wtorek, 15 grudnia 2015

Czternaście: (Nie)obojętność


And now I don't understand it
You don't mess with love, you mess with the truth
And I know I shouldn't say it
But my heart don't understand...

16. lutego 2014, niedziela
   Siedziała na kanapie w salonie, owinięta kocem, z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Od dwóch godzin beznamiętnie wpatrywała się w jeden punkt - leżące na stoliku przed nią pudełko ze słodkościami. Znajdowało się tam od piątkowego wieczoru i do tego czasu nie zmieniło swego położenia nawet o milimetr, zapewne dlatego, że ostatecznie poniosło całą winę za to, co się wtedy stało.
   Próbowała zrozumieć, co zrobiła źle. Nie wykonała żadnego, gwałtownego ruchu, który mógłby zostać przez niego źle odebrany. To nie ona zaczęła, ale i nie skończyła. Do niczego go nie zmusiła, nie sprowokowała... Nie czuła się winna. A on? Obiecał, że razem zjedzą te czekoladki i nie zostawią nawet jednej, więc mógł chociaż wywiązać się z tego zobowiązania!
   Odstawiła naczynie na podłogę i z bezradności schowała głowę w kolanach. Po kilku minutach trwania w tej całkiem wygodnej pozycji zadzwonił dzwonek do drzwi, przez co jęknęła z niezadowoleniem. Nie chciała się z nikim spotykać, a już na pewno nie w tym stanie, jednak szybko dotarło do niej, że to niemożliwe. Niechętnie wygrzebała się spod ciepłego koca i powłócząc nogami, przeszła do niewielkiego korytarza.
   -O mój Boże. - usłyszała z ust przyjaciółki, na co jedynie obdarzyła ją mętnym spojrzeniem, z trudem utrzymując równowagę, gdy dziewczyna rzuciła się na jej szyję. -Irma, kochanie... Wyglądasz jak stuletnia babcinka, brakuje ci tylko laseczki! Albo wózka inwalidzkiego... Albo trumny.
   -Też się cieszę, że cię widzę. - mruknęła dla formalności, choć wcale tak nie uważała. Zdecydowanie wolałaby położyć się do łóżka i zasnąć, ale doskonale wiedziała, że nie to ją teraz czeka. -I ciebie też, Marcel.
   Uśmiechnęła się na myśl, że przyjechali razem. Nie powinna być zaskoczona, choć nie kontaktowała się z nimi przez cały weekend, więc nie wiedziała, jak przebiegła ich randka. Teraz już wie - najwyraźniej wypaliła, bo już od progu dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Pojawiło się małe światełko w tunelu i być może dzięki niemu Fornell spełni wreszcie swoje marzenie i zdobędzie serce Julii. Życzyła im tego z całego serca.
   -Wzajemnie. - odszczeknął się chłopak, ściągając kurtkę. -A teraz wyjaśnij nam, proszę, co się z tobą działo przez ostatnie dwa dni. Nie pojawiłaś się wczoraj na próbie, nie odbierałaś telefonu... Kurwa, prawie dostaliśmy zawału! - niekontrolowanie uniósł głos, wymachując przy tym rękoma. -Chyba należy nam się jakieś wytłumaczenie.
   -Byłam w domu. - mruknęła, idąc do kuchni, by przygotować coś do picia. -I nigdzie nie wychodziłam.
   -No raczej, w takim stroju nie pokazałabyś się nawet na otwarciu kanałów ściekowych. - rzuciła uszczypliwie Wessler, ignorując oburzenie dziewczyny. -Powiedz nam, o co chodzi.
   -O Marco, prawda? - na dźwięk jego imienia wypuściła z dłoni puszkę z herbatą, której zawartość rozsypała się, na szczęście, tylko na blacie. Marcel westchnął. -No tak, a o co mogłoby chodzić...
   -Przestań. - warknęła Kastner, usiłując skupić się na poprawnym wykonywaniu czynności, co zaczęło sprawiać jej niemałe trudności. -Nic nie ogarniacie... Ja w sumie też nie.
   -Zostaw to, pogadamy. - Jull pociągnęła ją za rękę w stronę sofy. -Już późno, wpadliśmy tylko na chwilę.
   -Ale...
   -Nie uschniemy z pragnienia. - oponowała, niemal siłą sadzając ją na kanapie, z której Marcel nieruchomo obserwował wyhaczone już pudełko, jak ona jeszcze do niedawna. Rozpoznał je. To ulubione czekoladki Reusa i gdyby mógł, jadłby je tonami. -Gadaj, co się stało?
   -Ani przez chwilę nie pomyśleliście, że wolałabym zachować to dla siebie, prawda? - oboje pokręcili przecząco głowami, więc zrezygnowana uderzyła plecami w oparcie. -Naprawdę nie chcę.
   -Irmina, zrobił ci coś? - Forni zapytał wprost, ściągając na siebie wzrok obu dziewczyn. -Krzyczał na ciebie? Uderzył? Zmusił do czegoś? Może próbował...
   -Nie. - ucięła krótko, uciekając oczami w przeciwną stronę. -Nie, nie i jeszcze raz nie. Fakt, nie zachował się fair, ale może ja też przegięłam...
   -To znaczy?
   -Nie odpuścicie, co? - odszczeknęła się, znów zerkając na nich przelotnie. Wzięła głęboki wdech, po czym ze świstem wypuściła powietrze przez usta. -Okej, niech będzie... Przecież nic nie stracę.
   Marcel i Jull posłali sobie porozumiewawcze spojrzenie, natomiast Irma zacisnęła powieki, by ze szczegółami odtworzyć przebieg zdarzeń sprzed kilkudziesięciu godzin.

"Szybko dostrzegła, że obserwuje ją zupełnie inaczej, niż dotychczas. Jego tęczówki błyszczały, rozchylił delikatnie wargi, lecz nie odezwał się ani jednym słowem. Wpatrywał się w nią, jakby zamierzał prześwietlić wszystkie krążące w jej umyśle myśli. Peszył ją, dlatego zaprzestała ścierania z jego policzka czekoladowej mazi, składając chusteczkę na pół.
-Gotowe. - powiedziała, usiłując opanować drżący głos, lecz gdy chciała się odsunąć, zacisnął rękę na jej biodrze, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Zaskoczona odwróciła się ku niemu, po raz kolejny zatapiając się w zielono-brązowych źrenicach chłopaka.
-Nie sądzę. - wychrypiał, wolną dłonią wskazując wprost na swoje usta. -Jeszcze tutaj.
Przełknęła głośno ślinę, nie mając pojęcia, co powinna zrobić. Marco natomiast odebrał jej brak reakcji jako jednoznaczne pozwolenie na dalsze działanie, gdyż parę sekund później ujął jej twarz w dłonie i zachłannie musnął usta dziewczyny. Potrzebowała krótkiego momentu, by zastanowić się, co dalej. Oddała ten pocałunek. Miał ciepłe, miękkie wargi, idealnie komponujące się z jej nabrzmiałymi, spragnionymi tej pieszczoty. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej wtedy pożądała. Nie brakowało jej mężczyzny u boku, nie narzekała na samotność, bo całym sercem kochała taniec. A ten jeden, gburowaty, bezczelny milioner zmieniał właśnie większość jej dotychczasowych światopoglądów.
Gwałtownie przyciągnął ją do siebie, upajając się cichym westchnieniem, wydobywającym się z jej gardła. Miał ją. Zdobył ją właśnie teraz, po prostu dostał w prezencie, jak zaplanował. Zrozumiał to błyskawicznie, przez co domagał się coraz odważniejszego dostępu do jej ciała. Gładził plecy dziewczyny, podczas gdy ona opierała palce na jego torsie. Oboje systematycznie zatracali umiejętność samokontroli. Był już gotowy włożyć ręce pod jej pośladki, ale Irmina, nieświadomie, jednak jakby przeczuwając, co się stanie wsunęła dłoń w jego ułożone włosy, przeczesując je niedbale i zapalając tym samym kontrolkę. Zastygł w bezruchu, by następnie uwolnić jej usta i odsunąć się na bezpieczną odległość. Wciąż łapali oddech, wciąż starali się pojąć, jakim cudem, aczkolwiek nie potrafili już na siebie patrzeć. Uczucia i emocje przesuwały się tak szybko, że niektórych z nich nie byli w stanie zarejestrować. I nie musieli.
-Przepraszam. - rzucił w końcu Marco, unikając jej wzroku. -Moja wina.
-Moja także. - zaoponowała, skubiąc skórki swoich paznokci. -Chyba byłam zbyt nachalna...
-Po prostu nie powinniśmy i tyle. - podsumował piłkarz, energicznie podnosząc się z kanapy. Wiedziała, że już nie uratuje tego wieczoru. -Będę się zbierał, dzięki za zaproszenie.
-Marco, ja...
-Świetnie gotujesz. - przerwał jej, zapinając kurtkę. Nie miał pojęcia, czy ucieczka to dobry pomysł, lecz nie potrafił znaleźć lepszego. -Do zobaczenia... Chyba.
Zbierała słowa na jakąkolwiek odpowiedź, ale chłopak zdążył się ulotnić, zostawiając ją z totalnym natłokiem myśli. Oraz pustą butelką po winie i niedokończonymi czekoladkami."


   -I nie, nie byłam pijana. - dodała, by przyjaciele nie zasypali jej pretensjami o niewielką ilość alkoholu. -W przeciwnym razie na pewno skończylibyśmy w łóżku.
   -Włosy... - mruknął Marcel, nie umiejąc ukryć uśmiechu. Zdziwiła go reakcja piłkarza: od miesiąca przysięgał, że ją uwiedzie i wykorzysta, tymczasem bardziej martwił się o fryzurę, niż o niewypełnione zadanie, co jednak nie zmieniało faktu, iż Reus zranił kolejną kobietę. Zmarszczył brwi. -Zabiję go.
   -Co? - Irmina spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, dzięki czemu zrozumiał, że powiedział to na głos. -Przecież go nie znasz...
   -Tak mi się wymsknęło. - zrzędził, obmyślając jednocześnie przebieg prawdopodobnie nieprzyjemnej rozmowy z Marco. To nie w jego stylu, pozostawić tą sprawę bez echa. -Ale mogę go znaleźć, jeśli mi pomożesz. Może bywa w Cocaine?
   -Bywa, nie raz minęliśmy się przed klubem... Ale to nieistotne, zapewne więcej się nie zobaczymy.
   -I przykro ci z tego powodu. - zauważyła Wessler, na co druga z tancerek jedynie wzruszyła ramionami. -Nie ściemniaj, widzę, że tak. Mała, jeśli możemy cię jakoś wesprzeć, daj znać. To nie pierwszy i nie ostatni prostak, łażący po ziemi. Trafisz kiedyś na fajnego chłopaka, bo na takiego zasługujesz. Mamy jeszcze zostać czy wolisz, żebyśmy sobie poszli?
   -Wszystko mi jedno...
   -Wrócimy do tego później. - oświadczył Fornell, podnosząc się z miejsca. -Znamy cię, chcesz to na spokojnie przemyśleć, prawda? Widzimy się jutro na próbie? Właśnie, próba... Prawie zapomniałem! W sobotę mieliśmy gościa. Irma, dostaliśmy zaproszenie na Ogólnokrajowe Mistrzostwa Taneczne... A to oznacza, że mamy szansę otrzymać przepustkę na Broadway. Rozumiesz? Dwójka najlepszych tancerzy w Niemczech wyjedzie na stypendium do Nowego Jorku!
   -To świetnie. - uśmiechnęła się, wsuwając dłonie do kieszeni swojego dresu. -Całkiem fajna inicjatywa. I sądzisz, że jesteśmy w stanie wygrać?
   -To wysoce prawdopodobne, jeśli ty weźmiesz w tym udział. - przewrócił oczami, gdy zmarszczyła czoło. -Opracowałem już ramowy projekt naszego układu i wybrałem ciebie na jego główną bohaterkę. Uwierz mi lub nie, ale śnił mi się twój lot do Stanów. Grzechem będzie zmarnowanie tej okazji, więc zgódź się!
   -Nawet, jeśli tylko ty polecisz, wszyscy odniesiemy sukces. - wtórowała mu Wessler. -Pamiętasz, marzyłaś o tym w dzieciństwie, a teraz to do ciebie wraca w zupełnie realnej postaci. Ja bym się nawet nie wahała.
   -Weź to pod uwagę, a jutro oficjalnie obgadamy temat na forum grupy. - zakończył chłopak, przytulając ją na pożegnanie. -A teraz przestajemy cię już męczyć. Odpocznij i do zobaczenia niedługo.
   Gdy wyszli, zamknęła drzwi na klucz, po czym z ulgą opadła na sofę, ponownie otulając się kocem. Zaplanowali jej karierę na Broadway'u... Szkoda tylko, że w rozmowie kompletnie nie dali jej dojść do słowa.

~~~

17. lutego 2014, poniedziałek
   -Przepraszam, że zabrałem ci czas. - powiedział, zarzucając jej płaszcz na ramiona. -I za to, że cię szukałem, choć mówiłem, że dam ci spokój. Potrzebowałem tego. Potrzebowałem ciebie tutaj.
   -Jakkolwiek to zabrzmi, cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnęła się do niego. -Miło znów cię zobaczyć.
   -Naraziłem cię na koszty... Zapłaciłaś za bilet na pociąg i wzięłaś urlop w pracy, bo miałem kaprys, by się z tobą kochać... Może chociaż sfinansuję ci powrót taksówką?
   -Marco, taksówką do Hannoveru? - spojrzała na niego, nie dowierzając, że wpadł na tak niepraktyczny pomysł. -To duży wydatek, choć tobie to obojętne, wiem, ale pociągiem dużo szybciej dotrę na miejsce. Nie kombinuj.
   -Okej. - wyszedł na moment do salonu i gdy znów stawił się w korytarzu, wręczył dziewczynie banknoty o wartości kilkudziesięciu Euro. -Resztę potraktuj jako bonus, na przykład... Jako zapowiedź kolejnej wizyty u mnie.
   -Sugerujesz, że jednak będziesz mnie jeszcze nękał? - przygryzła wargę, na co przyciągnął ją do siebie, wciąż trzymając jej dłoń. Między ich ciałami nie zmieściłaby się teraz nawet kartka papieru.
   -Może po prostu zabiorę cię na obiad? - wymruczał do jej ucha, obejmując wargami jego płatek. -Albo na mecz. Co ty na to?
   -Zastanowię się...
   -Samantha, jeśli z jakiegoś powodu powinienem się od ciebie odczepić, podaj mi go, nie owijając w bawełnę. - rzucił, odsuwając się od niej na parę centymetrów, by zlustrować twarz dziewczyny. -Myślisz pewnie, że jestem w stanie zaoferować ci tylko przygodę w łóżku albo wypad do ekskluzywnej restauracji, lecz nie do końca o to chodzi. Widzisz, dobrze się z tobą rozmawia, mam wrażenie, że mnie rozumiesz. Że rozumiesz, dlaczego to robię. Dużo przeżyłem z moją ostatnią dziewczyną, lecz źle się to skończyło... Nie szukam związku, nie nadaję się do tego.
   -Więc czego oczekujesz od Irminy? - spytała, nie spuszczając z niego wzroku. To było sednem ich nocnego spotkania.
   -Nie mam pojęcia. - westchnął bezradnie, ostrożnie wypuszczając ją z objęć. -To zawiłe, a i ona sama jest strasznie skomplikowana. Jeśli wejdziesz jej za skórę, zrówna cię z ziemią, ale gdy myśli, że dopiero co się poznaliście, potrafi wykrzesać z siebie odrobinę sympatii.
   -Zależy ci na niej.
   -Rozmawialiśmy o tym przed chwilą. - odgryzł się z kąśliwym uśmiechem. -Ale przyznaję, że coś każe mi ją rozgryzać, dopóki się nie uda. Nie wiem, jaki ma charakter, chcę się zemścić, tworzy paczkę z moimi przyjaciółmi... Może coś z tych rzeczy.
   -Albo nie jest ci obojętna.
   -Przesadzasz. - zmrużył oczy, doprowadzając ją do rozbawienia. -W sumie... Tak, pewnie nie jest, ale nie w sensie, do którego pijesz. Nie zostanie moją partnerką.
   -Uparciuch z ciebie. - stwierdziła, przesuwając dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej, po czym wspięła się na palce na wysokość jego ust. -Ale gdybyś kiedyś się rozmyślił, rezerwuję sobie pierwszeństwo.
   -W porządku. - odpowiedział, odchylając kciukiem dolną wargę Samanthy. -Doceniam twoją odwagę.
   Każde następne pytanie, tłumaczenie, prośba czy słowo, okazało się zbędne. Marco przycisnął ją do ściany, blokując jej nadgarstki tuż przy biodrach i pocałował zachłannie, nie dając szans na jakąkolwiek reakcję. Nie opierała się, ponieważ nie miała takiej możliwości, lecz odbieranie jej w ten sposób swobody, w tej sytuacji, sprawiało mu przyjemność. Oboje zdawali sobie sprawę, że powtórka minionej nocy czai się tuż za rogiem i nie będą protestować, jeśli faktycznie do niej dojdzie. Nie było im jednak dane nawet przeniesienie się do sypialni, ponieważ usłyszeli trzykrotne walenie do drzwi, po czym otworzyły się i w progu ujrzeli niskiego bruneta o postawnej budowie ciała. Obserwował ich speszony, poirytowany, gniewnie marszcząc brwi. Gdy bezceremonialnie wszedł do środka, Samantha zerknęła ukradkiem na piłkarza.
   -Spóźnię się na pociąg. - szepnęła, przewieszając przez ramię torebkę, po czym zapięła płaszcz i przytuliła go na pożegnanie. -Do usłyszenia, Marco.
   Opuściła głowę, znikając w korytarzu klatki schodowej. Blondyn zamknął za nią drzwi i odwrócił się w stronę swego następnego, niespodziewanego gościa.
   -Kolejna? - ironicznie skinął w kierunku, w którym udała się kobieta. -Skąd teraz je ściągasz? Z Pakistanu czy z Arabii Saudyjskiej?
   -Niemcy to duży kraj. - odparował równie złośliwie. -Dlaczego uparłeś się na zagranicę?
   -Reus, za chwilę wyniosę cię stąd w zębach. - wycedził, mocno zaciskając pięści, a Woody jedynie skrzyżował ręce na piersi. -Czemu się na nią uwziąłeś? Co ona ci takiego zrobiła?!
   -Kto?
   -Irmina, do jasnej cholery! Kontaktowałeś się z nią chociaż raz? Od piątku?
   -Nie. - warknął, udając się do kuchni w celu ugaszenia pragnienia. Marcel nieustępliwie podążał w ślad za nim. -Po co?
   -Powinniście sobie coś wyjaśnić. - oświadczył, opierając dłonie o blat stołu. -I to jak najszybciej.
   -Zapisałeś mi w akcie urodzenia, że to mój obowiązek?
   -Nie, ale zapiszę w akcie zgonu, jeśli się nie uspokoisz. - sarknął, zamykając mu tym samym usta. -Chcę wiedzieć jedynie, co zamierzałeś osiągnąć. Zaprosiła cię do siebie w dobrej intencji, podejrzewałem, że popełnia błąd, ale nie miałem prawa jej pouczać. Zraniłeś ją, przez ciebie na cały weekend zamknęła się w mieszkaniu.
   -Forni, od jakiegoś czasu nasza jedyna wymiana zdań polega na prawieniu mi kazań odnośnie Irminy. - zauważył, nalewając wodę do wysokiej szklanki. -Czego bym nie zrobił, zawsze jest źle. Nie chciałem sprawić jej przykrości, a przynajmniej nie do tego stopnia.
   -Więc czemu ją pocałowałeś?
   -Też chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. - prychnął, uśmiechając się lekko. -Była za blisko, ładnie pachniała... Takim kakaowym masłem do ciała. Doszedłem też do wniosku, że trzeba odstawić te pieprzone czekoladki, bo przysparzają mi kłopotów.
   -Podaj mi namiary na najbliższy szpital psychiatryczny, załatwię ci wolne łóżko. - Marcel popatrzył na przyjaciela z politowaniem. -Masło kakaowe? Może od razu Nutella?
   -Zejdź ze mnie. - fuknął obrażony, przechodząc tym razem do salonu. -Nie potrzebuję tej twojej Irminy do szczęścia. Możesz sobie nawet żyć w trójkącie razem z tą jej koleżaneczką, powiewa mi to wokół piłki na Signal Iduna.
   -Czyżby?
   -Nie. - bąknął, przeczesując nieułożone jeszcze włosy. Do tej pory absorbowała go obecność Samanthy, a nie on sam. -Ona jest jak zakazany owoc... Dobrze smakuje, ale każde zetknięcie się z nią prowadzi do poważnych kłopotów... A mimo to i tak chcesz go posiąść. Właśnie tak ją odbieram.
   -Poproszę jeszcze o izolatkę. - podsumował brunet, udając, że wyszukuje w telefonie konkretnego numeru. -Przyda ci się.
   Nie zareagował, zupełnie olewając głupie docinki Marcela. Tryskał energią, bo udała mu się randka z Julią, aczkolwiek nie każdemu poszło tak łatwo i przyjemnie. Lecz czy to go w ogóle obchodziło?

...Why I got you on my mind

***

Wszystko jest na nie. Nie podoba mi się ten rozdział (nawet jego tytuł taki na nie). Nieśmieszne są już kontuzje Marco. Nie zdałam najprostszego kolokwium w tym semestrze (chociaż to wina wyłącznie mojego niechcemisienizmu). Nie mam czasu.

Tak bardzo chcę już święta :(

PS. Wybaczcie mi tą aluzję do masła kakaowego, ono naprawdę przepięknie pachnie i jest moim małym uzależnieniem :p

8 komentarzy:

  1. A ja Ci powiem, że NIE jest najgorzej, rozdział jest NIEzły (a nawet całkiem fantastyczny) i NIE mogłam się go doczekać!:)
    Jedyne w czym się z Tobą zgodzę to kontuzje Marco...Powinien wyleczyć raz a dobrze, a nie co chwila się odnawia...
    Strasznie mi przykro z powodu kolokwium..nie znam się zbytnio na takich rzeczach, ale z tego co wiem, jest jeszcze drugi semestr i będę za ciebie trzymać kciuki (jak i miliony czytających!:) ) i zdasz, zobaczysz!:) To nie koniec świata! Za 9 dni święta! Zanim zobaczymy będziemy się objadać dobrociami przy świątecznym stole:)
    Co do rozdziału! Fajnie by było już do tego przejść poza tym, że jest serio fantastyczny!
    Ja tego nie pojmuję...Kurde, czemu one są tak perfekcyjne...Jak będę miała wiecej wolnego czasu to normalnie biorę Twój rozdział na tapetę i go analizuję słowo po słowie!:D Też tak chcę, ale wiele mi jeszcze zostało...
    To może już do rozdziału!!!! :D
    Biedna Irmina..Szkoda mi jej. I szkoda mi Marco. Tak, jak w tytule. Nie są dla siebie obojętni. Chyba coś do siebie czują, może jeszcze nie do końca sobie to sobie uzmysłowili?
    "Zapisałeś mi w akcie urodzenia, że to mój obowiązek?
    -Nie, ale zapiszę w akcie zgonu, jeśli się nie uspokoisz." -śmiałam się z tego parę dobrych minut! Haha:)) Mega! Jesteś geniuszem!:D (powtarzam się razy 1000? Spokojnie, jeszcze z kolejne 1000 będę to powtarzać!)
    Życzę ci kochana dużo, dużo czasu na pisanie! Mam nadzieję, że wkrótce pojawi się coś i na drugim blogu:)
    Jak znajdziesz troszkę czasu to zapraszam do siebie na 37!
    http://mr11-bvb.blogspot.com/2015/12/trzydziesci-siedem.html
    Ściskam! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział, podoba mi się to, że Marcel tak troszczy się o przyjaciółkę :)
    A co do głównych bohaterów, działają na siebie jak magnesy.
    Czekam i powodzenia z kolokwium(wiem co czujesz...):)
    A :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Melduję się! B)

    Kochana, usiadłam dziś do laptopa i pierwsze co zobaczyłam to nowy rozdział. Zobaczyłam tytuł i musiałam to przeczytać, po prostu musiałam! A po skończeniu rozdziału gorączka mi podskoczyła i podobno mi się rumieńce na twarzy pojawiły (Co czuję?)
    Czytając początek podskakiwałam na łóżku! Wyobraź sobie taką panienkę w szlafroczku, piżamce otuloną kocem z laptopem na kolanach skaczącą w miejscu. Widzisz co jesteś w stanie ze mną zrobić? :D Tak tylko myślałam, poszli do łóżka czy nie poszli. W sumie się zawiodłam, że skończyło się na pocałunku ;p Ale dobre i tyle! Szkoda mi strasznie Irminy, widocznie ją to podłamało ale jest silną kobietą i na pewno taniec pomoże jej w opanowaniu wszystkiego co się dzieje. W sumie to najbardziej rozbawiło mnie to, że Marco przerwał pocałunek ze względu na włosy.. Cały on! :D A wgl to nie mam pojęcia dlaczego, ale z każdym rozdziałem coraz bardziej kocham Marcela i jest najlepszym przyjacielem jakiego można sobie wymarzyć, matko! *o* Kocham go strasznie i nie próbuj mu łamać serca! (Za to on mógłby złamać coś Marco, za to co zrobił Irminie). Mam nadzieję, że mimo wszystko przyjaźń mężczyzn nie ucierpi.:) A i cieszę się, że udała mu się randka :> Zapomniałam jeszcze o propozycji odnośnie mistrzostw. Jestem prawie w stu procentach pewna, że dadzą radę wygrać, chociaż nie ukrywam, że boję się, że Irminę coś strzeli i nie będzie chciała wystąpić.
    A za Reusa i Samanthę to mam ochotę Ci strzelić, naprawdę. On powinien być z Irminą! :( Nie lubię Samanthy i nie polubię. Tyle w temacie. A i kłótnia Marco i Marcela to poezja, naprawdę ;p Kocham Twoje teksty :D

    Rozdział jest jak najbardziej na tak! żadne nie weź ty się uspokój kobieto, jest bosko i nie ma co narzekać, bo jest cudownie ♥♥
    Jedyną rzeczą na nie jest kontuzja Marco.(i Samantha.)
    Co do kolokwium, na pewno dasz radę zaliczyć inne. Jesteś silna i zdolna, dasz radę! :D Święta już niedługo na szczęście :D

    Pozdrawiam cieplutko! ♥

    PS. Kocham masło kakaowe *o* A porównanie bardzo trafne B)♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ;**
    Buziole ;* <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super super super *.* Ah ten Marco :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zawsze genialny rozdział. :) Czekam na kolejny. :) Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy nowy ? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://dancingqueen-footballstar.blogspot.com/p/informacje.html?m=1 :) Już jest gotowy, więc będzie na pewno ♡

      Usuń