wtorek, 20 października 2015

Dziesięć: Przemyślenia

31. stycznia 2014, piątek
   Gdy otworzył oczy, jeszcze spała. Uśmiechała się delikatnie, oddychając spokojnie, a on z zainteresowaniem obserwował ruchy jej klatki piersiowej. Dlaczego? Dlatego, że była naga. W nocy pościel zsunęła się na wysokość bioder dziewczyny, dzięki czemu mógł podziwiać jej idealne kształty bez obaw. Trafił najlepiej, jak tylko mógł: przeżył świetną noc z przepiękną kobietą i zgodnie z tym, co przypuszczał, czuł się tego ranka wspaniale. Żałował nawet, że nie poprosił ją o nic więcej, poza jednorazową przygodą, lecz celem było utarcie nosa Irminie, a w zasadzie pocieszenie się po porażce w bitwie słownej. Cel osiągnięty, misja zakończona.
   -Wiem, że na mnie patrzysz. - usłyszał nagle i uśmiechnął się mimowolnie. W tym samym czasie jego zdobycz obdarzyła go ponętnym spojrzeniem, przygryzając do tego wargę.
   -A co, już nie mogę? - uniósł brwi, wyciągając rękę w kierunku jej uda. -Czas mi minął?
   -Tego nie powiedziałam. - przysunęła usta do ucha Reusa, muskając je subtelnie. -Jedna noc to jedna noc, a wybiła już siódma. Taką zawarliśmy umowę, pamiętasz?
   -Przecież nie musimy wypełniać każdego punktu ze szczegółami...
   -Wspominałeś, że nie masz więcej czasu. Trening, prawda?
   -Nie trafiłaś. Wyjazd na mecz. Selekcjoner nie urządza nam sesji tak wcześnie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że lubimy długo... Zaraz. - podparł się na łokciu, zerkając na nią zdziwiony, ale i nieco przestraszony. -Skąd wiesz? Nic ci nie mówiłem...
   -Zostawiasz po sobie bardzo dużo śladów. - roześmiała się pod wpływem jego niedowierzającej miny. -W aucie zapach samochodowy z logo BVB, na ścianach koszulki meczowe, a na półce pod telewizorem indywidualne trofea. Dałam się poderwać i uwieść Marco Reusowi, kto by pomyślał!
   Znieruchomiał i zaniemówił. Po raz pierwszy znalazł się w sytuacji, w której został rozpoznany przez kochankę. Nigdy wcześniej tego nie doświadczył, więc nie miał pojęcia, jak powinien teraz postąpić. Samantha przyłapała go praktycznie na gorącym uczynku, zatem jego kariera oraz wizerunek medialny zależały obecnie wyłącznie od niej. Miał tą świadomość. I ona zaczynała go przerażać.
   -Dlaczego się nie przyznałaś? - spytał, siadając na łóżku. Dziewczyna zareagowała podobnie, nie chcąc tracić kontaktu wzrokowego.
   -Na początku cię kojarzyłam, ale nie przypominałam sobie, skąd. Dopiero, kiedy przyszliśmy tutaj i zobaczyłam to wszystko... Ale było już za późno. Poza tym, podejrzewałam, że wycofałbyś się automatycznie. A nie chciałam, byś się wycofał. - dodała, przesuwając opuszkami palców wzdłuż odkrytego ramienia piłkarza, na co zadrżał, niezależnie od własnej woli.
   -Masz rację. - mruknął kąśliwie. -Tak właśnie bym zrobił.
   -Gniewasz się? - opierając brodę na jego obojczyku, wpatrywała się w niego maślanymi oczyma. -Przecież czerpałeś z tego przyjemność tak samo, jak ja.
   -Zgadza się, co nie zmienia faktu, że mnie oszukałaś.
   -Nie narobię ci problemów, jeśli o to się martwisz. Oboje zagrywaliśmy nieczysto, więc musimy kryć siebie nawzajem.
   -Podoba mi się twój tok myślenia. - szepnął uwodzicielsko, odwracając głowę w jej stronę. -W zasadzie... Gdybyś przypadkiem zamierzała mnie przeprosić, może znalazłbym czas, żeby się mocno pogniewać.
   -Miałabym o czym opowiadać koleżankom. - rzuciła, na co sparaliżował ją jednym, surowym spojrzeniem. Roześmiała się, ucałowując zagłębienie jego szyi. -Oj, daj już spokój. Żadna z nich nie ma pojęcia, co wyprawiam nocami. Więc jak? Jesteś zły?
   Wpatrywał się w nią, szukając jakiejkolwiek ściemy, prowokacji, lecz dostrzegł jedynie zachętę do wykonania pierwszego kroku oraz pożądanie, identyczne do tego, z którym spotkał się wczoraj. Zacisnął usta w badawczym uśmiechu. Cóż, posiadała demoniczną siłę przekonywania, której nie potrafił się oprzeć. A może nawet nie próbował?
   -Jestem. - oświadczył władczo, odwracając się do niej plecami. -Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo.
   To jej wystarczyło. Objęła rękoma jego tors, pociągając w głąb łóżka, by po chwili usiąść na jego udach i złączyć ich wargi w żarliwym pocałunku.

~~~

   Spóźnił się. Wiedział od samego początku, iż tak właśnie się stanie, lecz nie potrafił odmówić tej dziewczynie. Zdziwił się okropnie, gdyż zazwyczaj po wspólnej nocy zapominał o każdej swojej kochance, ale z tą było mu na tyle dobrze, że chętnie nie raz powtórzyłby tego typu spotkanie, właśnie z nią. Ma jednak zasady i nie zamierza ich łamać nawet dla Samanthy: jeden wieczór, jedna kobieta i bezpowrotne pożegnanie rankiem, nie wziął także numeru telefonu. A może jedynie wydawało mu się, że była najlepsza? Może tak bardzo cieszył się odreagowaniem kłótni z Irminą, że euforia jeszcze go nie opuściła?
   -Marco, znów się na tobie zawiodłem. - oświadczył Klopp, gdy piłkarz stanął obok niego przy autokarze, by włożyć swoją walizkę do schowka bagażowego. Mężczyzna obserwował go z zaciśniętymi ustami, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
   -Wiem, przepraszam.
   -To wszystko? - prychnął podburzony. -Obiecałeś mi, że skończysz z tym i przestawisz sobie zegarek, żeby zawsze przyjeżdżać na czas. Przez długi czas ci wychodziło, więc co się nagle stało?
   -To jednorazowa sytuacja. - mruknął skruszony, poprawiając torbę podręczną, przewieszoną przez ramię. -Miałem słabszy dzień, ale doszedłem do siebie. Więcej tego nie powtórzę.
   -Do trzech razy sztuka. - Jürgen uniósł brwi, wsuwając dłonie do kieszeni. -Nie składaj deklaracji, których nie wypełnisz.
   -Trenerze, no...
   -Marco, ja nie chcę ci dogryzać, a pomóc. - powiedział, nie spuszczając wzroku ze swojego podopiecznego. -Zawsze możesz do mnie przyjść, pogadać... Widzisz, trochę się znam na babach. I naprawdę niełatwo je zrozumieć, uwierz mi.
   -Skąd pan wie, że chodzi o dziewczynę? - spytał zaintrygowany, także zerkając na selekcjonera, który poklepał go po plecach. -Nawet o żadnej nie wspomniałem.
   -A jakie inne problemy może mieć jeden z najlepszych piłkarzy w tym kraju, co? - roześmiał się ciepło. -Nie oszukasz mnie. Proszę cię jedynie o ostrożność, bo nie chcemy w środku sezonu wyciągać cię z depresji. Jesteś nam potrzebny i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, a teraz właź do środka, bo przez ciebie straciliśmy już kilka cennych minut! - rzucił rozbawiony, po czym wepchnął Reusa po schodach na górę i sam podążył za nim. Woody świetnie rozumiał, że dostanie mu się za wczorajszy występek od Pierre-Emericka oraz Mario, dlatego, wykorzystując ich nieuwagę, zajął miejsce na drugim końcu autobusu, obok Kevina. Nie zdążyli nawet wymienić ze sobą powitalnego zdania, bo w pojeździe rozbrzmiał głos Kloppa.
   -Okej, panowie, jesteśmy w komplecie, ruszamy po trzy punkty do Brunszwiku. Oczywiście, mógłbym wam prawić o konieczności zwycięstwa w tym meczu do samego lotniska, ale odłożę to na poobiednią odprawę. Zatem miłej podróży i mam nadzieję, że nie zdążycie zasnąć!
   Gdy tylko usiadł w swoim fotelu, zetknął się ze wściekłymi spojrzeniami Gabończyka i Niemca. Dopiero teraz poczuł pierwsze wyrzuty sumienia. Wystawił przyjaciół dla laski, której w ogóle nie znał i nie tłumaczył już sobie tego przypływem emocji czy chwilą słabości. Nigdy wcześniej nie postępował w ten sposób, zawsze organizował się tak, by wydzielić czas dla kolegów oraz czas na seks. Wczoraj nie podołał i poza tym, iż było mu z tym faktem szalenie głupio, doszedł również do wniosku, że Irmina wprowadziła w jego życie swego rodzaju zamęt. Doprowadziła do powrotu jego dawnych nawyków i odstawienia najbliższych znajomych na dalszy plan, by zaspokoić swoje potrzeby. A przecież w jego rankingu figurowała jedynie jako przebiegła zdzira, którą zamierza wykorzystać.
   Chłopaki dość długo męczyli Marco na odległość, co oczywiście nie umknęło uwadze Großkreutza. Wypytywał towarzysza o powody ich zachowania, ale blondyn zręcznie unikał odpowiedzi, nie chcąc ujawniać swoich sekretów. Ufał mu, lecz sądził, że cała drużyna nie musi wiedzieć, do czego doszło. To wręcz niedopuszczalne. Klopp nie toleruje żadnych wybryków, a coś takiego na niecałą dobę przed meczem w jego oczach przekracza wszelkie granice. Mógłby stracić swoją pozycję na boisku, a tego by nie przeżył. Kocha grę w piłkę najbardziej na świecie i nie wyobraża sobie przymusowej rezygnacji ze swojego zawodu, dlatego uważa i nie zwierza się każdemu, kto tylko o to poprosi. Czy wszyscy nastolatkowie automatycznie sprzątają pokój na żądanie mamy? Czy każde dziecko dzieli się tabliczką czekolady z całą klasą, bo wszyscy akurat mają na nią ochotę?
   Wysiadając z klubowego autokaru pod budynkiem lotniska, od razu pomknął do schowka po swoją walizkę i skierował się do wejścia. Jeszcze nie przygotował się na wojnę z chłopakami i próbował to zrobić, składając autografy na śnieżnobiałych kartkach, podstawianych mu przez fanów. Za każdym razem to samo: oblegające go tłumy ludzi, wprawiających go w przytłoczenie, wrzeszczące nad jego uchem i błagające o jakikolwiek dotyk. Wśród nich mali chłopcy, których naprawdę doceniał, bo widzieli w nim piłkarza mogącego stanowić wzór dla młodszych pokoleń, a nie ideał seksapilu oraz bożyszcze kobiet. Tego gatunku wystrzegał się jak ognia, gdyż sam przeprowadzał jego selekcję, wybierając wyłącznie wyjątkowe jednostki. O resztę nie dbał, ale szanował. W końcu dziewczyna to dziewczyna i należy jej się respekt od faceta.
   Na polu bitwy ostatecznie i nieodwołalnie stanął w samolocie, kiedy to Auba i Götze złapali go za oba ramiona i zmusili do zajęcia środkowego miejsca w rzędzie. Z perfidnym uśmieszkiem wpatrywał się w obicie znajdującego się przed nim fotela, jakby nie traktował ich wyzwania poważnie, lecz on zwyczajnie nie miał pojęcia, co chcą od niego usłyszeć. Wiedział, że są potwornie źli, ale obecnie już nic nie zmieni. Stało się, poniosło go. Żałował, ale tylko trochę. W rzeczywistości cieszył się, że na noc zaklepał sympatyczne towarzystwo, nie stawiające specjalnych oporów. Jeśli trener nic nie wie, oni nie mają prawa mu tego zabronić.
   -Może wreszcie jakieś słowo? - warknął Mario, gdy maszyna wzbiła się w powietrze. Niewzruszony Reus zerknął na niego przelotnie.
   -Cześć. - rzucił rozbawiony, zaskakując ich jednocześnie. -Wystarczy?
   -Marco, nie wkurwiaj nas jeszcze bardziej. - sarknął Pierre-Emerick, siadając do niego przodem. -Pamiętaj, że jesteśmy w samolocie i w każdej chwili możemy wyrzucić cię przez okno.
   -Dajcie mi święty spokój! - wycedził sucho, uderzając dłońmi o kolana. -Uczepiliście się jak rzep psiego ogona. Co wam nie pasuje?
   -Ty jeszcze o to pytasz? - nie dowierzał Götze. -Jesteś nienormalny! Zrobiłeś z nas debili, pisząc w sms-ie, że koniecznie chcesz wypić piwo, a później masz nas w dupie! Nie, w zasadzie... Z siebie zrobiłeś debila.
   -Albo raczej ugruntowałeś się na jego stanowisku, bo przecież od dawna nim jesteś! - wtórował mu podburzony Gabończyk. -Gdzie byłeś, do cholery?!
   -W domu.
   -Po co? Ta dziewczyna, za którą pobiegłeś, coś ci zrobiła? - zgadywali, a blondyn posłał im pełne zdziwienia spojrzenie. -Nie gap się tak, przecież widzieliśmy, że na siłę wpakowałeś się do jej samochodu! Bawiłeś się w psychopatę czy w gwałciciela? Nie odpowiadaj, to pytanie retoryczne.
   -Pokłóciliśmy się. - mruknął, obracając w dłoniach swoje słuchawki, które miał zamiar założyć po zakończonym przesłuchaniu. -Potem zgarnąłem z parkingu jakąś panienkę i pojechaliśmy do mnie.
   -Woody... - jęknął Niemiec, opierając się o siedzenie. -Brak mi słów.
   -Sorry, nie umiałem się powstrzymać.
   -Myślałem, że to zostawiłeś. Już tak długo dawałeś radę...
   -Też mnie to bolało... Przez jakiś czas. - dodał kąśliwie. -Ale ta laska... Kurwa, ona jest jakimś ewenementem. Wybrykiem natury.
   -O której teraz mówisz? - zażartował Auba. -O tej, którą wciągnąłeś pod kołderkę czy o tej, która dała ci kosza? Ej, to już twój drugi w tym miesiącu! Chyba straciłeś na jakości.
   -Potraktowałem go jako całość, bo oba mają to samo źródło. No, zacznijcie kumać, olała mnie ta sama kretynka, która przywaliła mi pod Cocaine.
   -Znalazłeś ją? - Götze niekontrolowanie uniósł głos, podekscytowany zasłyszaną rewelacją. -Jakim cudem? Niemożliwe! Spotkała się z tobą dobrowolnie czy ją przekupiłeś?
   -Nie potraficie być śmieszni. - odegrał się pomocnik, krzyżując ręce na piersi. -Poszliśmy na kolację do Vapiano, było fajnie, chciałem oddać jej ten nieśmiertelnik... Ale się rozmyśliłem. Wciąż jest mój, właśnie dlatego się obraziła i udaje, że mnie nie zna.
   -Czyli zachowałeś się jak typowy ty. - skwitował uszczypliwie najlepszy przyjaciel dortmundzkiej jedenastki. -Poświęciła ci swój czas, po czym odprawiłeś ją z kwitkiem. Stary, tak nie zyskasz niczyjej sympatii!
   -Miałem powód, by to zatrzymać.
   -Jaki?
   -Nie uwierzycie. - prychnął rozbawiony, kręcąc głową, jakby nie zdążyło jeszcze to do niego dotrzeć. -Irmina Kastner. Właścicielka owego nieśmiertelnika i tym samym ta 'wredna suka', która zrównała mnie z ziemią po Sylwestrze. Opowiadałem wam o tym.
   -Świat jest mały, Woody. - Mario uniósł brwi, wpatrując się w niego badawczo, jednak po chwili zawiesił się, intensywnie nad czymś myśląc. Spojrzał na Reusa po raz kolejny, dając mu do zrozumienia, że odkrył właśnie coś wartościowego, kandydującego do miana dzieła mogącego przewracać ludzkie życie o sto osiemdziesiąt stopni. -Irmina Kastner? Ta tancerka z zespołu Marcela?
   -Dokładnie!
   -Ta, która ciągle drze koty z moją Ann-Kathrin? Chcesz mnie uświadomić, że stałem z nią twarzą w twarz?
   -Nie orientuję się, co tam między nimi, ale myślimy o tej samej osobie. - potwierdził, uśmiechając się szeroko. -Niby taka wiedźma, a robi dobre wrażenie, nie?
   -Ta... - burknęła dortmundzka dziesiątka, przesuwając palce wzdłuż brody. Spodziewał się wiele, ale nie tego. Wraz z ukochaną obiecali sobie, iż spróbują trzymać ich z dala od siebie, przez co Mario nie wtrącał się w kłótnie obu pań, okazało się jednak, że Marco oszukał przeznaczenie. Bronił Irminę, biorąc jej stronę, gdy blondyn obsypywał ją przekleństwami, by teraz dowiedzieć się, iż prawdopodobnie na to zasłużyła. Pierwsze wrażenie było mylące i on właśnie boleśnie tego doświadcza.
   -Och, wyluzuj, bałwanku! - Woody poklepał plecy pochylonego obecnie kolegi. -Dla mnie nie liczy się to, czy one się lubią, potraktuję ją jak wszystkie. Jeden numerek i do widzenia.
   -Słuchajcie, nie ogarniam, o co wam chodzi, ale to zaczyna brzmieć niebezpiecznie, więc odpuśćcie i pogadajmy o czymś przyjemniejszym. - zaproponował Aubameyang, lustrując ich twarze w oczekiwaniu na reakcję. -Na przykład... Kto strzeli dziś bramkę, stawia piwo, kto dwie - czteropak, a trzy - całą skrzynkę. Wchodzicie?
   -Tylko nie o piwo. - jęknął Reus, zakrywając twarz rękoma, gdy pozostała dwójka roześmiała się głośno. -O prestiż. Przegrany organizuje u siebie wieczór z Fifą, wygrany jako pierwszy wybiera drużynę. Kto za?
   Wzruszyli ramionami, zgadzając się bez wahania, a potem tylko przekomarzali się i wręcz przekrzykiwali, by udowodnić swą piłkarską wielkość.

~~~

   -Kochani, to wszystko na dziś. Ćwiczcie, ćwiczcie i jeszcze raz ćwiczcie, w domu, w szkole, na siłowni, gdzie tylko nadarzy się okazja i oczywiście sprzyjają warunki. Systematyczność to klucz do sukcesu, zatem widzimy się ponownie niedługo. Czekajcie na maila!
   Pożegnała się z każdym z osobna, po czym rozwiązała buty i także skierowała się do szatni. Grupa zaawansowana wymagała o wiele więcej uwagi, którą poświęcała im z przyjemnością, ponieważ z ogromną satysfakcją obserwowała rozwijające się pod jej opieką talenty. Nie do końca zdawała sobie sprawę, że wkrótce może stać się matką czyjegoś sukcesu, lecz to ją najbardziej uszczęśliwiało. W taniec i jego naukę wkładała tyle serca, iż po cichu miała nadzieję, że jej praca prędzej czy później zaowocuje. O tym marzyła - by to, co kocha, miało sens.
   Gdy strumienie ciepłej wody spływały po jej ciele, znów obarczała się winą. Zachowała się wobec niego odgórnie i przez pierwsze kilka godzin napawało ją to dumą, aczkolwiek po powrocie do mieszkania zastanawiała się, co jej to dało. Chłopak chciał naprawić błąd, a ona mu nie pozwoliła. Płakała, bo przestraszył ją swoją natarczywością, ale płakała też dlatego, że czuła się podle i wyrzucała sobie ten postępek. Rozważywszy wszystkie za i przeciw, uznała, że należy go przeprosić. "Jeśli zmienisz zdanie, po prostu zadzwoń", więc przełamała się i wykonała pierwszy krok zaraz po opuszczeniu kabiny prysznicowej. Nie odebrał. Ponowiła próbę przed wyjściem z budynku oraz w aucie, ale żadna z nich nie przyniosła sukcesu. Strzelił focha, trudno. Zdecydowała się napisać chociaż wiadomość, by zdjąć z siebie nawet najmniejszą część ciężaru odpowiedzialności za ten spór.

"Dzwoniłam, ale nie odbierasz, może jesteś zajęty, może zwyczajnie nie chcesz... Przepraszam. Sama rzadko operuję tym wyrazem, więc powinieneś to docenić. Mam propozycję... Ale skoro się dąsasz, nie powiem Ci, jaką."

   Zapobiegawczo sprawdziła treść i zadowolona ze swego dzieła, wcisnęła 'Wyślij'. Teraz karty znajdują się w jego rękach, zatem, nie wietrząc szybkiej odpowiedzi, wrzuciła telefon do torby i odpaliła silnik. Po drodze tradycyjnie zrobiła zakupy, zaopatrując się w ulubione słodkości, gdyż już teraz wiedziała, że resztę piątkowego wieczoru przyjdzie jej spędzić w samotności. Na dziś przypada dzień meczowy Borussii Dortmund, więc zarówno Julia, jak i Marcel oraz Robin siedzą na kanapach ze wzrokiem wbitym w ekrany telewizorów. Na samą myśl o takim widoku paczki swoich przyjaciół przewróciła oczami. Nie rozumiała ich. Co może fascynować ludzi w dwudziestu dwóch facetach, uganiających się za jedną piłką, która musi wpaść do jednej z dwóch bramek? Może powinna w końcu obejrzeć jakieś spotkanie, by się przekonać? Zastanawiała się nad tym pomysłem przez parę minut, ostatecznie uznając go za denny. Ze swojej kolekcji filmów na DVD wybrała jeden z ulubionych musicali, po czym wsunęła płytę do odtwarzacza, w poszukiwaniu inspiracji dla nowych choreografii. Pochylona nad kartką papieru i tabliczką czekolady, sporządzała notatki, zapisywała spostrzeżenia oraz uwagi. Pochłonęło ją to, ponieważ w ten sposób przygotowywała się do pracy z młodymi tancerzami. Po zakończonych obserwacjach wyłączyła sprzęt i pomaszerowała prosto do łazienki, w celu ufundowania sobie relaksującej kąpieli. Gdy pół godziny później kładła się do łóżka, miała świadomość, że to był dobry dzień. Odwaliła kawał dobrej roboty i zasługiwała na odpoczynek.
   Krótko po pierwszej w nocy obudził ją dźwięk przychodzącej wiadomości, do spółki z rozświetlonym ekranem smartfona. Przecierając zaspane powieki, otworzyła oczy i niechętnie wyciągnęła po niego rękę. Odpisał.

"Tak, byłem zajęty. Tak, doceniam Twoje 'przepraszam', pomimo iż Ty nie doceniłaś mojego. A propozycja może mnie zainteresuje, jeśli oddzwonisz w ciągu pięciu minut. Chciałbym usłyszeć Twój głos na dobranoc."

   Uśmiechnęła się, czując, jak uchodzi z niej początkowe zdenerwowanie. Koleś chyba pomylił wskazówki zegara albo strefy czasowe, bo do nieznajomych nie wysyła się sms-ów w środku nocy! W jej oczach ponownie zaistniał jednak jako słodki, tajemniczy i bezczelny mężczyzna o kilku twarzach. Dlatego postanowiła odpowiedzieć.

"Nie przyszło Ci do głowy, że mnie obudzisz? Ani mi się śni z Tobą gadać. Możesz ewentualnie usłyszeć 'dzień dobry' jutro z samego rana."

   Riposty oczekiwała jak na szpilkach. Długo nie nadchodziła, zdążyła nawet pomyśleć, iż chłopak zasnął, z czym ona na pewno będzie miała problem. Podekscytowanie nie ustępowało, wręcz przeciwnie, rosło z sekundy na sekundę, sprawiając, że nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w łóżku. Nic więc dziwnego, że z kolejnym sygnałem z telefonu podskoczyła jak oparzona, gorączkowo odblokowując ekran.

"Czekam."

   To był dobry dzień. Jutrzejszy będzie jeszcze lepszy.

***

Kochane,
parę słów odnośnie terminów, których ostatnio nie dotrzymałam. Przepraszam za opóźnienia. Kiedy zdałam sobie sprawę, ile pracy czeka mnie w tym tygodniu, zrozumiałam, że inaczej zwyczajnie się nie da. To, że ten rozdział faktycznie się pojawił, jest zasługą wyłącznie tego, że zajmowałam się nim wczoraj do późnej nocy i dziś wczesnym rankiem. Mam nadzieję, że to jedyny tak ciężki tydzień albo chociaż, że następny nie nadejdzie zbyt szybko.
Jednocześnie chciałam dodać, że nowy rozdział o Lenie pojawi się najszybciej w weekend. Późno, a Wy czekacie, wiem. Jest napisany jednak dopiero w połowie i nie ma szans, bym skończyła go wcześniej. Wierzę, że zrozumiecie i nie będziecie miały do mnie żalu. Podobno szkoła najważniejsza :p
Zaległości na Waszych blogach, które sięgają już blisko dwóch tygodni, nadrobię do niedzieli. Obiecuję!
Przepraszam, kocham❤❤❤

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, bardzo mi się podoba. W szczególności to, że Irmina troche odpuściła swoją uszczypliwość :)
    Dużo weny i czasu :) A <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział majstersztyk. Tak, i powtarzam się po raz enty... No ale cóż mam zrobić jak taka prawda?! Nawet pisany w pośpiechu i nieludzkiej porze..(wyśpij się lepiej kobito i się ucz! My będziemy ZAWSZE cierpliwie czekać z utęsknieniem!:) ) Marco...Coś ostatnio Marco Reus by dortmunder_madchen jest wyjątkowo wkur..zający..xd Na drugim blogu się na niego obraziłam (ale i tak czekam na nexta haha), a na tym niedługo strzelę focha...choć te sms'y..CUDOWNE. Może to wyda się śmieszne, ale jesteś jedyną osobą, która kiedy pisze zwykłe sms'y trzymają one w napięciu. ..Albo się tyle nie ucz, starczy ci tego geniuszu!:P Marco i Samantha...Oby faktycznie jednorazowe.
    Życzę Ci kochana dużo, dużo czasu na pisanie no i nadrabianie blogów:) Nie wiem czy mam życzyć weny, bo patrząc na rozdział powyżej wena sprzyja..jak zawsze..aczkolwiek jeśli to taka świetna przykrywka to życzę weny;)
    Buziaczki:**

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się że Irmina zrobi jakikolwiek krok aby nawet porozmawiać z Marko, a tu proszę jaka niespodzianka:-) fajnie że akcja się rozwija:-) lubię jak rozdział kończy się w taki sposób, że z niecierpliwością czeka się na kolejna część:-) no ale skoro Marko poczeka to ja nie mam wyjścia i też będę czekać:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział wspaniały, cudowny, genialny, idealny! Świetne SMS-y. Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się akcja. Jak przebiegnie rozmowa Marco i Irminy? Już nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam,
    Mańka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem i zdaję sobie sprawę, że nie komentowałam tutaj dawno, ale ja ciągle jestem i cały czas czytam, tylko jednak niestety nie zawsze mam czas na skomentowanie, ale prawdopodobnie mnie rozumiesz ;)
    Co do rozdziału, to bardzo, bardzo, bardzo ciekawy. Jak skończyłam czytać to chciałam jeszcze i jeszcze :D
    Również się zdziwiłam, że Irmina przejęła inicjatywę i sama napisała do Reusa.
    A i potwierdzam, że SMS w Twoim wykonaniu wyszły świetnie! Niby zwykle, a jednak niezwykle :D
    Wybacz za chaotyczny komentarz, ale starałam się XDD
    Do następnego i dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, super super.! Dlaczegom ja wcześniej nie wiedziałam o tym blogu? Na szczęście tu0 trafiłam i już zostanę:-) spotkanie dwóch silnych charakterów nie może być nudne:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super. :) Się rozkręca. Marco trochę chamski ale jak się zakocha to będzie inaczej :) Czasami na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny *.* Dawaj kolejny bo umrę z ciekawości co dalej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie napisze nic odkrywczego jak napisze że to jest genialne:-) czekam z niecierpliwością żeby dowiedzieć się dalszych losów tej pary:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Długo jeszcze? Ciągle czekamy a już prawie dwa tygodnie i nic...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypominam o zakładce 'Informacje' - tam zamieszczam terminy publikacji kolejnych rozdziałów. Natomiast w stronie 'O blogu' napisałam, że rozdziały będą pojawiały się w czasie od półtora do dwóch tygodni. Chcę bardziej skupić się na zakończeniu drugiego, wcześniejszego opowiadania. Pozdrawiam :)

      Usuń