Drżącymi rękoma wyjęła z torebki smartfon, postanawiając wykonać szybki telefon do przyjaciółki. Nie musiała długo oczekiwać jej głosu w słuchawce, gdyż już po dwóch sygnałach usłyszała tradycyjną w tego typu sytuacjach falę pytań.
-Irma? Skarbie, no i co, i jak? Co to za koleś? Fajny jest? Dobrze wygląda? Co robicie? Prosiłam, żebyś zabrała mnie ze sobą!
-Jull, spokojnie. - ucięła z nerwowym śmiechem. -Jest dziwny. Koszmarnie dziwny, ale interesujący też. Sama nie wiem...
-Jak to: nie wiesz? - niecierpliwiła się dziewczyna. -Nie potrafisz go określić? Podobny do Reusa czy nie?
-Na litość Boską, przestań już! Ale rzeczywiście, ma na imię Marco, nic więcej nie powiedział. I... Musi zarabiać mnóstwo kasy. Gdybyś tylko widziała, jak się ubiera...
-Chyba żartujesz. - pisnęła, na co Irmina odruchowo odsunęła telefon od ucha. -Przecież on i Götze to najlepiej opłacani piłkarze w Borussii! Błagam cię, obczaj go w internecie i napisz do mnie, czy to on.
-Daj mi spokój, jestem na... Spotkaniu i nie będę używała komórki, to niegrzeczne.
-Więc dlaczego rozmawiamy?
-Bo się denerwuję. - westchnęła, opierając się o ścianę. -Szlag by go trafił, patrzy na mnie, jakbym miała zostać jego kolacją. Może to wampir i pije krew? Ma naprawdę bladą karnację.
-W takim razie bądź jego zwierzyną i pozwól się zjeść. - wybuchnęła śmiechem, słysząc wstrzymanie oddechu przez tancerkę jako symbol oburzenia. -Sprawdź go i odezwij się do mnie, proszę.
-Spadaj.
-Jeśli tego nie zrobisz, przyjadę i sama go obejrzę. - zagroziła stanowczo Wessler. -Gdzie jesteście?
-Chyba śnisz, że ci powiem! - tym razem to ona roześmiała się głośno, rozbawiona niekompletnym planem koleżanki. -Jull, obie nosimy blond włosy, ale ja przynajmniej ukrywam swoją głupotę. Musisz się bardziej postarać.
-Naślę na ciebie całe stado krwiopijców! Zostawią tylko skórę i kości!
-Przepraszam, muszę kończyć. - oświadczyła uroczyście. -Obowiązki wzywają.
-Irmina...
-Buziaki! - wcisnęła czerwoną słuchawkę, nim Julia zdążyła ponownie zareagować i wrzuciła aparat z powrotem na jego miejsce. Poprawiła w lustrze fryzurę, wygładziła marynarkę i nie zwlekając dłużej, wróciła na salę. Minęła się akurat z kelnerką, niosącą do stolika ich niedzielną kolację, lecz nie to zwróciło jej uwagę. Marco rozmawiał z malutkim chłopcem, trzymającym w dłoni jakąś kartę i gruby, czarny marker. Przy drzwiach wyjściowych stał jego ojciec, z zadowoleniem obserwujący scenkę, w której jej towarzysz gładzi główkę brzdąca i z szerokim uśmiechem szepcze mu coś na ucho. Przeszczęśliwy pobiegł do swego opiekuna, gdy dziewczyna zbliżyła się do zajmowanego krzesła, po czym oboje wyszli z lokalu. Kastner zerknęła na mężczyznę, dziękującemu pracownicy za dostarczony posiłek, a gdy zauważył, że go obserwuje, uniósł brwi.
-Smacznego. - rzucił wymijająco, podnosząc z blatu sztućce. Zupełnie zignorował jej pytający wzrok, ponownie przybierając oblicze gbura.
-Chyba nie powiedziałeś mu, że powinien przede mną uciekać. - podjęła temat, odwieszając torebkę na oparciu fotela. Pokręcił przecząco głową.
-Najwyraźniej sam to zrozumiał. - odparował złośliwie, dopełniając ripostę równie kąśliwym uśmieszkiem. Blondynka otworzyła usta, zdziwiona jego zachowaniem. Znów jej zaimponował. Nie wiedziała jednak, że on nie mógł się powstrzymać. Irmina Kastner wpadła mu w ręce i tak łatwo już jej nie wypuści, bo zemsta będzie słodka.
-Naprawdę jesteś nietaktowny. - palnęła, nabijając na widelec gotowane warzywa. Toczyli walkę na spojrzenia, której żadne z nich nie chciało przegrać, być może dlatego, że obojgu odpowiadał taki stan rzeczy. Ona lustrowała jego twarz, usiłując czytać z niej jak z otwartej książki, którą jednak uparcie przed nią zamykał. Wywnioskowała przez to, że za tą ważniacką, megalomańską buźką kryje się ta druga, nieśmiała, nieufna, ostrożna wobec nowo poznanych ludzi. Nie mogła jednak pojąć, dlaczego zdecydował się potraktować ją tą negatywną wersją. Uwodził ją, a potem odtrącał. Może jest niezrównoważony psychicznie? On natomiast sam sobie zadawał pytania, po co właściwie to robi. Zdał sobie sprawę, że nie przebije jej inteligencją, co najwyżej sprawi, że nie poczuje do niego niechęci. Na razie jednak prowadził wszystko w odwrotnym kierunku, może dlatego, iż naprawdę jej nie lubił, przecież nazwała go zboczeńcem i świnią. Wiedział też, że z marszu nie zaciągnie jej do łóżka, choćby starał się najmocniej, jak umie, ale nie podda się. Nie teraz, gdy laska praktycznie sama wyłożyła się na tacę, a on musi tylko dołożyć napiwek. Zmarnowałby okazję życia.
-Przepraszam. - mruknął w końcu, z własnej woli przechylając szalę zwycięstwa na stronę Irminy. Był zły, lecz musiał zmienić taktykę. -Czasami po prostu tak mam.
-Sympatię można zyskać przez okazywanie komuś tego samego. - uśmiechnęła się, ocierając usta serwetką. -I trzeba na nią pracować. Marco, nie mam pojęcia, skąd to się u ciebie bierze, ale zapewniam cię, że nie będę się specjalnie wysilać w rewanżu. Znalazłeś mój nieśmiertelnik, za co jestem ci szalenie wdzięczna. Dziękuję też za to, że pofatygowałeś się, by mnie odszukać. Większość osób na widok takich szyfrów zwyczajnie wyrzuciłaby go do kosza.
-Już mówiłem: przypuszczałem, że dużo dla ciebie znaczy.
-No i zgadłeś. - zamilkła na moment, obracając w palcach swoją szklankę z napojem. -Pewnie sądzisz, że trafiłeś na egoistkę, która wygrawerowała na małej płytce najważniejsze dane w taki sposób, żeby i tak nikt nie mógł się z nią skontaktować... Ale to nie tak. Widzisz, po świecie chodzi tylu kretynów... A ty i twoi kumple wręcz musicie mieć coś w głowie, skoro daliście z tym radę, prawda?
-Cieszę się, że tak to odbierasz. - przyznał, nie spoglądając na nią. Czuł się głupio, traktując ją opryskliwie, bo bywały momenty, w których wydawała się bardzo miła. -Jednak szczerze: gdyby nie oni, pewnie dostałbym przy tym białej gorączki.
-Opowiedz mi o tym. - poprosiła, grzebiąc w talerzu. Gdy podniósł głowę, pomyślała, że popełniła gafę, wymagając od niego pełnej historii ze szczegółami. -Tak ogólnie. Oczywiście, jeśli chcesz. Jestem ciekawa, jak do tego podszedłeś.
Strzał w dziesiątkę. Reus zlustrował ją, delikatnie uśmiechnięty, po czym dokończył swój makaron i przedstawił jej przygody, jakich doświadczył w związku z rozwiązywaniem zagadki, nawet z detalami. Musiał jednak uważać, by przypadkiem nie wpaść w pułapkę i nie wspomnieć o Marcelu, bo wbiłby sobie gwóźdź do trumny. Nie mógł także powiedzieć, że tajemnicę odkryli na zgrupowaniu w La Manga, lecz nie chcąc jej okłamywać, nie dokładał fałszywych faktów, a zwyczajnie omijał fragmenty bezpośrednio związane z jego karierą zawodową. Robił to, by się nie wydać. Dawno nie poznał tutaj, w Dortmundzie kogoś, kto nie kojarzył genialnego Marco Reusa i schlebiało mu, że Irmina ocenia go jak normalnego obywatela Niemiec. Tego potrzebował: ucieczki od mediów, sławy oraz pozyskania chwili spokoju. Nie zmieniało to nic w kwestii ochoty zmieszania jej z błotem, ale gdzieś podświadomie obawiał się, że mógłby ją stracić. Nie miał pojęcia, dlaczego nie lubi piłki nożnej i co sądzi o piłkarzach, przypuszczał jedynie, że widzi w nich gwiazdorów na zabój zakochanych we własnych milionach na koncie. Mimo wszystko, on taki nie był i pragnął jej to pokazać, wierząc, że kiedyś zmieni o nim zdanie, że dostrzeże w nim mężczyznę, którego wiele razy zraniono i który sam z tego powodu rani. I przede wszystkim, że go zrozumie.
Ich rozmowa z nieśmiertelników szybko zeszła na tematy mało związane z tym, dzięki któremu dziś się spotkali. Wymienili się umysłowymi pamiątkami z dzieciństwa, prześcigali w najgorszych przypałach, niejednokrotnie napomknęli o rodzicach. Całej ich konwersacji towarzyszyło mnóstwo śmiechu i skradanych sobie spojrzeń. Panna Kastner utwierdziła się w przekonaniu, iż Marco rzeczywiście zgrywa twardziela, co wychodziło mu nadzwyczaj świetnie, aczkolwiek nie chciała zadręczać go swoją ciekawością. Znała go zaledwie parę godzin, mogła się przecież mylić, zatem obecnie musiało wystarczyć jej to, co wywnioskowała. Pan Reus z kolei przekonał się, że nowa znajoma skrywa w sobie masę sekretów, których za nic nie chce mu udostępnić. Nie naciskał, ma jeszcze czas, aby ją podejść, no i nie zapominał, gdzie faktycznie leży jego cel. Przełamanie jej oporów będzie ciekawym doświadczeniem, ale najpierw się zabawi. Taka kolej rzeczy, inaczej nic nie ugra.
-To się nie mieści w głowie! - roześmiała się Irmina, opierając dłonie na blacie stolika. W odpowiedzi Marco wzruszył wyłącznie ramionami. -Serio, twoje siostry przebierały cię w ich sukienki? Pozwalałeś na to?
-Były we dwie, ja do tego jestem najmłodszy. Pomyśl, mogłem się postawić? - tancerka ukryła twarz, by nie wybuchnąć śmiechem. -No właśnie. Nie pozostawiały mi wyboru.
-Gdybyś planował pozbycie się choć jednej, zadzwoń. Czasami brakuje mi rodzeństwa. Mam wprawdzie przyjaciółkę, ale ona coraz częściej zajmuje się szukaniem męża.
-Nie pomożesz jej? - spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Prychnęła lekko, lecz nie lekceważąco.
-Chętnie, z tym, że... Nie orientuję się, gdzie można znaleźć Marco Reusa. - przyznała cicho, a chłopak omal nie zakrztusił się przełykanym sokiem. Chciał, by jej słowa okazały się jedynie koszmarnym snem, ale on nie lunatykuje w nocy, teraz też, niestety, nie śpi. Najbliższa koleżanka dziewczyny, której nie cierpi, kibicuje Borussii Dortmund, a ona nie wie, jak wygląda Marco Reus. Absurd. Może wpakował się do równoległej rzeczywistości?
-Emm... No... Tak. - zszokowała go na tyle, iż nie potrafił wydusić konstruktywnego słowa. -To trudne.
-Nie powinnam ci o tym gadać... - speszyła się, nerwowo przeczesując niesforne kosmyki włosów. -W końcu to tak jakby jej marzenia... Ale przecież ona nigdy za niego nie wyjdzie... Śmiejesz się. - rzuciła, spoglądając na niego.
-Przepraszam. - odchrząknął, usiłując szybko doprowadzić się do porządku. Nie pali zioła, a przechodzi takie fazy! -To szaleństwo.
-Dokładnie. Powtarzam jej to każdego dnia, ale uparcie nie rezygnuje, wariatka. - nieśmiało pokręciła głową. -Pewnie cię tym zanudzam, ale jesteś facetem i nie dostajesz przysłowiowego 'orgazmu' na jego widok, więc pewnie rozumiesz...
-Rozumiem. - potwierdził, tłumiąc kolejny atak głupawki. Nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. -W sumie radziłbym jej przejść się na któryś z meczy na Signal Iduna Park, wtedy obejrzy go sobie na żywo...
-Chodzi, ze znajomymi z naszego zespołu. Wpadła w jakąś obsesję na jego punkcie! Biedny chłopak... Nie zazdroszczę mu.
"Ale ja zazdroszczę, bo na sto procent dużo tracę.", przemknęło mu przez myśl, gdyż spodziewał się, że przyjaciółka Irminy posiada równie fantastyczną urodę, a on docenia takie panie i chętnie zaprosiłby ją do siebie. W końcu wybrała go na męża, dostanie ją za jednym pstryknięciem palca. Problem w tym, że znała może nawet kolor ścian w jego mieszkaniu, więc noc poślubna... A raczej przedślubna, odpada. Nie z nią. Nie z fanatyczką.
-Marco. - ocknął się automatycznie, słysząc aksamitny głos siedzącej przed nim blondynki, niczym rentgen prześwietlającej jego tęczówki. -Odpłynąłeś. Coś nie tak? Wybacz, jeśli...
-Wszystko w porządku. - wtrącił z nadal przyklejonym do twarzy uśmieszkiem. -Moja wina. Nie obraź się, ale wczoraj miałem ciężki dzień, nie przespałem nocy, a dziś zrobiło się już późno i jedyne, o czym marzę, to moje łóżko.
-Okej, nie tłumacz się. - puściła do niego oczko. -Racja, trochę się zasiedzieliśmy.
-Gdyby nie było sympatycznie, wyszlibyśmy już jakieś dwie godziny temu. - rumieńce na policzkach tancerki nie umknęły uwadze piłkarza, dlatego szybko poprosił kelnerkę o rachunek. Z racji, iż byli prawie ostatnimi gośćmi, świstek otrzymali po niecałej minucie. -Co robisz? - zapytał zdziwiony, gdy zauważył, że dziewczyna trzyma w dłoniach portfel. Podniosła wzrok, a ich spojrzenia znów się skrzyżowały.
-Płacę za swoje danie.
-Chyba żartujesz. - fuknął, aktorsko obrażony. -To ja cię tutaj wyciągnąłem, więc finanse to moja działka.
-Ale...
-Ze mną się nie dyskutuje. - rozbawiony pogroził jej palcem. -Chyba, że chcesz, żebym się potwornie pogniewał.
W tym momencie wyciągnął banknot o sporym nominale, wsunął go do kieszonki, po czym zamknął bez słowa i jak gdyby nigdy nic odwrócił się, by podać osłupiałej towarzyszce jej płaszcz. Irmina wpatrywała się w czarne etui, starając się ochłonąć po tym, czego stała się świadkiem. Zostawił napiwek, za sumę którego spokojnie zjadłby jeszcze dwa obiady i sporych rozmiarów deser. Kim on jest, do cholery?
-Oddam ci połowę. - naciskała, kiedy przepuścił ją w drzwiach, a mroźne, styczniowe powietrze wysmagało ich twarze. Parsknął śmiechem.
-Już nie pamiętam, ile zapłaciłem.
-Dupek. - bąknęła pod nosem, szukając w torebce smartfona. Gdy chwyciła go w rękę, blondyn wzniósł oczy ku niebu, na co przygryzła dolną wargę, czując smak zwycięstwa. -Zamawiam taksówkę, coś ci nie pasuje?
-Irmina, proszę, byś przestała mnie drażnić. Moja cierpliwość dobija do górnej granicy.
-O co ci chodzi?!
-Odwiozę cię. - uściślił, wskazując zawieszony na palcu kluczyk do auta. -Chyba nie uważałaś, że zostawię cię samą.
-Mówiłeś, że marzysz o własnym łóżku.
-Przeboleję, a ono poczeka.
-Sprytnie! - prychnęła podejrzliwie. -Znakomity sposób na łatwe zebranie mojego adresu! Nie, dzięki.
-Obiecuję, że wysiądziesz dwie ulice dalej.
-Zapomnij. Uregulowałeś niewyobrażalnie wielką kwotę pieniędzy za moje jedzenie i jeszcze odstawisz mnie pod samą klatkę. Goń się.
Odwróciła się na pięcie i skierowała do wyjazdu z parkingu. Obawiała się, że Marco za sekundę szarpnie jej ramię i siłą zaprowadzi do samochodu, aczkolwiek po pokonaniu kilku następnych metrów, nie zmaterializował się obok. Ukradkiem rozejrzała się dookoła - na placu stały tylko trzy pojazdy, a on zmierzał do jednego z nich. Dał jej spokój, odetchnęła z ulgą. Nie miała jednak pojęcia, iż chłopak wyobraził to sobie zupełnie inaczej, gdyż moment później dobiegł ją cichy warkot silnika, a wóz zatrzymał się tuż obok. Kierowca opuścił szybę i ponownie mierzyli się wzrokiem.
-Termometr wskazuje minus piętnaście stopni na zewnątrz, u mnie dwadzieścia dwa na plusie. Nadal się wahasz?
-Tak.
-Więc gram mocniejszą kartą. - powiedział tajemniczo, ściskając pomiędzy dwoma palcami... Jej nieśmiertelnik. -Nie odzyskasz go, jeśli nie wsiądziesz. Masz pół minuty.
-Ty świnio! - warknęła, zakładając ręce na piersi. Roześmiał się głośno, machając płytką na wysokości kierownicy.
-Ach, słyszałem obelgi z twoich ust tyle razy, że nie wywierają już na mnie żadnego wrażenia.
-Zrobiłeś to specjalnie. - rzuciła, postawiona pod ścianą obchodząc maskę auta i zajmując ostatecznie fotel pasażera. -Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj.
-Na życzenie, o pani. - zamknął okno i przyciskając pedał gazu, włączył się do ruchu.
Pragnęła na siłę dotrzymać swojego postanowienia i nie przeprowadzać z nim żadnej rozmowy, gdyż on, zgodnie z rozkazem, milczał, aczkolwiek znacząco utrudniał jej zadanie. Wyglądając za szybę, nie widziała kompletnie nic, ponieważ były nieznacznie przyciemniane, a na dworze od dawna panował mrok. Nie poratuje się sms-em do Julii czy Marcela, bo rozświetlony ekran denerwowałby go jako kierowcę, no i z pewnością nie omieszkałby lukać w treść jej wiadomości. Zdesperowana ogarnęła więc wnętrze wozu i przeżyła kolejny szok. Skórzane, eleganckie obicia, automatyczna skrzynia biegów, wypasione, najlepszej jakości radio. Spojrzała na niego zaniepokojona, lecz skupiał się na prowadzeniu tego cudeńka. Po raz pierwszy jechała tak pięknym i zadbanym autem, zdobyła za to kolejny dowód na ogromne bogactwo siedzącego obok blondyna. Zachodziła w głowę, skąd on się urwał, ale nie miała pomysłu, jak wydobyć od niego te informacje. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, lecz nie potrafiła już dłużej czekać, bo pula jej pytań wciąż pęczniała.
-Jaki to model? - rzuciła bezceremonialnie, wskazując na tapicerkę. Obserwowała go z błyskiem w oku, a on domyślał się, dlaczego o to zapytała. Budziły się pierwsze podejrzenia.
-Aston Martin. - odparł, zachowując opanowanie. -Sprowadzony prosto z Wielkiej Brytanii.
-Luksusowo-sportowa marka. - mruknęła do siebie, jednak i tak usłyszał, przez co uśmiechnął się połowicznie. -Twój?
-Nie, wypożyczyłem. - odgryzł się, wykonując finezyjny ruch kółkiem w celu zmiany pasa. -Oczywiście, że mój. Ciężko na niego pracowałem, więc uważam, że zasłużyłem.
Uniosła brwi, nie chcąc uwydatnić swojej porażki. Faktycznie, musi pracować dzień i noc, aby zarobić na tak rozrzutne życie, jakie prowadzi. Przepuszcza fortunę na ubrania, drugą na wyżywienie w restauracjach, a największą na najwyższej klasy samochody. Okrada banki? Stacje benzynowe? Ma ojca milionera? Czy sam nim jest?
-Pozwolisz mi na niedyskretną upierdliwość? - przygryzła wargę, nie spuszczając z niego wzroku. Prychnął, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
-Nie wiem. Ostrzegałaś, żebym się zamknął.
-Przepraszam. - zawstydzona przypomniała sobie, iż ma rację, zaskakując go jednocześnie szybkim wycofaniem się. Bała się go. I dobrze, bo walcząc z jej umiejętnościami detektywistycznymi, mógłby popełnić błąd. Błąd, który pewnie nie doczekałby się wybaczenia.
Do samego końca wymieniali między sobą wyłącznie formalne zdania: Irmina nakierowywała Marco, aby bez zbędnych pomyłek trafił na jej ulicę. Tak też się stało. Dzięki ich sprawnej współpracy po niecałych dwudziestu minutach zatrzymał pojazd przed wieżowcem, po czym zgasił silnik. Znów milczeli. Tancerka chciała już opuścić kokpit tego ósmego cudu świata, gdy poczuła na ramieniu jego dłoń.
-Pracuję w dużej spółce w Dortmundzie. - przyznał, bacznie dobierając słowa. -Mnóstwo ludzi, ogromne zyski, pokaźne pensje. Stąd to wszystko.
-Okej, nie tłumacz się. - ucięła, skubiąc skórki paznokci. Struchlała ze stresu. Widział to i nie chciał, by na pożegnanie wystawiła mu opinię egoisty. Najbardziej okrężnie, jak umiał, powiedział prawdę - Borussia Dortmund jest przecież sporą korporacją, do której należą choćby zawodnicy, sztab szkoleniowy oraz fani, a na konto każdego miesiąca wpływa kilkanaście tysięcy euro. Niczego nie pominął, więc czym ją uraził?
-Nie chcę, żebyś miała mnie za palanta. - drążył, wciąż przyglądając się drobniutkiej dziewczynie, choć ona nie odważyła się odwrócić w jego stronę.
-A co, myliłabym się? - palnęła, biorąc głęboki wdech. -Lepszego wrażenia nie zrobiłeś. Oddaj mi, proszę, nieśmiertelnik i znikam.
-Nie oddam.
-Co?! - dopiero teraz połączyła ich spojrzenia, a jej źrenice rozszerzyły się nienaturalnie. -Obiecałeś! Poświęciłam ci kilka godzin, by go w końcu odzyskać!
-Wiem, ale jeśli dostaniesz go dziś, więcej się nie zobaczymy. - uśmiechnął się pogodnie, stukając palcami o kierownicę. -Następnym razem będzie twój.
-Cham i prostak. - warknęła, otwierając drzwi. -Weź go sobie, już go nie potrzebuję.
-Irmina...
-Spierdalaj! - wrzasnęła, uciekając do wejścia na klatkę schodową, nawet nie odwracając się za siebie. Marco zdał sobie sprawę, że go olała, aczkolwiek nie było mu z tym ani dobrze ani źle. Miał czyste intencje, chciał po prostu ponownie ją spotkać. I osiągnie ten cel, czy jej się to podoba czy nie.
***
Jestem zadowolona - wyszło tak, jak chciałam. Wprawdzie nie planowałam rozłożyć tego spotkania na cały rozdział, ale skoro to ich pierwsze... :)
Przepraszam za fałszywy alarm z rozdziałem w poniedziałek. Zamiast zapisać wersję roboczą, po prostu ją opublikowałam, a zawierała zaledwie jedną trzecią rozdziału... Teraz jest już w całości :)
Przepraszam za fałszywy alarm z rozdziałem w poniedziałek. Zamiast zapisać wersję roboczą, po prostu ją opublikowałam, a zawierała zaledwie jedną trzecią rozdziału... Teraz jest już w całości :)
Co myślicie o zachowaniu Irminy i Marco? Komentujcie ♡
Aaaa pierwsza!!!! O laska, wygralas tym rozdziałem, serio. Uwielbiam Twoja twórczość. Ale to już wiesz. Huhu fajna Marco ma pracę XDD bardzo dobrze że nie oddał jej niesmiertelnika. Tak to ma pretekst do następnego spotkania. Bardzo utozsamiam się z Irmina. Jestem do niej podobna, tak myślę.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Świetnie opisane całe spotkanie, chociaż uważam że Irmina zareagowała na końcu za ostro :)
OdpowiedzUsuńWeny, A :*
Genialny cudowny i mogę tak wymieniać bez przerwy *_*
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kiedy Irmina zjarzy że on to on albo może nie zjarzy i dopiero po którymś z kolei spotkaniu zacznie się domyślać Ale nadal nie będzie pewna ? Dodawaj jak najczęściej rozdziały nie mogę się już doczekać następnego czekam z niecierpliwością i pozdrawiam Aga <3
Uwierz mi czytałam masę opowiadań ale tak oryginalnego to jeszcze nigdy. Może sobie pomyśleć, że Ci słodzę i pod każdym przeczytanym rozdziałem pisze to samo:-) ale tak nie jest. (Jestem bardzo wybredna i często opuszczam opowia po jednym rozdziale). Lubię jak facet jest facetem a nie jakąś mimoza, a jak wygląda jak Reus to już wogle ideał(a umowny się takich to w realu bardzo mało:-)). Czekam z niecierpliwością i życzę weny.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńTeż jestem wybredna, też potrafię zostawić opowiadanie po pierwszym rozdziale, dlatego swoje zawsze staram się dopracować, by jak najbardziej mi się podobały. A jeśli trafią też w Wasz gust, to super ;)
Marco-wampir!! Wreszcie się doczekałam realizacji mojego jakże wspaniałego pomysłu hhahaha :'D
OdpowiedzUsuńPodpisze się pod poprzedniczkami. Ten rozdział jest najlepszym z najlepszych. Pobił rekordy świata wszystkie możliwe. CUDOWNY!
Irmina i Marco...czy oni kiedyś przestaną drzć koty?
No i jeszcze Reus pracownik korporacji...oj,jak się Irmina dowie...będzie miał facet przesrane xD
Przepraszam, że nie komentowalam ostatnio...nie wyrabiam z niczym, przechodzę jakiś "artystyczny kryzys"- brak chęci i weny...szkoła...istna masakra...oczywiście wszystkie przeczytane, żeby nie było! Rzucam lekcje i czytam, nie ma to tamto :D, niestety z komentarzami gorzej, przepraszam,poprawię się! ;)
Wspaniałe piszesz-powtarzam się i będę się powtarzać...sama tak bym chciała...
Mam nadzieje, że niedługo będzie następny! :)
Dużo weny życzę!♡
Buziaki kochana! :**
Zupełnie zapomniałam o tych Twoich wampirach... Ale przyznaj, to idealnie pasuje do karnacji Marco :p
UsuńNieskromnie przyznam, że też uważam ten rozdział za swój najlepszy... Ale mam jednocześnie nadzieję, że napiszę jeszcze przynajmniej kilka takich, które pobiją go o głowę ;)
Pozdrawiam <3
Nie śpię bo czekam na kolejny rozdział :-)
OdpowiedzUsuń♡♡♡
UsuńPostaram się jak najszybciej :)
Jeśli to Cię uratuje, to na sobotę planuję rozdział na drugim blogu, więc zapraszam :))
Rozdział świetny. Czekam na nexta :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJeju mega mega mega. :) Dawaj następny! ! :)
OdpowiedzUsuń