Wychodził z opustoszałego już stadionu. Sam, ponieważ koledzy zebrali się znacznie wcześniej i wrócili do swoich domów, a on został jeszcze poproszony przez trenera o krótką rozmowę. Jako jeden z kilku podstawowych graczy otrzymał dziś wolne po imponującym, wtorkowym zwycięstwie w Lidze Mistrzów i choć bolało go obserwowanie przebiegu spotkania wyłącznie z trybun, cieszył się kolejnymi punktami ligowymi, wywalczonymi na własnym boisku. Wprawdzie odsunięcie od składu ugodziło w jego piłkarską dumę, lecz jeśli Klopp uznał, że potrzebuje odpoczynku, przyjął to na klatę. Z coachem się nie dyskutuje. Z drugiej jednak strony, gdyby tylko wiedział, że nie zagra, przesunąłby termin spotkania z Irminą. Nie zabrałby jej na stadion, ale mieli okazję spędzić przyjemne popołudnie. Cóż, po raz kolejny przekonał się, jak mocno ogranicza go praca i ile musi poświęcić ze względu na medialną osobowość.
Szedł przez środek parkingu w kierunku auta, wciągając do płuc orzeźwiające powietrze. Wieczory stawały się coraz cieplejsze, wiosna wisiała już nad głowami Dortmundczyków, a on nie mógł doczekać się chwili, gdy rękawiczki na treningu będą zupełnie zbędne, aczkolwiek nie to obecnie zajmowało jego umysł. Myślami już od dawna krążył wokół jutrzejszego wyjścia z tancerką, której nienawidził, a która jednocześnie wzbudzała w nim tak skrajne emocje, iż sam siebie nie poznawał. Nie potrafił dać jej spokoju i głęboko wierzył, że powodem takiego stanu rzeczy jest żądza rewanżu za Nowy Rok oraz pokazanie Fornellowi, kto w ich paczce rozdaje karty. Nie miał jednak dostatecznej pewności, iż właśnie o to mu chodzi, ale przecież jest mężczyzną. To on zaciągnie ją do łóżka i to on powie wtedy "dość". I żadna panna nigdy nie ubliży jego wielkości.
Pisał właśnie wiadomość do swej ofiary, gdy tuż przy masce samochodu usłyszał za plecami swe imię. Odwrócił się i ze zdziwieniem odkrył, że zna właścicielkę tego delikatnego głosu. Sceptycznie patrzył na zbiegi okoliczności, ale nic innego nie wchodziło w grę. Przynajmniej jego zdaniem.
-Ina? - mruknął, szczerze zaskoczony, zapominając o wysłaniu sms-a. Wrzucił iPhone'a do kieszeni kurtki, uśmiechając się do zbliżającej się dziewczyny. -Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
-A jednak znów się widzimy. - odpowiedziała, zarzucając średniej długości włosy na ramię. Tak bardzo nie chciała tutaj być, ale zgodziła się na chory układ swoich przyjaciół. Żałowała, lecz droga powrotna nie istniała. Marco może zachowywał się jak dupek, ale zasługiwał na miłość, jak każdy, pojedynczy, żyjący człowiek, także miał uczucia. Intryga ta może natomiast podważyć zaufanie w jej związku i jeśli tak się stanie, nigdy nie wybaczy Ann-Kathrin, a przede wszystkim sobie.
-Co tu robisz? - farbowany blondyn brutalnie wyrwał ją z zamyślenia, przyglądając się jej z uwagą. -Byłaś na meczu?
-Ehmm... Tak, właśnie tak. I pomyślałam sobie... Że skoro już się spotkaliśmy... Nie powiedziałeś mi, że w środę wyszedłeś do Cocaine, a obiecałeś, że się odezwiesz. Trochę nawaliłeś.
-Skąd wiesz, że wyszedłem? - spytał, pomijając wszystkie pozostałe fakty. Toennes zmarszczyła czoło i przeklęła bezgłośnie. Zapomniała, iż rozmowy Reusa z Götze nieoficjalnie do niej nie docierają, więc prawie przekreśliła cały plan. Musi się teraz inteligentnie wybronić. -Śledzisz mnie?
-A wyglądam jak detektyw? - fuknęła, oburzona bezpodstawnym oskarżeniem. Tak swobodnie, jak tylko umiała, wzruszyła ramionami. -Wyhaczyłam cię na jakimś zdjęciu i to wystarczyło. Ciężko cię nie rozpoznać.
-Okej... - mruknął, przywdziewając na twarz kpiący uśmieszek. Coś mu nie pasowało - Forni zatrudnia fotografów wyłącznie na imprezy weekendowe, więc jakim cudem został uwieczniony na zdjęciu w środku tygodnia? Oczywiście, nie może wszystkiego zauważyć, ale nie dostrzegł, by po sali krążyła jakakolwiek osoba z aparatem. Ktoś go rozpoznał? Ktoś widział go z Irminą? Dziewczyna prawdopodobnie coś kręci, lecz pozwolił jej dalej w to brnąć. -I co w związku z tym?
-Nie uważasz, że postąpiłeś nieuczciwie? - spytała ostrożnie, nie spuszczając z niego wzroku. Przewrócił oczami.
-Być może. I chcesz ode mnie zadośćuczynienia?
-Hej, myślenie czasami ci jednak wychodzi. - skwitowała złośliwie, wpatrując się w niego bez przerwy. Zignorował jej docinkę i przeniósł ciężar ciała na jedną stopę, zakładając ręce na piersi.
-Czekam na propozycje.
-Hmm, no nie wiem... - udała, że intensywnie się zastanawia. -Impreza? Na przykład... W Cocaine? Dziś sobota, więc jutro chyba masz wolne?
Powoli pokiwał głową. Nie do końca jednak tak było, ponieważ jako piłkarz, który dziś nie wystąpił, jutro rano musi pojawić się na treningu. Klopp skutecznie poprzestawiał mu przebieg dnia, ale nie zamierzał z niczego rezygnować. Kastner będzie na niego czekała, a on, pragnąc odpokutować winy, nie może nawalić. Z kolei do zadań Iny należało wyłącznie pokazywanie się z Marco w miejscach publicznych, w takich, które Irmina również zna i odwiedza, tylko po to, by przez rzekomy przypadek nakryć ich razem, niekoniecznie w intymnej sytuacji, bo do takiej nigdy nie doprowadzi, ponieważ kocha swojego chłopaka i nie zaryzykuje. Ann i Mario chcieli po prostu udowodnić dziewczynie, że nie jest jedyną kobietą w życiu Reusa, z którą ten utrzymuje zawiłą relację. Wizażystka nie miała jednak pewności, że im się uda.
-Oglądałaś mecz sama? - przyszło mu na myśl, gdy zwrócił uwagę na fakt, że na ciemnym parkingu nie ma nikogo poza nimi. Trafił w dziesiątkę. Toennes otworzyła szeroko oczy i rozchyliła usta, by się wytłumaczyć. Cwana sztuka z tego Woody'ego.
-Można tak powiedzieć. - stwierdziła spłoszona. -Przyjechałam taksówką z koleżanką, ale odesłałam ją do domu, więc mam czas. To jak, bawimy się czy nie?
Wyszczerzył się po raz kolejny, podziwiając jej upór. Dziwna laska. Nie brakuje jej stanowczości, tupetu i dziś wyjątkowego zakłopotania. Zyskał już prawie stuprocentową pewność, że nie wszystko, co mówi, powinien przyjąć na poważnie, bo coś ewidentnie od samego początku nie grało. No, ale dziewczyna to dziewczyna. Raz nie zaszkodzi.
-Planowałem wrócić do domu... - jęknął ironicznie, wzruszając do tego ramionami, jakby jej obecność nagle stała się dla niego zupełnie obojętna. -Ale jeśli nalegasz... To wsiadaj.
Skinął na wóz, obok którego stali, dając jej do zrozumienia, że zabierze ją ze sobą. Oboje unieśli brwi i już po chwili siedzieli w skórzanych fotelach Astona Martina, w milczeniu opuszczając teren stadionu. Blondyn zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie nie powinien pakować się w znajomość z kimś, komu nie potrafi zaufać. Nadal pamiętał jednak o tym, że to on zawsze przejmuje kontrolę.
~~~
2. marca 2014, niedziela
"Nie wiem, w co się ubrać."
Od tego sms-a Marco Reus zaczął jakąkolwiek aktywność popołudniu w ostatni dzień weekendu. Od sms-a, który właściwie zyskał miano jego oficjalnego budzika na ten czas - wczoraj w klubie dość długo bawił się z Iną, więc musiał odespać przymusowe wstawanie na trening. I gdyby Irmina nie zdecydowała się ponarzekać, z pewnością godzinę umówionego spotkania spędziłby pogrążony we śnie. A żałowałby tego bardziej, niż decyzji o pójściu na imprezę z nowo poznaną koleżanką.
"Nie wiesz czy nie masz w co się ubrać?"
Po raz kolejny zwyzywał samego siebie za to, iż dał się namówić Inie na Cocaine, ponieważ nic na tym nie zyskał. Rozmowa ciężko się kleiła, dziewczyna nie opowiadała o konkretach, nie zdradzała żadnych, pikantnych szczegółów ze swojego życia. Co więcej, wydawała się bardzo sztywna i jakby unikała głębszych tematów w obawie, że palnie gafę. Nawet nie próbował zaproponować jej przygodnego seksu - jego zdaniem, nie wykazałaby ani odrobiny entuzjazmu odnośnie tego pomysłu. Nie planował więcej się z nią widywać, lecz uparcie stawiała na swoim, no i posiadała jego numer telefonu. Wkopał się na własne życzenie, ale wierzył, że znajdzie jakieś inteligentne wyjście.
"Jedno i drugie... Masz trochę racji."
Irmina. To jest dopiero dzieło sztuki, nieświadomie przestawiające jego wartości życiowe. Nienawidzi jej i jednocześnie lubi. Chce ją przelecieć, skutecznie opierając się jednak pokusie. Nie wie, z kim tak naprawdę ma do czynienia, choć jej najlepsza przyjaciółka to zapalona fanka Borussii Dortmund, a Fornell oraz Kaul są ich wspólnymi znajomymi. Wciąż nie rozumiał, jak do tego doszło, ale cieszył się, że tancerka widzi w nim dzięki temu człowieka, jakim rzeczywiście jest, a nie jakiego kreują media. Mężczyzna z wyjątkowo zróżnicowanym charakterem, dwoma twarzami, za którymi kryją się przeciwstawne uczucia. Ona nie ma o tym pojęcia, ale on nie ufa jej na tyle, by powierzać jej swoje bóle czy sekrety.
"Ładnie proszę, byś nie zakładała sukienki ledwo zakrywającej pośladki i zbyt obcisłych spodni. Całą resztę jakoś przeżyję. Chyba."
Roześmiała się, czytając jego zalecenia. Zapewne zdawał sobie sprawę, że ona również zdążyła go ocenić. Magazynował w sobie tyle sprzeczności, iż z trudnością uwierzyła, że to w ogóle możliwe. Miała jednak dowód w żywej postaci i coraz bardziej chciała go wykorzystać. Była przekonana, że nie zna takiego Marco, jakiego widuje, ponieważ żaden człowiek nie jest w stanie tak sprawnie i szybko operować swoimi cechami, a on to umiał. Uważała, że coś przed nią ukrywa, aczkolwiek boli go to na tyle, że wciąż woli dusić to w sobie. A ona chciałaby go odkryć, przełamać, przekonać do siebie. I liczyła, że prędzej czy później tak się stanie.
"Okej, wyzwanie przyjęte. Czekam na Ciebie za godzinę."
Po upływie sześćdziesięciu minut faktycznie wsiadała już do jego imponującego wozu, od razu poddana ocenie chłopaka. Gdy zamknęła drzwi, uniósł brwi, uśmiechając się kąśliwie. Domyśliła się, o co chodzi, gdyż to nie pierwsza tego typu reakcja z jego strony. Zlustrował ją od czubka głowy po same stopy, w milczeniu ruszając z miejsca w południowym kierunku miasta. Jeszcze nie zdradził jej, dokąd jadą, lecz nie naciskała. Lubiła niespodzianki, a on lubił zaskakiwać. Koncert Beyoncé nie wziął się w końcu z przypadku.
-Całkiem nieźle. - rzucił nagle od niechcenia, skupiając wzrok na ulicach Dortmundu. Wczesne godziny wieczorne w niedzielę, zatem ruch wzmagał się przez wracających do domów z odwiedzin u rodziny mieszkańców. -Przypuszczałem jednak, że zrobisz mi na złość.
-Następnym razem lepiej się postaram, skoro tak ci zależy. - odparowała, na co piłkarz zerknął na nią zdziwiony. -No co? Powiedziałam coś nie tak?
-Następnym razem? - uściślił dobitnie. Irmina przygryzła wargę, zawstydzona swoją wypowiedzią. Tego się nie spodziewała. -Czy nie wybiegasz zbyt daleko w przyszłość?
-Jeśli to spotkanie ma być wyłącznie odpokutowaniem twoich win, to zatrzymaj się i wysiadam. - oświadczyła stanowczo, patrząc na niego surowo. Potrzebowała kilku sekund, by zorientować się, że faktycznie stoją w miejscu. Zamrugała z niedowierzaniem powiekami i złapała za klamkę, lecz chłopak pochylił się błyskawicznie, strącając jej dłoń. Zupełnie zbita z tropu, wcisnęła plecy w swoje siedzenie.
-Zwariowałaś? - spytał z pretensją w głosie Marco, po czym wskazał palcem ku górze. -Jesteśmy na skrzyżowaniu ze światłami, cierpliwie i grzecznie czekając na zielone. Nie wysadzę cię na środku ulicy, bo gdyby coś cię potrąciło, szukaliby twojego ciała parę przecznic stąd. Ludzie jeżdżą jak debile, a ty wpraszasz się prosto pod ich koła. A teraz zastanów się, czy rezygnujesz, bo zaraz ruszamy.
Zarumieniła się jak mała dziewczynka, której mama dała klapsa przy grupie rówieśników za nieposłuszeństwo. Powinna przestać gapić się na niego jak na ósmy cud świata, bo właśnie udowodnił jej, że to skończy się katastrofą. Przecież nie posiada nic, co wyróżniałoby go spośród innych mężczyzn... Poza charakterem. I budową ciała. Poza ilością wydawanych pieniędzy, farbowanymi włosami, ekstrawagancją, bezczelnością oraz pięknymi, błyszczącymi, zielonymi tęczówkami... Nie. Nie, nie, nie, to już za dużo. Złapała się na tym, iż znowu go obserwuje, wodzi za każdym ruchem jego rąk na kierownicy, każdym dociśnięciem sprzęgła, regulowaniem temperatury powietrza na pulpicie auta...
-Dokąd mnie zabierasz? - wykrztusiła, chcąc odsunąć od siebie wszystkie najświeższe myśli i spostrzeżenia. Piłkarz uśmiechnął się pod nosem, wzdychając ciężko.
-Długo wytrzymałaś w niewiedzy. - zauważył, wyglądając przez boczną szybę. -Nie powiem ci, zaraz sama zobaczysz.
Przewróciła oczami, jeszcze bardziej wtapiając się w fotel, a gdy Marco odwrócił głowę, ich spojrzenia spotkały się po raz kolejny. Nie trwało to jednak długo, ponieważ cały czas prowadził, lecz jej zupełnie wystarczyło. Ciekawość rosła z każdą minutą, ale przynajmniej rozpoznała już okolicę, w której się znaleźli. Gdy tylko nachodzi ją ochota, biega w Westfalenparku, uznając tą aktywność jako zamiennik dla fitnessu, ale nigdy dla tańca. Pasja to podstawa, cała reszta następuje później.
Jak się okazało, blondyn zaparkował auto tuż przy bramie wejściowej od ulicy Floriana i zgasił silnik. Irmina nie kryła zaskoczenia - o tej porze w tym miejscu panuje już mrok, z którym walczą jedynie jasno świecące latarnie, dlatego nie rozumiała, po co ją tu przywiózł. Wyciągnął kluczyk ze stacyjki, a ona nadal siedziała niepewnie, bez jakiejkolwiek reakcji, krzyżując stopy w kostkach. Patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami, gdyż sam nie potrafił rozszyfrować, co doprowadziło jego towarzyszkę do takiego stanu.
-Jednak się wycofujesz? - zażartował, odpinając pas. Dźwięk, jaki wywołał przez naciśnięcie klamry, wyrwał ją z letargu. -Irmina...?
-Co? A nie, nic, wszystko w porządku. - podniosła się, poprawiając owinięty wokół szyi szal. -Ale... Dlaczego akurat tutaj?
-Boisz się. - stwierdził, wyczytując z jej twarzy strach oraz zwątpienie. By dodać jej otuchy, delikatnie ujął jej dłoń. -Nic ci nie zrobię, obiecuję. Nawet o tym nie pomyślałem.
-Nie o to chodzi...
-Będzie prościej, jeśli mi zaufasz. Tam kręcą się jeszcze ludzie, nie zostawię cię ze sobą sam na sam, bo już doświadczyłaś mojej nieobliczalności. - uśmiechnął się półgębkiem na wspomnienie ich pocałunku, czym znów zawstydził tancerkę. -No, chodź, za dwie godziny zamykają, więc musimy zdążyć.
-Gdzie?
-Przekonasz się. - mrugnął do niej, po czym wysiadł, obszedł maskę i otworzył drzwi pasażera, gestem ręki prosząc ją o opuszczenie kokpitu. Poddając się, roześmiała się cicho i kiedy zabezpieczył samochód, ramię w ramię skierowali się w głąb parku. Nie rozmawiali, ale też nie szli długo, gdyż do obiektu docelowego dotarli po pokonaniu kilkuset metrów. Irma podniosła wzrok, zerkając to na Marco, to na budynek przed nimi.
-Florianturm? - dziwiła się, automatycznie usiłując stworzyć w umyśle możliwe wersje wydarzeń. -I co teraz?
-Wiesz, co jest na górze? - zapytał, chowając klucz od Astona do kieszeni. Prychnęła.
-Restauracja i taras widokowy.
-Byłaś tam kiedyś?
-Nie miałam okazji... - urwała, w ułamku sekundy łącząc fakty. Chciała protestować, ale szybko pociągnął ją za sobą.
-To dzisiaj masz. - podsumował, ściskając rękaw jej kurtki, gdyby znienacka zerwała się do ucieczki. -Zapraszam.
Ich dyskusja zdecydowanie się ożywiła. Kastner stanowczo nie wyraziła zgody na uregulowanie przez Reusa kolejnego rachunku za ich wspólną kolację, zarzekając się, iż nie wejdzie z nim nawet na pierwszy stopień schodów. Nie rozumiała, dlaczego głośno się roześmiał i dotarło to do niej, gdy tuż przed nimi otworzyły się drzwi windy. Schował usta w kołnierz kurtki, by stłumić wybuchy radości, gdy obdarzyła go pełnym nienawiści spojrzeniem i wyraźnie obrażona weszła do środka. Nie odzywała się do niego, zupełnie ignorując sympatyczne uszczypliwości z jego strony. Unosiła jednak kąciki warg tak, by tego nie zauważył, gdyż tak naprawdę wcale się na niego nie gniewała. Doceniała fakt, że miał ochotę spędzać z nią czas i przygotowywał dla niej różnego rodzaju niespodzianki. Tylko dlaczego wciąż odnosiła wrażenie, że coś przed nią ukrywa?
Wysiedli na pierwszym z pięter. Blondynka rozejrzała się po pomieszczeniu i przygryzła wnętrze policzka.
-Nawet nie myśl, że zmieniłam zdanie. - syknęła, dostrzegając jego uniesione w geście zwycięstwa brwi. -Jeśli zapłacisz, nie przełknę ani kęsa, jasne?
-Posłuchaj. - położył dłonie na jej ramionach, przez co wręcz musiała zatopić się w jego oczach. Nie dał jej żadnego wyboru. -Wybrałem sobie czas i miejsce, wybrałem sobie towarzyszkę, więc pozwól, że rodzaj płatności i samego płatnika też załatwię. Może to nie randka, ale właśnie dlatego powstali faceci - do umilania czasu dziewczynom. Nie chciałaś następnego koncertu, ale nie mogę ciągle kupować ci kwiatów, bo na pewno nie masz tylu wazonów w domu.
-Za to mogę spożywać z tobą posiłki i tyć. - burknęła złośliwie, na co chłopak zacisnął zęby, lustrując ją jeszcze intensywniej. Czuła, jak wymięka. Pękały bariery, a on z prędkością światła zdobywał nad nią przewagę, zmuszając ją do kapitulacji. -Dobrze, już nic nie mówię.
-I to chciałem usłyszeć. - podsumował, dumny ze swojego osiągnięcia, ujmując ją pod rękę i wprowadził do wnętrza restauracji.
Była zachwycona od samego początku. Lokal okazał się jednym z tych, w którym, niezmiennie zajmując to samo miejsce, można podziwiać panoramę Dortmundu ze wszystkich stron, ponieważ obracał się on wokół własnej osi. Zatracała się więc w widokach za szklaną szybą, z trudem utrzymując uwagę skupioną na Marco oraz otaczającej ich rzeczywistości, co jemu akurat nie przeszkadzało w znaczącym stopniu. Poza nimi znajdowało się tutaj jeszcze zaledwie parę osób, przyglądających się ich dwójce z rosnącym zainteresowaniem, dając zawodnikowi Borussii do zrozumienia, iż go rozpoznali, w dodatku z tajemniczą dziewczyną u boku. Cieszył się więc, że Irmina o tym nie wie i nie budzi to jej podejrzeń, co nie oznaczało jednak, że on może poczuć się bezpiecznie. Musi się teraz szalenie pilnować, by przez przypadek razem nie trafili w najbliższych dniach do gazet.
Udawana, teatralna złość tancerki zniknęła jak za pstryknięciem palca. Uznała, że stanął na wysokości zadania. Spokojna, kameralna atmosfera, zapierające dech w piersiach krajobrazy rodzinnego miasta, przepyszne jedzenie... Klimat wręcz idealny na randkę, aczkolwiek wyparł się tego terminu. Nie miała mu tego za złe, znają się tylko i aż dwa miesiące , a on przecież "nie szuka dziewczyny i nie chce niczego więcej". Jeżeli ich znajomość przerodzi się w przyjaźń, ją to zadowoli. Och, głupiutka Irma... On nazywa się Marco Reus i niektóre pojęcia, niestety, są mu zupełnie obce.
-Gotowa? - spytał nagle, opierając łokcie o blat stolika. Przerwał właśnie jej prywatne rozmyślania dotyczące rozmowy, którą niedawno odbyli. -Mamy piętnaście minut i drugie piętro do odwiedzenia.
-Jasne, możemy iść. - zajrzała do torebki, by wyjąć portfel, lecz kątem oka zauważyła, iż blondyn obserwuje ją w półuśmiechu. Roześmiała się cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. -Prosiłam cię...
-Cukiereczku, w jakim świecie ty żyjesz? - zadrwił, wymachując trzymanym w palcach kawałkiem plastiku. -Minutę temu kelner oddał mi kartę. Nie uwierzę, że aż tak odpłynęłaś.
-Spadaj. - dźgnęła go w żebro, kiedy podążali do windy. Byli ostatnimi gośćmi firmy, zatem Reus miał nadzieję, że Florianturm należy już tylko do nich. Ostatnie, czego chciał, to natknięcie się na grupkę fanów, proszących go o zdjęcie.
To nie tak, że przez cały czas milczeli. Oboje dużo mówili, opowiadali o wszystkim i o niczym, jednocześnie po cichu oceniając siebie nawzajem. Bezgłośnym szeptem wymieniali wartości, które osobiście cenili w kontaktach z drugim człowiekiem. Ona stała przy barierce, delikatny, jeszcze zimowy wiatr rozwiewał jej włosy. On trzymał się nieco z tyłu, asekurując jednak swoją koleżankę, by nic jej się nie stało. I choć nie zdawali sobie z tego sprawy, naprawdę myśleli o tym samym. Wspominali całą historię dziwnej, burzliwej, ale i ciekawej znajomości. Widzieli dla niej przyszłość. Dalszą lub bliższą, ale jednak widzieli, gdyż postrzegali siebie jako pewne zmiany w ich życiu. Ona przekonała się, że można sprawnie posługiwać się dwoma twarzami, skrywając do tego zapewne bolesny sekret. On zrozumiał, że nie każda kobieta ulega jego urokowi i wpływom, niekiedy nawet skutecznie się im opierając. Póki co, wiedzieli o sobie niewiele, lecz systematycznie walczyli o małą rewolucję, która nadejdzie, prędzej czy później.
-Mogę zadać ci pytanie? - przygryzła wargę, wykorzystując fakt, że ma go tuż za plecami. Usłyszała, że jęknął niezadowolony.
-Skoro musisz. - odparował, podchodząc bliżej, a w jej nozdrza uderzył zapach jego perfum. Przełknęła głośno ślinę.
-Zaryzykuję. - odgryzła się, mocniej zaciskając pięści na metalowej zaporze. Czy się stresowała? Okropnie, ale to, co błądziło w jej głowie, nie potrafiło znaleźć wyjścia. -Kogo tutaj zabierasz?
-Zabierałem. - poprawił ją, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. -Kilka lat temu, tylko jedną osobę.
-Kogo? - powtórzyła szeptem, wpatrując się w Dortmund wieczorową porą. Jej ukochane miejsce na ziemi, ale nie była teraz w stanie tego roztrząsać. -Powiesz mi?
-Powiem. Moją dziewczynę.
Odwróciła się, zszokowana. Spodziewała się właśnie takiej odpowiedzi, gdyż wskazywała na nią panująca tu intymność, musiała się wyłącznie upewnić. Nie przewidziała jednak, że chłopak ponownie odbierze jej możliwość ruchu, bo kiedy tylko zmieniła pozycję, owinął nadgarstki wokół barierki, zamykając jej ciało między swoimi ramionami. Nie kontrolował tego, a ona nie oponowała. Nie zamierzał zrobić jej krzywdy, więc zwyczajnie czekał na pozwolenie, aczkolwiek nie umiała dostatecznie opanować nerwów. Drżała, oddychała płytko, nierówno, a on nie reagował, sądząc, że ją wystraszył. I gdy zebrała się wreszcie, by wykonać pierwszy krok, dobiegły ich czyjeś głosy. Reus zerknął w tamtą stronę, przekonany, że to ktoś z obsługi, by poprosić ich o opuszczenie terenu. Mylił się. Dwie nastolatki podchodziły do nich z telefonami komórkowymi, głośno dyskutując z podekscytowania. On już wiedział, co się kroi. Ona, biedna - nie.
-O mój Boże, to faktycznie on! - pisnęła niższa, podskakując niczym nowo narodzony kangur. -Marco, możemy zrobić sobie z tobą zdjęcie?
Cóż, panie gwiazda, marzenia się spełniają. Nawet te najmniej pożądane.
***
Wczoraj podjęłam szybką decyzję, że będzie to rozdział z dedykacją dla pewnej bloggerki... Ale wyszedł tak beznadziejnie, że się nie odważę. Nie jestem z niego ani trochę zadowolona. Nie miałam nawet ochoty go pisać, ale skoro Wam obiecałam... :) Gdybym choć przypuszczała, że doba będzie dla mnie za krótka, nie podawałabym dzisiejszego terminu jako dnia publikacji, a nie chciałam znów go zmieniać.
Powinnyście wiedzieć, że powoli, małymi kroczkami zbliżamy się do takiego momentu, który odwróci relację Irminy i Marco niemal o 180 stopni... Dlatego musicie dać mi czas na dobre rozplanowanie kilku następnych rozdziałów. Wplotłam tyle wątków, że muszę uważać, aby o żadnym nie zapomnieć :p
Dziękuję, że jesteście! ❤
Cudowny😍 Co raz bardziej podoba mi się postać Marco :) Ich relacje zmieniają się z rozdziału na rozdział. :) Marco i ten jego zawziety charakter. Miłość wisi w powietrzu. Czekam aż Irmina się dowie kim tak naprawdę jest nasz Marco. Oj będzie się działo. Czekam na kolejny. Życzę dużo dużo weny :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńooo ciekawie =D no teraz to się nie mogę doczekać kolejnego rozdzaiłu =D oj irmina się zdenerwuje...
OdpowiedzUsuńChciałabym być oryginalna ale niestety nie będę i się powtórzę: bardzo, bardzo dobre opowiadania. I jak zwykle urwane w najciekawszym momencie. Będę czekać wytrwale (to w moim przypadku trudne, bo jestem niecierpliwością osoba) na rozwój wydarzeń:-).
OdpowiedzUsuńDlaczego znów mi to robisz? Kończysz w takim momencie. Wytrwam do następnego bo jestem cholernie ciekawa reakcji Irminy:-)
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że już niedługo wtorek bo nie mogę się doczekać co się wydarzy:-)
OdpowiedzUsuńRozdział będzie na pewno, właśnie zabieram się za jego ostatnią część :)
UsuńBuziak :*