You've carried on so long
You couldn't stop if you tried it
You couldn't stop if you tried it
You've built your wall so high
That no one could climb it...
-Wytłumacz mi, jak na to wpadłeś. - rzucił, odwracając się do piłkarza wiążącego swoje korki. On sam stał przy swoim miejscu w samych bokserkach i nawet nie pomyślał jeszcze o tym, by założyć swój komplet w żółto-czarnych barwach, choć na ostatni, finałowy mecz wyjdzie w pierwszym składzie. -Auba! Tak, do ciebie się zwracam. Skąd wiedziałeś, że to numer telefonu?
-Widziałem to kiedyś w internecie. - mruknął, wciąż pochylony nad obuwiem. -Ktoś założył stronkę z pomysłami na nieśmiertelniki. Pisali o wykuwaniu różnych znaków w odbiciu lustrzanym, przedtem odwracając je o dziewięćdziesiąt lub sto osiemdziesiąt stopni. Oryginalne i trudne do ogarnięcia.
-Jasne, że trudne, skoro ja też się w tym nie połapałem. - wtrącił Mario, podchodząc do dwójki przyjaciół. -Marco, zrozumiałbyś to, ale ty w sieci oglądasz tylko pornografię, w poszukiwaniu nowych pozycji, prawda?
Blondyn sparaliżował go wzrokiem, co następnie spotkało także Aubameyanga, gdy wybuchnął dzikim śmiechem, zwracając na siebie uwagę pozostałych chłopaków w szatni. Kilku nie powstrzymało się przed zapytaniem o powód tego ataku, aczkolwiek nie zdradzili nic, nie chcąc sprowokować docinek pod adresem Reusa. Żarty żartami, lecz i te mają swoje granice, poza tym, samemu Marco podnosiły one ciśnienie, więc nie warto doprowadzać do wrzenia. Ciągle wierzą, że ich kumpel mimo wszystko kiedyś się zmieni.
-Nie interesuj się, czego szukam w necie. - sarknął, ubierając w końcu koszulkę z numerem '11'. -Ja za to zastanawiam się, czego w temacie nieśmiertelników szukał Auba: planujesz kupić mi podobny na urodziny?
-Chyba śnisz. - znów się roześmiał, poklepując go po ramieniu. -Jesteś niegrzeczny, nie zasługujesz.
-Aniołkiem nigdy nie będę. - cwaniacko uniósł brwi. -Nawet po śmierci. Spalę się w piekle.
-Spokojnie, nikt po tobie nie zapłacze. - rzucił Götze, ignorując drugie z rzędu, mordercze spojrzenie pomocnika. -Ale na pogrzeb wpadniemy. Włożyć ci piłkę do trumny?
-Zaraz to ja ciebie wyślę do piachu.
-Wybacz. - zakrył usta dłonią, by jego rozbawienie nie wyszło na jaw. -Przecież nie o tym rozmawiamy. Kiedy napiszesz do tej dziewczyny?
-Nie wiem. - wzruszył ramionami, tym razem biorąc do rąk spodenki. Od kilku dni to nie piłka mieszała mu w głowie, a właśnie ta szczupła blondynka, z którą wreszcie może się skontaktować. -Dziś wieczorem albo jutro rano... Muszę znaleźć odpowiednio dużo czasu, aby wkupić się w jej łaski.
-Ona oleje cię, jak tylko zobaczy, że ty to ty. - skwitował bezlitośnie Mario. -Przecież nazwała cię 'obrzydliwą świnią'.
-Dlatego trzeba zrobić dobre drugie wrażenie.Czy ty przestaniesz kiedyś rżeć?! - warknął do chichoczącego z twarzą w swoim trykocie Gabończyka, który powoli dławił się własnym śmiechem.
-Woody, szansę na dobre wrażenie masz tylko jedną. - upomniał go, spoglądając na kolegę. -Później możesz już tylko błagać o przebaczenie.
-Nie znasz się. Zobaczysz, że będzie się domagała, żebym ją...
-No, chłopaki! - usłyszeli, a zaraz potem zamknęły się drzwi. W pomieszczeniu pojawił się właśnie trener Klopp. -Za pięć minut w tunelu, za dziesięć wychodzimy na boisko. To nie mecz o stawkę, ale gramy z Bayernem o zwycięstwo w całym turnieju, więc wygrany bierze jeszcze prestiż. Dajcie z siebie wszystko, stwórzmy świetne show, pokażmy, że potrafimy rywalizować z nimi jak równy z równym. Reus... - oczy szkoleniowca utkwiły w jednej z najjaśniejszych gwiazd jego zespołu, a za nimi podążyły kolejne pary. -Rozumiem, że wystąpisz dziś jedynie w koszulce i gatkach? Mam nadzieję, że są elastyczne i odporne na pękanie, bo w przeciwnym razie wyrzucą cię z murawy.
Marco aż poczerwieniał ze złości i zażenowania, a wyjściu trenera towarzyszyły salwy śmiechu. W pośpiechu uzupełnił strój, zawiązał buty i dołączył do opuszczających szatnię zawodników.
~~~
22. stycznia 2014, środa
Dzień, jak co dzień - wraz z Julią i Marcelem wychodziła właśnie z próby ich zespołu. Zmęczeni, ale szczęśliwi, ponieważ trenowali dziś prawie dwie godziny, a Ann-Kathrin, ku zdziwieniu Irminy, trzymała się od niej z daleka. Może w końcu dotarło do niej, że nigdy nie znajdą wspólnego języka i nie powinny ze sobą zadzierać. To, że przebywają w swoim towarzystwie na zajęciach kilka razy w tygodniu, zapewne w zupełności wystarcza obu paniom.
-Wpadniecie do klubu czy odwieźć was do domu? - zapytał chłopak, gdy wsiedli do jego auta. Przyjaciółki spojrzały na siebie, podejmując błyskawiczną decyzję.
-Czemu nie? - Kastner wzruszyła ramionami. -Dziś bardzo chętnie wypiję drinka, skoro prowadzisz. Prawda, Jull?
-Pewnie! - długowłosa uśmiechnęła się promiennie do bruneta, któremu serce prawdopodobnie podskoczyło do gardła. Kochał w niej wszystko, a najbardziej to, że dzielą tą samą pasję oraz współpracują w jednej grupie. Jedyną przeszkodą, stojącą mu na drodze, był jego najlepszy kumpel - Marcel doskonale wiedział o zafascynowaniu Julii osobą Marco Reusa i odkąd dotarło do niego, że piłkarz spotka się z Irminą, dręczyły go podwójne obawy. Bo jeśli wszystko się wyda? Jeśli Irma i Woody znienawidzą się jeszcze bardziej, a ten zainteresuje się jego ukochaną? Przewidział taki scenariusz, lecz nie dopuszczał go do wiadomości. Dlatego postanowił nikomu o tym nie mówić i miał nadzieję, że Armin i Robin uszanują jego decyzję. Prawda i tak kiedyś ujrzy światło dzienne, lecz wierzył, że do tego czasu uda mu się poderwać Wessler, a Reus i Kastner zagną czasoprzestrzeń i przypadną sobie do gustu, łamiąc przy okazji wszystkie stereotypy i czarne wizje Kaula. To także całkiem realne rozwiązanie.
Kilkanaście minut później siedzieli już w Cocaine, sącząc kolorowe trunki. Dołączyli do nich Robin oraz Armin, a także imiennik Fornella - Marcel Ramsey. Dziewczyny śmiały się ciągle, że jego ekipa liczy tylu znajomych, iż zapamiętanie ich tożsamości zajmie im jeszcze kilka lat, ale liczyło się przecież to, że dobrze się ze sobą czują i potrafią o wszystkim porozmawiać. Na tym polega przyjaźń.
-Hej, wiecie, że w piątek wraca Bundesliga, prawda? - wypaliła nagle Julia, lustrując po kolei twarze zgromadzonych. -Czy ktoś z was wybiera się w sobotę na mecz Borussii?
Wszyscy mężczyźni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, a druga z tancerek tylko przewróciła oczami. Chłopcy świetnie zdawali sobie sprawę, że przy tych dwóch blondynkach Reus jest tematem tabu, choć dość często dyskutowali o futbolu, umiejętnie omijając jego postać. Nauczyli się tego, choć wcale nie było łatwo. Nie chcąc robić zbędnego szumu, musieli przestrzegać zasad.
-Marcel i ja prawdopodobnie idziemy. - rzucił Robin, trącając pod stołem stopę Forniego. -Nie możemy opuścić pierwszego spotkania w rundzie wiosennej, to nie w naszym stylu.
-Oczywiście, przyjacielu. - syknął przez zaciśnięte zęby brunet, oddając kopa prosto w kostkę olbrzyma. Jego uwadze nie umknął fakt, iż obiekt jego westchnień wpatruje się w niego z ogromną nadzieją w oczach, więc zerknął na nią z takim spokojem, na jaki tylko się zdobył. -Chcesz iść z nami?
-A wykombinujesz dla mnie wejściówkę?
-Oddam ci swoją. - wtrącił Armin, ratując kolegę z opresji. -Ktoś musi zostać w klubie, skoro oni znów zaplanowali balety.
-Rany, skąd macie tyle biletów? - dopytywała uszczęśliwiona Niemka, której uśmiech nie schodził z twarzy. Kaul uniósł zgryźliwie brew, oczekując kolejnego, inteligentnego wybrnięcia z sytuacji.
-Sprzedają w kasach. - roześmiał się, idealnie zgrywając przeciętnego kibica. -Wystarczy odpowiednio wcześnie go kupić.
-Ale te na trybunę VIP-owską trochę kosztują, no nie? - wtrącił Robin, na co tancerz niemal zabił go wzrokiem. -Co, po prostu stwierdzam fakty.
-Zapominając, że ciężko pracuję, by na nie zarobić. - warknął, szybko szukając kolejnych argumentów na swoją obronę. -Poza tym, niektórzy moi dobrzy znajomi...
-Słuchajcie. - przerwała mu Irmina, od pewnego momentu wyłączona z rozmowy, za to głęboko pogrążona w ekranie telefonu, co po raz kolejny uchroniło tyłek Fornella. -Dostałam sms-a.
-Od kogo? Pokaż. - zainteresowała się Jull, odbierając iPhone'a z rąk przyjaciółki, po czym odczytała wiadomość na głos.
"Cześć, Mała... Widzieliśmy się tylko raz, przez krótką chwilę, ale będziesz musiała znieść mnie ponownie. Tak się składa, że wpadłem w posiadanie należącego do Ciebie przedmiotu... Znajdziesz chwilę, by odebrać go osobiście?"
-Co za palant! - oburzyła się Kastner, wymachując rękoma. -Wcale nie jestem mała... Jakim prawem zwraca się do mnie w ten sposób?
-Irma, kochanie. - Wessler odwróciła się do niej przodem i położyła dłonie na jej ramionach. -Nie rozumiesz? On znalazł twój nieśmiertelnik.
-O mój Boże. - jęknął cicho Marcel, zaglądając w ekran aparatu przez ramię koleżanki. Stał się tak podekscytowany, iż z trudem to ukrył, przez co męska część jego paczki skarciła go wzrokiem i natychmiast się opanował. -Noo... To świetnie.
-Po części. - mruknęła, wykrzywiając usta w grymasie zniesmaczenia. -Bo chyba domyślam się, kim jest ten cudowny kasanowa.
~~~
26. stycznia 2014, niedziela
Stała przed otwartą szafą już od piętnastu minut, przeglądając wszystkie ubrania, które mieściła. Postanowiła, że na sto procent nie założy sukienki przed kolano, gdyż z pewnością okaże się zbyt wyzywająca, no i termometry na zewnątrz nadal wskazują ujemne temperatury. Nie chciała jednak wyglądać niechlujnie, bo nie zna chłopaka i mimo wszystko chciałaby wywrzeć na nim wrażenie. On się nie popisał, ale ona ponownie zamierza pokazać klasę.
Po krótkiej debacie z własnymi myślami zarządziła, iż ubierze skórzane spodnie rurki do botków na obcasie, a całości dopełni luźna koszulka z dekoltem i sportowa marynarka, na którą narzuci, rzecz jasna, zimową kurtkę. Przypuszczała, że pożałuje tego wycięcia w bluzeczce, aczkolwiek nie będzie udawała grzecznej, ułożonej panienki, skoro ma do czynienia z niewychowanym egoistą. Umiała łączyć elegancję z bezczelnością i zazwyczaj wychodziło jej to całkiem nieźle. Teraz trafia się idealna szansa, by znowu to sobie udowodnić.
Wyciągnęła z szafy pełen komplet, powiesiła go na wieszaku, po czym powędrowała do łazienki ułożyć włosy i wykonać makijaż. W tym samym czasie on obudził się w swoim mieszkaniu, w ukochanym łóżku, leniwie spoglądając na zegarek. Dopiero rano udało mu się zasnąć po wczorajszym meczu z Augsburgiem, przez który zresztą stracił dobry humor, ponieważ nie utrzymali prowadzenia i jedynie zremisowali z dużo słabszym rywalem. On sam po tej batalii wytykał sobie liczne, indywidualne błędy, choć później usłyszał od dziennikarzy, że i tak został najjaśniejszym punktem BVB. Cieszył się, ale nie popadał w euforię, gdyż od kilku miesięcy nie traktuje tego typu gadek poważnie. Na każdym kroku napotyka plotki związane z jego przenosinami do Anglii, Hiszpanii, Francji, a tak naprawdę w ogóle ich nie rozważał. W Dortmundzie miał swój dom, rodzinę, przyjaciół i to tutaj chciał zostać przez najbliższe lata.
Wstał wreszcie, popychany potrzebą czasu i zorientował się, że nie wypada jechać na spotkanie w dresie, w dodatku klubowym. Nie chce zdradzać jej swojej tożsamości, jeśli go nie kojarzy, to jej strata, a jemu to na rękę. Będzie mógł przekonać się, co rzeczywiście sądzą o nim kobiety. Zanim jednak na poważnie podniósł się z posłania, wysłał do dziewczyny wiadomość.
"Pamiętasz, że to dziś? Nie mogę się doczekać."
Od środy nie dała znaku życia, a on polubił przedrzeźnianie jej. Od samego początku wyzywała go na pojedynki wzajemnego ripostowania wypowiedzi, co faktycznie stanowiło dla niego swego rodzaju sprawdzian, który próbował zdać. Też umiał kozaczyć, niektórzy powtarzali, że gdy ma ochotę, robi to po mistrzowsku, więc nigdy się nie poddawał, a już na pewno nie w starciu z tak kontrowersyjną i oryginalną panną. Bo nie miał wątpliwości, że właśnie z takową się umówił.
Dopieszczał swoją fryzurę żelem, kiedy otrzymał odpowiedź. Zamarł na parę sekund, z ręką zamoczoną w śliskiej mazi, a następnie palcami wolnej dłoni odblokował smartfon i roześmiał się głośno.
"Nie pieprz tyle, tylko się pospiesz, nie będę na Ciebie czekać. Pozdrawiam ozięble."
Coraz bardziej mu imponowała. Tak bardzo, że jej charakter, a raczej tajemniczość przeradzała się w swego rodzaju obsesję. Spryskał się zatem ulubionym perfum, przebrał w cywilne ciuchy, pozbierał potrzebne rzeczy, w tym tą najistotniejszą i wyszedł z mieszkania, kierując się wprost do windy. Zjechał do podziemnego garażu, gdzie czekał jego Aston Martin i zasiadł za kierownicą ze świadomością, iż od spotkania z właścicielką nieśmiertelnika dzieli go zaledwie około kwadrans.
Gdy podjechał pod Vapiano, które wyznaczyli na umówione miejsce, dziewczyny jeszcze nie było. Uśmiechnął się tryumfalnie i po opuszczeniu wnętrza wozu, skierował się ku wejściu do restauracji. Zdążył zamówić sok jabłkowy i zająć ulubiony stolik w kącie, kiedy na parkingu zatrzymała się taksówka, z której wysiadła. Poznał ją, takich ludzi się nie zapomina. Lustrując ją od góry do dołu doszedł do wniosku, że jest jedną z najseksowniejszych kobiet, jakie do tej pory widział. Nie oceniał jej po grubej, zimowej kurtce, a po silnych, ale zgrabnych nogach w obcisłych spodniach. I już wiedział, że w swojej sypialni przyjąłby ją z otwartymi ramionami.
Rozejrzała się, przekraczając próg, lecz nie dał jej znać o swojej obecności. Szukała go wzrokiem, co nie zajęło jej szalenie dużo czasu, ponieważ wciąż intensywnie się w nią wpatrywał i gdy to zauważyła, zmarszczyła czoło. Przeczucie ją nie zawiodło - do ostatniej chwili łudziła się jeszcze, iż w środku czeka ten powalająco przystojny, napakowany brunet, ale rozum podpowiadał jej, że nie tędy droga. Byłaby wręcz zaskoczona jego widokiem, jednak z drugiej strony cieszyła się na drugą bitwę słowną z farbowanym podrywaczem. Teraz zyskała już pewność, że jego blond wyszedł spod ręki profesjonalnego fryzjera.
Odetchnęła głęboko i niespiesznym, subtelnym krokiem ruszyła w jego stronę. Chłopak w międzyczasie wstał i wygładził koszulkę, a ona dostrzegła, że obecnie jego ciało okrywa kilkaset lub nawet kilka tysięcy euro. Nosił okropnie drogie ubrania, które niejednokrotnie widywała w witrynach salonów znanych projektantów. Dało jej to do myślenia, ponieważ delikatnie zaczęła obawiać się tego, z kim chce wejść w relację. Może okaże się alfonsem porywającym kobiety do nielegalnej pracy zagranicą? To tłumaczyłoby jego kretyńskie zachowanie pamiętnego wieczora pod Cocaine. Chryste, nie pozwól tej młodej niewieście na nic głupiego. Spokój i opanowanie.
-No, proszę. - odezwał się jako pierwszy, cwaniacko unosząc brwi. -To jednak nie ja jestem tym spóźnionym.
-Przepraszam. - odpowiedziała lekko zmieszana. Nagle zatraciła gdzieś swą błyskotliwość. -Nie przypuszczałam, że w mieście są tak duże korki. Gdybym nie wezwała taksówki, pewnie trwałoby to jeszcze dłużej.
-W porządku, nie gniewam się. - zapewnił pogodnie, wyciągając przed siebie dłoń. -Dobrze, że ostatecznie dotarłaś. Jestem Marco.
-Irmina. - gdy splotła ich palce, blondyn finezyjnie musnął ustami jej skórę powyżej knykci, co totalnie zwaliło ją z nóg. Nie spodziewała się, że dysponuje tak wysokim poziomem kultury osobistej. Ciałem zielonookiej wstrząsnęły przyjemne dreszcze, lecz postarała się, by nowy znajomy tego nie poczuł. -Dodałabym, że miło cię poznać, ale po naszym ostatnim starciu to chyba niezbyt trafne określenie.
-Obawiam się, że na moje nieszczęście masz rację. - przyznał, zsuwając płaszczyk z jej ramion, by następnie powiesić go na wieszaku, po czym oboje zasiedli przy stoliku naprzeciwko siebie. -Co gorsza, moi przyjaciele śmieją się, że straciłem już szansę na dobre wrażenie, ale podobno do trzech razy sztuka.
-Być może. - potwierdziła, przygryzając wargę. Onieśmielał ją, na to się nie przygotowała. Liczyła, że zmiażdży go inteligencją, tymczasem on gra jej kartami. Twardy orzech do zgryzienia, który budził jej podziw. Przynajmniej na razie.
-Napijesz się czegoś? - spytał, podając jej menu. -A może zjesz?
-Emm... W zasadzie tak, chętnie. Przyznaję, że trochę się stresowałam, przez co nie przełknęłam nawet kęsa z obiadu. - zerknęła na niego, ale tylko się uśmiechnął i gestem ręki zachęcił ją do wybrania jednego z dań. Sam zamierzał poprosić kelnerkę o uwielbiany makaron - w sumie to dla niego najczęściej odwiedzał Vapiano. Dziś jednak nie pojawił się tutaj ani dla posiłku ani dla soku jabłkowego. Dziś, zupełnie anonimowo, wymieniał uprzejmości z uroczą blondynką, przeglądającą właśnie kartę z jedzeniem.
Gdy pani z obsługi podała piłkarzowi wcześniej wspomniany napój, domówili upatrzone potrawy, a ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. Wiedzieli, że cisza jest uciążliwa, lecz nie przejmowali się tym. On rozumiał, że ona nie pała do niego wyjątkową sympatią, ona natomiast wciąż żyła w przekonaniu, że on przywdziewa maskę nienagannego mężczyzny. Pozory mylą. Wyprowadzały w pole ich obojga.
-Irmina. - powtórzył powoli. -Ładne imię. I bardzo rzadkie, prawda? Bynajmniej nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek poznał dziewczynę o takim.
-Zgadza się. Moi rodzice chcieli być oryginalni i udało się im. Nie narzekam, jestem dumna, że wyróżniam się z tłumu chociaż imieniem.
-Więc 'I.K' na nieśmiertelniku to imię i nazwisko?
-Dokładnie. Irmina Kastner, jeśli już tak wciągnęły cię moje personalia.
Zmarszczył brwi, cofając się kilka zdań wstecz. Rzeczywiście, godność nie byle jaka, ale czy aby na pewno słyszy ją po raz pierwszy? Uśmiechnął się półgębkiem, nie spuszczając wzroku z towarzyszki. Próbował połączyć wątki i pojąć, czy to, co odkrył, w ogóle jest możliwe. Czy ma prawo bytu. Bo jeśli tak, to czuł się zdobywcą świata.
-Dlaczego ciągle mi się przyglądasz? - zapytała z niepokojem w głosie. Naprawdę nie miała pojęcia, o co mu chodzi.
-Jesteś jedynaczką? - rzucił, ignorując jej dociekliwość. Prześwidrowała go niepewnie, rozszerzonymi źrenicami.
-Tak. Czy to ma jakieś znaczenie?
-Czym zajmujesz się na co dzień?
-Marco, radziłeś sobie świetnie, ale teraz wszystko psujesz. - odparowała ostrożnie, opierając łokcie na blacie. -Po co ci te informacje? Chcesz napisać moją biografię czy zebrać wystarczająco dużo danych, by mnie wykorzystać i zgwałcić?
-Wybacz, jeśli odebrałaś to w ten sposób. - wyszczerzył się przepraszająco, gdy dotarło do niego, że ją przestraszył. -Po prostu... Męczyłem się z twoim nieśmiertelnikiem tak długo, że teraz chciałbym wiedzieć coś więcej. Jest intrygujący.
-To robota dla elokwentnych i sprytnych ludzi. - przymknęła powieki, obserwując jego reakcję. Zdziwiony otworzył usta, aczkolwiek zdołał się opanować.
-Nie ukrywam, pomagali mi kumple. - przyznał, unosząc ręce w poddańczym geście. -Bardzo mi zależało, żeby cię znaleźć, bo sam noszę takie identyfikatory i darzę je ogromnym sentymentem, więc zdawałem sobie sprawę, ile dla ciebie znaczą.
Na dowód swoich słów ściągnął zawieszoną na szyi blaszkę i podał ją zaskoczonej Irminie. Zawierała kilka życiowych zdań, wypowiedzianych parę lat temu przez jego mamę, które bardzo utkwiły mu w pamięci i aktualnie stanowiły jedno z jego mott życiowych. Widział, z jaką pasją obraca ją w palcach i wierzył, że błyskawicznie odzyska jej zaufanie. Musiał je zdobyć, aby działać według planu. Aby mieć pewność, że weźmie rewanż na właściwej osobie i utrze nosa najlepszemu przyjacielowi.
-Dużo ich posiadasz?
-Całkiem sporo. Nie prowadzę księgowości, nie określę dokładnej liczby, ale przy okazji pokażę ci kolejne.
Uśmiechnęła się. Miała przepiękny uśmiech: prosty, szczery i subtelny jednocześnie. I była jego wrogiem numer jeden.
-Jestem tancerką. - oświadczyła w końcu, chłonąc jego przenikliwe spojrzenie. -Od trzech lat tańczę w zespole z paczką bliskich znajomych, a ogólnie od dziecka. Kocham to i nie wyobrażam sobie, że kiedyś będę musiała przestać. A teraz cię przeproszę, ale potrzebuję skorzystać z toalety. Obiecuję, że nie ucieknę.
Puściła do niego oczko, po czym oddaliła się bez pośpiechu. Marco natomiast, gdy Niemka zniknęła mu z pola widzenia, wyjął z kieszeni telefon i wystukał na klawiaturze treść sms-a do Marcela.
Gdy podjechał pod Vapiano, które wyznaczyli na umówione miejsce, dziewczyny jeszcze nie było. Uśmiechnął się tryumfalnie i po opuszczeniu wnętrza wozu, skierował się ku wejściu do restauracji. Zdążył zamówić sok jabłkowy i zająć ulubiony stolik w kącie, kiedy na parkingu zatrzymała się taksówka, z której wysiadła. Poznał ją, takich ludzi się nie zapomina. Lustrując ją od góry do dołu doszedł do wniosku, że jest jedną z najseksowniejszych kobiet, jakie do tej pory widział. Nie oceniał jej po grubej, zimowej kurtce, a po silnych, ale zgrabnych nogach w obcisłych spodniach. I już wiedział, że w swojej sypialni przyjąłby ją z otwartymi ramionami.
Rozejrzała się, przekraczając próg, lecz nie dał jej znać o swojej obecności. Szukała go wzrokiem, co nie zajęło jej szalenie dużo czasu, ponieważ wciąż intensywnie się w nią wpatrywał i gdy to zauważyła, zmarszczyła czoło. Przeczucie ją nie zawiodło - do ostatniej chwili łudziła się jeszcze, iż w środku czeka ten powalająco przystojny, napakowany brunet, ale rozum podpowiadał jej, że nie tędy droga. Byłaby wręcz zaskoczona jego widokiem, jednak z drugiej strony cieszyła się na drugą bitwę słowną z farbowanym podrywaczem. Teraz zyskała już pewność, że jego blond wyszedł spod ręki profesjonalnego fryzjera.
Odetchnęła głęboko i niespiesznym, subtelnym krokiem ruszyła w jego stronę. Chłopak w międzyczasie wstał i wygładził koszulkę, a ona dostrzegła, że obecnie jego ciało okrywa kilkaset lub nawet kilka tysięcy euro. Nosił okropnie drogie ubrania, które niejednokrotnie widywała w witrynach salonów znanych projektantów. Dało jej to do myślenia, ponieważ delikatnie zaczęła obawiać się tego, z kim chce wejść w relację. Może okaże się alfonsem porywającym kobiety do nielegalnej pracy zagranicą? To tłumaczyłoby jego kretyńskie zachowanie pamiętnego wieczora pod Cocaine. Chryste, nie pozwól tej młodej niewieście na nic głupiego. Spokój i opanowanie.
-No, proszę. - odezwał się jako pierwszy, cwaniacko unosząc brwi. -To jednak nie ja jestem tym spóźnionym.
-Przepraszam. - odpowiedziała lekko zmieszana. Nagle zatraciła gdzieś swą błyskotliwość. -Nie przypuszczałam, że w mieście są tak duże korki. Gdybym nie wezwała taksówki, pewnie trwałoby to jeszcze dłużej.
-W porządku, nie gniewam się. - zapewnił pogodnie, wyciągając przed siebie dłoń. -Dobrze, że ostatecznie dotarłaś. Jestem Marco.
-Irmina. - gdy splotła ich palce, blondyn finezyjnie musnął ustami jej skórę powyżej knykci, co totalnie zwaliło ją z nóg. Nie spodziewała się, że dysponuje tak wysokim poziomem kultury osobistej. Ciałem zielonookiej wstrząsnęły przyjemne dreszcze, lecz postarała się, by nowy znajomy tego nie poczuł. -Dodałabym, że miło cię poznać, ale po naszym ostatnim starciu to chyba niezbyt trafne określenie.
-Obawiam się, że na moje nieszczęście masz rację. - przyznał, zsuwając płaszczyk z jej ramion, by następnie powiesić go na wieszaku, po czym oboje zasiedli przy stoliku naprzeciwko siebie. -Co gorsza, moi przyjaciele śmieją się, że straciłem już szansę na dobre wrażenie, ale podobno do trzech razy sztuka.
-Być może. - potwierdziła, przygryzając wargę. Onieśmielał ją, na to się nie przygotowała. Liczyła, że zmiażdży go inteligencją, tymczasem on gra jej kartami. Twardy orzech do zgryzienia, który budził jej podziw. Przynajmniej na razie.
-Napijesz się czegoś? - spytał, podając jej menu. -A może zjesz?
-Emm... W zasadzie tak, chętnie. Przyznaję, że trochę się stresowałam, przez co nie przełknęłam nawet kęsa z obiadu. - zerknęła na niego, ale tylko się uśmiechnął i gestem ręki zachęcił ją do wybrania jednego z dań. Sam zamierzał poprosić kelnerkę o uwielbiany makaron - w sumie to dla niego najczęściej odwiedzał Vapiano. Dziś jednak nie pojawił się tutaj ani dla posiłku ani dla soku jabłkowego. Dziś, zupełnie anonimowo, wymieniał uprzejmości z uroczą blondynką, przeglądającą właśnie kartę z jedzeniem.
Gdy pani z obsługi podała piłkarzowi wcześniej wspomniany napój, domówili upatrzone potrawy, a ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały. Wiedzieli, że cisza jest uciążliwa, lecz nie przejmowali się tym. On rozumiał, że ona nie pała do niego wyjątkową sympatią, ona natomiast wciąż żyła w przekonaniu, że on przywdziewa maskę nienagannego mężczyzny. Pozory mylą. Wyprowadzały w pole ich obojga.
-Irmina. - powtórzył powoli. -Ładne imię. I bardzo rzadkie, prawda? Bynajmniej nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek poznał dziewczynę o takim.
-Zgadza się. Moi rodzice chcieli być oryginalni i udało się im. Nie narzekam, jestem dumna, że wyróżniam się z tłumu chociaż imieniem.
-Więc 'I.K' na nieśmiertelniku to imię i nazwisko?
-Dokładnie. Irmina Kastner, jeśli już tak wciągnęły cię moje personalia.
Zmarszczył brwi, cofając się kilka zdań wstecz. Rzeczywiście, godność nie byle jaka, ale czy aby na pewno słyszy ją po raz pierwszy? Uśmiechnął się półgębkiem, nie spuszczając wzroku z towarzyszki. Próbował połączyć wątki i pojąć, czy to, co odkrył, w ogóle jest możliwe. Czy ma prawo bytu. Bo jeśli tak, to czuł się zdobywcą świata.
-Dlaczego ciągle mi się przyglądasz? - zapytała z niepokojem w głosie. Naprawdę nie miała pojęcia, o co mu chodzi.
-Jesteś jedynaczką? - rzucił, ignorując jej dociekliwość. Prześwidrowała go niepewnie, rozszerzonymi źrenicami.
-Tak. Czy to ma jakieś znaczenie?
-Czym zajmujesz się na co dzień?
-Marco, radziłeś sobie świetnie, ale teraz wszystko psujesz. - odparowała ostrożnie, opierając łokcie na blacie. -Po co ci te informacje? Chcesz napisać moją biografię czy zebrać wystarczająco dużo danych, by mnie wykorzystać i zgwałcić?
-Wybacz, jeśli odebrałaś to w ten sposób. - wyszczerzył się przepraszająco, gdy dotarło do niego, że ją przestraszył. -Po prostu... Męczyłem się z twoim nieśmiertelnikiem tak długo, że teraz chciałbym wiedzieć coś więcej. Jest intrygujący.
-To robota dla elokwentnych i sprytnych ludzi. - przymknęła powieki, obserwując jego reakcję. Zdziwiony otworzył usta, aczkolwiek zdołał się opanować.
-Nie ukrywam, pomagali mi kumple. - przyznał, unosząc ręce w poddańczym geście. -Bardzo mi zależało, żeby cię znaleźć, bo sam noszę takie identyfikatory i darzę je ogromnym sentymentem, więc zdawałem sobie sprawę, ile dla ciebie znaczą.
Na dowód swoich słów ściągnął zawieszoną na szyi blaszkę i podał ją zaskoczonej Irminie. Zawierała kilka życiowych zdań, wypowiedzianych parę lat temu przez jego mamę, które bardzo utkwiły mu w pamięci i aktualnie stanowiły jedno z jego mott życiowych. Widział, z jaką pasją obraca ją w palcach i wierzył, że błyskawicznie odzyska jej zaufanie. Musiał je zdobyć, aby działać według planu. Aby mieć pewność, że weźmie rewanż na właściwej osobie i utrze nosa najlepszemu przyjacielowi.
-Dużo ich posiadasz?
-Całkiem sporo. Nie prowadzę księgowości, nie określę dokładnej liczby, ale przy okazji pokażę ci kolejne.
Uśmiechnęła się. Miała przepiękny uśmiech: prosty, szczery i subtelny jednocześnie. I była jego wrogiem numer jeden.
-Jestem tancerką. - oświadczyła w końcu, chłonąc jego przenikliwe spojrzenie. -Od trzech lat tańczę w zespole z paczką bliskich znajomych, a ogólnie od dziecka. Kocham to i nie wyobrażam sobie, że kiedyś będę musiała przestać. A teraz cię przeproszę, ale potrzebuję skorzystać z toalety. Obiecuję, że nie ucieknę.
Puściła do niego oczko, po czym oddaliła się bez pośpiechu. Marco natomiast, gdy Niemka zniknęła mu z pola widzenia, wyjął z kieszeni telefon i wystukał na klawiaturze treść sms-a do Marcela.
"Pilnuj od dziś swojej Irminy. Niezła z niej dupa, ale kiedy ją dopadnę, będzie za późno na ratunek."
Zadanie niełatwe. Przecież nic nie jest łatwe.
...But I'm gonna try
***
Powyżej dowód mojego niezdecydowania i nieprzewidywalności moich pomysłów: od początku Marco miał rozpoznać Irminę w tym samym czasie, w którym ona rozpoznałaby jego, jednak pisząc ten rozdział, doszłam do wniosku, że będzie ciekawiej, jeśli on skojarzy ją już teraz. I oto jest ;)
Nie wiem, czy właśnie takiego spotkania oczekiwałyście, nie wiem, czy spełnia Wasze wymagania. Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko tyle, że w przyszłym rozdziale je dokończę.
Dziękuję za tą jedenastkę (a w zasadzie dziesiątkę) pod poprzednią częścią. Jesteście niezastąpione♡
Ciekawi mnie reakcja Irminy kiedy rozpozna z kim ma do czynienia, rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następne <3 A.
Ale on jest dupkiem. No po prostu nie wierzę. Biedna Irmina aż mi jej szkoda. Jezu czy on nie ma żadnych zahamowań w sobie? Specjalnie zrobi na złość Marcelowi. Ale mam nadzieje, że to on pierwszy się zakocha. O ile się zakocha :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Monia 😘
Jeju z jednej strony jest słodki, ale po tym SMS do Marcela to się wkurzyłam na niego. Oby się szybko ogarnął. Rozdział super. Czekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńojejo :D Marco debilu xd i tak wiem, że się zakocha hehe xd ;) Kiedyś na pewno ale jak na razie to mu tylko jedno w głowie hehe. Jest ekstra ;) zapraszam na nowy http://zujungfurliebe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńOch Marco. Pomimo że taki ,,bezczelny'' to taki kochany.:-)
OdpowiedzUsuńOhh super opowiadani. Rozdział fajny ah ten Reus. :) Czekam na kolejny. Pozdrawiam ��
OdpowiedzUsuńOoo wkońcu się spotkali. Marco trochę chamski te teksty do Marcela trochę mnie wkurzyły. Juz myślałam że będzie normalny. Rozdział fajny, czekam na kolejny. Pozdrawiam ;) K.
OdpowiedzUsuńOMG mega opowiadanie.. twoja wyobraźnia powala. Tak się wciągnęłam z nie mogę się doczekac następnego. :) Dawaj szybko następny bo umrę z ciekawości :D
OdpowiedzUsuńNareszcie się spotkali. Oby Irmina jak najszybciej domyśliła się, że Marco to ten facet od telefonu, bo Reus już szykuje zemstę...
OdpowiedzUsuńNo i ten bezczelny SMS do Marcela. Co on sobie myśli? Z jednej strony dupek a z drugiej dżentelmen, który całuje kobietę w rękę.
Buziaki,
Mańka :)