poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Dwadzieścia dwa: Wsparcie

15. marca 2014, sobota
   Po raz pierwszy w życiu obejrzała dziś mecz piłki nożnej, jednak po ostatnim gwizdku nie kryła osobistego rozczarowania. Borussia Dortmund przegrała na własnym stadionie z imienniczką z Mönchengladbach, a Marco Reus nie zagrał w tym spotkaniu ani minuty. Gdy widzieli się w czwartek, nie wspominał jej o problemach sportowych, a jednak tego popołudnia nie pojawił się na murawie. I przez cały czas zastanawiała się, dlaczego.
   Miała niejedną okazję, by poznać odpowiedź na nurtujące ją pytanie, bowiem piłkarz wysłał do niej kilka sms-ów, lecz nie odpisała na żaden. W każdym z nich chciał po prostu dowiedzieć się, jak się czuje i czy wszystko u niej w porządku, ponieważ odkąd wyszła z jego apartamentu, nie dawała znaku życia. Niby nic takiego - Marco zwyczajnie się o nią martwił, ale jego troska sprawiała, że wszystkie wspomnienia środowej nocy wracały, doprowadzając ją do paniki oraz zdenerwowania. Nie chciała o tym pamiętać, niestety, robiła to wbrew własnej woli. Nie zdawała sobie sprawy, że gdyby po prostu poinformowała Reusa, że jakoś się trzyma, że się stara, ten, uspokojony poprawą sytuacji, na pewno by odpuścił. Nie pomyślała o tym. Zamiast tego, z każdą jego wiadomością było coraz gorzej.
   Wieczorem zamierzała pobiegać, lecz w ciągu naprawdę krótkiej chwili ogarnął ją dziwny strach. Bała się, że mężczyzna, który chciał ją skrzywdzić, ciągle ją śledzi, by dokończyć swe dzieło. Że czatuje pod jej wieżowcem i tylko czeka, aż opuści swoje mieszkanie. A nawet, że zapuka do jej drzwi, a potem napadnie ją w progu. Im dłużej sobie to wyobrażała, tym silniejsze stawały się jej obawy. Zamki były zaryglowane, więc teoretycznie nic jej nie groziło, ale ta świadomość jej nie wystarczała. Wpadła w panikę, łzy bezradności spływały po jej policzkach, a ona sama zamknęła się w sypialni, po czym wskoczyła do łóżka i naciągnęła kołdrę na głowę. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, zrozumiała natomiast, iż przez najbliższe dni nie powinna zostawać sama, nie może się izolować. To samo powiedział jej Marco, ale go nie słuchała. Wtedy sądziła, że będzie potrzebowała odpoczynku. Teraz dotarło do niej, że popełniła błąd.
   Drżała, może z zimna, może z przerażenia, nie umiejąc tego opanować. Nie potrafiła nad tym zapanować, nie kontrolowała własnego ciała. Płacz systematycznie ją wykańczał, liczyła więc na to, iż niedługo zaśnie, a gdy obudzi się rano, jej stan psychiczny wróci do normy. I może właśnie tak by się stało, ale gdy po raz kolejny wciskała twarz w poduszkę, zadzwonił telefon. Podejrzewała też, kto za tym stoi, zatem otworzyła jedno oko i zerknęła na wyświetlacz leżącego obok aparatu. Nie myliła się. Mało tego, postanowiła wreszcie schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc...
   -Marco. - szepnęła, próbując zabrzmieć jak najbardziej naturalnie, co okazało się zadaniem nie do wykonania. -Przepraszam...
   -Irma, jeśli sądzisz, że takie "przepraszam" mnie satysfakcjonuje, to jesteś w błędzie. - fuknął, nie dając jej dojść do głosu. -Wiesz, ile czasu minęło od mojego ostatniego sms-a? Jakieś cztery godziny! Na litość Boską, co robiłaś tak długo? Coś się stało? Irmina...
   -Jesteś w domu? - wydukała cicho. Wiedziała, że Reus przerwał swą pretensjonalną paplaninę, bo zorientował się, że coś nie gra. -Jeśli...
   -Daj mi 15 minut. - wtrącił stanowczo. Nie potrzebował żadnego "przyjedź" ani "proszę", sam sposób, w jaki się wypowiadała, zdradzał, że jest źle i automatycznie pożałował, że na nią naskoczył. -No, góra 20. Jest sobota, ludzie imprezują, przejazd przez miasto może nie być prosty.
   -Okej, czekam.
   -Irma, będzie dobrze. - dodał, chcąc podnieść ją na duchu. -Nikt ci nic nie zrobi, słyszysz? Wytrzymaj jeszcze trochę...
   Nie odpowiedziała, ale zyskał pewność, iż jego słowa do niej dotarły, więc nie zwlekając, przebrał się w błyskawicznym tempie, odszukał kluczyki do wozu, po czym zwyczajnie ruszył w trasę. Bił się z myślami, nie mając pojęcia, czy dobrze postępuje, co zastanie na miejscu, dlaczego dziewczyna prosi go o pomoc... I dlaczego w ogóle go to interesuje. Czuł się winny? A jeśli problem nie ma żadnego związku z napaścią pod Cocaine, a blondynka chce jedynie sprawdzić, czy naprawdę może na nim polegać? A jeśli uległ swojej naiwności i w rzeczywistości nie wydarzyło się nic strasznego? Brał te opcje pod uwagę, jednak z drugiej strony nie potrafił w nie uwierzyć. Kastner jest, jaka jest, ale nie ściągałaby go do siebie w sobotę o dwudziestej trzeciej. Był o tym przekonany.
   Z duszą na ramieniu pukał do drzwi jej mieszkania, natomiast oczekując jej reakcji odnosił wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie. Chciał dowodów, konkretów i w tym celu musiał ją zobaczyć. Sekundy płynęły, ale na korytarzu piętra wciąż panowała głucha cisza. W końcu zniecierpliwiony i nieco poddenerwowany podniósł się do dzwonka, lecz nie zdążył go wcisnąć, gdyż w tym momencie zazgrzytał klucz w zamku, a następnie tancerka pojawiła się w progu. Patrzyli na siebie, nie wypowiadając nawet słowa. I dopiero, kiedy Reus odważył się wykonać krok do przodu i wszedł do środka, puściły jej nerwy, przez co bez namysłu rzuciła mu się na szyję, wylewając kolejny potok łez. Chłopak przytulił ją mocno, tępo spoglądając przed siebie. Cierpiała przez niego. Zranił ją, choć nawet tego nie planował. A przynajmniej nie w ten sposób.
   -Przepraszam. - powiedziała, choć usłyszał to od niej, gdy niedawno rozmawiali przez komórkę. -Za to, że popsułam ci wieczór i że musiałeś czekać. Zamknęłam się w łazience, żeby zmyć makijaż, chciałam po prostu wyglądać... Hmm... Mniej strasznie.
   -A jak się czujesz? - spytał, nadal nie odwracając wzroku. Jeszcze nie potrafił spojrzeć jej w twarz. -Chociaż odrobinę lepiej?
   -Myślę, że tak. Dziękuję, że jesteś... Nie zdajesz sobie sprawy, ile to dla mnie znaczy. Mogłam skontaktować się wyłącznie z tobą, bo nikt inny o tym nie wie... Nie chciałam niepotrzebnych pytań i zbędnych sensacji.
   Pokiwał głową, na co wskazała mu drogę do salonu, a ona poszła do kuchni przygotować dla nich obojga ciepły napój. Próbowała się uspokoić, co przychodziło jej o wiele łatwiej, gdyż obecnie była świadoma, że już nic jej nie grozi. Woody z kolei obserwował jej ruchy, intensywnie myśląc, w jakim kierunku poprowadzić ich konwersację i jak ją w ogóle zacząć. Chciałby wiele jej przekazać, wyrzucić to, co ma w umyśle, lecz nie był pewien, czy powinien. I czy ona chce o tym słuchać.
   -Zdradzisz mi, co doprowadziło cię do takiego stanu? - zagadał, kiedy na stoliku postawiła kubki z parującą herbatą. Zerknęła na niego zaskoczona, ale nie odpuścił. W zasadzie po to tutaj przyjechał, więc zacisnęła usta i usiadła obok niego, mentalnie zbierając siły do swojej spowiedzi. Nie będzie lekko, ale ufała mu, bo ją rozumiał.
   -Wystraszyłam się. - szepnęła zawstydzona. Przy nim wszystkie te urojenia o czyhającym na nią gwałcicielu wydawały się wręcz absurdalne... -To przyszło tak szybko, sparaliżowało mnie... Wmawiałam sobie, że on na mnie czeka, że mnie śledzi i obserwuje, że będzie mnie osaczał, bym nie miała szans wyjść z domu... Chore, prawda? Ale tak właśnie było... Upominałeś mnie, bym nie zostawała sama, bym przebywała z ludźmi... Cóż, chyba muszę odwiedzić rodziców.
   -Powinnaś. - potwierdził, posyłając jej ciepłe spojrzenie. I kiedy tylko podniosła wzrok, znów dostrzegł ten ból. Walczyła, starała się być dzielna, lecz zbyt wiele przeszedł z tym mężczyzną, by umknęły mu takie detale. -Irma, nie obrażę się, jeśli stwierdzisz, że to moja wina... Oboje gdzieś tam w głębi wiemy, że ponoszę za to odpowiedzialność... Gdybyś się zdecydowała... Pracuje z nami bardzo dobry psycholog, niejednego z nas podniosła już na duchu. Wystarczy jedno twoje słowo i załatwię ci tą wizytę.
   -Marco, co ty pieprzysz? - obruszyła się, marszcząc brwi. -Sugerujesz, że aż tak ze mną tragicznie? Kurde, w sumie to...
   -Nie dąsaj się. Zaproponowałem ci profesjonalną pomoc, bo troszczę się o twoje zdrowie psychiczne! Uważasz, że ta panika to nie zaburzenie? Mało tego, gdybym był na twoim miejscu, zgłosiłbym to na policję i właściwie zastanawiam się, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłaś. Złożysz zeznania, jego zamkną z powrotem w więzieniu, a ty odzyskasz spokój.
   Patrzyła na niego ze strachem, modląc się, by tego nie zauważył. Zgadzała się z nim, jego rozwiązanie byłoby dobrym posunięciem, lecz nie była jednocześnie pewna, czy temu podoła. Samo wspominanie tamtej nocy budziło w niej lęk, a fakt, że musiałaby jeszcze raz o tym opowiadać, być może znów zmierzyć się z oprawcą twarzą w twarz, dobijał ją podwójnie. Szukała w głowie szybkiej wymówki, bo Marco wyraźnie oczekiwał jej odpowiedzi, oczywiście w nadziei, że mu przyklaśnie. Nie tym razem... I ściema, którą znalazła, wcale nie była taka beznadziejna.
   -Już nie pamiętasz, co mu zrobiłeś? - rzuciła lekko drżącym głosem. Umiejętności aktorskie ją zawiodły, bowiem piłkarz zorientował się w jej zamiarach, lecz zmarszczył czoło, dając jej chociaż szansę na wyrażenie swojego zdania. -Zmasakrowałeś mu twarz. Jeśli oskarży cię o pobicie, na własne życzenie narobimy sobie problemów.
   -Prawo trzyma naszą stronę. - odpowiedział stanowczo, bo dobrze wiedział, co mówi. -To on już kiedyś został skazany, on popełnił przestępstwo i on za to zapłacił. Kilka poprzestawianych kości i tak nie robi mu różnicy.
   -Nie mamy świadków...
   -Masz mnie i to wystarczy. Powiesz im, co się wydarzyło, a ja to potwierdzę. Nie uwierzą mu, jeśli zaprzeczy, nie wiem w ogóle, na jakich zasadach go wypuścili, może za dobre sprawowanie, jeśli tak, no to mocno poszaleli... Irmina, proszę cię. - przysunął się do niej i pozwolił, by wypłakiwała się w jego ramię, skoro właśnie tego potrzebowała. -Nie powinienem naciskać, ale oboje wiemy, że to pomysł z korzyścią dla ciebie... Siedzimy w tym razem. Nie zostawię cię samej w tym bagnie, więc jeśli chcesz, mogę pojechać z tobą, tylko daj znać, kiedy.
   -A twoje treningi, mecze, inne obowiązki klubowe...? Nie możesz tak po prostu...
   -Obecnie zmagam się z problemami mięśniowymi, nie gram, ćwiczę tylko indywidualnie. Poza tym, istnieją rzeczy, które stawiam ponad karierą. Na przykład sprawiedliwość i twoje samopoczucie. Nie myśl, że chcę w ten sposób odkupić swoje winy albo zadośćuczynić Carolin - to już zawsze będzie mnie prześladowało i nic mi nie pomoże. Chodzi o ciebie, o twój spokój i poczucie bezpieczeństwa.
   -Dlaczego to robisz? - spytała, zaglądając mu głęboko w oczy. Dzieliła ich niewielka odległość, więc nawet nie musiała dawać mu do zrozumienia, że jej nie okłamie. Uśmiechnął się delikatnie, nie unikając jej spojrzenia, co zaskoczyło także jego. Zmieniał się błyskawicznie. I czuł to na własnej skórze.
   -Bo zależy mi na tobie w jakimś stopniu. - odparował dosadnie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę ze słów, które padły z jego ust. Tancerka lustrowała jego twarz, usiłując pojąć, co usłyszała. Był zbyt szczery, przez co nie wiedziała, jak odebrać jego intencje. -Widzisz... Nie chcę, żebyś postrzegała mnie jako kogoś, kto przyniesie ci kłopoty. Jakakolwiek znajomość ze mną wymaga wyrzeczeń i ostrożności: jako kobieta staniesz się obiektem ludzkich plotek i głupich uwag, ale pewnie już to ogarnęłaś. Jeśli zrezygnujesz, przyjmę to na klatę, ale naprawdę nie chcę tracić z tobą kontaktu. Jesteś... Inna niż wszystkie, już ci o tym wspominałem, ale może nie zapomnisz, jak powtórzę jeszcze raz.
   Przełknęła głośno ślinę, próbując wyczytać z jego twarzy coś więcej, ale zamknął ją przed nią, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może zorientował się, że za dużo jej wyjawił... Postanowiła to sprawdzić. Nie myślała logicznie i gdyby poprosił ją o wyjaśnienia, nie miałaby nic do powiedzenia. Zwyczajnie musnęła jego wargi, by następnie ze zdziwieniem odkryć, że Reus odwzajemnia ten pocałunek. Polubił jej usta i od walentynek czuł głęboki niedosyt, nie mogąc cieszyć się nimi wystarczająco długo. A teraz dostał kolejną okazję i nawet jej nie sprowokował. Napierała na niego coraz mocniej, ale nie umiał jej odtrącić, choć musiał. Szukał odpowiedniej okazji i sposobu. Trwało to dłuższy czas, ponieważ uznał, że skoro właśnie tego od niego zażądała, skoro potrzebowała jego bliskości, nie powinien jej odmawiać. Ale nie tędy droga, nie tak załatwia się tego typu problemy. Ujął jej twarz w obie dłonie i tak subtelnie, jak tylko potrafił, przerwał ten moment słabości. Oparł podbródek o jej głowę i spod przymkniętych powiek obserwował, jak się wycisza. Nie miała pretensji. Po prostu dotarło do niej, że postąpiła nie do końca rozsądnie.
   -Żałowałabyś. - szepnął jej do ucha, odgarnąwszy wcześniej kosmyki włosów. -Zaledwie dwa dni temu prosiłem, byś nie przeceniała moich możliwości... Nie jestem odpowiednim facetem, bo dziewczyna to dla mnie tylko przedmiot. A ty nie zasługujesz na przedmiotowe traktowanie.
   -Przepraszam. - wymamrotała skruszona. Słyszała wyraźnie przyspieszone bicie jego serca, przez co stawał się dla niej jeszcze większą zagadką. Ale ekscytującą. I z pewnością możliwą do rozwiązania. -Za krótko się znamy, poniosło mnie, ale twoje wsparcie jest dla mnie istotne, bo mnie rozumiesz. Przysięgam, że nie będę przesadzać, nie gniewaj się za to. Chyba trochę się pogubiłam...
   -Mogę cię wspierać, ale nie w ten sposób. Po prostu daj mi czas... Nie chcę cię skrzywdzić, Irmina, cokolwiek by się nie działo. I nie każ mi tego robić, błagam.
   -W porządku. - zerknęła na niego kątem oka i zauważyła, że się uśmiecha. Zaskakujące, jak niewiele musi mieć, by wrócił normalny Reus. -Podjęłam już decyzję co do zeznań. Złożę je, pod warunkiem, że pójdziesz ze mną. Obiecałeś.
   Pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym zamknął oczy, całując ją w czoło. Oboje błądzili w tym samym labiryncie, lecz przemierzali dwie różne ścieżki. Kastner wierzyła, że powściągliwość Reusa to rany zadane mu przez Carolin przy rozpadzie ich związku, ale nie miała pojęcia, że się myli. Marco zwyczajnie nie chciał, by znaleźli wyjście z owego labiryntu. Bo u jego progu czekały wyrzuty sumienia i przyjaźń z Marcelem Fornellem, o której Irmina po prostu nie mogła się dowiedzieć.

***

Cześć Kochane,
jesteście tutaj jeszcze? Sama nie wierzę w to, że już wróciłam... Ale to, z czym wróciłam, woła o pomstę do nieba. Rozdział miał być dłuższy, nie miał polegać na kolejnym spotkaniu Irmy oraz Marco, ale nie mogłam już dłużej czekać, po prostu musiałam coś napisać... Problem w tym, że dopadł mnie straszny kryzys twórczy, polegający na tym, że pomysłów mam milion, ale nic nie chce złożyć się w całość... I to mnie strasznie dobija, bo tak jakby czuję, że w najbliższym czasie nie jestem w stanie skleić konstruktywnego rozdziału. A szkoda, bo przynajmniej mogę przy tym odpocząć.

Postaram się niedługo wrzucić jakąś kontynuację... Ale najpierw muszę zadbać o drugiego bloga, bo tam sytuacja wygląda o wiele gorzej. Nie było mnie tam prawie półtora miesiąca... Nigdy nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale cóż, życie pisze nam różne scenariusze.

Tymczasem zostawiam Was z tym i wracam do obowiązków. Buziaki❤

PS. Dziękuję tym, które są, mimo wszystko ♡♡♡

4 komentarze:

  1. Ojojoj! Komuś tu szybciej zbiło serduszko i to nie tylko mi! Jak zobaczyłam kilka dni temu w informacjach
    "Rozdział 22 - 25.04.2016" to prawie skakałam z radości. Dzisiaj co chwilkę sprawdzałam czy nie wrzuciłaś czegoś nowego i w końcu się doczekałam. I jej! Kocham to! Kocham ten rozdział. Strasznie tęskniłam za tym opowiadaniem. Do tego stopnia że (znowu) przeczytałam je od nowa i doszłam do wniosku że Marco od samego początku sobie przeczy. Mówi jedno, robi drugie, myśli trzecie. Strasznie pokręcony facet - ale właśnie dlatego tak kręci te wszystkie kobiety. Chociaż w tym rozdziale jestem z niego zadowolona tylko w jakichś 80%. Nazbierał sporo plusów: m.in za to, że troszczył się o Irminę, że nie zostawił jej z tym wszystkim samej, za to, że przyjechał do niej o 23 w nocy, za to, że chciał jej pomóc, za racjonalne podejście, za odwzajemniony pocałunek, za to szybciej bijące serduszko, za to, że mu ZALEŻY, za czas który jej poświęcił, za to, że Irmina jest dla niego "Inna niż wszystkie". Ale serio nie potrafię zrozumieć jak Irmina ma się nie dowiedzieć o jego przyjaźni z Marcelem... No jak??? To się po prostu nie uda.. I już teraz potrafię przewidzieć, że z tego będą kłopoty! Nie lubię tej jego małej wiary w samego siebie. Wiem, że pewnie z biegiem czasu to się zmieni, bo zmienia się już. Pewność siebie jaką się okrył opisuje go tylko zewnętrznie, bo wewnętrznie... to jest ciężko. Moim zdaniem oczywiście... Ale i tak postać Marcinho w tym opowiadaniu jest po prostu świetna, kocham ją i nic bym w niej nie zmieniła! <3 <3 <3 Życzę Ci dużo weny, czekam na więcej Irminy i Leny! Oba blogi są po prostu wspaniałe, ekscytujące i oba uwielbiam. Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny? XDD
    (z ciśnieniem nadal wszystko w porządku?)
    Dziś brak weny na komentarze, więc będzie krótko..ale..będzie!:)
    Cóż mam napisać..że jestem głodna (mimo to pora obiadowa-nie jestem głodna na jedzenie)Jestem głodna kolejnego rozdziału (stąd odsyłam do pytania na początku:D)
    Więcej Marco, więcej Irminy. Mniej kłopotów, które wyczuwam na odległość.
    Marcel..No się nie ukryje. Nie tak łatwo będzie utrzymać wszystkie tajemnice..jedynie mnie martwi co się stanie, kiedy wszystko wyjdzie na jaw...
    Jestem przekonana, że jeszcze będziesz nas gnębić tą niewiedzą i trzymać w napięciu...
    KTO TU KOMU CIŚNIENIE PODNOSI?
    Powtórzę się po raz setny ale uwielbiam twoich Marco.(Marców (?) )
    Dużo dużo czasu na pisanie (w dzień, nie po nocach!)
    Alles Gute und..
    Bis bald:D
    Buziaki! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Pszczółki w informacjach bzyczą, że: "Rozdział dwudziesty trzeci: 9.05.2016". !!! Super opowiadanie. Nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. 20 year-old Data Coordiator Arlyne Fishpoole, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Class Act and Quilting. Took a trip to Sceilg Mhichíl and drives a LeMans. odwiedz witryne

    OdpowiedzUsuń