Po raz pierwszy od dawna odczuła ulgę, gdy Marcel ogłosił zakończenie próby. Wszyscy zaakceptowali jego pomysł z obsadzeniem Irminy jako głównej bohaterki w choreografii, którą skrzętnie, już od tygodnia przygotowywali do mistrzostw. Pomimo, iż przeprowadzenie zawodów zaplanowano dopiero na początek czerwca, nie tracili czasu i działali już teraz. Chłopak naprawdę upatrywał w swojej koleżance szansy na sukces i nie chciał jej zmarnować. Gdyby wprowadził ją na światowe parkiety, skorzystałaby z tego cała grupa. A właśnie o to mu chodziło - by w końcu zaistnieli.
Zmęczona dziewczyna jako jedna z ostatnich pobiegła pod prysznic, nie spiesząc się zbytnio, by pozwolić swojemu ciału na odprężenie oraz relaks. Julia już wcześniej poinformowała ją, że nie wrócą dziś razem, nie podając jednak konkretnych szczegółów. Chciała dopytać, lecz nie miała czasu. Próbowała złapać ją po zajęciach, ale Wessler ciągle biegała, wciąż miała coś do zrobienia, nawet z szatni wyprysnęła wyjątkowo szybko. Irma czasami słynęła jednak z dociekliwości i upierdliwości, o czym systematycznie przypominał jej Marco, a ona, chcąc czy nie, musiała przyznać mu rację. Dlatego bardzo chciała sprawdzić, z jakiego powodu jej przyjaciółka jest tak zajęta.
Ostrożnie uchyliła drzwi, zdając sobie sprawę, że nie opuszcza pomieszczenia jako ostatnia, lecz na sali panowała wyjątkowa cisza. Przemierzała ją w kierunku wyjścia, rozglądając się na boki, aby nie umknął jej żaden istotny szczegół. Nic z tego. Nie znalazła nic, co mogłoby przykuć uwagę, aczkolwiek po wyjściu z budynku stanęła jak wryta w ziemię. Jakieś kilkanaście metrów przed nią, po lewej stronie parkingu, Jull śmiała się głośno, rozmawiając z Marcelem, a ten nie spuszczał z niej wzroku. Chwilę później razem obeszli auto, po czym otworzył jej drzwi pasażera, a sam wrócił za kierownicę. A że Kastner bywa wredna i spontaniczna, wymyśliła sobie, że zanim odjadą, przekaże im jeszcze parę kąśliwych uwag na udany wieczór. Po paru krokach usłyszała jednak wołanie, wskutek którego odwróciła się i zatrzymała w miejscu. Właśnie podchodziła do niej Ann-Kathrin, na co wyłącznie przewróciła oczami.
-Masz chwilę? - zapytała modelka, wsuwając dłonie do kieszeni kurtki. -Możemy pogadać? Zajmę ci co najwyżej kilka minut.
-Skoro musimy. - westchnęła ironicznie, powtarzając jej gest. -Okej.
-Chcę ci tylko powiedzieć, że podzielam zdanie Forniego. - zaczęła, spoglądając na nią. -On w ciebie wierzy i ja także. Myślę, że faktycznie jesteśmy w stanie coś osiągnąć, bo pasujesz do jego koncepcji i nadajesz się do tej choreografii. Będę cię wspierać, choćby dlatego, że zależy mi na karierze naszej ekipy.
-Dzięki. - Irmina z trudem zdobyła się na uśmiech, a jeszcze więcej kosztowało ją, by był szczery. -Wybacz, Ann, nie umiem inaczej z tobą rozmawiać... Mam nadzieję, że rozumiesz.
-No właśnie nie, Irmina. - zaprzeczyła odważnie. -Nie wiem, za co aż tak bardzo mnie nienawidzisz, ale nie zamierzam na ciebie naciskać, skoro sama mi tego nie wytłumaczysz. Może się mylę, lecz chyba nie zrobiłam ci nic złego ani krzywdzącego...
-To długa historia, nie chcę o tym myśleć, nie teraz. - ucięła krótko, odwracając wzrok. -Prawda, nie jesteś świadoma tego, co się stało, ponieważ nigdy nikomu o tym nie wspominałam. To trudne.
-Więc dlaczego każesz mi przez to cierpieć? Nasze kłótnie niszczą atmosferę w zespole, a to rani Marcela. Na pewno da się temu jakoś zapobiec...
-Mam niełatwy charakter. - wzruszyła ramionami, zachowując pozorną obojętność. -Wiem, bo słyszałam to wiele razy... Nie bierz sobie moich uwag do serca, często rzucam je w złości. Po prostu powoli wybaczam.
-Ale co? - w głosie AK było już wyczuwalne napięcie i zdenerwowanie. Nie rozumiała jej ani trochę. -Jeśli cię zraniłam, to nieświadomie, ale powiedz mi wreszcie, o co chodzi!
-To nie jest dobry moment. Obiecuję, że wrócimy do tego później, ale ja potrzebuję czasu, okej? A teraz przepraszam, muszę uciekać.
-Podwieźć cię? - długowłosa blondynka nie dawała za wygraną. -Mój chłopak mnie odbiera...
Jej rozmówczyni zamyśliła się, zastygając w bezruchu. Przypomniała sobie odbytą pewnego, styczniowego popołudnia luźną pogawędkę z Julią, kiedy napomknęła między innymi, że Ann-Kathrin spotyka się z... Tak, z Mario Götze. Gdyby pojawił się ze swym czcigodnym kompanem, wielkim i przystojnym Marco Reusem, prawdopodobnie wykorzystałaby okazję i poznała przyszłego męża najbliższej znajomej. W przeciwnym przypadku, jak ten, nie miała najmniejszej ochoty.
-Zaparkowałam auto po przeciwległej stronie parkingu. - odparła z uśmiechem, wyciągając z kieszeni kluczyki. -Więc bardzo dziękuję, ale odmówię.
Ann nie odpowiedziała, zatem Irma oddaliła się ślamazarnie do czerwonego Audi, ukradkiem wypatrując luksusowego wozu Götze. Może jednak towarzyszy mu Reus, a jego twarz rzuci jej się w oczy. Problem w tym, iż nawet nie przypuszczała, jaki szok by wtedy przeżyła.
~~~
23. lutego 2014, niedziela
Wysiadł właśnie z klubowego autokaru po powrocie z meczu w Hamburgu. W fatalnym nastroju, bo drużyna niespodziewanie poniosła porażkę, a on sam przesiedział pierwszą część batalii na ławce rezerwowych, natomiast po pojawieniu się na boisku nie umiał pomóc kolegom, wręcz przeciwnie - zapisał na swoim koncie żółtą kartkę. Na dodatek nie odzyskał jeszcze kontaktu z Irminą, co zaczynało go zwyczajnie drażnić, więc postanowił zastosować ostatnią radę Samanthy i odezwać się do niej. Ale nie dziś. Jedyne, na co dziś go stać, to frustracja i obraza na cały świat.
Treściwie pożegnał się z chłopakami i automatycznie udał się do samochodu. Jedyne, o czym marzył, to długa kąpiel i ogromne łóżko, ale doskonale wiedział, że musi jeszcze zrobić zakupy w centrum handlowym, żeby jutro rano nie umrzeć z głodu i znaleźć siłę na zebranie się do treningu. W takie dni, jak dzisiejszy, żałował, że mieszka sam. Mógłby wprosić się na obiad do rodziców, lecz nie lubi zawracać im głowy, poza tym, dorósł już siedem lat temu i na razie radzi sobie świetnie. Więc po co mu dziewczyna? Codziennie budzi się szczęśliwy ze świadomością, że może grać w piłkę. Żyje z nią w symbiozie i tak jest najlepiej.
Z grymasem na twarzy przemierzał alejki w dziale spożywczym na terenie galerii, licząc, iż nie zostanie rozpoznany. Nawet nie przeszło mu przez myśl, aby rozdawać autografy, a tym bardziej pozować do zdjęć w takim humorze, zatem gdy tylko ktoś się do niego zbliżał, zakrywał policzek dłonią, poprawiając przy tym czapkę z daszkiem. W samo niedzielne południe niewiele osób kręciło się po sklepie, część dopiero wstaje, inni idą do kościoła. Nie czuł zagrożenia trzeciego stopnia, jednak doświadczenie nauczyło go, że przezorny zawsze ubezpieczony, aczkolwiek zdarzało się, że i o tym zapominał. Nie wiedział, jak to się stało, iż wpadł na niższą od siebie kobietę z koszykiem do połowy wypełnionym produktami. Oboje zapatrzeni w towar na półkach, nie zauważyli, ze stwarzają dla siebie niebezpieczeństwo. Jego ofiara odwróciła się, niby zestresowana, na co Reus przeklął cicho i schylił się, by pozbierać to, co wypadło na podłogę. Głupi zawsze ma szczęście - mleko w butelce, kilka jogurtów i świeże bułki, nie musiał się nadwyrężać.
-Przepraszam, nie widziałem cię. - mruknął, wrzucając żywność z powrotem na jej miejsce. -Wszystko w porządku?
-Nic mi nie jest. - zapewniła, podnosząc wzrok, a wtedy ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęli się do siebie. On stwierdził, że głupi rzeczywiście ma szczęście, bo napotyka dobre sztuki nawet w spożywczaku. Ona zadowolona, bo trafnie rozpoznała Marco Reusa. Pierwszy etap planu się powiódł. -Dziękuję za pomoc. Reszta dżentelmenów na pewno szukałaby najkrótszej drogi ucieczki.
-Czasami też szukam, czasami nie. Zostałaś wybrana.
-Miło mi. - roześmiała się sztucznie, wyciągając do niego rękę. -Jestem Ina.
-Marco. - uścisnął ją, wciąż lustrując twarz nowej, uroczej nieznajomej, poznanej zresztą nieprzypadkowo. -Co cię tu sprowadza? Normalni ludzie o tej porze dopiero otwierają oczy.
-Jeżeli chciałeś mnie obrazić, to zauważ, że też jesteś nienormalny. - odgryzła się, unosząc brwi, na co blondyn uśmiechnął się półgębkiem. Zadziorna. Chyba ma nawet podwójne szczęście.
-Niedawno wróciłem z Hamburga. - wyjaśnił na swoją obronę. -Na zakupy wpadłem po drodze, bo w mojej lodówce znajduje się tylko światło i tak się składa, że czas mnie trochę goni, ale... Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
-Niewątpliwie. Imprezujesz?
-Rzadko, ale nie odmawiam. - przerwał na moment, gdy dostrzegł, że Ina wystukuje coś w swoim telefonie. -Praca nie pozwala mi na wiele, mam obowiązki, muszę się kontrolować.
-Rozumiem. - rzuciła, podsuwając aparat pod nos zaskoczonego chłopaka. -Zapisz i jak tylko będziesz się gdzieś wybierał, zadzwoń. Chętnie wyrwę się z tobą z mieszkania.
-Nie ma sprawy. - zrobił, jak poleciła, by następnie pożegnać się i odejść, nie chcąc kraść mu cennych minut. Kiedy tylko piłkarz zniknął jej z pola widzenia, wyciągnęła z kieszeni kolejną, autentyczną komórkę i natychmiast wybrała numer ze spisu kontaktów.
-On jest obrzydliwy. - jęknęła, słysząc głos w słuchawce. -Mario, no weź, jak możesz zadawać się z kimś takim?
-Rozmawialiście? -spytał Götze, puszczając pretensje Toennes mimo uszu. Westchnęła ciężko.
-Tak, ale krótko, bo spieszył się, dzięki Bogu.
-Mówiłem, że będzie zmęczony. I jak poszło?
-Okropnie! - krzyknęła rozczarowana. -Jadąc do tej galerii, modliłam się, żeby nie okazał się takim dupkiem, na jakiego wygląda. Nie wypadł źle, ale wlepiał we mnie te swoje ślepia, jakby zamierzał z marszu zaciągnąć mnie do IKEI i przelecieć na pierwszym z brzegu łóżku wystawowym. Podałam mu też numer z karty, którą kupiła Ann-Kathrin, no i się rozstaliśmy. Wszystko, dziękuję za uwagę.
-Umówiliście się? - dociekał brunet. Ina przełożyła smartfon do drugiej dłoni, by sięgnąć po zawieszoną na haczyku gumę do żucia.
-Nie, ale prawdopodobnie niedługo da znać, że wychodzi do Cocaine, więc przecierpię to i ruszę tyłek razem z nim. Czego nie robi się w imię przyjaźni.
-Ann przekazuje, że jesteś niezastąpiona i że kocha cię najmocniej na świecie. Ale to akurat kłamstwo. - dodał i roześmiali się oboje.
-Jeszcze mi za to zapłaci! - z przyzwyczajenia pogroziła mu palcem. -Wymyślę takie zadośćuczynienie, że będzie je odpłacała do końca życia.
Przekomarzali się jeszcze trochę, nie szczędząc żartów i uszczypliwości. A Reus? Reus w tym samym czasie ruszał już w drogę powrotną do domu, nie wiedząc, co myśleć. Laska spoko, sympatyczna, otwarta, bezpośrednia, odważna, ładna także. Ale wyłapał w niej tą małą nutkę nieszczerości, nie z takimi już współpracował. A czy instynkt go nie zawiódł, to się dopiero okaże.
~~~
26. lutego 2014, środa
W klubie bawiła się niewielka liczba osób. W zasadzie to za dużo powiedziane, gdyż zwyczajnie podrygiwali w rytm muzyki. W ciągu tygodnia Marcel i Robin nie organizują dużych imprez, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę, że znaczna część ludzi, odwiedzająca ich w weekendy, nazajutrz wstaje do pracy. Drzwi ich lokalu zawsze jednak pozostają otwarte dla tych, którzy nudzą się w domu i wyciągają znajomych na piwo lub drinka. Skromna dawka rozrywki jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Irmina należała do tej części niemieckiego społeczeństwa, która zdecydowanie popierała tą teorię. Wyczerpana po zajęciach z najmłodszymi podopiecznymi, nie chciała jednak wracać do siebie, gdyż przebywając sam na sam z własnymi rozterkami, zbyt wiele z nich sprowadzała do Marco. Nie mając wielkiego pola do popisu, wiedząc, iż Julia po raz kolejny spotka się z Marcelem i nie znajdzie dla niej czasu, odwiedziła Robina i jego znajomych. Pragnęła zwierzyć się komuś, kto podniesie ją na duchu i do tego zadania upatrzyła sobie właśnie Kaula. Postrzegała go jako faceta sympatycznego i zabawnego, ale rozsądnego, kiedy trzeba. Mogła mu ufać. I często to robiła.
-Przyjedź w końcu taksówką, żebyśmy porządnie się napili. - rzucił ze śmiechem, stawiając przed nią naczynie z gorącą czekoladą. -I żebyśmy nie musieli sobie żałować, też nam się coś należy.
-Obgadamy to kiedyś z Jull i Fornim, obiecuję. - odpowiedziała z uśmiechem. -Może niedługo okaże się, że zostali parą, a wtedy napatoczy się nawet okazja.
-Chciałabyś, żeby tak się stało? - spojrzał na nią zaciekawiony. Kąciki jej ust szybko opadły i wzruszyła ramionami.
-Życzę im jak najlepiej, jeśli oboje zdecydują, że faktycznie są sobie pisani, ale boję się też, że Julia odsunie mnie przez to na dalszy plan. Nie będę się z nią kłócić o faceta, jednak czuję, że nasza przyjaźń na tym ucierpi.
-Ech, źle do tego podchodzisz. - ocenił Robin, opierając się plecami o skórzaną kanapę. -To raczej chwilowe. Poprzestawiało im się w głowie od tego zauroczenia, lecz w związku zachowywaliby się zupełnie inaczej. Przecież pracujecie razem, spędzacie ze sobą mnóstwo czasu. A ja też nie dam Fornellowi się spławić, niech nawet nie śni, że sam zajmę się klubem.
-Nie zostawi cię z tym, jestem przekonana. Pewnie koloryzuję i wyolbrzymiam, ale niekiedy odnoszę przy nich wrażenie bycia piątym kołem u wozu. To smutne.
-Wyluzuj, daj im spokój. - polecił, opiekuńczo gładząc ramię dziewczyny. -Znasz Jull od dziecka, jak ja Marcela. Różne rzeczy przychodzą im do głowy, ale nie zapominają o tym, co ważne.
-Masz rację. - westchnęła, obracając w palcach postawiony na stoliku kubek. -Poczekamy i zobaczymy, co się z tego urodzi.
-I prawidłowo. Choć jeśli mam być szczery, nie rozumiem, dlaczego narzekasz. - uniósł brwi, gdy zerknęła na niego pytająco. -Słyszałem, że ty też nie próżnujesz z randkowaniem. Wybacz, Marcel ma długi język, wygadał się. Nie zdradzaj szczegółów, jeśli nie chcesz.
Poruszył ten temat w idealnym wręcz momencie - Irmina potrzebuje pomocy, on z kolei zaspokoi swoje zainteresowanie. Ilekroć bowiem docierały do niego wieści dotyczące postępowania Reusa wobec młodszej od niego tancerki, tracił do niego zaufanie. Jako jeden z nielicznych znał bolesną tajemnicę z przeszłości piłkarza, co w żadnym stopniu nie uprawniało go do bycia dupkiem. Nie podzielał także pomysłu ze spiskiem Fornella, aczkolwiek odciąwszy się od niego całkowicie, milczał w obecności blondynki. Prawdopodobnie to zła taktyka, ale nie zamierzał odpowiadać za niczyje błędy.
Cierpliwie słuchał więc historii swojej koleżanki, podczas gdy w tym samym czasie Marco Reus wysiadał z Astona Martina, zaparkowawszy go parę sekund wcześniej pod Cocaine. Rano Borussia przyleciała z zimnego Petersburga, gdzie wczoraj pokonała miejscowy Zenit, a on dołożył do zwycięstwa swoją cegiełkę, dzięki czemu rozpierała go duma i energia. Zeszłotygodniowy nastrój ulotnił się błyskawicznie, więc postanowił jak najszybciej pochwalić się chłopakom. Nie dzwonił do Iny, nie chciał zabierać jej w swoje towarzystwo i wystawiać na jego uwagi. Poświęci jej wieczór następnym razem.
Podążył prosto do baru, gdzie od Armina dowiedział się, iż Marcel skończył wcześniej, natomiast Robin wyszedł na moment na zewnątrz. Nieco niezadowolony z obrotu wydarzeń, którego się nie spodziewał, postanowił poczekać na niego w boksie, który zawsze zajmują całą paczką. Wszedł zatem po schodach na górę i bardzo się zdziwił, gdy na jednym z miejsc leżała kobieca torebka. Zmarszczył brwi, w zawrotnym tempie łącząc fakty. Fornella nie ma, więc pewnie urzęduje z wybranką swego serca, żadnej z partnerek swoich przyjaciół nie minął, odkąd się pojawił... Z miną pilnego detektywa oparł się o barierkę naprzeciwko i spojrzał w dół. Była tam. Wyróżniała się w tłumie doskonałością umiejętności tanecznych, świetnie bawiąc się z jednym z jego kumpli. Obserwowanie ruchów jej bioder sprawiało mu czystą przyjemność, po raz pierwszy widział ją w akcji, robiącą to, co naprawdę kocha. I w ciągu tej minuty uznał, że jest zwyczajnie perfekcyjna. Mogłaby zostać jego prywatną dancing queen, gdyby tylko się postarał. Co nie oznaczało jednak, że wykluczył tą możliwość.
Po skończonym kawałku Darko podziękował jej za krótką lekcję tańca i rozstali się w koleżeńskiej atmosferze. Irmina biegła właśnie w jego kierunku, zapewne po swoją własność, nie przypuszczając, że dostanie w pakiecie jego obecność. I rzeczywiście, kiedy napotkała jego wzrok, zatrzymała się zaskoczona, lecz zrezygnowała z wykonania dalszych kroków. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną, ale nie zamierzał odpuścić. Dogonił ją, jeszcze zanim trafiła na schody i łapiąc za biodro, przyciągnął do siebie. Zderzyła się z jego ciałem, po czym w nozdrza ich obojga uderzyły znane im już zapachy perfum. Minął moment, nim doprowadzili swoje umysły do stanu równowagi.
-Zostaw mnie. - syknęła, usiłując strącić jego dłoń, udaremniał jednak każdą próbę. Nie miała z nim szans.
-Nie zabierzesz swojej torebki? - spytał złośliwie, spoglądając na nią z ukosa. Nerwowo założyła włosy za ucho. -No chyba, że nie wybierasz się jeszcze do domu.
-Poproszę znajomego, żeby ją przechował, odbiorę później.
-Weź ją, nie utrudnię ci tego.
-Marco, puść mnie, proszę. - jęknęła, wciąż trwając w bezruchu, odkąd zblokował jej ramię. Bała się choćby odwrócić głowę. -Inaczej będę musiała narobić ci problemów z ochroną i zwrócić na nas uwagę wszystkich tych ludzi.
-A nie możemy po prostu porozmawiać, jak cywilizowani państwo w XXI wieku? - zaproponował, rozluźniając uścisk, by jej nie straszyć. -Unikasz mnie. Rozumiem, dlaczego, ale chcę to wyjaśnić. Potem zniknę, słowo honoru.
-Dobrze, ale przestań krępować mi ręce. Nie ucieknę, obiecuję.
Wahał się, ostatecznie spełniając jej prośbę. Zrobiła krok w przód, wzięła głęboki oddech, a następnie odwróciła się do niego. Patrzył na nią z posępnym wyrazem twarzy, zastanawiając się, co właściwie jej powie. Zacisnęła usta, kiedy gestem ręki zaprosił ją do stolika, przy którym usiedli.
-Przepraszam za tamto. - zaczął skruszony. Znów używał słów z szarego końca swojego słownika, jednak to się obecnie nie liczyło. -Nie wiem, co we mnie wstąpiło, zaprzeczyłem samemu sobie... Są takie dni, gdy nad tym nie panuję. Skrzywdziłem cię, prawda?
-Tak naprawdę, najbardziej zabolało to, iż ostatecznie mierzyłam się z tym sama. Zarzekałeś się, że nie szukasz dziewczyny, a wtedy... Było mi zwyczajnie przykro. Nie miałam pojęcia, co o tobie myśleć i nadal nie mam.
-Nie potrafię ci tego logicznie wytłumaczyć. - uśmiechnął się lekko, wbijając wzrok w blat. -Chyba tego potrzebowałem... I jednocześnie nie chciałem doprowadzić do sytuacji, której oboje byśmy żałowali.
-Skąd wiesz, że bym żałowała?
-A nie? Słabo się znamy, w dodatku ta znajomość wychodzi nam w kratkę, głównie przeze mnie.
-Nie zaprzeczę. - uśmiechnęła się kąśliwie. -W ułamku sekundy zmieniasz się z dżentelmena w kretyna. Cholera, i chyba właśnie za to cię lubię.
-Poważnie?
-Tak. - wzruszyła ramionami, obrysowując paznokciem materiał torebki. -Stanowisz wyzwanie, a ja podejmuję każde. Znalazłeś mój nieśmiertelnik, chcę się odwdzięczyć. Nie zaprosiłam cię do mieszkania, żebyśmy poszli do łóżka, o tym możesz zapomnieć.
Uniósł brwi, przygryzając wargę. Jakiś tajemniczy głos podpowiadał mu, że Irmina nie mówi prawdy, lecz nie zamierzał tego drążyć, gdyż wystarczało mu to, co widział z własnych domysłów. Gdyby nie zniszczyła mu fryzury, brnęliby w to dalej, a finał tej namiętności prawie na pewno przeżywaliby w jej sypialni. Więc niech nie opowiada bzdur, bo on i tak osiągnie cel, którego szalenie pragnie, a że lubi podnosić sobie poprzeczkę, musiał ją tamtego wieczora wyhamować.
-Załóżmy, że ci wierzę. - odparował bezczelnie, pochylając się nad stolikiem. Chciała się odszczekać, lecz nie pozwolił jej dojść do słowa. -Pomijając szczegóły, pomyślałem, że warto w miarę efektownie naprawić to, co popsułem, dlatego chciałbym cię gdzieś zaprosić w najbliższy weekend. Piątek lub niedziela, jak tobie wygodniej.
-A co to takiego? - wpatrywała się w niego, krzyżując ręce na piersi. -Pytam zapobiegawczo, żeby uświadomić ci, że towar ekskluzywny w postaci kolejnego koncertu albo czegoś podobnego odpada automatycznie.
-Zostaniemy w mieście, przysięgam. - położył dłoń po lewej stronie klatki piersiowej na znak składanej obietnicy. -Więc jak, zgadzasz się?
-Tak. - oświadczyła dosadnie, chłonąc każdą emocję z jego twarzy. Tryumfował. Postawił na swoim i znowu wygrał. -Masz w sobie coś tak przekonującego, iż nie potrafię inaczej. Ale spokojnie - nauczę się.
Roześmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wcale nie chodziło o to, że rozbawiły go jej słowa - jego ego zwyczajnie nie dawało za wygraną i nie wierzył jej ani trochę.
-Okej. Poczekam.
Irmina należała do tej części niemieckiego społeczeństwa, która zdecydowanie popierała tą teorię. Wyczerpana po zajęciach z najmłodszymi podopiecznymi, nie chciała jednak wracać do siebie, gdyż przebywając sam na sam z własnymi rozterkami, zbyt wiele z nich sprowadzała do Marco. Nie mając wielkiego pola do popisu, wiedząc, iż Julia po raz kolejny spotka się z Marcelem i nie znajdzie dla niej czasu, odwiedziła Robina i jego znajomych. Pragnęła zwierzyć się komuś, kto podniesie ją na duchu i do tego zadania upatrzyła sobie właśnie Kaula. Postrzegała go jako faceta sympatycznego i zabawnego, ale rozsądnego, kiedy trzeba. Mogła mu ufać. I często to robiła.
-Przyjedź w końcu taksówką, żebyśmy porządnie się napili. - rzucił ze śmiechem, stawiając przed nią naczynie z gorącą czekoladą. -I żebyśmy nie musieli sobie żałować, też nam się coś należy.
-Obgadamy to kiedyś z Jull i Fornim, obiecuję. - odpowiedziała z uśmiechem. -Może niedługo okaże się, że zostali parą, a wtedy napatoczy się nawet okazja.
-Chciałabyś, żeby tak się stało? - spojrzał na nią zaciekawiony. Kąciki jej ust szybko opadły i wzruszyła ramionami.
-Życzę im jak najlepiej, jeśli oboje zdecydują, że faktycznie są sobie pisani, ale boję się też, że Julia odsunie mnie przez to na dalszy plan. Nie będę się z nią kłócić o faceta, jednak czuję, że nasza przyjaźń na tym ucierpi.
-Ech, źle do tego podchodzisz. - ocenił Robin, opierając się plecami o skórzaną kanapę. -To raczej chwilowe. Poprzestawiało im się w głowie od tego zauroczenia, lecz w związku zachowywaliby się zupełnie inaczej. Przecież pracujecie razem, spędzacie ze sobą mnóstwo czasu. A ja też nie dam Fornellowi się spławić, niech nawet nie śni, że sam zajmę się klubem.
-Nie zostawi cię z tym, jestem przekonana. Pewnie koloryzuję i wyolbrzymiam, ale niekiedy odnoszę przy nich wrażenie bycia piątym kołem u wozu. To smutne.
-Wyluzuj, daj im spokój. - polecił, opiekuńczo gładząc ramię dziewczyny. -Znasz Jull od dziecka, jak ja Marcela. Różne rzeczy przychodzą im do głowy, ale nie zapominają o tym, co ważne.
-Masz rację. - westchnęła, obracając w palcach postawiony na stoliku kubek. -Poczekamy i zobaczymy, co się z tego urodzi.
-I prawidłowo. Choć jeśli mam być szczery, nie rozumiem, dlaczego narzekasz. - uniósł brwi, gdy zerknęła na niego pytająco. -Słyszałem, że ty też nie próżnujesz z randkowaniem. Wybacz, Marcel ma długi język, wygadał się. Nie zdradzaj szczegółów, jeśli nie chcesz.
Poruszył ten temat w idealnym wręcz momencie - Irmina potrzebuje pomocy, on z kolei zaspokoi swoje zainteresowanie. Ilekroć bowiem docierały do niego wieści dotyczące postępowania Reusa wobec młodszej od niego tancerki, tracił do niego zaufanie. Jako jeden z nielicznych znał bolesną tajemnicę z przeszłości piłkarza, co w żadnym stopniu nie uprawniało go do bycia dupkiem. Nie podzielał także pomysłu ze spiskiem Fornella, aczkolwiek odciąwszy się od niego całkowicie, milczał w obecności blondynki. Prawdopodobnie to zła taktyka, ale nie zamierzał odpowiadać za niczyje błędy.
Cierpliwie słuchał więc historii swojej koleżanki, podczas gdy w tym samym czasie Marco Reus wysiadał z Astona Martina, zaparkowawszy go parę sekund wcześniej pod Cocaine. Rano Borussia przyleciała z zimnego Petersburga, gdzie wczoraj pokonała miejscowy Zenit, a on dołożył do zwycięstwa swoją cegiełkę, dzięki czemu rozpierała go duma i energia. Zeszłotygodniowy nastrój ulotnił się błyskawicznie, więc postanowił jak najszybciej pochwalić się chłopakom. Nie dzwonił do Iny, nie chciał zabierać jej w swoje towarzystwo i wystawiać na jego uwagi. Poświęci jej wieczór następnym razem.
Podążył prosto do baru, gdzie od Armina dowiedział się, iż Marcel skończył wcześniej, natomiast Robin wyszedł na moment na zewnątrz. Nieco niezadowolony z obrotu wydarzeń, którego się nie spodziewał, postanowił poczekać na niego w boksie, który zawsze zajmują całą paczką. Wszedł zatem po schodach na górę i bardzo się zdziwił, gdy na jednym z miejsc leżała kobieca torebka. Zmarszczył brwi, w zawrotnym tempie łącząc fakty. Fornella nie ma, więc pewnie urzęduje z wybranką swego serca, żadnej z partnerek swoich przyjaciół nie minął, odkąd się pojawił... Z miną pilnego detektywa oparł się o barierkę naprzeciwko i spojrzał w dół. Była tam. Wyróżniała się w tłumie doskonałością umiejętności tanecznych, świetnie bawiąc się z jednym z jego kumpli. Obserwowanie ruchów jej bioder sprawiało mu czystą przyjemność, po raz pierwszy widział ją w akcji, robiącą to, co naprawdę kocha. I w ciągu tej minuty uznał, że jest zwyczajnie perfekcyjna. Mogłaby zostać jego prywatną dancing queen, gdyby tylko się postarał. Co nie oznaczało jednak, że wykluczył tą możliwość.
Po skończonym kawałku Darko podziękował jej za krótką lekcję tańca i rozstali się w koleżeńskiej atmosferze. Irmina biegła właśnie w jego kierunku, zapewne po swoją własność, nie przypuszczając, że dostanie w pakiecie jego obecność. I rzeczywiście, kiedy napotkała jego wzrok, zatrzymała się zaskoczona, lecz zrezygnowała z wykonania dalszych kroków. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną, ale nie zamierzał odpuścić. Dogonił ją, jeszcze zanim trafiła na schody i łapiąc za biodro, przyciągnął do siebie. Zderzyła się z jego ciałem, po czym w nozdrza ich obojga uderzyły znane im już zapachy perfum. Minął moment, nim doprowadzili swoje umysły do stanu równowagi.
-Zostaw mnie. - syknęła, usiłując strącić jego dłoń, udaremniał jednak każdą próbę. Nie miała z nim szans.
-Nie zabierzesz swojej torebki? - spytał złośliwie, spoglądając na nią z ukosa. Nerwowo założyła włosy za ucho. -No chyba, że nie wybierasz się jeszcze do domu.
-Poproszę znajomego, żeby ją przechował, odbiorę później.
-Weź ją, nie utrudnię ci tego.
-Marco, puść mnie, proszę. - jęknęła, wciąż trwając w bezruchu, odkąd zblokował jej ramię. Bała się choćby odwrócić głowę. -Inaczej będę musiała narobić ci problemów z ochroną i zwrócić na nas uwagę wszystkich tych ludzi.
-A nie możemy po prostu porozmawiać, jak cywilizowani państwo w XXI wieku? - zaproponował, rozluźniając uścisk, by jej nie straszyć. -Unikasz mnie. Rozumiem, dlaczego, ale chcę to wyjaśnić. Potem zniknę, słowo honoru.
-Dobrze, ale przestań krępować mi ręce. Nie ucieknę, obiecuję.
Wahał się, ostatecznie spełniając jej prośbę. Zrobiła krok w przód, wzięła głęboki oddech, a następnie odwróciła się do niego. Patrzył na nią z posępnym wyrazem twarzy, zastanawiając się, co właściwie jej powie. Zacisnęła usta, kiedy gestem ręki zaprosił ją do stolika, przy którym usiedli.
-Przepraszam za tamto. - zaczął skruszony. Znów używał słów z szarego końca swojego słownika, jednak to się obecnie nie liczyło. -Nie wiem, co we mnie wstąpiło, zaprzeczyłem samemu sobie... Są takie dni, gdy nad tym nie panuję. Skrzywdziłem cię, prawda?
-Tak naprawdę, najbardziej zabolało to, iż ostatecznie mierzyłam się z tym sama. Zarzekałeś się, że nie szukasz dziewczyny, a wtedy... Było mi zwyczajnie przykro. Nie miałam pojęcia, co o tobie myśleć i nadal nie mam.
-Nie potrafię ci tego logicznie wytłumaczyć. - uśmiechnął się lekko, wbijając wzrok w blat. -Chyba tego potrzebowałem... I jednocześnie nie chciałem doprowadzić do sytuacji, której oboje byśmy żałowali.
-Skąd wiesz, że bym żałowała?
-A nie? Słabo się znamy, w dodatku ta znajomość wychodzi nam w kratkę, głównie przeze mnie.
-Nie zaprzeczę. - uśmiechnęła się kąśliwie. -W ułamku sekundy zmieniasz się z dżentelmena w kretyna. Cholera, i chyba właśnie za to cię lubię.
-Poważnie?
-Tak. - wzruszyła ramionami, obrysowując paznokciem materiał torebki. -Stanowisz wyzwanie, a ja podejmuję każde. Znalazłeś mój nieśmiertelnik, chcę się odwdzięczyć. Nie zaprosiłam cię do mieszkania, żebyśmy poszli do łóżka, o tym możesz zapomnieć.
Uniósł brwi, przygryzając wargę. Jakiś tajemniczy głos podpowiadał mu, że Irmina nie mówi prawdy, lecz nie zamierzał tego drążyć, gdyż wystarczało mu to, co widział z własnych domysłów. Gdyby nie zniszczyła mu fryzury, brnęliby w to dalej, a finał tej namiętności prawie na pewno przeżywaliby w jej sypialni. Więc niech nie opowiada bzdur, bo on i tak osiągnie cel, którego szalenie pragnie, a że lubi podnosić sobie poprzeczkę, musiał ją tamtego wieczora wyhamować.
-Załóżmy, że ci wierzę. - odparował bezczelnie, pochylając się nad stolikiem. Chciała się odszczekać, lecz nie pozwolił jej dojść do słowa. -Pomijając szczegóły, pomyślałem, że warto w miarę efektownie naprawić to, co popsułem, dlatego chciałbym cię gdzieś zaprosić w najbliższy weekend. Piątek lub niedziela, jak tobie wygodniej.
-A co to takiego? - wpatrywała się w niego, krzyżując ręce na piersi. -Pytam zapobiegawczo, żeby uświadomić ci, że towar ekskluzywny w postaci kolejnego koncertu albo czegoś podobnego odpada automatycznie.
-Zostaniemy w mieście, przysięgam. - położył dłoń po lewej stronie klatki piersiowej na znak składanej obietnicy. -Więc jak, zgadzasz się?
-Tak. - oświadczyła dosadnie, chłonąc każdą emocję z jego twarzy. Tryumfował. Postawił na swoim i znowu wygrał. -Masz w sobie coś tak przekonującego, iż nie potrafię inaczej. Ale spokojnie - nauczę się.
Roześmiał się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wcale nie chodziło o to, że rozbawiły go jej słowa - jego ego zwyczajnie nie dawało za wygraną i nie wierzył jej ani trochę.
-Okej. Poczekam.
***
Co to nastąpiło w tego Sylwestra!
Tu ślubują, tam się zaręczają... Osobiście jestem przeszczęśliwa, bo Montana jest cudowna i kibicuję jej związkowi z Andre od samego początku, dlatego cieszę się strasznie, że zrobili krok do przodu ♡ Natomiast Marco, hmm... Przeżyłam ciężki szok, bo skoro Marcello, Kaul etc. zostali w Dortmundzie, to z kim on poleciał do tego Dubaju?! :D Swoją drogą powtórzę się, no aleOMFG mamooooooo, jaki on ma świetny kapelusz ❤
Wracając do blogerskiej rzeczywistości: Kochane, wiem, że ostatnio rozdziały pojawiają się nieregularnie, jeśli chodzi o to opowiadanie. Nie zawieszę go, ale postanowiłam jednak bardziej skupić się na zakończeniu bloga o Lenie, żeby później wszystkie swoje siły przenieść tutaj. Jeśli tylko będę miała coś napisane, powiadomię Was o tym w zakładce 'Informacje' lub też na drugim blogu. Poza tym, fajnie byłoby móc poczytać duuużo Waszych komentarzy, jak jeszcze całkiem niedawno :)
Na koniec jeszcze raz wszystkiego dobrego w Nowym Roku!♡
Tu ślubują, tam się zaręczają... Osobiście jestem przeszczęśliwa, bo Montana jest cudowna i kibicuję jej związkowi z Andre od samego początku, dlatego cieszę się strasznie, że zrobili krok do przodu ♡ Natomiast Marco, hmm... Przeżyłam ciężki szok, bo skoro Marcello, Kaul etc. zostali w Dortmundzie, to z kim on poleciał do tego Dubaju?! :D Swoją drogą powtórzę się, no ale
Wracając do blogerskiej rzeczywistości: Kochane, wiem, że ostatnio rozdziały pojawiają się nieregularnie, jeśli chodzi o to opowiadanie. Nie zawieszę go, ale postanowiłam jednak bardziej skupić się na zakończeniu bloga o Lenie, żeby później wszystkie swoje siły przenieść tutaj. Jeśli tylko będę miała coś napisane, powiadomię Was o tym w zakładce 'Informacje' lub też na drugim blogu. Poza tym, fajnie byłoby móc poczytać duuużo Waszych komentarzy, jak jeszcze całkiem niedawno :)
Na koniec jeszcze raz wszystkiego dobrego w Nowym Roku!♡
JEZUUU! przez przypadek weszlam na bloggera, a tam taka niespodzianka!
OdpowiedzUsuńDobrze wiesz jak uwielbiam tego bloga i sam fakt, ze coś dodalas przyprawia mnie o duży uśmiech. Rozdział jest genialny jak zawsze, zaskoczylo mnie swatanie Marco i Iny, no bo o co innego mogło chodzić Mario... Niezmiernie cieszę się, ze Marco wyjaśnił wszystko Irminie, ale ja czuję ze to nie koniec ich kłótni.
Reus w Dubaju siedzi ze swoim fizjoterapeuta i rodzina i przygotowuje się do nowego sezonu :D
Pozdrawiam!
Powracam po ogromnej przerwie w komentowaniu :D Tak btw. to jest mój pierwszy komentarz po powrocie :DD
OdpowiedzUsuńWybacz, bo wyszłam z wprawy w pisaniu komentarzy, więc będą bez ładu i składu XD
Rozdział jesstt genialny! Uwielbiam ją, a postać Marco jest tutaj taka grr... uwielbiam!
Jednak najbardziej mnie zaciekawiła rozmowa Irminy z Ann. Czekam aż wyjawisz nam, o co tak naprawdę tutaj chodzi i dlaczego ona jej tak nienawidzi.. Nie mam nawet jakiś podejrzeń ;v
I jeszcze Ina... szczerze, to chce jej więcej i tego planu AK i Mario!
Kończę, bo jeszcze mam sporo do nadrobienia :3
Szczęśliwego nowego roku! :*
Oraz zapraszam do siebie na nowy rozdział!
http://love-is-a-polaroid.blogspot.com/2016/01/rozdzia-10.html
Buziole :*
Cudowny😍 Ciekawa jestem dlaczego Irmina nie lubi Ann :) Mam nadzieje ze szybko to wyjasnisz😉 Ahh ten Marco słodko jak tak na nią patrzy z góry jak tańczy :) Ktoś tu się chyba zakochuje :) Dobrze ze sobie wSzyszko wyjaśnili :) Ciekawe gdzie ja zabierze :) A ten plan Mario.. oj namiesza nam ta Ina. Lubie te opowiadanie i mam nadzieje ze długo nie będziesz nam kazała czekać na kolejny rozdział. Życzę weny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie Ina. Oby zbyt wiele nie namieszała między Irminą a Marco. Ann z Mario..Co oni kombinują? I ta rozmowa Irminy z Ann. Nie wydaje mi się żeby to były czyste intencje..
OdpowiedzUsuńZostawić mnie z takimi pytaniami w głowie...wiesz ty co! :D
Jak zwykle fantastyczny rozdział!:)
Nie masz się co martwić o Marco- w Dubaju z fizjoterapeutą i rodzina (i Ilkayem Gündognem!) reszta drużyny tez przyjedzie bo mają tam ten swój obóz przygotowawczy od 04.01 ;)
Ja zapraszam do siebie na bloga na 40!:)
mr11-bvb.blogspot.com
Buźka♡
Jak zawsze wspaniały. Czekam na kolejny. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, ciekawi mnie co planuje Marco, ale też Mario z Ann.
OdpowiedzUsuńDużo weny :* A.
Nie zawiodłam się:-) jak zwykle super:-) weny życzę.
OdpowiedzUsuńNie będę oryginalna i powiem : cudo.:-) już nie mogę się doczekać i dowiezieć co planuje Marco. Dlatego czekam z niecierpliwością :-)
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś czeka, to informuję, że nowy będzie późno wieczorem, gdzieś ok. 22:00. Właśnie go kończę, więc jeszcze troszkę cierpliwości :)
OdpowiedzUsuń