-Przećwiczmy jeszcze raz cały układ, bardzo was proszę. - jęknął Marcel, ponownie wsuwając płytę do odtwarzacza. -Ostatni i kończymy. Przyda się na najbliższych warsztatach z grupą zaawansowaną. Dziewczyny, dacie radę? Wierzę w was.
Irmina przewróciła ironicznie oczami, zajmując miejsce obok Ann-Kathrin. Zaczynała odnosić wrażenie, że Forni w paru ostatnich choreografiach celowo ustawia je obok siebie, każąc współpracować i szukać kontaktu. Nie chciały go zawieść, zatem starały się z całych sił. Pannie Brömmel wychodziło to całkiem nieźle, lecz Kastner nie potrafiła się przełamać. Dużo wycierpiała przez znienawidzoną koleżankę, ale tłumiła to w sobie i nie podzieliła się tą tajemnicą nawet z Julią. Bała się i jednocześnie chciała zapomnieć. Jak najszybciej.
Ostatecznie układ został powtórzony dwukrotnie, ponieważ wniesiono kilka poprawek i zmian, dzięki czemu w finalnej wersji wyglądał niemal idealnie i satysfakcjonował każdego członka zespołu. Irma i Jull też były nim zachwycone, lecz na tyle wyczerpane, iż nie myślały o swoim sukcesie, pragnęły jedynie wrócić do domu i odpocząć. Krótkowłosa tancerka rozwiązywała właśnie buty, by dać swoim obolałym stopom ukojenie, kiedy usłyszała nad głową chrząknięcie. Wraz z przyjaciółką uniosły głowy i zamarły w bezruchu.
-Chciałam pogratulować wam obu, laski. - delikatny i pogodny uśmiech Ann wywołał ciarki na skórze jej największego wroga. -Udany występ. Cieszę się, że gramy w jednej drużynie.
Spojrzały po sobie z wyraźnym zaskoczeniem. Co się tak nagle stało? Zdrzemnęły się? Uderzyły w głowę? Ann-Kathrin Brömmel przemawia ludzkim głosem?
-Dzięki. - rzuciła w końcu Irmina, podnosząc obuwie z podłogi. -Ale to nie tylko nasza zasługa, mamy dobrze zorganizowaną ekipę, więc nie musimy się obawiać, że coś nie wypali.
-W dużej mierze stanowicie o jej sile... Bez was to nie byłoby to samo.
-Za to bez ciebie tańczyłoby się o wiele lepiej. - odparowała kąśliwie, patrząc prosto w oczy dziewczyny. -Czego chcesz? Szukasz uzdrowicielskiego pojednania?
-Irma, przestań już. - zasugerowała Wessler, ciągnąc ją za rękę. Zażenowało ją zachowanie najbliższej znajomej, dlatego zerknęła przepraszająco na trzecią z Niemek.
-Myślałam, że...
-Twoje myślenie nie ma sensu, Ann. Daj spokój i zajmij się swoim pieprzonym życiem.
Bez najmniejszych wyrzutów sumienia ominęła zszokowane tancerki i udała się prosto do szatni, gdzie od razu zrzuciła treningowe ubrania i popędziła pod prysznic. Strumień ciepłej, wręcz gorącej wody nieco ją uspokoił, zebrała myśli i wyłączyła swój agresywny, pełen jadu słownik. Obraza na cały świat oraz niczemu niewinnych ludzi męczyła ją już drugi dzień, za sprawą pełnego sprzeczności typa, z którym spotkała się w Vapiano. Nie potrafiła wybaczyć sobie, że tak łatwo ją omotał, co przyniosło mu ogromne zyski w postaci nieoddanego nieśmiertelnika. Nadal szalenie zależało jej, by go odzyskać, ale nie będzie się przed nim poniżała. To on zachował się jak ostatnia gnida, więc niech to teraz odkręci.
Wychodząc z pomieszczenia usiłowała ignorować nagabującą ją z powodu nagannego potraktowania Ann-Kathrin Julię. Nie obchodziło ją, że kogokolwiek zraniła. Brömmel po prostu nie zasługuje na jej uwagę, więc nie rozumiała, po co w ogóle się doczepiła. Gdyby ten cały Marco od Marcela ją znał, automatycznie odwołałby to, co powiedział w Nowy Rok. To nie ona była wredną suką. To określenie wręcz przeznaczone dla Ann. Przyznała się do tego spostrzeżenia koleżance, na co ta zbluzgała ją od stóp po sam czubek głowy. Nie dostrzegła, że ich ostrej wymianie zdań przysłuchuje się Fornell, czekający na nie zaraz przy drzwiach.
-Możemy pogadać? - spytał bez owijania w bawełnę. Przyszywane siostry przystanęły zdziwione, unosząc dodatkowo brwi.
-Jasne.
-W zasadzie chodzi o ciebie, Irma. - uściślił, wpatrując się w nią badawczo, ale zauważywszy, iż jej towarzyszka zamierza się oddalić, zatrzymał ją bez wahania. -Zostań. Przyda się dobry psycholog.
-Bardzo śmieszne. - wtrąciła Kastner. Doskonale wiedziała, że chłopak chce spędzić z jej przyjaciółką jak najwięcej czasu i nie próbowała mu tego utrudniać. -Mów do rzeczy, co cię gryzie.
-Nie usiądziemy? - zaproponował, na co stanowczo zaprzeczyła. Jej zły humor odbijał się również na nim.
-Padam z nóg, chcę położyć się na własnej kanapie. Załatwmy to szybko i bezboleśnie.
-Okej, niech ci będzie. - odpuścił, by nie wszczynać sporów z nabuzowaną tancerką. -Irmina, widzę, że od jakiegoś czasu chodzisz poważnie struta. Nie mam pojęcia, od jakiego dokładnie, ale czy to dotyczy tego faceta, z którym umówiłaś się w niedzielę?
Opuściła wzrok, uśmiechając się nieśmiało. Fakt, iż jej uczucia stały się łupem dwóch bliskich jej osób, wpędził ją w zakłopotanie. Nie chciała znów się użalać, nie przywykła do nieustającego wylewania swoich pretensji na innych. Nie przypuszczała jednak, że chłopak zapytał o jej samopoczucie głównie dlatego, że zamierzał wyciągnąć od niej jak najwięcej informacji. Odkąd odpisał Reusowi na kontrowersyjnego sms-a, blondyn w ogóle się z nim nie kontaktował, zatem domyślał się, że coś poszło nie tak i musiał dowiedzieć się, co. Julia z kolei była wciągnięta w zamieszanie z zupełnie neutralnego punktu widzenia, co Marcelowi bardzo odpowiadało. Dopóki nie miała świadomości, że oprawcą Irminy jest uwielbiany przez nią Marco Reus, mógł bez obaw zdobywać jej serce. I głęboko wierzył, że zdąży.
-Tylko po części. - skłamała Kastner, strzelając nerwowo palcami. W rzeczywistości owy mężczyzna wypełniał jej mózg doszczętnie, bo go mocno nienawidziła. -Pokłóciliśmy się, ponieważ nie oddał mi nieśmiertelnika. Pisze do mnie praktycznie o każdej porze dnia i nocy, starając się o spotkanie, ale nie chcę go więcej widzieć. Potraktował mnie jak małoletnią gówniarę.
-Dlaczego nie oddał? - zdziwiła się Wessler. -Przecież właśnie po to tam pojechałaś! Ale z niego kanalia!
-To samo mu powiedziałam. - roześmiała się. -Wiecie... Okazał się sympatyczny i wredny jednocześnie. Sądziłam, że to niemożliwe, lecz on, na swoim przykładzie, udowodnił, że się mylę. Z drugiej strony, to intrygujące, bo odniosłam wrażenie, że tylko jedna z tych wersji jest prawdziwa. Drugą stosuje jako manewr obronny. On jest... Inny, niż wszyscy kolesie.
-To znaczy?
-Za wszelką cenę pragnął, bym wzięła go za ważniaka i twardziela i przyznaję, udało mu się, aczkolwiek gadka rozkręciła się z biegiem czasu, a wtedy potrafił się śmiać i normalnie rozmawiać. Nie rozumiem, co w jednej, krótkiej chwili doprowadza go do wściekłości, mam nadzieję, że nie ja.
Fornell milczał. W najśmielszych snach nie odważył się uznać, iż Woody będzie w stanie niemal błyskawicznie przekonać do siebie zaborczą oraz przebiegłą Irminę. Oczywiście, wymieniła kilka wad i uwag co do jego charakteru, ale wystawiła pozytywną ocenę ogólną. No i sam Marco na swoje, ekstrawaganckie sposoby szukał z nią kontaktu, zatem pewnie weszła mu za skórę. Może nie będzie tak źle. Błyszczy mała iskierka pomyślności.
-Jedno i tak ciągle mnie intryguje. - kontynuowała dziewczyna, przez co tancerz wrócił wreszcie na ziemię. -Drogie butiki, ponad sto euro napiwku, no i ten cholerny Aston Martin. Skąd wytrzasnął forsę na to wszystko?
-Na pewno dobrze zarabia. - rzucił w końcu Marcel, aż przyjaciółki zerknęły na niego zaskoczone. Irma prychnęła.
-Moi rodzice też dobrze zarabiają, a na luksusowe auto jeszcze ich nie stać. - odparowała złośliwie. -Może on jest ukrywanym kuzynem Paris Hilton albo dziedzicem Slytherina?
-Nie przesadzaj. Ojciec kupił ci własne mieszkanie, więc nie mów, że od czasu do czasu nie sypną groszem.
-Nie wyliczaj mi pieniędzy, Marcel. - syknęła, grożąc mu palcem. -Zostaw ten wścibski nos w swoich finansach.
-Biorę z ciebie przykład. - uniósł brwi, ukazując rządek równych zębów. -Sama zaczęłaś prowadzić księgowość temu gościowi, więc nie wyskakuj do mnie z pretensjami.
-Och, pieprz się. - warknęła, po czym machnęła ręką i wyszła z budynku, kierując się do samochodu.
-Hej! - krzyknęła za nią długowłosa blondynka, przez co odwróciła się niechętnie. -Zapomniałaś, że przyjechałyśmy razem?
-Wybacz, Jull. Marcel cię podrzuci. Kiedyś mi za to podziękuje.
Spojrzała na niego zdziwiona, lecz piorunował szatańskim wzrokiem kąśliwie wpatrzoną w jego twarz Irminę, która kilka sekund później zasiadała już za kierownicą czerwonego Audi. I choć odczuwał złość, zdawał sobie sprawę, iż otrzymał właśnie kolejną szansę.
~~~
30. stycznia 2014, czwartek
Z trudem namówił kolegów, by razem wyszli na piwo do Cocaine. Jutro z samego rana wyjeżdżali na mecz do Brunszwiku, więc Pierre oraz Mario chcieli wypocząć, jednak ostatecznie ulegli marudzeniu blondyna i zgodzili się na mały grzech. Oni również byli tylko ludźmi i potrzebowali choćby najmniejszej dawki alkoholu we krwi. A czego trener nie widzi, tego im nie żal.
Zebrali się pod klubem - każdy dotarł indywidualnie, by następnie jak najszybciej wrócić do domów i spakować do walizki ostatnie rzeczy. Przywitali się oryginalną składanką gestów, którą sami ułożyli i po zamienieniu paru żartobliwych zdań ruszyli do wejścia. Śmiali się, humory im dopisywały, jedynie Reus nie wykazywał nawet cienia entuzjazmu, choć to on wystosował zaproszenia na wypad do dwójki piłkarzy. Z ponurą miną marudził pod nosem, co zauważyli pozostali i porozumiewając się poprzez mrugnięcia okiem, postanowili postawić dortmundzką jedenastkę pod ścianą i wypytać o przyczyny nienajlepszego samopoczucia. Zaczynali nawet domyślać się, że ich nagłe spotkanie nie jest wyłącznie kolejnym kaprysem Woody'ego, a schowaną prośbą o pomoc. Nie mogli go zostawić, jeżeli faktycznie tak było.
Wyłonili się zza rogu, niespiesznie dążąc do głównych drzwi, kiedy ją wyhaczył. Przechodziła przez środek parkingu, a cel jej drogi stanowił zapewne samochód, którym przyjechała. Zapewne odwiedziła Marcela i Robina, dlatego żałował teraz, że nieznacznie się spóźnił. Przyskrzyniłby ją na oczach Fornella, zmuszając go do inteligentnych obron, by nie wydało się, iż panowie są najlepszymi przyjaciółmi. Trudno, następnym razem. Teraz poczuł wzrost ciśnienia krwi, więc wyciągnął iPhone'a i wysłał jej krótką, lecz treściwą wiadomość.
"Poczekaj. PROSZĘ."
Rozejrzała się niespokojnie i zanim go dostrzegła, polecił kumplom zająć boks na piętrze i złożyć zamówienie, bo musi pilnie załatwić sprawę. Gdy już ich odprawił, przeniósł na nią uwagę, a ona lustrowała go z przymkniętymi powiekami. Zrobił krok w tamtą stronę, aczkolwiek ona puściła się biegiem do wozu, najwyraźniej chcąc uciec. Nie miała szans, dogonił ją. Zajął fotel pasażera i wyjął kluczyk ze stacyjki, ściskając go w dłoni. Irmina popatrzyła na niego, rozdygotana oraz przerażona, oddychając nieco szybciej pod wpływem wysiłku fizycznego. Bała się. Obecnie po raz pierwszy się go bała.
-Co ty odpierdalasz?! - uniosła głos, zaciskając palce na kierownicy. -Przywłaszczyłeś sobie mój nieśmiertelnik, ale klucza do wozu już nie dostaniesz.
-Sam go wezmę, jeśli mnie zmusisz. - prychnął, wnikliwie oglądając najnowszą zdobycz. -Skąd masz takie fajne Audi? Twoje?
Przewróciła oczami, rozluźniając się odrobinkę. Bezczelnie ją przedrzeźniał, sprawiając tym samym, że wskaźnik nienawiści niebezpiecznie rósł, lecz nie umiałaby zdobyć się na wyrządzenie mu jakiejkolwiek krzywdy. Zdobył nad nią przewagę, zakleszczając w pułapce niczym lew, który w głuchej dziczy dopadł swą ofiarę. Pozostało grzecznie z nim porozmawiać, a może się zlituje i da jej żyć.
-Czego chcesz? - wykrztusiła, wbijając wzrok w przednią szybę. Było ciemno, a wokoło nikogo, kto mógłby jej pomóc. -Śledzisz mnie? Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
-Nie obchodzi mnie, co porabiasz na co dzień, więc nie mam podstaw do łażenia za tobą. A czego chcę? Cóż, rzadko używam słowa 'proszę' i nie lubię, gdy ktoś mnie ignoruje, a gdy ignoruje moje 'proszę', to już apogeum wkurwienia. Zaufaj mi. - uniósł brwi na znak tryumfu, nadal przyglądając się dziewczynie. Zauważył, iż cała się trzęsie i nie potrafi tego opanować, co zbiło go z tropu. Na początku stwierdził, iż zamarza z zimna, aczkolwiek znajdowali się w jej wozie, gdzie termometr nie wskazywał drastycznego mrozu... I wtedy zrozumiał. -Irmina, co się dzieje? Pytam teraz na serio. Piszę do ciebie od dwóch dni, odkąd tylko w tą niedzielę wróciłem do domu, a ty nic. Unikasz mnie, okej, ale z jakiego powodu?
-Oszukałeś mnie. - szepnęła, nie odwracając głowy. -Wcale nie musiałam się z tobą spotkać, ale tak bardzo zależało mi na tym nieśmiertelniku, że nie mogłam się powstrzymać. Wiedziałeś o tym, a mimo wszystko wyrolowałeś mnie... Bawiło cię to, co? Głupia, naiwna laska, która ulegnie ci za jednym pstryknięciem, bo ocaliłeś cenną dla niej rzecz... To nie ja.
-Nie pomyślałem o tobie w ten sposób, przynajmniej nie, kiedy cię poznałem. I nie planowałem zrobić ci krzywdy. Przepraszam. Słyszysz? Tego wyrazu też nie zapisałem na stałe w słowniku, doceń to.
-Wyczyn roku. - zakpiła z szyderczym uśmiechem. -To twoje postanowienie noworoczne: wpleść do rozmowy zwroty grzecznościowe?
-Nie noszę tego nieśmiertelnika przy sobie, więc aktualnie go nie mam. - zignorował jej docinki. -Ale naprawdę przysięgam, że zwrócę ci go przy następnej okazji, jeśli mi ją dasz.
-Zapomnij.
-Niedługo obchodzisz urodziny i nie chcę być powodem twojego złego nastroju w tym dniu. - wpatrywał się w nią, oczekując jakiegokolwiek ruchu. Najmniejszego. Wciąż darzył ją słabą sympatią, ale nie mógł pozwolić sobie na zepsucie jednego z najważniejszych dla niej osobiście świąt. -Uznajmy to za prezent ode mnie, okej?
-Wiesz, co możesz mi podarować nawet w tej chwili? - uraczyła go jadowitym spojrzeniem. Zaprzeczył. -Święty spokój. Wyjdź i nie męcz mnie więcej. Ale najpierw kluczyk.
Znieruchomieli, mierząc się nawzajem rozszerzonymi źrenicami. Ona ze zdenerwowania, on z zaszokowania. Odpuścił. Ta dziewczyna ewidentnie, bez żadnych skrupułów daje mu kosza już po raz kolejny, co nie było dla niego zwyczajną sytuacją. Nie przywykł do odrzucenia oraz upokorzenia, a przy niej ponownie musiał pogodzić się z tym uczuciem. Posiadał jednak sprawdzony sposób, jak się go pozbyć.
Otworzył pięść, a Kastner natychmiast złapała za pożądany przedmiot. Szarpnęła go i zorientowała się, że Marco dzierży jeszcze w dłoni breloczek z pierwszą literką jej imienia, zatem znów obrzuciła wzrokiem jego twarz. Spalał ją gniew.
-Nie chcę tego przechowywać. Ani prowadzić biura rzeczy znalezionych, więc jeśli zmienisz zdanie, po prostu zadzwoń.
Wypuścił z ręki klucz, który spadł na jej rękę, po czym wyszedł, z impetem trzaskając drzwiami i udał się wprost do swojego samochodu. Nie zważał na to, że zostawił oszołomioną Irminę kompletnie samą, że Auba i Götze siedzą w Cocaine, zastanawiając się, kiedy do nich dołączy. Miał już inny plan. Taki, po realizacji którego zdecydowanie mu ulży i wstanie jutro z uśmiechem na ustach. Taki, który zawsze działał.
Nie czekał długo, bo po zaledwie dziesięciu minutach pojawiła się na horyzoncie. Nosiła krótką spódniczkę i delikatne buty na obcasie, pomimo zimowej pory. Zgrabna pupa, długie nogi, ładna, dziewczęca twarz... Nie potrzebował niczego więcej, zatem nie zastanawiał się dłużej. Uruchomił silnik i gdy podjechał obok, opuścił szybę. Kobieta spojrzała na niego, uśmiechając się pogodnie, co mimowolnie odwzajemnił. Nie pomylił się - była atrakcyjna, musi ją zdobyć na tę noc.
-Jesteś sama? - rzucił bezpośrednio, lustrując jej sylwetkę. Pochyliła się, opierając nadgarstki w powstałej po zniknięciu okna luce.
-Tak, właśnie zamówiłam taksówkę i...
-Masz chłopaka?
-Nie zainteresowałabym się tobą, gdybym miała. - uniosła brwi, pozwalając sobie na muśnięcie jego policzka. -Zostawił mnie parę tygodni temu... Nie umiem się pozbierać, bez przerwy imprezuję... Nie przeszkadza mi to, przecież go nie zdradzam.
-Nie tłumacz się. - zmarszczyła czoło, więc podniósł rękę i lekceważąco przesunął kciukiem po dolnej wardze dziewczyny. -Nie znasz mnie, nie masz pojęcia, do czego wykorzystam te informacje i czy w ogóle je wykorzystam.
-Więc po co mnie zaczepiłeś? - fuknęła, na co położył palec tym razem na całej szerokości jej ust i zbliżył twarz do ucha dziewczyny, subtelnie je przygryzając. Jęknęła cicho, zamykając oczy. Uległa mu. Nawet specjalnie się nie wysilał.
-Nie chcę być dziś sam w łóżku... Ty chyba też nie. - szepnął, odsuwając się gwałtownie. Nie mógł odkryć przed nią wszystkich kart już teraz, na parkingu klubu, który prowadzili jego najlepsi przyjaciele, a dwaj kolejni czekają na niego z kuflem piwa. -Wsiadasz?
Nie zachęcał jej po raz drugi. Chwilę później mknęli już w kierunku jego mieszkania, zajmując się płytką, niewiele znaczącą rozmową. Zdążył dowiedzieć się, że poderwana piękność ma na imię Samantha i pochodzi z Dolnej Saksonii, gdzie mieszka i pracuje, a korzystając z kilku dni wolnego, przyjechała w odwiedziny do zamężnej siostry. Nie należała do aniołków, nie dało się ukryć. Nie interesowała się też piłką nożną, preferowała siatkówkę, zagadując ją dyskretnie, dowiedział się także, iż niezbyt kojarzy jego postać, więc poczuł się bezpieczny. Właściwie, to znalazł się w niebie, nie tylko dlatego, że mógł być anonimowy. Niecierpliwa towarzyszka składała bowiem wilgotne pocałunki na jego szyi, rozpiąwszy wcześniej kurtkę. Dodatkowo niewinnie zaciskała dłoń na udzie piłkarza, doprowadzając go do szaleństwa i nie pozwalając skupić się na poprawnym prowadzeniu auta, jednak nie zamartwiał się tym. Pobudzała go w ekspresowym tempie tak mocno, że zapragnął kochać się z nią do samego rana. Nie dbał o to, że jutro wcześnie wstaje i jedzie na mecz, nie dbał o to, że wystawił kumpli. Liczyło się to, że na swój ulubiony sposób pociesza się po porażce w starciu z Irminą, która, swoją drogą, jest wredną suką. Ale kiedyś się zemści.
Gdy winda w wieżowcu ruszyła w górę, Samantha oplotła nogami biodra Marco i rozpoczęła rozpinanie guzików jego kratkowanej koszuli, podczas gdy on sam zachłannie badał dłońmi jej pośladki, które na ‘dzień dobry’ wpadły mu w oko. Przeniósł ją przez korytarz swojego piętra, jedną ręką odkluczył drzwi, zamykając je za sobą nogą i udał się prosto do sypialni. Tam już się nie hamował. Gwałtownie rzucił ją na łóżko i pozbył się spódniczki wraz z butami oraz bluzeczką, pozostawiając jedynie bieliznę. Zachłannie muskał ustami każdy centymetr jej ciała, gdy zsunęła koszulę z jego ramion, a jego włosy przesypywały się między jej palcami. Chłonął ją całą, może odrobinę za szybko, lecz nie marnował czasu, nie miał na to ochoty. Kiedy pozbawił ją również majtek, z szuflady wyjął prezerwatywę, po czym jednym ruchem rozerwał opakowanie. Jego najnowsza kochanka obrzuciła go zamroczonym z pożądania spojrzeniem, wbijając paznokcie w plecy chłopaka.
-Obiecuję, że nie będzie bolało. - mruknął, pochylając się nad nią i dając w końcu upust swojej męskiej żądzy oraz dominacji.
-Więc po co mnie zaczepiłeś? - fuknęła, na co położył palec tym razem na całej szerokości jej ust i zbliżył twarz do ucha dziewczyny, subtelnie je przygryzając. Jęknęła cicho, zamykając oczy. Uległa mu. Nawet specjalnie się nie wysilał.
-Nie chcę być dziś sam w łóżku... Ty chyba też nie. - szepnął, odsuwając się gwałtownie. Nie mógł odkryć przed nią wszystkich kart już teraz, na parkingu klubu, który prowadzili jego najlepsi przyjaciele, a dwaj kolejni czekają na niego z kuflem piwa. -Wsiadasz?
Nie zachęcał jej po raz drugi. Chwilę później mknęli już w kierunku jego mieszkania, zajmując się płytką, niewiele znaczącą rozmową. Zdążył dowiedzieć się, że poderwana piękność ma na imię Samantha i pochodzi z Dolnej Saksonii, gdzie mieszka i pracuje, a korzystając z kilku dni wolnego, przyjechała w odwiedziny do zamężnej siostry. Nie należała do aniołków, nie dało się ukryć. Nie interesowała się też piłką nożną, preferowała siatkówkę, zagadując ją dyskretnie, dowiedział się także, iż niezbyt kojarzy jego postać, więc poczuł się bezpieczny. Właściwie, to znalazł się w niebie, nie tylko dlatego, że mógł być anonimowy. Niecierpliwa towarzyszka składała bowiem wilgotne pocałunki na jego szyi, rozpiąwszy wcześniej kurtkę. Dodatkowo niewinnie zaciskała dłoń na udzie piłkarza, doprowadzając go do szaleństwa i nie pozwalając skupić się na poprawnym prowadzeniu auta, jednak nie zamartwiał się tym. Pobudzała go w ekspresowym tempie tak mocno, że zapragnął kochać się z nią do samego rana. Nie dbał o to, że jutro wcześnie wstaje i jedzie na mecz, nie dbał o to, że wystawił kumpli. Liczyło się to, że na swój ulubiony sposób pociesza się po porażce w starciu z Irminą, która, swoją drogą, jest wredną suką. Ale kiedyś się zemści.
Gdy winda w wieżowcu ruszyła w górę, Samantha oplotła nogami biodra Marco i rozpoczęła rozpinanie guzików jego kratkowanej koszuli, podczas gdy on sam zachłannie badał dłońmi jej pośladki, które na ‘dzień dobry’ wpadły mu w oko. Przeniósł ją przez korytarz swojego piętra, jedną ręką odkluczył drzwi, zamykając je za sobą nogą i udał się prosto do sypialni. Tam już się nie hamował. Gwałtownie rzucił ją na łóżko i pozbył się spódniczki wraz z butami oraz bluzeczką, pozostawiając jedynie bieliznę. Zachłannie muskał ustami każdy centymetr jej ciała, gdy zsunęła koszulę z jego ramion, a jego włosy przesypywały się między jej palcami. Chłonął ją całą, może odrobinę za szybko, lecz nie marnował czasu, nie miał na to ochoty. Kiedy pozbawił ją również majtek, z szuflady wyjął prezerwatywę, po czym jednym ruchem rozerwał opakowanie. Jego najnowsza kochanka obrzuciła go zamroczonym z pożądania spojrzeniem, wbijając paznokcie w plecy chłopaka.
-Obiecuję, że nie będzie bolało. - mruknął, pochylając się nad nią i dając w końcu upust swojej męskiej żądzy oraz dominacji.
***
Przepraszam. Nawaliłam, miał być wczoraj... Myślałam, że zdążę go ogarnąć, ale przeszkodziły mi zawirowania związane z powrotem na studia... Zaczyna się :)
Mam nadzieję, że mimo wszystko wybaczycie i że rozdział Wam się podoba. Kocham♡
Rozdział fajny, ale czekam aż Irmina się domyśli z kim tak na prawdę ma do czynienia :)
OdpowiedzUsuńDużo weny, A. :*
To trochę potrwa. Cały pomysł na bloga opiera się właśnie na nieświadomości Irminy, a nie chciałabym kończyć go na dziesięciu rozdziałach, więc cierpliwości :)
UsuńWiem o tym, ciekawi mnie po prostu jej reakcja. Jest charakterną postacią więc myślę, że będzie ciekawie :)
UsuńGenialne ! Oni muszą być razem ale ty oczywiście jesteś wredna jak Irma i nie będą razem ^_^
OdpowiedzUsuńCzekam na następny życzę weny i pozdrawiam Aga<3
Fajny :) Czekam na kolejny *.*
OdpowiedzUsuńOh jak ja uwielbiam to opowiadanie juz się nie mogę doczekać jak to wszystko wyjdzie na jaw i będą w sobie zakochani i ciekawe co z jej przyjaciółka jak zareaguje. A Ana ciekawe dlaczego jej tak nie lubią przecież chce to wszystko naprawić. Zachowanie Irminy trochę mnie irytuje niech przestanie być taka zimna suka dla innych :) Czekam na następny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie powiem Marco naprawę potrafi odreagować:-) ciekawe jak Irmina odreagowała:-P
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział i kolejny raz nie mam do czego się przyczepić:-) jedyne co mi pozostało to czekać na kolejna część:-)
OdpowiedzUsuńTak sobie ponownie tu zaglądam i patrzę-skandal, zapomniałam skomentować! :O Już nadrabiam ten karygodny błąd!
OdpowiedzUsuńAle co ja mam tu napisać jak nie to, że ty wciąż fantastycznie piszesz? Bo fantastycznie! Każdy rozdział jest coraz ciekawszy i pozostawia ogromny niedosyt. Chyba tak jak każdy tutaj czekam na to, aż Irmina dowie się kim tak naprawdę jest Marco...No ale poczekamy, spokojnie, poczekamy, bo warto czekać na zapewne niezła akcje jaka odstawi dziewczyna. Jestem ogromnie ciekawa kolejnego rozdziału? Kiedy on?:) Mam nadzieję, że dasz rade połączyć blogi i studia. 3mam kciuki!
Weny i dużo dużo czasu na pisanie!♡ I zapraszam do siebie.
Buziaczki kochana!:**
Kiedy będzie next? Nie mogę się doczekać och kolejnego spotkania z każdym ich spotkaniem jest coraz ciekawiej :) pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na nexta
OdpowiedzUsuńStaram się, aby pojawił się we wtorek i wszystko wskazuje na to, że tak będzie :) Ze wszystkich opóźnień i zaległości będę się jeszcze tłumaczyć ;)
Usuń