niedziela, 21 lutego 2016

Osiemnaście: Zaproszenie

7. marca 2014, piątek
   Od dwóch godzin trafiał go szlag. Jego ludzie, jego przyjaciele, z którymi pracował już kilka pięknych lat, zawodzili dziś na całej linii. Jonas i Ben ciągle żartowali między sobą, nawet nie starając się, by dotarły do nich jakiekolwiek zalecenia. Ann-Kathrin oraz Sophie narzekały na wystarczający, ich zdaniem, wycisk, jaki dziś dostali, natomiast Irmina... Na niej przejechał się najbardziej. Od samego początku zamyślona i kompletnie nieobecna, błędnie wykonująca figury, które do tej pory wychodziły jej perfekcyjnie. Sytuację ratowała tylko Julia, wpatrująca się w niego z uwagą, najpilniejsza słuchaczka tego wieczora. Kochał ją za to jeszcze mocniej i dziękował Bogu, że przynajmniej ona przykłada się do pracy.
   -Ja wiem, że jest weekend, a wy macie swoje plany i chcecie jechać do domów. - jęknął, zbierając w sobie resztki energii. -Sam nie marzę już o niczym innym, więc włóżcie w tą choreografię trochę serca i kończymy. Błagam was, idzie nam to jak po maśle!
   -Bo przesadzasz. - odezwała się Brömmel, na co Marcel otworzył szeroko oczy. -Katujesz nas całe popołudnie, aż zdążyło się ściemnić. Jesteśmy ludźmi, nie robotami, zapomniałeś? Do mistrzostw mamy jeszcze mnóstwo czasu.
   -Z tym, że...
   -Ona ma rację. - wtrąciła nagle Kastner. Jej największa od dawna rywalka nie potrafiła w to uwierzyć, ale cieszyła się, że ktoś podziela jej opinię. -Nie traktuj nas jak maszyn do bezustannego zapierdalania. Dopadł nas słabszy moment, więc pogódź się z tym i odpuść.
   -Akurat twój jest wyjątkowo kiepski. - sarknął głośno, by oczernić ją na forum całej ekipy. Zacisnęła usta, marszcząc gniewnie brwi.
   -Zrób przerwę. - zażądała tonem nieznoszącym sprzeciwu. -Albo więcej już nie zatańczę.
   Postawiła go pod ścianą, zamykając mu jednocześnie buzię. Nie dała mu wyboru - bez niej ten układ nie ma żadnego sensu, musiał zatem ustąpić i spełnić jej życzenie. Tym bardziej, że aprobaty dla niego doszukał się w oczach pozostałych osób. Westchnął ciężko i wypuścił powietrze z ust. 
   -Dobrze. Pięć minut.
   Irma uśmiechnęła się do niego ironicznie, po czym żwawym krokiem opuściła parkiet. Nie dostrzegła zaskakująco wdzięcznego wzroku Ann, zdziwionego spojrzenia Jull ani nadal szeptających ze sobą kolegów. Wywalczoną pauzę zamierzała spędzić z telefonem, w pamięci którego, jak podejrzewała, czeka ważna wiadomość. Od prawie tygodnia utrzymywała bowiem stały kontakt z Marco, a rano otrzymała od niego niepokojącego sms-a i obecnie oczekiwała wyjaśnień. Martwiła się o niego. Nie zdawała sobie sprawy, że zaangażowała się w tą znajomość, ale wiedział to obserwujący ją z daleka Marcel. Nie był głupi i domyślał się, że piłkarz może być przyczyną rozkojarzenia jego nadziei na sukces w czerwcowych Ogólnokrajowych Mistrzostwach Tanecznych. I na razie nie miał pojęcia, jak temu zapobiec.

"Spokojnie, nie stało się nic złego. Co robisz w najbliższą niedzielę?"

   Odetchnęła z ulgą. Przez kilka godzin żyła w strachu, że chłopaka dotknęło nieszczęście, a on, jak gdyby nigdy nic, proponuje jej kolejne spotkanie. Uśmiechnęła się, wpatrzona w wyświetlacz smartfona.

"Marcel pewnie zorganizuje próbę... A Ty nie miałeś przypadkiem jechać na mecz?"

"Miałem, ale nie jadę. Złapałem drobną kontuzję, lekarz wykluczył mój występ."

"Przykro mi."

   Rozumiała go, jak nikt inny, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wyobrażała sobie, jak cierpi, nie mogąc pomóc drużynie, nie mogąc oddać się temu, co kocha. Taki jest jednak sport - raz znajdujesz się na fali wznoszącej, a za chwilę niespodziewanie spadasz w dół i rozpaczliwie szukasz motywacji, by się podnieść. I dajesz radę, zatracony w miłości do swojej pracy. Bo nie chcesz się zatrzymać. Bo udoskonalanie siebie sprawia, że czujesz się spełniony.

"Potrzebuję towarzystwa... Wpadniesz? Możemy obejrzeć ten mecz, jeśli zechcesz, pokażę Ci, że futbol to nie tylko kopanie piłki od bramki do bramki :)"

   Roześmiała się cicho, zatykając usta dłonią. Odnosiła wrażenie, iż Marco zachowuje się zupełnie inaczej, odkąd wyjawił jej, że jest wielkim Marco Reusem. Bardziej swobodnie, na luzie. Wprawdzie bywał jeszcze dupkiem, aczkolwiek coraz częściej otwierał przed nią prawdziwego siebie. Czyżby właśnie w tym tkwił sekret jego nagminnej bezczelności? W byciu znanym milionom ludzi na świecie?
   Wystukała pierwszą część odpowiedzi, kiedy tuż nad nią pojawił się Fornell. Wstrzymała oddech i zastygła w bezruchu.
   -Możemy pogadać? - spytał, wsuwając ręce do kieszeni bluzy. Spojrzała na niego, zagryzając górną wargę.
   -A nie kończy się już przerwa? - nie umiała ugryźć się w język. Tancerz przewrócił oczami, siadając na krześle obok niej.
   -Irma, co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię dziś... Jesteś taka... Hmm, wredna i niedostępna. Dlaczego?
   -Może jestem zwyczajnie zmęczona? - odparowała, podnosząc głowę i spoglądając wprost w jego zagubione tęczówki. -Jak my wszyscy zresztą. Uparłeś się na te zawody, jakby odbywały się za tydzień, choć złożyłeś już pełen układ. Po co nas męczysz?
   -Bo dziś odstawiamy jedną, wielką katastrofę! Do tej pory nie było żadnego kłopotu, a teraz...
   -Więc wyluzuj na dwa, trzy dni. Zregenerujemy siły i wszystko wróci do normalności.
   -Chyba śnisz. W niedzielę znów ćwiczymy.
   -Słucham?! - odwróciła się w jego stronę, obdarzając go porcją jadu. Zamknął oczy, żeby nie wybuchnąć. -Żartujesz, prawda?
   -Nie. Dopóki nie zatańczymy, jak należy, nie zrobimy dłuższego odpoczynku.
   -W takim razie ja nie przyjdę. - rzuciła, wstając z miejsca. Dostrzegła wtedy, że ich rozmowę śledziła cała grupa, co ją nieco speszyło, ale nie przywykła, by się tym przejmować. Poza tym, liczyła, że poprą ją w stu procentach. -Zobaczymy się, gdy minie ci obsesja na punkcie tego turnieju.
   -Irmina! - wrzasnął Forni, wyraźnie wytrącony z równowagi szarpiąc jej ramię. Toczyli walkę na spojrzenia, której żadne nie chciało przegrać. -Nie masz prawa...
   -Umówiłam się! - rzuciła bez namysłu. W sali zapadła głucha cisza, a Marcel zacisnął pięści, totalnie wybity z rytmu. Reus. Cholerny Reus. -Ktoś cię już wyprzedził, więc pozwól, że skorzystam.
   Umilkła w obawie, że powie zbyt wiele, a następnie, pod ostrzałem kilkunastu źrenic, odblokowała ekran iPhone'a i dokończyła wiadomość.

"Jasne, że wpadnę, zgadamy się później. Do zobaczenia."

   Planowała potem rozładować napiętą atmosferę, lecz podjąwszy spontaniczną decyzję, rozwiązała buty i skierowała się do szatni, udowadniając Fornellowi, iż jego rządy mają ograniczony zasięg. Nie obchodziły ją rozmowy za plecami. Wierzyła wręcz, że cała grupa pójdzie w jej ślady i zamelduje się pod prysznicem, ucierając nosa autorytarnemu ostatnio przywódcy. Przecież sam przyznał, że bez niej to "nie ma żadnego sensu", tak?

~~~

8. marca 2014, sobota
   Siedzieli na kanapie, delektując się wyjątkową ciszą, jedynie z głośników płynęła spokojna, relaksująca muzyka. Aktualnie nie rozmawiali: ona wtulała się w jego bok, natomiast on subtelnie przesuwał palcami wzdłuż jej odsłoniętego ramienia. Złożył jej niezapowiedzianą wizytę i miał szczęście, że zastał ją w domu. Dziś Dzień Kobiet, a dziewczyna, specjalnie dla niego, zdecydowała się przełożyć godzinę babskiego spotkania z przyjaciółkami. Był cholernym farciarzem. Może dlatego, że był też piłkarzem, bo większość pań pierwszego lepszego faceta, wpadającego do nich znienacka, zapewne wyrzuciłaby za drzwi.
   -Zaprosiłem ją do siebie na jutro. - powiedział w końcu, przerywając milczenie. Towarzyszka zerknęła na niego kątem oka.
   -Po co?
   -Bez powodu. Zawsze musi jakiś być? - fuknął obruszony, na co wzruszyła ramionami. -Sądzisz, że to zły pomysł?
   -Nie wyciągaj pochopnych wniosków, Marco. - uśmiechnęła się, gładząc jego policzek. -Zdradzę ci, jak to wygląda z mojego punktu widzenia. Gdybym była Irminą, twoje postępowanie już dawno namieszałoby mi w głowie. Najpierw jej nienawidzisz, później podrywasz, uwodzisz, kłócisz się z nią, następnie przepraszasz, całujesz, okazujesz sympatię i tak w kółko. Dziwne, że jeszcze nie zwariowała i nadal cię lubi.
   -Przecież właśnie o to chodzi. - mruknął, tajemniczo unosząc brew. -Żeby ją ogłupić. Chcę zdobywać jej zaufanie i niedawno odkryłem, że jako Marco Reusowi nawet lepiej mi to wychodzi.
   -Bo poczuła, że wyjawiłeś jej ważny sekret, więc pewnie nic już przed nią nie ukrywasz. Szkoda, że się myli.
   -Samantha, kochanie, nie pomagasz. - mruknął, zręcznie wyswobadzając się z jej objęć. -Nie mogę jej powiedzieć o Marcelu, bo on zakochał się w przyjaciółce Irminy i nawet kręcą ze sobą, ale ona mi kibicuje, w takim sensie... Hmm, dość wymownym. Z drugiej strony, nie chciałbym okłamywać Irmy, lecz w tej sytuacji muszę. Nie istnieje idealne rozwiązanie... A ona jest taką kobietą, którą nie interesują moje pieniądze i sława, ucieka od tego.
   -Chyba nie rozumiem, do czego brniesz. - skwitowała, przepraszająco marszcząc czoło. -I jak ją traktujesz. Chcesz się do niej zbliżyć, czy po prostu upokorzyć i zniknąć?
   -I jedno i drugie. - rzucił, ku jej zaskoczeniu. -Oj, chodzi o to, że ona od początku postrzega mnie jako Marco Reusa - chłopaka urodzonego i wychowanego w Dortmundzie, a nie Marco Reusa - tą najcenniejszą gwiazdę Borussii. Przed nią nie muszę nikogo udawać... Za to cholernie weszła mi za skórę.
   -To nie ma sensu. - uznała, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. -Kiedy zastanowisz się wreszcie, co jest między wami tak naprawdę, wrócimy do tematu jeszcze raz, okej?
   -Nie! Nic nas nie łączy, poza dwoma problemami. - przerwał, by wychylić się po wibrujący na szklanej ławie telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a na jego twarzy rozkwitł kpiący wyszczerz. -Jeden z nich właśnie do mnie dzwoni. Przepraszam cię, odbiorę.
   Wstał z sofy i udał się do okna balkonowego, po czym odetchnął głęboko i nawiązał połączenie. Nie zdążył wypowiedzieć ani słowa, przywitany szybkim atakiem rozmówcy.
   -Masz chwilę?
   -Cześć, Forni. - zaczął z opanowaniem, serwując przyjacielowi sarkastyczną lekcję kultury. -Jasne, nawijaj.
   -Wolałbym w cztery oczy. Dotrzesz do mnie w pół godziny?
   -Odpada. Jestem w Hannoverze.
   -W Hannoverze?! - wykrzyknął zdziwiony. Zamierzał już pytać o przyczynę tego wyjazdu, ale domyślał się, że ją zna, co rozwścieczyło go jeszcze bardziej. -Dobra, zapomnij. Kiedy wracasz?
   -Dzisiaj... Jutro... Sorry, bro, ale w ten weekend nie znajdę już dla ciebie czasu. Możemy spotkać się w następnym tygodniu.
   -To mnie nie urządza. - sarknął rozsierdzony, a do piłkarza dotarło, iż tancerz aż kipi nienawiścią. -Myślę, że wiesz, dlaczego, więc chciałbym ci uświadomić, że Irmina nie jest twoją własnością, tak, jak ty ma obowiązki, z których przez ciebie się nie wywiązuje, dlatego jutrzejsze spotkanie będzie waszym ostatnim, tak?
   -Marcel, co ty pieprzysz? - blondyn złapał się za głowę, przeczesując przy okazji włosy. Użyty wulgaryzm zwrócił uwagę Samanthy, która automatycznie położyła dłoń na jego ramieniu. Docenił to, bo czuł, że skoczyło mu ciśnienie. -Nie wspominała, że będzie zajęta, zgodziła się... O niczym nie miałem pojęcia!
   -Odmówiła udziału w próbie. Co, napisałeś jej, że biedny, chory i zmęczony leżysz w łóżku i poprosiłeś, żeby ugotowała ci obiadek? A dzisiaj bzykasz się z tą suką, z którą ostatnio minąłem się w drzwiach twojego mieszkania?! Przekraczasz wszelkie granice, Reus i nie śnij, że ci na to pozwolę. Odczep się od niej albo inaczej się policzymy.
   -Stary, ja...
   -Irma to nasza gwiazda na czerwiec. - ciągnął, nie dając Woody'emu dojść do głosu. -Wierzę w to, że sobie poradzi i spełni marzenia z dzieciństwa... O ile wcześniej jej nie zniszczysz. Krzywdzisz ją, do jasnej cholery, więc najlepiej zostaw ją w spokoju! Powinna skupić się na pracy, a nie na tobie!
   -Posłuchaj mnie. - spróbował po raz kolejny, lecz i tym razem bez skutku. Fornell się nie ugiął.
   -Nie zamierzam z tobą dyskutować! Nie zasługujesz na taką dziewczynę i żałuję, że w ogóle pomyślałem, że ty i ona... Moglibyście kiedykolwiek... Ech, już nic. To wszystko, Marco. Do zobaczenia.
   Rozłączył się niemal natychmiast, a dortmundzka 'jedenastka' jeszcze kilka minut po tym telefonie trwała w bezruchu, dochodząc do siebie. Samantha nie odzywała się, po prostu była tuż obok i przytuliła go, kiedy silnie zacisnął pięść, w której trzymał aparat. On także objął ją ramionami, chowając twarz w jej gęstych włosach. Zraniło go to, co usłyszał. Uderzyło w niego mocno i boleśnie.
   -Mogę ci jakoś pomóc? - szepnęła, nie odsuwając się od niego. -Nie przejmuj się. Ideały nie chodzą po świecie...
   -Wiem. - uśmiechnął się, ujmując jej twarz w dłonie. Wpatrywali się w siebie nawzajem, rozczytując dominujące emocje. -Wiem, cukiereczku. Proszę cię o szklankę wody, nic więcej.
   Wygładziła kciukiem jego żuchwę, po czym oddaliła się do kuchni, a on podążał za nią wzrokiem. Obserwował każdy, jej najdrobniejszy ruch, gest, mrugnięcie powieki. Potem plecy, pośladki, uda... I uznał, że nie potrzebuje ani szklanki, ani wody, że chce po prostu ją. Poszedł do pomieszczenia, w którym się znajdowała, wyjął jej z ręki naczynie, po czym odwrócił w swoją stronę i posadził na blacie, zachłannie wbijając się w jej usta. Nie protestowała. Bo dla niej także seks z nim powoli zaczynał stawać się najlepszą formą odprężenia.

~~~

9. marca 2014, niedziela
   -W poprzedniej akcji nie było spalonego! - śmiał się, wymachując rękoma w kierunku ekranu telewizora. -Za to w tej masz kilometrowego, ponieważ przed Aubą stał już tylko bramkarz Freiburga, a obrońcy dopiero go doganiali. Gdyby wpadł gol, byłby niesprawiedliwy, bo nikt nie mógł mu zapobiec. Teraz rozumiesz?
   -Staram się. - powiedziała, spoglądając na niego z ukosa, po czym zaczęli się śmiać. Po wczorajszym starciu z Marcelem Marco nie miał najmniejszej ochoty spędzać wolnego czasu z Irminą, lecz kiedy zobaczył ją w drzwiach, nie potrafił odmówić. Przywiozła w dodatku jego ulubione czekoladki - których nie dokończyli w Walentynki - a pierwsze, zadane przez nią pytanie, dotyczyło jego kontuzjowanego kolana. Dostrzegł, że się o niego martwiła i nawet trochę żałował tego, co stało się wczoraj u Samanthy. Tancerka zdecydowanie poprawiła mu humor, więc szukał już sposobu, by się odwdzięczyć. Tym bardziej, że ją również wyraźnie coś strofowało.
   -W takim razie podaj mi, proszę, najkrótszą definicję pozycji spalonej, jaką znasz. - uniósł brwi, przesuwając się tak, by siedzieć przodem do niej. -Na przykład taką, którą sprzedałabyś mojemu 3-letniemu chrześniakowi. Żeby ogarnął.
   -Ale my rozmawialiśmy o spalonym, a nie o pozycji spalonej... - urwała, widząc, że chłopak patrzy na nią z politowaniem, usiłując nie wybuchnąć śmiechem. Zawstydzona, przygryzła wargę. -To jest to samo...? No, tak, nie pomyślałam... Przepraszam. Mów po ludzku, bo się nie dogadamy!
   -Irma, ty tak serio? - rzucił, ocierając łzy w kącikach oczu. Uśmiechnęła się delikatnie, lecz opuściła głowę, nie odpowiadając. Dla niego to znak, że już czas, by poruszyć ten temat. Nieważne, iż jego koledzy jeszcze przez 25 minut muszą walczyć o utrzymanie prowadzenia. Na ten wieczór jego priorytetem została blondwłosa dziewczyna. -Irma, wszystko w porządku? Wyglądasz na przybitą.
   -Nic się nie stało. - zapewniła, unikając jego wzroku, ale nie dał się nabrać. Ostrożnie ujął jej podbródek i odgarnął opadające na jej policzki włosy.
   -Nie kłam. - prychnął, by pokazać jej, że go nie oszuka. -Nie wstydź się tego, że coś nie idzie zgodnie z planem, nie zawsze musi. Ja też powinienem właśnie zasuwać na boisku we Freiburgu... I powiedziałem ci o urazie. To nic strasznego.
   -Patrzysz na to z trochę innej strony. - westchnęła, łącząc w końcu ich spojrzenia i zauważyła, że naprawdę jej słucha. -Ty nie możesz zagrać, a ja muszę trenować do mistrzostw i właśnie dziś powinnam zjawić się na próbie, ale tego nie zrobiłam. Widzisz różnicę, prawda?
   Odsunął się powoli, by jej nie przestraszyć. Cała historyjka w jednej chwili złożyła się w całość. Pokłóciła się z Marcelem, a on na nią krzyczał, tak, jak na niego. Gdy tylko sobie to wyobraził, spiął mięśnie i gniewnie zmarszczył czoło. Fornell, ich wspólny przyjaciel, zamierzał ich skłócić, wypominając mu, iż próbuje przywłaszczyć sobie Kastner. Chyba jednak zapomniał, że to działa w dwie strony.
   -Chcesz powiedzieć, że przeze mnie zawaliłaś zajęcia?
   -Nie obwiniaj się o to! - zaoponowała, podnosząc się z miękkiej sofy. Krążyła teraz nerwowo po salonie, wpatrzona w podłogę. -Przecież nic ci nie mówiłam. Ja... Ja nawet nie chciałam tam jechać. Nie miałam już siły. Ledwo przysłałeś wiadomość, czy wpadnę, a on doskoczył do mnie z tekstem, że w niedzielę trening... Zupełnie, jakby przeczuwał, że będę robić coś innego poza tańcem.
   Bo przeczuwał, panienko Kastner. Wywęszył to szybciej, niż pies tropiący. Marcel Fornell we własnej osobie.
   -Teraz ja nie rozumiem. - przyznał, uginając nogę w kolanie, by usiąść na udzie. -Myślałem, że to kochasz, że żyjesz tą pracą. Znudziła ci się?
   -A tobie znudziła się piłka? - odparowała z żalem, zabijając go wzrokiem. -Nie, po prostu jesteś niedyspozycyjny, odpoczywasz. Ja też potrzebuję, a Marcel nie chce mi tego dać. Od dwóch tygodni, dzień w dzień, wałkujemy ten sam materiał, aż w końcu nadszedł ten słabszy dzień, moment zawahania...
   -A on wciąż wymaga. - skończył za nią z pewnością w głosie. Zdziwiona, odwróciła się do niego, dzięki czemu zwrócił uwagę na jej zeszklone tęczówki. Oszczędził zbędnych słów i sztucznych formułek, zwyczajnie wstał z miejsca, podszedł do dziewczyny i przytulił ją do siebie. Gładził jej włosy, spokojnie czekając, aż opanuje nerwy, ona natomiast ufnie chowała twarz w jego klatkę piersiową, nieświadomie zaciągając się przyjemnym zapachem perfum piłkarza. Oboje znali Forniego oraz jego ambicje, spełniane za wszelką cenę, jednak Reusowi nigdy nie przyszło do głowy, że ktoś będzie przez niego płakał. A już tym bardziej dziewczyna, którą obecnie trzymał w ramionach: na co dzień silna, zdecydowana i wredna, w głębi ducha szalenie wrażliwa, podatna na zranienia. To nie było normalne, dlatego obiecał sobie, że podejmie konkretne działania. Jak najszybciej.
   -Porozmawiaj z nim. - szepnął, opierając brodę o czubek jej głowy. -Wygarnij mu to, co czujesz. Zabiera wam prywatny czas, okej, ale w granicach rozsądku. Istnieje jeszcze życie poza zawodami, turniejami i trofeami. Jestem przekonany, że Marcel też dojdzie do takiego wniosku, prędzej czy później.
   -Marco, ja cię strasznie przepraszam. - jęknęła, pospiesznie ocierając wilgotne powieki. -Zarzucam cię problemami, które zapewne cię nie interesują... Wystarczają ci własne.
   -Jeśli mogę, to pomagam. - puścił do niej oczko. -Nie wiesz, kiedy zastaniesz mnie w podobnym nastroju... Więc zabezpieczam się już teraz.
   -I szczerze się przyznajesz. Wariat. - dodała, dźgnąwszy go w żebro. Nie zdążył się wybronić, gdyż usłyszeli gwizdek sędziowski, kończący potyczkę Freiburga z Borussią. Wygraną 1:0 przez czarno-żółtych. Irmina zerknęła na Reusa i uniosła brwi. -Cóż... Wygląda na to, że dali radę bez 'lokalnej gwiazdy'.
   -Bardzo śmieszne. - odgryzł się, pokazując jej język. -A ty, moja lokalna gwiazdo, idź zajrzyj do lustra, bo rozmazałaś sobie tusz do rzęs na tej tanecznej buźce. Ujmuje ci blasku.
   Mogłaby przysiąc, że zarumieniła się jak burak, ale posłusznie podążyła do toalety, zadbać o kondycję swojego make up'u. Zaraz po jej zniknięciu piłkarz złapał za iPhone'a i z menu wybrał listę kontaktów. Zanim zadzwonił do chłopaków, by pogratulować im kolejnych trzech punktów, wysłał sms-a do Marcela. Może nie brzmiał groźnie, ale i nie zwiastował nic przyjemnego.

"Chyba będziesz jednak musiał ze mną podyskutować."

***

Drogie Panie:
Marco Reus. Nowy związek chyba po prostu mu służy (a ja z niecierpliwością czekam na te zdjęcia!!!)! :D

A w rozdziale trochę nudno... Ale to cisza przed burzą. Postanowiłam bowiem przychylić się do Waszego "kiedy ten punkt kulminacyjny" i rozpocząć go już w następnym rozdziale. Będzie długi i rozbity prawdopodobnie aż na trzy części, ale to dlatego, że jest ważny. Same zobaczycie :)

Chciałabym jeszcze poczęstować Was prywatą i zaprosić na mój snapchat: mnk.bnck :) Założyłam kilka dni temu i uwierzcie, zasnapowałabym się na śmierć :p (PS. nie śmiać się, dopiero się uczę, ale przynajmniej przekonacie się, kto dla Was pisze :p)

Do usłyszeniaaaa ❤

5 komentarzy:

  1. Przykułaś mnie tymi zdjęciami od razu jak weszłam na bloggera :D Ja dla nich cały wygląd bloga zmieniłam hahaha:)))
    Dobra, lecę czytać, bo zamiast rozdziału to ja do zdjęć lgnę;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jestem i nie tylko pod wrażeniem zdjęć ale i rozdziału:))
      Taaaki długi <33 Było co czytać!
      Na początek Samanta (albo Samantha..no wiesz o kogo chodzi:D )..do niej mam tylko komunikat-idź już sobie lepiej, pani już dziękujemy:P
      Marcel przesadza i to mocno. Nie dziwię się Irminie i całej reszcie, że mają dość..ileż w końcu można
      A Marco..No jest kochany. Cóż więcej pisać. Uwielbiam jego postać wykreowaną przez ciebie(pewnie piszę to już któryś tam raz, ale taka prawda!)
      Punkt kulminacyjny? O ja..coś czuję, że będzie się działo i to nieźle..
      Wiesz jak zrobić "apetyt" :D
      Co do zasnapowania na śmierć, uwierz, nie jest tak źle!:) Mam w szkole gorsze przypadki. 60 snapów na dzień nie przekroczyłaś, więc-jest dobrze!:))
      Czekam na next oczywiście!
      Zapraszam też do siebie, jak nie na 46 to na nowy szablon i zdjęcie Reusa, od ktorego wzroku oderwać nie mogę!:P
      Buziaki:**

      Usuń
  2. Eh mam mieszane uczucia,bo z jednej strony uwielbiam tego zadziornego Marco ale jestem zła za tą Samante, strasznie mnie wkurza. Mam pomysł... zabawmy się w świętego mikołaja i podarujmy jej bilet w jedną stronę na jakiś odległy koniec świata. Reus naprawdę mnie dziś trochę zdenerwował, no czy te facet musi być taki uparty i ślepy? I w ogóle nie rozumiem bulwersu Marco na Marcela. Rozumiem, bulwers Irminy i całej reszty bo Marcel lekko sfiksował, ale takie prawo ambitnych ludzi. Czasem nie da się ich zatrzymać, półki nie osiągną celu. Czasem nie ma żadnych szans na racjonalne argumenty. Zresztą, wiemy też, że On po prostu boi się, że Marco zrani Irminę i na swój sposób będzie starał się o nią troszczyć. Ale Marco przecież powinien mieć to w dupie skoro kieruje nim "tylko" chęć zemsty... To niech się kurde ogarnie, zdefiniuje i zrozumie, że mu po prostu zależy na tej dziewczynie. I przede wszystkim niech zerwie te chore kontakty z tą laską, bo głowę sobie dam uciąć, że będą z nią jeszcze problemy. No po prostu jestem tego pewna.... A tak w ogóle to jestem tak ciekawa tego punktu kulminacyjnego, że w głowie mam już setki pomysłów, a ty i tak pewnie mnie zaskoczysz i nie mogę się tego doczekać. Co do sesji to wow... po prostu... ten facet jest taki gorący... brak słów. Ideał mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział :D Myślę, że Marco sam do końca nie wie co czuje do Irminy. Z jednej strony chce się na niej zemscić, a z drugiej bardzo ją polubił. Punkt kulminacyjny...hmm...ciekawe czym nas zaskoczysz. Już nie mogę się doczekać :) PS. Jak można zobaczyć wszystkie zdjęcia a sesji? Zakochałam się w nich ;) PS2. Przepraszam za błędy, ale piszę na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Marco - dokładnie tak, jak piszesz! Cieszę się, że to widać w opowiadaniu :)
      Co do sesji - może jestem źle poinformowana, ale chyba dopiero się pojawi - na jego oficjalnej stronie, a obecnie można tam zobaczyć filmik z making of'u :) Zdjęcia mam z Instagrama (dokładniej z kont, które go na tychże zdjęciach oznaczyły).
      Pzdr ♡

      Usuń