sobota, 28 listopada 2015

Trzynaście: Kolacja

   -To jest jak sen. - westchnęła, opierając się o wezgłowie fotela. Późno w nocy siedzieli w jego Astonie Martinie pod jej blokiem mieszkalnym, wspominając koncert, z którego właśnie wrócili. -A może jest snem?
   -Nazywaj to jak chcesz, ale nie zasypiaj, błagam. - rzucił Marco, na co dziewczyna wybuchnęła radosnym śmiechem. Wsłuchiwał się w ten dźwięk, obserwując ją z przygryzioną wargą. Przecież może ją posiąść już za kilka chwil, wystarczy tylko sprawnie przeprowadzić akcję.
   -Wcale nie jestem zmęczona. - zaprzeczyła urażona, że w ogóle pomyślał o niej w ten sposób. -Gdybyś nie musiał jutro wstawać do pracy, chętnie spędziłabym z tobą jeszcze trochę czasu. Moglibyśmy wyskoczyć gdzieś na spóźnioną kolację albo wczesne śniadanie...
   Wyskoczyć albo wskoczyć, na przykład do twojego łóżka... Uff, całe szczęście, że nie powiedział tego głośno.
   -A ty? - zapytał, by odpędzić od siebie brudne myśli. Dziś zawstydził ją już wystarczająco mocno. -Zostajesz jutro w domu?
   -Popołudniu mam zajęcia z zaawansowaną grupą hip-hopu. Wiesz, to naprawdę niesamowite, jak dużo serca i poświęcenia tak młode dzieciaki mogą włożyć w swoją pasję. Ja w ich wieku też paliłam się do wszystkiego, dopóki nie doznałam pierwszej, poważnej kontuzji. Wyeliminowała mnie z młodzieżowych zawodów Zagłębia Ruhry... Bolało potwornie. - mówiła, a on cały czas ją obserwował. -Zerwałam więzadła w kolanie, przez pół roku nie mogłam zatańczyć nawet półtorej minuty. Dla dziesięciolatki to najgorsze, co mogło jej się przytrafić w tamtej chwili.
   -Żadna kontuzja nie jest przyjemna. - sprostował chłopak. -Komuś, kto kocha sport, nawet przymusowy tydzień przerwy dostarcza wiele cierpienia. Wiem, bo sam trenuję... W sensie ćwiczę na siłowni.
   -Nie da się nie zauważyć. - uniosła z podziwem brwi, a on natychmiast poczuł się doceniony. -Jak często?
   -Kilka razy w tygodniu... Czasami też biegam...
   -I jak godzisz to z pracą? - spojrzała na niego zaciekawiona, gdy powoli wypuścił powietrze przez usta. -Wybacz, że tak cię męczę, ale...
   -Udowadniasz swoje mistrzostwo upierdliwości. - dokończył za nią, uśmiechając się tajemniczo. -Moja praca to jednocześnie moje hobby. Robię to z przyjemnością, stąd mnóstwo wolnego czasu.
   -Teraz wszystko rozumiem. - pokiwała z uznaniem głową. -No cóż, nie będę cię dłużej zatrzymywać... Ale mam jeszcze dwa pytania. Nie martw się, niezwiązane z twoją prywatnością. - dodała, szczerząc się wesoło, on natomiast w duchu odetchnął z ulgą, gdyż nie miał pojęcia, czy dalej umiałby brnąć w kłamstwa. Tancerka uniosła trzymane w ręku bilety na wysokość ramion. -Mogę zatrzymać je na pamiątkę? Proszę! Pochwalę się przyjaciołom i oprawię je w antyramę.
   -Jasne, żaden problem. - zgodził się bez wahania, wzruszając ramionami. -Jak na nie spojrzysz, przypomnisz sobie, że dostałaś je kiedyś od takiego jednego w prezencie urodzinowym. A drugie?
   -Drugie dotyczy mojego rewanżu. - zaczęła zawstydzona, opuszczając wzrok. Trochę się denerwowała, co zdradzało podhaczanie przez nią skórek własnych paznokci. -Zastanawiałam się nad tym w drodze powrotnej i... Cholera, muszę zadać ci jeszcze jedno pytanie osobiste. - niewinnie wysunęła dolną wargę, gdy przewrócił oczami. -Ostatnie, obiecuję i nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.
   -Przestań gadać, po prostu wal.
   -Masz dziewczynę?
   Patrzył na nią teraz zupełnie zaskoczony. Nie rozumiał ani sensu ani tym bardziej celu tego dociekania z jej strony, lecz w sumie nie miał nic do ukrycia. Pytanie nieprzemyślane, ale dlaczego miałby tego nie wykorzystać? By dodać Irminie otuchy, ujął ostrożnie jej podbródek, domagając się tym samym połączenia ich błyszczących tęczówek. I dopiął swego - podniosła wzrok, wbijając go prosto w twarz towarzysza. Ten odczekał parę sekund, po czym ponownie delikatnie się uśmiechnął.
   -Czy gdybym miał, zabrałbym cię ze sobą do Düsseldorfu? - wyjaśnił, lustrując jej reakcję. Chciał dostrzec każdy szczegół, by mieć pewność, że faktycznie chce to wiedzieć. -Czy spełnianie twoich marzeń byłoby ważniejsze, niż ona?
   -Szczerze? Nie zaskoczyłbyś mnie, gdyby okazało się, że zamknąłeś ją w piwnicy i przyskrzyniłeś workiem ziemniaków. - odparowała z powagą. -Przepraszam, jeśli cię dobiłam, ale właśnie takiego cię poznałam. Sądzę, że zrobiłbyś to, gdyby zaszła taka potrzeba.
   -Zasypanie toną węgla jest zdecydowanie skuteczniejsze. - zrewanżował się i miał pojęcie, iż to zwycięska riposta. -Wybrałaś kiepski temat na żarty, cukiereczku. Od dłuższego czasu występuje u mnie uczulenie na kobiety w sensie związku, żadnej nie odbieram już w ten sposób, więc jeśli na coś liczyłaś, to bardzo mi przykro, ale nie.
   -Skąd, cieszę się, że mi zaufałeś, mówiąc to. - przyznała zmieszana, ale i zaskoczona jego wypowiedzią. Do tej pory, wraz z Julią były niemal przekonane, iż mężczyzna podrywa 23-latkę i nagle okazuje się, że jednak nie widzi w niej kandydatki na swą życiową partnerkę. Ze wstydem odkryła, że ją to ukłuło, aczkolwiek nie zamierzała drążyć. Przynajmniej nie teraz. -Muszę w takim razie poszukać innego pomysłu na zadośćuczynienie.
   -Nie rozumiem. - zmarszczył czoło, odsuwając się na bezpieczną odległość. Kastner westchnęła ciężko.
   -Zaplanowałam, że zaproszę cię na własnoręcznie przygotowaną, niezobowiązującą kolację... W dniu Walentynek. Nie obchodzę tego święta, bo nie mam z kim, więc pomyślałam, że byłoby fajnie zaszyć się u mnie w mieszkaniu przed tymi wszystkimi gruchającymi parkami. - wyrzuciła z siebie na jednym tchu. Czuła się niezręcznie, lecz jeśli już podjęła temat, zdecydowała, że go dokończy. -Ale jeśli cię to krępuje...
   -Brzmi interesująco. - wtrącił, powodując tym samym rozszerzenie jej źrenic. Dziś odpuścił, bo ugodziła w jego czuły punkt, ale sama się prosi. -Dlaczego nie? Masz rację, może z tego wyjść całkiem sympatyczny wieczór.
   -Naprawdę? - kąciki jej ust natychmiast powędrowały ku górze. -Super, bo... Kurczę, nie przypuszczałam, że zechcesz... Dla mnie bomba.
   -Zatem będziemy w kontakcie. - podsumował, przeczesując włosy.
   -Uhm... Tak. I Marco... - wahała się przez moment, ale ostatecznie położyła dłoń na jego kolanie, przez co zadrżał nieznacznie. -Bardzo ci dziękuję za ten koncert. To jeden z najpiękniejszych prezentów, jaki mogłam otrzymać w tym roku. Nie mam pojęcia, jak wpadłeś na to, że akurat ten i nie obchodzi mnie to, ważne, że się poświęciłeś.
   -Drobiazg. - mrugnął do niej, co sprawiło, że znów się zarumieniła.
   -Może dla ciebie... Będę już uciekać, nie chcę mieć na sumieniu twojego spóźnienia. - przelotnie zerknęła na wbudowany w samochodowy panel zegarek. -Do zobaczenia niedługo.
   Pożegnał się z nią, po czym wysiadła i żwawym krokiem ruszyła do wejścia na klatkę. Nie odjechał, dopóki nie zniknęła w środku, gdyż ponownie podziwiał jej idealną figurę, zapominając, co powiedział parę minut wcześniej. Żadna dziewczyna nie stanowi dla niego celu miłości, a wyłącznie doznań erotycznych, o czym jednak nie wspomniał. I mimo wszystko pewnie żałował, że pokrzyżowała mu plany, choć nie zdawał sobie z tego sprawy.

~~~

7. lutego 2014, piątek
   -Chyba nadal nie czaję. - oświadczył Marcel, wiercąc się na krześle przy barze. Reus złożył swoim kolegom niezapowiedzianą wizytę w Cocaine na krótko przed przybyciem Irminy oraz Julii, gdyż ostatecznie zdecydowali, że będą świętować jej urodziny w piątek popołudniu. Piłkarz i tak miał zaraz jechać na stadion, skąd autokarem pojadą na dworzec, by tam przesiąść się w pociąg do Bremy. -Zabrałeś ją na ten koncert tylko po to, żeby potem iść z nią do łóżka?
   -A w jakim innym celu miałbym to zrobić? - obojętnie wzruszył ramionami, czerpiąc satysfakcję z widoku purpurowego ze złości Robina. -Ale zaczęła tą dziewczyńską gadkę o miłości, związkach, bla bla... Uwierzcie, odechciało mi się.
   -Zabrałeś nam przyjaciółkę w dniu jej urodzin, żeby ją puknąć?! - Kaul podniósł głos, świdrując blondyna złowrogim spojrzeniem. -Marco, powtórzę ci, że od rozstania z Caro jesteś największym pojebem, jakiego znam. Nie wierzę, że potrafiłeś potraktować ją w ten sposób.
   -Po pierwsze, o niczym nie wiedziała, więc nie ucierpiała. A po drugie, nic takiego się nie stało, więc o co drzesz mordę?
   -O to, że zachowujesz się jak amerykański playboy! Skąd ci się to wzięło, do cholery, co?!
   -Nie wiem. - uśmiechnął się ironicznie, zupełnie nieprzejęty atakami. -Może stąd, że laski praktycznie prześlizgują mi się przez ręce. Irmina jest tak łatwa, jak każda inna - powiedziałbym jedno słowo i zgodziłaby się na wszystko, przynajmniej tamtego wieczora.
   -Tobą trzeba porządnie pierdolnąć o podłogę. - skwitował ze złością Fornell. -Czasu nie cofniesz, w ten sposób nie zadośćuczynisz temu, co stało się z Carolin.
   -Wcale nie zamierzam się rozgrzeszać. - warknął blondyn, uderzając pięścią w ladę. -I przestań o tym gadać.
   -To nie jest twoja wina! Nie czuj się odpowiedzialny za to, że...
   -Zamknij się, okej?! Mówiłem już, że nie chcę o tym rozmawiać, czegoś nie zrozumiałeś?!
   -Spokój. - rzucił stanowczo Robin, na co dwaj jego kumple natychmiast zamilkli. Uśmiechnął się tryumfalnie - nadal nie miał pojęcia, jak zbudował sobie tak silną pozycję w ich oczach. -Nie mamy teraz czasu, ale stary, przemyśl to. Nie możesz tak dłużej postępować. Okłamujesz ją i do tego bawisz się jej kosztem. To naprawdę fajna dziewczyna.
   -Takie już dawno wyginęły. - fuknął arogancko, odstawiając na bok pustą szklankę po soku. -Ona jest wredną suką, będę to powtarzał, dopóki do was nie dotrze.
   -Marcel! Robin! - usłyszeli nagle od drzwi, zastygając na moment w bezruchu. Fornellowi wyraźnie błysnęły oczy, natomiast Kaul ze zmarszczonym czołem wgapiał się w ironicznie uśmiechniętego pomocnika. -Chłopaki, jesteście tutaj?
   -Uuuuu przyjechały koleżanki! - zawył Reus, dwuznacznie poruszając brwiami. -Nowa znajoma do kolekcji!
   -Woody, zmiataj stąd. - syknął brunet, przypominając sobie o jego obecności. -Tylne wyjście jest otwarte.
   -Nie przedstawisz mnie najlepszym tancerkom twojej grupy? Zobacz, mam okazję przeprosić Irminę. - kąsał niemiłosiernie, zetknąwszy się w końcu z jego błagalnym spojrzeniem. -Och, Julia, rozumiem. To ta, do której skaczesz po balkonie? A może ona skacze po twoim?
   -Urwę ci jaja, przysięgam. - rzucił, wypychając chłopaka na zaplecze, po czym wrócił na salę, gdzie drugi z nich rozmawiał już z dziewczynami.
   Reus natomiast wcale nie zamierzał tak wcześnie wyjść. Oparty o ścianę, z lekkim rozbawieniem przyglądał się zaistniałej sytuacji, pozostając jednak w ukryciu. Doskonale zdawał sobie sprawę, jaką wywołałby burzę, pokazując się właśnie teraz, a tak przynajmniej mógł ze spokojem obserwować obie panie. Musiał przyznać, iż jego przyjaciel ma gust. Wessler była przepiękną, zgrabną kobietą i teraz nie miał już żadnych wątpliwości, dlaczego Forni oszalał na jej punkcie. Sam cieszył się, że w gronie jego fanek znajdują się również takie perełki i gdyby był jeszcze większym prostakiem, z chęcią zaopiekowałby się tą sztuką. Największemu wrogowi nie odbiłby jednak partnerki, gdyż sam nigdy nie chciałby przeżyć czegoś takiego. Poza tym, miał już swoją ofiarę, stała tuż obok. Dziś wyglądała zupełnie inaczej, niż dwa dni wcześniej, założyła wysokie botki, bo aż za kolano i czarną sukienkę, mógłby przysiąc, że jeszcze krótszą od tej ze środy, a proste blond włosy spięła w kucyka. I wciąż pociągała go seksualnie. Powoli pojmował, że posiada coś, czego brakuje każdej pozostałej, ale nie spieszyło mu się, by odkryć, co. Podejrzewał, iż dostanie na to mnóstwo czasu.
   Umówiona godzina spotkania pod stadionem zbliżała się nieubłaganie, zatem, nie chcąc ponownie zawieść Kloppa, musiał się zbierać. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie pozostawił Marcelowi złośliwej uwagi. Wyjął w tym celu telefon i napisał do niego sms-a.

"Przetestuj tą swoją lubą najszybciej, jak się da, bo sprzątną ci ją sprzed nosa."

   Widział, jak odczytuje treść, spinając niemal wszystkie mięśnie, po czym odwrócił się i dyskretnie poczęstował go środkowym palcem. Marco jedynie wyszczerzył się ironicznie, kręcąc głową.
 
"Wynoś się, Reus, bo wstanę i rzucę w ciebie skrzynką piwa. Pełną."

   Z trudem powstrzymał śmiech, by nie ujawnić swej obecności, lecz ostatnie słowo przeważnie należy do niego - jeśli nie zgasi go Kaul. Tak miało być i tym razem.

"Przy okazji, przekaż Irminie, że dziś wziąłbym ją choćby na umywalce w toalecie. Może uda się za tydzień."

   Fornell faktycznie podniósł się z miejsca, ku zaskoczeniu swoich towarzyszy i ruszył w stronę piłkarza. Ten jednak zdążył się ulotnić i gdy zobaczył tancerza w drzwiach, siedział już za kierownicą auta, gotowy do ucieczki. Wygrał kolejną bitwę, ale w wojnie jeszcze wszystko mogło się wydarzyć.

~~~

14. lutego 2014, piątek
   Nie przerywając rozmowy z Marcelem, co chwilę zerkała na zegar, jakby z nadzieją, że czas zacznie płynąć szybciej. Marco powinien pojawić się w ciągu kilkunastu najbliższych minut, a oczekiwanie na niego umilała sobie podekscytowaniem przyjaciela. Okazało się bowiem, iż w końcu zaprosił Julię na randkę, która miała odbyć się właśnie dziś. I nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby moment wcześniej nie odebrała podobnego połączenia od rozgorączkowanej Wessler, nadal zdziwionej jego ruchem, lecz po odbytej przed występem w Cocaine gadce z Irminą, ogarniającej nieco więcej, niż ostatnio. Oboje zachowywali się jak dzieci w podstawówce, obawiając się tego spotkania, lecz z drugiej strony, świetnie się przecież znali. Zdawali sobie jednak sprawę, iż jest szansa na to, że wraz z dniem dzisiejszym ich relacja nieodwołalnie ulegnie zmianie i nie spojrzą już na siebie tak, jak dotychczas. Nie wiadomo jednak, na jakim etapie się zatrzyma.
   -Forni, dzwoni domofon, muszę cię przeprosić. - oświadczyła ze spokojem, choć czuła już szybsze bicie serca. Chłopak zagwizdał zgryźliwie, chcąc jej dokuczyć.
   -Marco? - założyłaby się o milion euro, że nieustannie porusza teraz brwiami. Nic innego nie mógł zrobić.
   -To tylko kolacja w podziękowaniu za...
   -Od kolacji się zaczyna, moja droga. - roześmiał się, gdy westchnęła zniecierpliwiona. -Wiesz, odnoszę wrażenie, że zapamiętamy te Walentynki do usranej śmierci. Obym się nie mylił.
   -Chyba ty. - burknęła na odczepne, nerwowo przeczesując włosy. -Zmiataj, bo się spóźnisz, a na randce tylko dziewczyna ma takie prawo. Udanego wieczoru!
   Wcisnęła czerwoną słuchawkę, po czym, jak na rozkaz, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Przechodząc powoli przez hol, przejrzała się jeszcze w lustrze, a naciskając klamkę, wzięła głęboki wdech dla odstresowania.
   Stał przed nią, uśmiechając się szarmancko. Idealnie ułożone, zaczesane na bok blond włosy, czarna kurtka, pod kurtką biała koszulka i niedbale na nią narzucona jeansowa koszula, kremowe spodnie i białe sneakersy na stopach. W uszach dwa czarne, zapewne diamentowe kolczyki, a na szyi kolejny nieśmiertelnik. Naturalne źródło perfekcji. Facet, jakich na tym świecie niewielu.
   -Skończyłaś już? - rzucił, wyrywając ją z zamyślenia, przez co pokręciła energicznie głową. -Zaraz sobie pomyślę, że gdzieś popełniłem błąd.
   -Jasne, wybacz. - wymamrotała, wpuszczając go do środka. -Rozgość się, zaraz podam do stołu.
   -Przyniosłem ci coś. - podał jej czekoladki i butelkę wina, unosząc brwi w odpowiedzi na jej poddańczy uśmiech. -Nie wiedziałem, czy wolisz białe czy czerwone, wybrałem czerwone, bo podobno takie pije się do kolacji i ja też takie lubię.
   -Marco, chcę ci zapełnić żołądek, a ty wpadasz ze słodyczami. - zachichotała, odkładając je na stolik z boku. -To niegrzeczne.
   -Potraktuj je jako deser. - wzruszył ramionami, rozsiadając się na jednym z ustawionych naprzeciwko siebie krzeseł. -Nie przejmuj się, dość często jestem głodny, na pewno znikną jeszcze dziś.
   W reakcji zwrotnej zamknęła oczy i na parę sekund schowała rozbawioną twarz w dłoniach, po czym powróciła do kuchni, nadzorując wchodzące w stan gotowości danie popisowe. Piłkarz natomiast oparł łokcie o blat i starał się skupić wzrok na wystroju jej mieszkania. Starał się, bo znaczną część jego uwagi i tak przyciągała Irmina. Jego oczy błądziły pomiędzy kominkiem i ustawionymi na zawieszonej u góry półce trofeami, a zgrabną, okrągłą pupą w opiętych jeansach. Nie umiał się opanować i zaczynał ją o to oskarżać. Doszedł do wniosku, że czegokolwiek nie założy, i tak będzie pobudzała jego wyobraźnię, więc mogłaby przynajmniej nie ubierać nic. Miałby okazję to wykorzystać, a obecnie jedynie się męczy.
   -Dlaczego dzisiaj postawiłaś na spodnie? - spytał znienacka, przerywając jej wykonywane czynności. Odwróciła się, zaskoczona kolejną dawką bezczelności.
   -Bo cię nie rozpraszają.
   -Jesteś pewna?
   -Ciesz się, to wspaniałomyślna niespodzianka ode mnie. - odgryzła się, stawiając przed nim talerz z posiłkiem. -Smacznego, głód chyba wyżera ci już mózg.
   Zdecydował się nie odbijać piłeczki, ponieważ mógłby tym samym doprowadzić do zniszczenia sympatycznej atmosfery, którą sami stworzyli i która utrzymywała się do końca kolacji. Później przenieśli się do salonu, zabierając po drodze wino i czekoladki. Wsłuchując się w dobiegającą z telewizora muzykę, dużo rozmawiali, śmiali się i przekomarzali. Właściwie to ona mówiła, bo co on mógł zdradzić? Że gra w piłkę dla wicemistrza Niemiec, że reprezentuje ich kraj? Że nazywa się Marco Reus i ochrzanił ją przez telefon w noworoczne popołudnie? Sam by się przekreślił, a jego plan ległby w gruzach.
   Irmina bardzo mu jednak imponowała, przede wszystkim swoim zaangażowaniem w to, co robi, pasją, z jaką o tym opowiada oraz osiągniętymi do tej pory sukcesami. Zdał sobie sprawę, iż ma do czynienia z kimś naprawdę utalentowanym, kto nigdy się nie poddaje. Nie trafił na byle kogo... Aczkolwiek taki jest Marcel - ostrożnie dobiera sobie towarzystwo i zazwyczaj dobrze na tym wychodzi.
   -Marco... - zaczęła tancerka, zakrywając dłonią usta, by przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzał na nią pytająco i uniósł brwi. -Nie wiem, jak tego dokonałeś, ale jesteś umazany czekoladą na policzku i w kąciku ust. Mówię śmiertelnie poważnie.
   -Niemożliwe. - mruknął i poderwał się, by podejść do lustra w celu usunięcia śladów zbrodni, lecz dziewczyna złapała go za rękę. -Puść mnie, muszę to zetrzeć!
   -Uspokój się, zamilcz na chwilę i przestań się ruszać. Pomogę ci.
   Zaskoczony jej prośbą, odwrócił się, po czym usiadł z powrotem na kanapie, na co przysunęła się do niego nieznacznie, wyciągając paczkę chusteczek. Jedną z nich ostrożnie przyłożyła do twarzy chłopaka, jakby w obawie, że go skrzywdzi, a on syknie z bólu. Każdy gest dokładnie przemyślała, ale nie to zwróciło jego uwagę. Dla niego była już za blisko. Zdecydowanie za blisko.

***

Wiem, że mnie zabijecie, ale takie życie :p
Dziś to wszystko. Dodam jeszcze tylko zdjęcie lamy, bo nadal mnie śmieszy :p

Czekam na Wasze przemyślenia, refleksje i przypuszczenia... A na Wasze blogi postaram się dotrzeć do końca tygodnia ❤

7 komentarzy:

  1. Ah ten Marco z jednej strony taki romantyczny kochany a z drugiej chamski i irytujący. Podoba mi się jego zadziorny charakter ale niech się trochę ogarnie bo zaczyna mi być szkoda Irminy. Ona zaczyna się angażować a on pewnie coś odstawi. Nasz Marco musi znowu poczuć co to jest miłość. Wszystko w rękach Irminy i twoich oczywiście. Czasami jak to będzie dalej wyglądać i liczę na cb mam nadzieje ze ogarniesz go. Rozdział oczywiście cudo. Czekam na kolejny. Życzę weny I pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochana!:)
    Ja cię nie zabiję za taką końcówkę-inni chcą mnie od dwóch części zabić, po wstawieniu dzisiejszej będą mnie chcieli zabić do potęgi...Wiec "nie rób drugiemu co tobie.." :D
    Ten rozdział jest cuudoowny!:)
    Marco-istota głupia i wredna. Obawiam się o końcówkę...Irmina chyba coś do niego poczuła... I nie umiem powiedzieć, czy przeczuwam, że mu się postawi, czy ulegnie. Nie wiem zupełnie. Będę znów niecierpliwie czekać. Obrazek mega!:D Będę się teraz śmiać przez pół dnia.. Ale pomijając fryzurę, wyraz twarzy... hahahaha:')))
    Jestem bardzo bardzo ciekawa jak to się potoczy..
    Weny kochana i duużo czasu na pisanie!:)
    ps. zapraszam do mnie!:)
    Buziaki!:**

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, czekam na rozwój sytuacji między tą dwójką i nie tylko. Weny, A :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Spóźniona, ale jestem. Przepraszam za obsuwę ale mam tak mało czasu, że po prostu nie starcza mi go na nic. Dziś na szczęście dopadło mnie choróbsko przez co mam troszkę więcej czasu :D
    W każdym razie, jeśli chodzi o propozycję Irminy,to szczerze mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że ładnie mu podziękuje, ewentualnie zaprosi na kolację do restauracji. Ale nie do siebie - to nigdy nie kończy się dobrze :D Mało tego, jej pytanie zwaliło mnie z nóg.. A Marco ładnie się wymigał. Zresztą jak zawsze! :D
    Kocham po prostu pociski Marcela, Marco i Irminy, no boskie są :D A co do Marco i Marcela, mam nadzieje, że przez arogancję Marco nie rozpadnie się ich przyjaźń, bo byłoby szkoda po prostu..
    Co do kolacji.. Jak mogłaś przerwać w takim momencie? No jak mogłaś? Przecież to kluczowy moment, jeśli teraz coś się wydarzy,to wszystko przesądzone.. Zastanawiam się co się zaraz stanie między Irminą i Marco.. Czy skończy się na wspólnej nocy, czy może raczej na długiej rozmowie. Jejju nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Superasny *.* Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń