoro, była sprawa o gwałt, gość się przyznał, a na koniec okazało się jeszcze, że ma "lekko" nie równo pod sufitem to co on robi po zaledwie dwóch latach na wolności?

    Środkowy fragment... Cała "spowiedź" Marco, zdecydowanie jest moim ulubionym fragmentem tego rozdziału. (Nie mówię opowiadania bo na pewno za chwilę wyskoczysz z czymś jeszcze lepszym i będę mówiła to samo).
    Jest taki... prawdziwy. Mi też zakręciła się łezka w oku. Wspaniały. Wspaniały. Wspaniały.

    Pozdrawiam i jak zwykle z wielką niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa ♡
      Kwestię gwałciciela na wolności przemyślałam, żeby niechcący nie strzelić gafy (czytałam nawet kodeksy prawne! :D) i zostanie ona wyjaśniona na przestrzeni kilku rozdziałów (może nawet w następnym, choć wątpię). I nie będzie to nic zaskakującego :p
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Nie, nie, nie, nie! To nie była jego wina! Rozumiem, że Caro cierpiała, ale nie miała prawa go o to obwiniać. O wszystko, ale nie o to... Nie powinna obarczać go winą jakiegoś psychopaty. :/ Biedny Marco. Mam nadzieję, że Irma odpowiednio się nim zajmie.

    OdpowiedzUsuń