I niech stanie w miejscu czas, nikt nie patrzy na mnie tak, jak ty
Niech się kręci cały świat, zawsze niech już będzie tak, jak dziś...
Niech się kręci cały świat, zawsze niech już będzie tak, jak dziś...
5. lutego 2014, środa
Przeciągnęła się, z uśmiechem otwierając oczy. Nadszedł ten dzień. Jej dzień. Dziś kończy dwadzieścia trzy lata i jednocześnie rozpoczyna kolejny rok swojego dziwnego życia, jak zwykła je ostatnio nazywać. To, jak zachowywała się wobec przystojnego blondyna i jakie, bezpośrednio z nim związane decyzje podejmowała, nie współgrało z jej dotychczasowymi zasadami. Zamierza spędzić urodziny w towarzystwie faceta, którego zna od miesiąca, a widziała może trzy razy, mało tego, uważa, iż wykonując taki krok, może przeżyć wspaniałą przygodę. Nawet nie przeszło jej przez głowę, że istnieje możliwość znalezienia się w niebezpieczeństwie oraz ponoszenia konsekwencji odważnego postępowania, ale chciała zaszaleć. Kiedy, jeśli nie teraz?
Jadła śniadanie, gdy zadzwonił dzwonek. Przestraszona, ponieważ paradowała jeszcze w piżamie, rozwianych włosach i bez makijażu, szybko narzuciła na plecy dresową bluzę, przeczesała kosmyki palcami i biegnąc do holu, zastanawiała się, kogo zastanie po drugiej stronie. Zdziwiła się, gdy odkryła, że drzwi otworzyła kurierowi, trzymającemu w ręce przesyłkę zaadresowaną na jej nazwisko.
-Pani Irmina Kastner? - upewnił się mężczyzna, obserwując ją uważnie. Skinęła potwierdzająco, na co podsunął jej pod nos kartkę papieru. -Proszę tutaj podpisać.
-To dla mnie? - zapytała z niedowierzaniem, odbierając prezent, po czym złożyła parafkę w wyznaczonym miejscu. -Dziękuję...
-Do usług. Do widzenia pani.
-Do widzenia. - uśmiechnęła się promiennie, zamykając drzwi. Stała w korytarzu jeszcze długi moment, wpatrując się właśnie, jej zdaniem, w ósmy cud świata. Dostała sporych rozmiarów bukiet, złożony z kilkunastu krwistoczerwonych, przepięknych róż. Ze wstydem przyznała sama przed sobą, że to jej pierwsza tego typu niespodzianka, lecz skoro nie miała chłopaka, nikt nie kupował jej kwiatów. A tu nagle taki okaz... Z największą ostrożnością przetransportowała go do kuchni i położyła na blacie, by wlać wodę do wazonu. Wtedy spomiędzy łodyg wypadł bilecik. Marszcząc z podekscytowania nos, ujęła go w dwa palce.
-Jesteś głupia, Irma. - skwitowała rozbawiona. -Chyba najwyższy czas zgłębić nieco tajniki romantyczności.
Otworzyła malutki liścik i ze zdumieniem odkryła, iż zawiera bardzo skromną treść, jednak gdy tylko ją odczytała, zrozumiała, dlaczego.
"Wszystkiego najlepszego z okazji 23. urodzin. Widzimy się wieczorem. Marco"
Przyłożyła dłoń do ust, wpatrując się w karteczkę szeroko otwartymi oczyma. Nie wierzyła. Spodziewałaby się po nim wszystkiego, lecz tego akurat nie. Nie miała pojęcia, jak poprawnie odebrać przekaz tego okazałego podarunku. Róże stanowią przecież silny symbol miłości i namiętności, a oni nie byli parą, choć blondyna cechowała nieograniczona bezpośredniość. Powinna zatem obawiać się, że ich spotkanie skończy się w jego mieszkaniu, w jego sypialni, w jego łóżku? A może to wcale nie spotkanie, a randka? Był do tego zdolny. Z drugiej jednak strony, musiała wziąć pod uwagę, że może to ona zbyt wiele sobie wyobraża. Skoro chłopak pracuje w dużej korporacji, zapewne obowiązują tam jakieś maniery i pewnie każda z jego koleżanek otrzymuje podobny bukiet, który, swoją drogą, na sto procent kosztuje fortunę. A może jest prezesem jakiejś świetnie prosperującej firmy? Albo właścicielem kwiaciarni?
-Przestań bredzić, Kastner, pogrążasz się. - stwierdziła w końcu, po czym zabrała ze stołu komórkę. -Po prostu podziękuj i po sprawie.
Długo rozważała, czy zadzwonić czy wysłać sms-a i ostatecznie wybrała drugą, wygodniejszą opcję. Łatwiej napisać cokolwiek po dziesięciu minutach medytacji nad ekranem, niż mierzyć się z nim słowo w słowo.
"Dziękuję. Są piękne."
Tylko tyle była w stanie wystukać. Z trudem dojadła śniadanie, oczekując jego odpowiedzi, co dodatkowo skomplikowało jeszcze nadchodzące połączenie. Ucieszyła się na widok numeru Marcela, co nie zmieniło jednak faktu, że już teraz chciała jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. Marco mógł odpisać w każdej chwili.
-Halo? - zaświergotała do słuchawki, wkładając brudne naczynia do zmywarki. Przez kilka sekund zalegała głucha cisza.
-Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!!! - usłyszała wrzask swoich najbliższych przyjaciół, dzięki czemu roześmiała się głośno. -Kto? IRMINA!
-Kochanie, wszystkiego dobrego! - jej przyjaciółka tradycyjnie jako pierwsza dorzuciła swoje indywidualne życzenia. -Spełnienia marzeń i najcudowniejszego, najprzystojniejszego mężczyzny pod słońcem!
-E tam, mężczyzny. - solenizantka była wręcz pewna, że Marcel machnął ręką, obdarzając Julię złośliwym, aczkolwiek najbardziej reprezentacyjnym ze swych uśmiechów. -Unikania kontuzji i zdobycia upragnionego stypendium na Broadway'u! I żebyś się nie zmieniała, bo bycie sobą teraz w modzie.
-I jeszcze dużo czasu na imprezowanie w Cocaine. - dorzucił Robin. -Pamiętaj, że wszyscy cię kochamy, buzi buzi, cmok cmok.
-Ja też was kocham. - odpowiedziała szczęśliwa, opierając się o krzesło przy stole. -I bardzo wam dziękuję, jesteście niezastąpieni.
-Ameryki nie odkryłaś. - stwierdził skromnie Forni, wywołując kolejny atak śmiechu. -Tworzymy najlepszą paczkę na świecie, gdybyś nie kłóciła się z Ann-Kathrin, byłoby idealnie.
-Został tam ktoś jeszcze? Możecie mi tego życzyć. - sarknęła z pogardą. -Żartowałam, nie chcę o niej słyszeć w dniu urodzin.
-Przestań. Reszta ekipy wyściska cię wieczorem w klubie.
-Jak to? - niemile zaskoczona zmarszczyła czoło. Przyjaciele westchnęli jak na komendę.
-No, normalnie. Zapraszamy cię dziś na okazjonalnego drinka, a jak dasz radę, to nawet i dwa. Oczywiście, na koszt firmy.
-Dziś? - powtórzyła zawiedziona. Sądziła, że w środku tygodnia rzeczywiście nie wpadną na taki pomysł, zgodnie z tym, co przewidział Marco. On też jednak się myli. -Nie... Dziś nie mogę, wykluczone. Przepraszam.
-Dlaczego? - wyobraziła sobie wygięte w podkówkę usta panny Wessler. -Ach, rodzinna domówka, prawda?
-Nie. - ucięła, wciągając powietrze przez nos. Bała się tego, jak zareagują. -Umówiłam się z Marco, z tym, który znalazł mój nieśmiertelnik. A dziś rano kurier przyniósł mi śliczny bukiet róż od niego... Super, nie?
Chwilowa cisza. Później usłyszała przeraźliwy pisk Julii, rozchodzący się w słuchawce i niszczący jej ucho. Powinna się na to przygotować, lecz odkąd odebrała stojący w salonie prezent, nie była sobą. Nie kontaktowała, nie ogarniała, a jej myśli krążyły już wyłącznie wokół tego spotkania.
-Idziecie na randkę? - bardziej stwierdziła niż zapytała długowłosa blondynka, na co Irmina przewróciła oczami.
-Nic takiego nie powiedziałam, on również. Nie ubarwiaj faktów.
-Dokąd jedziecie? - warknął nagle Kaul, co zbiło z tropu obie dziewczyny. To nie zazdrość, to coś w rodzaju... Złości?
-Nie mam pojęcia... - przyznała nieśmiało. -Pytał tylko, czy planuję coś na środę... A później właściwie sam zorganizował mi czas. W jego towarzystwie.
-Irma, oszalałaś? - dalej burzył się chłopak. -Jak długo go znasz? Co o nim wiesz? Naprawdę dałaś się na to namówić? Co się z tobą stało, dziewczyno!
-Rob, wyluzuj. - poleciła stanowczo, wciąż nie rozumiejąc jego niezadowolenia. Jednocześnie zastanawiała się, jaka mina zdobi teraz twarz Marcela. -Jestem dużą, silną i wysportowaną Irminą Kastner, potrafię głośno krzyczeć i znam parę zabójczych kopnięć. Obronię się, jeśli w ogóle zajdzie taka potrzeba, w co wątpię.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Miał już kilka okazji, żeby skrzywdzić mnie w sposób, o którym myślisz, lecz nie zrobił tego. Po co teraz ma próbować?
-Bo będziecie sami, po zmroku. Szuka tylko odpowiedniej okazji, niech to do ciebie dotrze!
-Daj mu spokój.
-Odwołaj to, bardzo cię proszę. - Kaul pozostawał upierdliwie nieugięty, na co jęknęła z dezaprobatą. -Pożałujesz, że...
-Marcel, powiedz mu coś. - przerwała mu, licząc na pomoc tancerza, który do tej pory milczał. Dotarły do niej czyjeś szepty, zatem przypuszczalnie kontaktował się z Jull. -Marcel?
-Udanej zabawy, koleżanko! - wypalił cały w skowronkach, przy ogromnym poparciu ze strony Wessler. -Odezwij się jutro, żeby opowiedzieć, jak było.
-Zabiję cię. - sarknął Robin, co jedynie rozśmieszyło pozostałą trójkę, z której tylko Fornell był świadomy, o co tak naprawdę się rozchodzi. Obie kobiety żyły natomiast przekonaniem, iż Reus zwyczajnie adoruje 23-latkę. -Irmina, błagam, napisz później, czy...
-Panu już dziękujemy! - oświadczył bezceremonialnie niższy z nich, wyłączając tryb głośnomówiący. -Powodzenia, słońce. Nie przejmuj się tym staroświeckim snobem, on nie zna pojęcia zauroczenia. Odbijemy sobie w weekend, pa.
Pożegnała się także z Julią i gdy tylko zniknęło podsumowanie połączenia, ujrzała na ekranie wyczekiwaną odpowiedź od blondyna. Nie zwlekając dłużej, otworzyła sms-a i ponownie tego ranka odebrało jej mowę.
"Przecież to dopiero początek. Do dania głównego mamy jeszcze trochę czasu."
~~~
-Ty chyba upadłaś na głowę. - gniewnie ciskała kąśliwymi formułkami. -Oboje upadliście. Ja mam chłopaka!
-Ina, skarbie, błagam cię. - jęknęła Ann, ukradkiem trącając pod stołem stopę Mario w poszukiwaniu wsparcia. -Nie chodzi o to, byś go zdradziła, a zrobiła coś dla dobra ludzkości.
-Poza tym, Dennis nie musi o niczym wiedzieć. - wtórował jej piłkarz. -Wystarczy, że będziesz wobec niego szczera, on na pewno zrozumie powagę sytuacji.
-Jesteś naszą ostatnią deską ratunku! Tylko ty możesz nam pomóc, nikt inny nie wchodzi w grę.
-Opłaćcie sobie testerkę wierności albo kogoś w podobnej branży. - fuknęła zbulwersowana wizażystka. -Ja się na tym kompletnie nie znam, więc nie wciągajcie mnie w to.
-Nie chcemy posuwać się tak daleko... A takie kobiety nie zawsze pracują uczciwie i często podnoszą poprzeczkę finansową. Zależy nam, aby cała akcja przebiegła szybko i bezboleśnie.
-A co, jeśli będzie chciał mnie przelecieć? - uniosła gniewnie brwi, czując, że zagięła przyjaciół tą sugestią. -Powiedzieć wtedy: "spoko, przecież nic się nie dzieje, to tylko intryga i potraktuj ją jako nauczkę"?
-Hmm... Coś wykombinujemy. - Götze dostrzegł słabe światełko w tunelu. -Rozegramy to tak, żeby ona wszystko zobaczyła. Wystawi mu negatywną opinię i problem zniknie.
-Chore i niedorzeczne. - Toennes pokręciła z niedowierzaniem głową. -Dlaczego nie pozwolicie mu się zakochać? Skoro ta dziewczyna ewidentnie mu się podoba, to najlepiej, jeśli się odczepicie. Nikomu nie można zabronić miłości.
-Marco nie wie, co oznacza miłość, Ina. - oznajmił Mario ze smutkiem i powagą w głosie. -On przestał wierzyć, że takie uczucie jeszcze w ogóle istnieje. Każdą pannę traktuje jak przedmiot i nie planuje związków na stałe.
-A ty, zamiast go wesprzeć, próbujesz przekonać go, że to prawda. Niech się chłopak wykaże, może dzięki niej zmieni zdanie, a ona sama wybierze, czy z nim zostanie czy nie. Po co się wtrącacie?
-Bo oni do siebie nie pasują. - rzuciła zdeterminowana Ann-Kathrin. -Ta laska to Irmina z mojego zespołu. Mają zbliżone temperamenty, zatem ich starcie nie wróży nic pozytywnego. Prędzej nastąpi koniec świata, niż oni się dogadają. A ja chcę nadal żyć.
-Irmina? - blondynka o krótszych włosach zmrużyła w skupieniu powieki. -Ta, która ciągle ci dokucza z niewiadomego powodu?
-Tak! - wykrzyknęła uszczęśliwiona tancerka. -I co, nadal upierasz się, że to świetny pomysł?
-Cóż... - Ina zastanowiła się przez moment, wbijając wzrok w podłogę. -Okej, zgadzam się, ale to ja dyktuję warunki. Jeśli coś się nie uda, pójdzie niezgodnie z planem, od razu kończymy. To najgłupsza inicjatywa, w jaką się zaangażuję i mam nadzieję, że nie stracę przez nią chłopaka.
~~~
-Nie.
-Wiem, że z nas dwojga to ty jesteś mistrzynią upierdliwości, ale po prostu muszę. - podpuszczał ją, wywołując na twarzy swej towarzyszki coraz szerszy uśmiech. -Męczy mnie to, odkąd wyszłaś z klatki schodowej!
-A więc chodzi o mnie, tak? - spojrzała na niego, splatając ręce na piersi. -W porządku, niech będzie. Jeśli wybieram pomiędzy obgadywaniem mnie przez ciebie z tobą, a obgadywaniem mnie przez ciebie i twoje własne myśli, wybieram pierwszą opcję. Wydaje się bezpieczniejsza.
-I słusznie. - rzucił, śmiejąc się z jej zaskoczonej miny. -Bo widzisz, zastanawiam się, co sobie wyobraziłaś, gdy poprosiłem cię, byś ubrała się tak, jakbyś zamierzała świętować swoje urodziny w gronie znajomych. Zakładam, że należy do niego wielu mężczyzn, zatem naprawdę pokazałabyś im się w tej sukience czy założyłaś ją tylko dla mnie?
Otworzyła usta, lecz nic sobie z tego nie robił. Bezczelnie lustrował jej sylwetkę, dając jej jednocześnie do zrozumienia, co dokładnie chciał przekazać. Potwierdzała się właśnie wspomniana dziś rano bezpośredniość blondyna, przez co jej policzki spłonęły delikatnym rumieńcem, który starała się ukryć. Musiała walczyć. Tym razem nie pozwoli wyprowadzić się z równowagi.
-Nie podoba ci się? - zagadywała, nie tracąc kontaktu wzrokowego z kierowcą. Prychnął cicho i prawie niezauważalnie pokręcił głową. -Czy nie pasuje do okazji?
-Wręcz przeciwnie, przecież sięga zaledwie do twojego uda. Chciałbym tylko dowiedzieć się, czy faktycznie poszłabyś w niej jako solenizantka na przykład na imprezę. I czy nie jest ci zimno, bo przypuszczam, że jeśli niewiele zakrywa, daje też niewiele ciepła.
-Jeśli tak bardzo doskwiera ci jej długość, na swoją obronę mam płaszczyk aż do kolan. - odpowiedziała nieco rozbawiona, wskazując jasnobeżowe odzienie wierzchnie. -A odnośnie twojego podobno upierdliwego pytania, nie miałabym oporów przed ubraniem się w nią do klubu. I nie rozumiem, w jaki sposób z moją sukienką wiążą się moi kumple.
-Wytłumaczę ci to z męskiego punktu widzenia. - zatrzymał auto w korku przed sygnalizacją, więc mógł swobodnie odwrócić się w jej stronę. -Nie gwarantuję, że to działa tak samo w każdym przypadku, ale akurat w moim twój outfit podnosi mi ciśnienie w miejscu, o którym wolałbym nie mówić. Stanowi więc dla mnie wyzwanie, któremu jestem w stanie sprostać, a przynajmniej w to wierzę.
Nie odezwała się. Gdyby w tym momencie coś jadła albo piła, zdecydowanie zakrztusiłaby się tym czymś, a później prawie na pewno udusiła. Odniosła wrażenie, iż pewność siebie, jaką prezentował Marco, sięgała już górnej granicy, bo jego słowa nie pozostawiały żadnych wątpliwości - rozmawiali właśnie o podnieceniu, a od tego do seksu już krótka droga. Oby za parę minut nie żałowała, że nie posłuchała Kaula.
-Nie sprecyzowałeś swoich wymagań. - wytknęła mu z pretensją w głosie. Nie zauważyła nawet, kiedy znów zaczęli mknąć autostradą, tak zaabsorbowały ją uwagi bezwstydnego znajomego. -Zakładam to, w czym czuję się dobrze i to nie moja wina, że twój mały kolega z tego powodu cierpi.
-Mój kolega wcale nie uważa, że jest mały i sądzę, że chyba się na ciebie obraził. - oświadczył chłopak, z powagą obserwując drogę. Irmina tym razem nie umiała się powstrzymać i wybuchnęła głośnym śmiechem. Marco dołączył do niej po kilku sekundach. -Cukiereczku, nie bierz na serio wszystkiego, co powiem. Zapewniam cię, że wcale nie zamierzam zatrzymać się na ciemnym poboczu lub w lesie i zrobić z tobą milion tych rzeczy, które chciałbym zrobić. Aston Martin nie posiada tylnej kanapy, więc jesteś bezpieczna.
-Zmieńmy temat, błagam. - wymamrotała zawstydzona, chowając twarz w kołnierzu płaszcza. Oboje skradali sobie krótkie, lecz głębokie spojrzenia, świetnie się bawiąc. Nie pożałuje. Przecież przebywa z jakimś dobrze ustawionym biznesmenem, który jej nie zrani, bo gdyby miał podobny plan, napadłby na nią kilkadziesiąt kilometrów wcześniej. A on miał plan, aczkolwiek realizował go bardzo powoli. Tak, aby na końcu na zawsze zapamiętała, z kim zadarła.
-Czekam na propozycję.
-Dokąd jedziemy? - odparowała automatycznie, na co blondyn westchnął ciężko, lecz dostrzegając w mroku znak drogowy, wskazał go palcem. -Do Düsseldorfu? Po co?
-Irma, rusz mózgiem. - jęknął, zmuszony do ponownego wykręcania się od odpowiedzi. -W dniu dzisiejszym to powinno być proste i logiczne.
-Ale nie jest. - burknęła. -Marco, Dortmund już ci się znudził, że wywiozłeś mnie aż tutaj? Co ty, do cholery...
-Pomyśl o wydarzeniach kulturalnych. - wszedł jej w zdanie, nadal usiłując obejść rozwiązanie jak najszerszym łukiem. Kastner zmarszczyła czoło. -Nie rozumiem, dlaczego, ale w Dortmundzie rzadko dostarczają nam atrakcji na tą skalę.
-Hmm... Dziś w Düsseldorfie zagra Beyoncé... Za trochę ponad godzinę... Boże, jak ja bym chciała... Nie. - oderwała wzrok od tarczy zegarka, wręcz wbijając go w twarz tryumfującego chłopaka. -Nie nabierzesz mnie... Nie zrobiłeś tego. Powiedz, że nie kupiłeś tych biletów!
-Nie ufasz mi, czy wątpisz w moje umiejętności? - spytał dosadnie, obserwując przemykające przez jej delikatną buzię emocje. -Cóż, chyba jedno i drugie... W takim razie zajrzyj do schowka przed sobą.
Nie potrafiła otrząsnąć się jeszcze przez dłuższy czas, lecz ostatecznie otworzyła tą tajemniczą, samochodową skrytkę i przeżyła szok. Nie ściemniał, leżały tam. Dwa. Do strefy "Golden Circle". Ostrożnie wzięła je do ręki i umieszczając na swych kolanach, pogładziła palcem. Nie miała pojęcia, czym sobie na to zasłużyła, była za to coraz bardziej przekonana o unikatowości prowadzącego wóz mężczyzny. Pojawił się nie wiadomo skąd i w prezencie urodzinowym ufundował jej wejściówkę na jeden z największych i najważniejszych koncertów tego roku, o którym ona sama marzyła już od kilkunastu miesięcy. No cóż, marzenia najwyraźniej lubią się spełniać.
-Były tak kurewsko drogie... - szepnęła, zauważając wytłuszczoną cenę w prawym dolnym rogu. Cenę, przez którą musiała zrezygnować z tego wydarzenia, choć amerykańska piosenkarka była jej wzorem, zarówno wokalnym, jak i tanecznym. Nadal nie w pełni docierało do niej to, czego jest świadkiem. I raczej długo nie dotrze.
-Nie obciążam cię kwestią finansową. - wtrącił blondyn, wjeżdżając na zarezerwowane na podziemnym parkingu miejsce. -Ubolewam, że poznałaś kwotę, jaką przeznaczyłem na tą niespodziankę, ale nie mogłem się jej pozbyć. Takie zasady.
-Jesteś szalony. - podsumowała, uśmiechając się do niego. Widział szczęście w jej zielonych tęczówkach i to dawało mu ogromną satysfakcję. Więcej nie potrzebował. -Szalony oraz nienormalny. Jak mam się odwdzięczyć...
-Pomyślimy o tym po koncercie. - mrugnął do dziewczyny, po czym wyszedł z auta i otworzył jej drzwi z drugiej strony, po raz kolejny nie skąpiąc spojrzenia zgrabnym nogom Irminy. Zdał sobie sprawę, że tej nocy zyska już drugą szansę. I wyłącznie od niego zależy, czy ją wykorzysta.
It’s like I’ve been awakened
Every rule I had you breakin’
It’s the risk that I’m taking
I ain’t never gonna shut you out...
Every rule I had you breakin’
It’s the risk that I’m taking
I ain’t never gonna shut you out...
***
Rola Iny czas-start :)
Ten rozdział wygląda dokładnie tak, jak miał wyglądać, dlatego nieskromnie powiem, że jestem z siebie dumna :p Być może, podkreślam i wytłuszczam być może uda mi się napisać następny w ciągu tygodnia, a nie dwóch. Wszystko zależy od tego, kiedy powstanie rozdział na drugiego bloga, wciąż przez Was obleganego, za co ogromnie dziękuję :)
I jeszcze sprawa, która od piątku nie daje mi spokoju. Nie wiem, dlaczego, może dlatego, że moja ulubiona reprezentacja znalazła się bezpośrednio w centrum zagrożenia, może dlatego, że 3 lata temu sama znajdowałam się w zaatakowanych teraz miejscach, może dlatego, że uwielbiam Paryż ale na pewno dlatego, że zginęli niewinni ludzie. Brak mi słów. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że to wygląda tak źle, ale... Ehh.
Zdjęcia zrobiłam sama. Moja słaba umiejętność kompozycji w końcu w jakimś stopniu zabłysnęła :p
Jak zawsze moment na zakończenie rozdziału wyborny. :D Marco i tr jego gesty miejmy nadzieje ze się zmieni i zakocha. :) Irmina zmieniła trochę podejście i to mi się podoba. :) Z niecierpliwością czekam na kolejny. ;) Życzę weny I pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńMelduje się nowa czytelniczka 😎💪🏽
OdpowiedzUsuńNadrabilam wszystkie rozdziały i oto jestem z pierwszym i na pewno nie ostatnim komentarzem bo jestem po prostu zauroczona 😍💕
Irmina jest tak specyficzna, ale w tym wyjątkowa i cudowna postacią że jeju. Ma w sobie coś za co po prostu się ją lubi, tak po prostu. Ma w sobie ogień 💞🔥
Co do Marco, jego wersja w tej historii bardzo mi odpowiada 😊🏻💗Jest taki zadziorny, chamski i arogancki ale też uroczy i naprawdę kochany. Świetnie wykreowana postać, ciężko osiągnąć jedną twarz co dopiero dwie. Gratuluję talentu🙊💓
Jeśli chodzi o rozdziały, wszystkie to petarda! 💖 Masz coś w sobie, znaczy to jak piszesz że nawet jakmam cos innego to zrobienia to nie mogę się skupić za bardzo na tej czynności i uciekam myślami do Twojej historii 😍👌🏻
A tak konkretniej to jeśli chodzi o dzisiejszy (jeszcze dzisiejszy 😎) rozdział to w sumie niewiele mam do powiedzenia bo wbił mnie w podłogę.. Poranny gest Marco w postaci kwiatów, no cudowne, urocze, kochane słów aby opisać jak bardzo mi się to podobało zabraknie😍🏻💕Zaplusowal w moich oczach. Jeśli chodzi o rozmowę Irminy z przyjaciółmi równie urocze! ♥ Jedynie postawa Robina mnie lekko zdenerwowała. Każdy wie jaki jest Reus i Irmina również zauważyła wierzchnia warstwę jego charakteru jednak myślę że w głębi duszy to dobry chłopak. Robin powinien zostawić komentarze dla siebie szczególnie w tak ważnym dla Irminy dniu. Jeśli pomieszam kolejność to przepraszam, to wszystko przez tr emocje! 😁 Chodzi mi o Mario i Ann, co oni sobie wyobrażają przepraszam bardzo? Że podstawiaja jakąś dziewczynę żeby Reus się wpakował w coś czego później będzie żałował? ja rozumiem że mogą chciec pomoc Irminie, moga chcieć aby Marco jej nie zranil, ale przecież w ten sposób też ją zrania.. 😳😡Nie podoba mi się to 😔 Dalej, koncert Bey! 😍💓👑 Sama o nim marze, jednak nie jest mi pisane jechać 😔 Ale wracając do Irminy i Marco.. A przede wszystkim Marco (którego kocham w tej historii wspominałam juz? 😈) Jego gest.. Jest po prostu boski jeju.. Taki prezent na urodziny, no marzenie po prostu 😊😍 Ciekawa jestem tylko jakiego rewanżu będzie chciał Marco? 😈
Dobra, przestaje juz truc i życzę dużo weny i czasu bo nie mogę doczekać się następnego rozdziału 😘
Pozdrawiam cieplutko ❄
Chciałam dać ładne emotki, ale chyba bloggerowi nie bardzo się spodobały...
UsuńWitam w takim razie, trochę późno, ale jednak i dziękuję za miłe słowa :)
UsuńNa Twojego bloga postaram się wpadać regularnie, choć ostatnio średnio mi to wychodzi...
A emotki obejrzałam sobie w komentarzu na mailu, więc nic straconego :p Pozdrawiam ♡
Hej kochana! Ja komentuje coś ostatnio co najmniej 24h po przeczytaniu... Moje wieczne "nie mam czasu" zaczyna mnie przerażać. Tym razem w sumie miałabym czas, bo jestem chora z wysoką gorączką..ale..(zawsze jest jakieś "ale"..) ale złapałam wenę i wczoraj napisałam całą część i pół kolejnej, więc mam nadzieję, że wybaczysz mi kiedy je przeczytasz u mnie na blogu! :D (szału nie ma, ale chyba są nawet znośne)
OdpowiedzUsuńA może teraz już tak przejść do twojego opowiadania!:)
Już się domyślałam jak u mnie napisałaś na blogu, że jesteś z niego zadowolona, że będzie hicior..No i jest!
Czasem czytając sobie tak wspaniałe rozdziały myślę "co ja tu kurna robię na tym bloggerze?" Stety (albo niestety) komentarze trzymają mnie "przy życiu" :D
Ten rozdział to...no bomba, dziewczyno! Kiedy ja się rozpływam nad jednym, to ty dodajesz kolejny i po prostu padam, a ty potem dodajesz kolejny (i leżącego się nie kopie! haha)...Zacznij pisać do wydawnictwa, bo się marnujesz!
Marco-cudowny gest z tymi różami! I ta ich rozmowa :))) A koncert Beyonce..gest ma, nie ma co! Zastanawia mnie Mario i Ann..Powiem tak-coś mi tu śmierdzi (brzmi jak dobry suchar, bo mam nos zatkany i nic nie czuje :') ) Ina... (na początku przeczytałam Inga :D )Piszesz Ina-start, to ja napiszę- Ina-STOP! :D Niech ona tu nic, ja cię błagam, nie miesza! Marco i Irmina już wystarczająco sami sobie mieszają. A kiedy już mam wrażenie coś zaczyna wychodzić, to się zaraz wszystko musi się psuć... I tak w życiu bywa.. Mam nadzieję, że zbyt dużo dramy nie będzie..znając ich temperamenty to zaczynam się bać! :D
Dużo weny życzę kochana! Mam nadzieję, że niedługo pojawi się także rozdział na drugim Twoim blogu!:)
Buziaki!:**
Rozdział mi sie bardzo podoba :) chociaż spisek Ann i Mario chyba nie jest dobrym znakiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dużo weny, A :*
Chciałam być oryginalna i napisać coś niezwykłego, tylko wszystko co naskrobałam było tak idiotyczne w porównaniu do tego co napisałaś że jak zwykle przynudzę: GENIALNE!
OdpowiedzUsuńSuper *.* Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńAhh jestem zachwycona tym blogiem :3 Rozdział mega :))) Daj kolejny :))
OdpowiedzUsuń