piątek, 26 lutego 2016

Dziewiętnaście: Przeszłość

10. marca 2014, poniedziałek
   Nie posiadał się z radości, ujrzawszy Reusa w drzwiach swojego mieszkania, lecz nie miał wyjścia i wpuścił go do środka. Po odebranym wczoraj sms-ie spodziewał się jego odwiedzin, jak i tego, iż wie o zajściu między nim a Irminą - inaczej nie plułby w wiadomości takim jadem. Blondyn tymczasem rozgościł się w korytarzu, nie ściągając choćby czapki, czym dał przyjacielowi do zrozumienia, że nie odbędą długiej rozmowy. Marcel westchnął ciężko i zamknął za nim drzwi.
   -Nie zajmę ci dużo czasu. - oznajmił, rozwiewając jakiekolwiek wątpliwości. -Klubowy lekarz zezwolił mi dziś na trening indywidualny, dlatego jestem w dobrym humorze i nie chcę, byś mi go popsuł.
   -Cieszę się. - odpowiedział brunet, opierając dłoń o ścianę. -Poważnie. Ale do rzeczy, mów, o co chodzi.
   -Irmina opowiedziała mi, jak było. - rzucił, patrząc mu prosto w oczy. Momentalnie zacisnął usta. -I ja jej wierzę. Wrzeszczałeś na nią, oczerniałeś przy całej grupie, sypałeś głupimi docinkami, aż doprowadziłeś do tego, że wyszła z próby, a wczorajszy wieczór wolała spędzić ze mną, niż poświęcić się swojemu hobby. Do tego dążyłeś?
   -Może zareagowałem zbyt gwałtownie, ale...
   -Popłakała się z twojego powodu. - tym razem to piłkarz zdecydowanie dominował w tej wymianie zdań, nie dopuszczając Fornella do głosu. -Wiesz, jakie to uczucie, uspokajanie roztrzęsionej kobiety? Nie wiesz, bo nigdy tego nie przeżyłeś i nie życzę ci tego. Marcel, ja zdaję sobie sprawę, że upatrzyłeś sobie Irmę jako jedną z głównych kandydatek do zwycięstwa w tym turnieju... Ale to nie oznacza, że masz ją wykańczać fizycznie i przy okazji psychicznie. Przyznała mi wczoraj, że potrzebuje odpoczynku... Zmęczony i przetrenowany sportowiec to zwiększone ryzyko kontuzji, prawda? Zamiast ją męczyć, powinieneś ją oszczędzać, nie tylko ją, pozostałych również.
   -Tak, masz rację. - mruknął tancerz, którego po tym monologu faktycznie ruszyło sumienie. Zaskoczony Reus uniósł brwi i wsunął ręce do kieszeni spodni. -Przepraszam, stary, za to, co powiedziałem. Sam chyba nie byłem wtedy w najlepszej kondycji...
   -Nie gniewam się. Okej, może trochę. - dodał żartobliwie, na co roześmiali się oboje. -Przecież nie będziemy kłócić się o dziewczynę, nie widzę sensu.
   -O Irminę byłoby warto. - przewrócił oczami, gdy Woody zerknął na niego wymownie. -Jezu, nie o to biega. Sądzę po prostu, że dobrze znać kogoś takiego i móc nazywać przyjacielem, co nie?
   -Skoro tak, to przy najbliższym spotkaniu grzecznie ją przeprosisz i obiecasz, że to się więcej nie powtórzy. Teraz ty zabawisz się w skruszonego szczeniaczka. I pamiętaj, że się dowiem. - z poważną miną pogroził mu palcem. -Pewnie niedługo się z nią zobaczę, więc nie omieszkam zapytać, jak ci poszło.
   -Jasne, jasne... - marudził pod nosem, na co Marco roześmiał się i podszedł do niego, by się pożegnać. I kiedy zamierzał już wyjść, Marcel zatrzymał go, kładąc dłoń na jego ramieniu. -Coś ci powiem, Woody.
   -Hmm...?
   -Nie odbierz tego jako aluzję albo coś podobnego... Nie widziałem was jeszcze razem, ale... - przeczesał włosy, uśmiechając się nerwowo, a pomocnik cierpliwie czekał. -Może bylibyście fajną parą. Zgraną i w ogóle... Dogadujecie się.
   Wyprostował się, przywdziewając na twarz drwiący uśmieszek. Oboje wgapiali się w siebie nawzajem, jakby doszukując się w tym stwierdzeniu drugiego dna. Aktualnie Reus nie potrafił sobie tego wyobrazić: kobieta, która go spławia, nazywa skurwielem i nienawidzi, miałaby tworzyć z nim związek? On i związek? Po tym, co się kiedyś wydarzyło? Był też jednak świadomy, iż akurat ta kobieta jest inna. Szanuje jego prywatność, dystansuje go, nie pcha mu się do łóżka, a przede wszystkim, akceptuje jego wady. Może dlatego, że jeszcze nie wszystko o nim wie.
   -Ta. - burknął uszczypliwie, klepiąc przyjaciela po plecach, po czym otworzył drzwi. -Na pewno.

~~~

12. marca 2014, środa

"Jesteś zajęta?"

"Yhm, kończę obiad u rodziców. Dlaczego pytasz?"

"Skończysz w godzinę? Spotkamy się na Borsigplatz."

   Przeczytała ponownie to, co napisał i przetarła oczy ze zdziwienia. Chyba jest niepoważny. Nie umawiali się wcześniej, a przynajmniej nie na dziś, a jemu nagle przypomniało się, że się nudzi? A może sądził, że stawi się na każde jego zawołanie? Pokręciła głową z niedowierzaniem i lekko poirytowana, wystukała odpowiedź.

"Zderzyłeś się z pociągiem, czy jak? A jeśli nie mam czasu?"

"56 minut. Nie toleruję spóźnień."

   Chciała krzyczeć ze złości, uderzyć pięścią w stół lub najlepiej rzucić czymś o ścianę, ale nie mogła zdemolować posiadłości swoich rodziców. Z drugiej strony, nie wiedziała, dlaczego tak się wkurza - już po drugim sms-ie w ułamku sekundy zdecydowała, że i tak pojedzie. Była przekonana, iż chłopak znów czymś zaskoczy i nie mogła się nadziwić, jak bardzo chce się przekonać, czym. Zamówiła więc taksówkę, a czas oczekiwania minął jej na zbieraniu się do wyjścia oraz pożegnaniu z rodzicami. Nie mieli jej za złe tej niespodziewanej ucieczki, gdyż doskonale zdawali sobie sprawę, że ich jedyna córka żyje już własnym życiem i nie zamierzali w nie ingerować.
   Jakieś dziesięć minut przed podaną przez Marco porą, stawiła się w wyznaczonym miejscu i z zaskoczeniem odkryła, że na parkingu, wzdłuż jednej z uliczek, stoi czarny Aston Martin, a chłopak siedzi w środku i przygląda jej się wymownie. Przewróciła oczami i jak najszybciej zajęła fotel pasażera. Przypuszczała, że piłkarz nie chce, by zostali przez kogoś przyłapani.
   -Wytłumacz mi to. - fuknęła z pretensją w głosie, gdy mknęli już przez Dortmund. -Aż tak bardzo za mną tęskniłeś?
   -Może. - odparował, zamykając jej tym samym usta. Spojrzała na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. -Weź, daj spokój. Pojechałem do myjni, a że nie mam ochoty zbyt szybko wracać do mieszkania, pomyślałem, że namówię cię na drinka... Albo coś bezalkoholowego.
   -Co ty sobie wyobrażasz, Reus? - uśmiechnęła się, kiedy dotarło do niej, że po raz pierwszy zwróciła się do niego po nazwisku. W jej umyśle zabrzmiało dość dziwnie. Gdyby tylko Julia to słyszała... -Że będę twoją panną do towarzystwa? Nie farbuj już więcej włosów, bo najwyraźniej wyżerają ci mózg.
   -Ty się odczep od mojej fryzury. - pogroził jej palcem, zerkając w boczne lusterko. -I pilnuj swojego nosa.
   -Na starość wszystkie ci wypadną. - mruknęła z przekąsem, jednak na tyle cicho, że nie wychwycił nawet słowa, zatem postanowiła zwinnie zmienić temat. -Dokąd właściwie mnie zabierasz?
   -Do Cocaine. - oświadczył pewnie. Dobrze wiedział, iż Marcel pracuje dziś popołudniu i z tej okazji chciał spełnić jego niedawne życzenie - pokazać mu się razem z Irminą. W domu długo rozważał, czy faktycznie do siebie pasują i stwierdził, że taka opcja nie istnieje. Ostatecznie wziął jednak pod uwagę zbieżność charakterów, znajomych, zamiłowanie do sportu i wyłuskał jakieś 20% szans. Potrzebował tylko potwierdzenia od przyjaciela, że na pewno się myli. -Podobno mają dzisiaj promocję na alkohol, ze względu na środek tygodnia.
   -Nie wypiję z tobą! - żachnęła się, krzyżując ręce na piersi, na co roześmiał się głośno. -Jeśli mnie upijesz i zgwałcisz, będę tego żałowała do końca życia.
   -Ja też. - powiedział, puszczając do niej oczko. Znów ją zgasił, błyskawicznie zrozumiała, że popełniła gafę, rzucając ten tekst. Zagryzła wargę, odwracając wzrok.
   -Poznasz też Marcela. - wybroniła się. -To właśnie on, razem ze swoim przyjacielem prowadzą ten klub.
   -Przeprosił cię? W sensie... Rozmawiałaś z nim?
   -Tak. Biedny, kajał się przede mną, aż zrobiło mi się go strasznie szkoda i wybaczyłam. Nie dał mi wyboru. - dodała, odtwarzając w pamięci moment, w którym do niej zadzwonił. Marco natomiast pozostawił jej wypowiedź bez komentarza. Zapobiegawczo, by się nie zdradzić. Rozpierała go duma, ponieważ okazało się, że jego ironiczne metody wychowawcze jednak działają i w zawrotnym tempie przynoszą pożądane rezultaty. Surowy i wymagający pan Fornell ugiął się na żądanie bezwzględnego i nieznającego litości pana Reusa. W takim combo zawsze wygrywa tylko jeden.
   Tancerz omal nie przewrócił się za barem, dostrzegłszy ich dwójkę, kierującą się ku niemu. Z trudem się opanował i zachował powagę, usiłując więcej uwagi poświęcić Kastner, niż Reusowi. Dziewczynie umknęło niecodzienne zachowanie pomocnika, gdyż cieszyła się, że może przedstawić brunetowi kogoś, kogo on do tej pory podziwiał wyłącznie z trybun Signal Iduna Park. Ten za to wysłał dortmundzkiemu graczowi jednoznaczną wiadomość: rozliczą się z tego na osobności.
   -My się w zasadzie znamy. - syknął przez zaciśnięte zęby, na co Woody zamarł na moment w bezruchu. -Marco i jego znajomi często wynajmują u nas lożę VIP po meczach. Powinienem założyć im tutaj kartę stałego klienta.
   -Serio? - zdziwiona dziewczyna uniosła brwi, po czym odwróciła się do swego towarzysza. -Nie wspominałeś mi o tym!
   -Bo nie pytałaś. - swobodnie wzruszył ramionami. Bawił go fakt, że Forni wybuchnąłby z wściekłości, gdyby tylko był w stanie.
   -Świat jest mały, Irma. Niedługo może się okazać, że wszyscy wszystkich tu znają. - nie umiał powstrzymać uszczypliwości. -Coś wam podać?
   Wybrali dla siebie kolorowe napoje, po czym poszli na górę, zająć miejsca, w których zazwyczaj siadają. Marco ciągle szeroko się uśmiechał, świętując poniekąd swój tryumf, a niczego nieświadoma Irmina sądziła po prostu, że piłkarz ma dobry humor. On wiedział, że 23-latka niczego nie podejrzewa i to nie tak, że było mu z tym dobrze. Rozśmieszała go frustracja Marcela. Okłamywanie jej - bolało.
   Po pewnym czasie rozmowa pochłonęła ich do tego stopnia, iż blondyn praktycznie zapomniał, w jakim celu przyjechali do Cocaine. Nie przejmował się tym, że ktoś może ich nakryć, nagrać, zrobić zdjęcie, a na końcu lecieć z tym do gazet. Oni zwyczajnie świetnie się ze sobą czuli. Rozmawiali, śmiali się, przekomarzali, Marco pokazywał jej nakręcone telefonem śmieszne filmiki z szatni lub treningów, Irmina w rewanżu dzieliła się z nim swoimi wpadkami z prób oraz oficjalnych występów. Wymienili się adresami do swoich kont społecznościowych na przeróżnych portalach, spamowali sobie nawzajem, wysyłali zaproszenia, subskrybowali, obserwowali. I rzeczywiście, znalazł się ktoś, kto bacznie ich obserwował i wyciągał wnioski z przewijających mu się przed oczami obrazków. Marcel zawsze dużo widzi. Niestety, był jedyną z trzech osób, które w tamtej chwili życzyły im szczęścia. Druga zwyczajnie musiała działać według planu, natomiast trzecia... Trzecia zamierzała sprawić, że koszmar z przeszłości Marco Reusa odrodzi się na nowo.
   -Posłuchaj, Woody. - zaczęła tancerka, niemal krztusząc się przełykanym sokiem. Właśnie dowiedziała się, w jaki sposób piłkarz zdobył swoją ksywę. -Muszę do łazienki. A ty grzecznie na mnie czekaj i pamiętaj: nie stukaj dziobem w drewno!
   Popukał się w czoło, a co ona znów wybuchnęła śmiechem i udała się w stronę toalet. Kobieta, która od kilku minut nie spuszczała z nich wzroku, doskonale wiedziała, że czas na atak. Nieobecność Irminy nie potrwa długo, zatem wzięła głęboki wdech i ruszyła w kierunku osamotnionego aktualnie piłkarza. Stanęła na wprost niego, nie siląc się nawet na imitację przypadkowego spotkania. Oparła nadgarstki na biodrach, uśmiechając się nienaturalnie.
   -Ina? - Marco otworzył usta ze zdziwienia, marszcząc do tego brwi. Niespecjalnie przejawiał oznaki zachwytu. -Co ty tu robisz?
   -Czekam na kogoś. - wzruszyła ramionami, przysiadając się bezpośrednio do niego. -Ale ten ktoś się spóźnia... A ty? Jesteś sam?
   -Z koleżanką. Akurat wyszła.
   -Skoro wyszła, to...
   -Wybacz, ale nie rozumiem, do czego pijesz. - rzucił stanowczo, zachowując odpowiedni dystans. Nie darzył jej zaufaniem, dlatego nagłe spoufalanie się było dla niego podejrzane. -Zaraz wróci. Zostań, jeśli chcesz, myślę, że się nie obrazi.
   -Dzięki, mówiłam, że umówiłam się ze znajomymi. - przypomniała, odważnie przesuwając dłonią od jego kolana do uda. Podobało mu się, że dziewczyna wreszcie przejęła kontrolę, lecz usiłował to ukryć. -Może następnym razem. W innym miejscu.
   W parę sekund przestała przeszkadzać mu jej dotychczasowa zaborczość. Uśmiechnął się cwaniacko, lecz nim wykonał jakikolwiek ruch, Ina podniosła się i zniknęła w tłumie na dolnym poziomie. Gdy w końcu odprowadził ją wzrokiem, dostrzegł wpatrującą się w niego Kastner. Wyraz jej twarzy przemawiał sam za siebie. Mocno przesunęła zębami po dolnej wardze, kilkakrotnie szybko mrugając powiekami.
   -Naprawdę sądziłam, że jesteś inny. - wycedziła, przelewając na niego cały swój żal oraz złość. -Ale właśnie udowodniłeś mi, że wszyscy piłkarze są tacy sami.
   -Irma, źle to odebrałaś... - złapał ją za rękę, kiedy schyliła się po leżącą na skórzanej kanapie torebkę, ale mechanicznie ją wyszarpnęła. Zdał sobie sprawę, że nic już nie zdziała. -Pozwól mi to...
   -Daj mi spokój. - warknęła, nawet na niego nie spoglądając. -Nie odzywaj się do mnie więcej. Nie pisz, nie dzwoń... Najlepiej zapomnij, że w ogóle istniałam, okej?
   Nie zatrzymywał jej, gdyż wiedział, że nie ma do tego prawa. Wiedział też, że znów nawalił i że Ina najwyraźniej dopięła swego, doprowadzając do tego sporu. Przejrzał ją i miał rację, przypuszczając, że za jej nagłą przemianą kryje się drugie dno. Tylko dlaczego znów się na nie nabrał?
   Blondynka zbiegła ze schodów, podążając teraz wprost do głównego wyjścia. Widział ją, bo opierał się o barierkę. Dzięki temu zobaczył również, kto opuszcza klub tuż za nią i choć nie potrafił w to uwierzyć, nie mylił się. Przetarł oczy, złapał się za głowę i w jego umyśle nadal widniała ta postać. Przeklęta, znienawidzona, przez którą niegdyś stracił wszystko, na co ciężko zapracował. A teraz przeżywał cholerne déjà vu. Nie zastanawiał się dłużej. Założył kurtkę i pokonując po dwa stopnie na raz, zamierzał jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Nie przewidział jednego albo raczej wyleciało mu to z głowy. Marcel Fornell zawsze dużo widzi.
   -Ty już skończyłeś imprezę, kolego. - stwierdził sucho brunet, tarasując mu drogę. -Kolejnej szansy nie dostaniesz ani od niej ani ode mnie.
   -Puść mnie. - syknął zdenerwowany, próbując go wyminąć, jednak bez skutku. Wściekle zacisnął pięści. -Forni, do cholery!
   -Jeszcze ci mało? - nie odpuszczał, choć Reus w ogóle go nie słuchał. -Tobie chyba nie można powiedzieć, że pasujesz do jakiejś dziewczyny! Obiecałeś mi, że...
   -On tu jest. - przerwał mu, by nie marnować czasu. Liczyła się każda minuta. -Wyszedł za nią... Musiał nas śledzić, skoro wiedział, że tu będziemy... Myślałem, że... Tylko jakim cudem... Kurwa, daj mi przejść, bo jeśli ją choćby tknie, nigdy sobie nie wybaczę, że ją tutaj dziś zabrałem, rozumiesz?
   Rozumiał niewiele, w zasadzie nic. Nie żądał jednak dodatkowych argumentów: nie pamiętał bowiem, kiedy po raz ostatni było mu dane zobaczyć piłkarza w takim stanie. Jego tęczówki pociemniały, wręcz płonęły gniewem, on sam aż trząsł się ze złości, spinając każdy możliwy mięsień swojego ciała. Marcel zdawał sobie sprawę, iż obecnie nie dowie się, o co chodzi, nie mógł także zostawić Cocaine, ponieważ przypadła mu zmiana w samotności. Marco nie pozostawiał mu wyboru: musiał mu zaufać i wierzyć w jego zimną krew. Przyszło mu to z trudem, lecz tak właśnie postąpił.
   -Zadzwoń później, dobrze? - poprosił, nie oczekując odpowiedzi i takowej nie uzyskał. Woody pokiwał w zamroczeniu głową, pożegnał się i odszedł. To naprawdę do niego wracało, tym razem z podwójną mocą, ale nie podda się, bo nie może. Będzie silniejszy. Weźmie na siebie odpowiedzialność za te wydarzenia. A jeśli zajdzie taka potrzeba, powie Irminie to, o czym na tym etapie ich znajomości najwyraźniej powinna już wiedzieć.

Is it too late now to say sorry?

***

Nie powiem nic odnośnie tego rozdziału - nic nic nic :p Jedynie tyle, że pewnie następny nie pojawi się zbyt szybko, bo na przyszły tydzień mam baaardzo dużo zadane i muszę jeszcze napisać rozdział na drugiego bloga... Który, swoją drogą, pojawi się w poniedziałek, jak dobrze pójdzie.

Cytat na końcu: Justin Bieber - Sorry. Ostatnio bardzo przekonałam się do tego chłopaka :)

Do następnego! ❤

niedziela, 21 lutego 2016

Osiemnaście: Zaproszenie

7. marca 2014, piątek
   Od dwóch godzin trafiał go szlag. Jego ludzie, jego przyjaciele, z którymi pracował już kilka pięknych lat, zawodzili dziś na całej linii. Jonas i Ben ciągle żartowali między sobą, nawet nie starając się, by dotarły do nich jakiekolwiek zalecenia. Ann-Kathrin oraz Sophie narzekały na wystarczający, ich zdaniem, wycisk, jaki dziś dostali, natomiast Irmina... Na niej przejechał się najbardziej. Od samego początku zamyślona i kompletnie nieobecna, błędnie wykonująca figury, które do tej pory wychodziły jej perfekcyjnie. Sytuację ratowała tylko Julia, wpatrująca się w niego z uwagą, najpilniejsza słuchaczka tego wieczora. Kochał ją za to jeszcze mocniej i dziękował Bogu, że przynajmniej ona przykłada się do pracy.
   -Ja wiem, że jest weekend, a wy macie swoje plany i chcecie jechać do domów. - jęknął, zbierając w sobie resztki energii. -Sam nie marzę już o niczym innym, więc włóżcie w tą choreografię trochę serca i kończymy. Błagam was, idzie nam to jak po maśle!
   -Bo przesadzasz. - odezwała się Brömmel, na co Marcel otworzył szeroko oczy. -Katujesz nas całe popołudnie, aż zdążyło się ściemnić. Jesteśmy ludźmi, nie robotami, zapomniałeś? Do mistrzostw mamy jeszcze mnóstwo czasu.
   -Z tym, że...
   -Ona ma rację. - wtrąciła nagle Kastner. Jej największa od dawna rywalka nie potrafiła w to uwierzyć, ale cieszyła się, że ktoś podziela jej opinię. -Nie traktuj nas jak maszyn do bezustannego zapierdalania. Dopadł nas słabszy moment, więc pogódź się z tym i odpuść.
   -Akurat twój jest wyjątkowo kiepski. - sarknął głośno, by oczernić ją na forum całej ekipy. Zacisnęła usta, marszcząc gniewnie brwi.
   -Zrób przerwę. - zażądała tonem nieznoszącym sprzeciwu. -Albo więcej już nie zatańczę.
   Postawiła go pod ścianą, zamykając mu jednocześnie buzię. Nie dała mu wyboru - bez niej ten układ nie ma żadnego sensu, musiał zatem ustąpić i spełnić jej życzenie. Tym bardziej, że aprobaty dla niego doszukał się w oczach pozostałych osób. Westchnął ciężko i wypuścił powietrze z ust. 
   -Dobrze. Pięć minut.
   Irma uśmiechnęła się do niego ironicznie, po czym żwawym krokiem opuściła parkiet. Nie dostrzegła zaskakująco wdzięcznego wzroku Ann, zdziwionego spojrzenia Jull ani nadal szeptających ze sobą kolegów. Wywalczoną pauzę zamierzała spędzić z telefonem, w pamięci którego, jak podejrzewała, czeka ważna wiadomość. Od prawie tygodnia utrzymywała bowiem stały kontakt z Marco, a rano otrzymała od niego niepokojącego sms-a i obecnie oczekiwała wyjaśnień. Martwiła się o niego. Nie zdawała sobie sprawy, że zaangażowała się w tą znajomość, ale wiedział to obserwujący ją z daleka Marcel. Nie był głupi i domyślał się, że piłkarz może być przyczyną rozkojarzenia jego nadziei na sukces w czerwcowych Ogólnokrajowych Mistrzostwach Tanecznych. I na razie nie miał pojęcia, jak temu zapobiec.

"Spokojnie, nie stało się nic złego. Co robisz w najbliższą niedzielę?"

   Odetchnęła z ulgą. Przez kilka godzin żyła w strachu, że chłopaka dotknęło nieszczęście, a on, jak gdyby nigdy nic, proponuje jej kolejne spotkanie. Uśmiechnęła się, wpatrzona w wyświetlacz smartfona.

"Marcel pewnie zorganizuje próbę... A Ty nie miałeś przypadkiem jechać na mecz?"

"Miałem, ale nie jadę. Złapałem drobną kontuzję, lekarz wykluczył mój występ."

"Przykro mi."

   Rozumiała go, jak nikt inny, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wyobrażała sobie, jak cierpi, nie mogąc pomóc drużynie, nie mogąc oddać się temu, co kocha. Taki jest jednak sport - raz znajdujesz się na fali wznoszącej, a za chwilę niespodziewanie spadasz w dół i rozpaczliwie szukasz motywacji, by się podnieść. I dajesz radę, zatracony w miłości do swojej pracy. Bo nie chcesz się zatrzymać. Bo udoskonalanie siebie sprawia, że czujesz się spełniony.

"Potrzebuję towarzystwa... Wpadniesz? Możemy obejrzeć ten mecz, jeśli zechcesz, pokażę Ci, że futbol to nie tylko kopanie piłki od bramki do bramki :)"

   Roześmiała się cicho, zatykając usta dłonią. Odnosiła wrażenie, iż Marco zachowuje się zupełnie inaczej, odkąd wyjawił jej, że jest wielkim Marco Reusem. Bardziej swobodnie, na luzie. Wprawdzie bywał jeszcze dupkiem, aczkolwiek coraz częściej otwierał przed nią prawdziwego siebie. Czyżby właśnie w tym tkwił sekret jego nagminnej bezczelności? W byciu znanym milionom ludzi na świecie?
   Wystukała pierwszą część odpowiedzi, kiedy tuż nad nią pojawił się Fornell. Wstrzymała oddech i zastygła w bezruchu.
   -Możemy pogadać? - spytał, wsuwając ręce do kieszeni bluzy. Spojrzała na niego, zagryzając górną wargę.
   -A nie kończy się już przerwa? - nie umiała ugryźć się w język. Tancerz przewrócił oczami, siadając na krześle obok niej.
   -Irma, co się z tobą dzieje? Nie poznaję cię dziś... Jesteś taka... Hmm, wredna i niedostępna. Dlaczego?
   -Może jestem zwyczajnie zmęczona? - odparowała, podnosząc głowę i spoglądając wprost w jego zagubione tęczówki. -Jak my wszyscy zresztą. Uparłeś się na te zawody, jakby odbywały się za tydzień, choć złożyłeś już pełen układ. Po co nas męczysz?
   -Bo dziś odstawiamy jedną, wielką katastrofę! Do tej pory nie było żadnego kłopotu, a teraz...
   -Więc wyluzuj na dwa, trzy dni. Zregenerujemy siły i wszystko wróci do normalności.
   -Chyba śnisz. W niedzielę znów ćwiczymy.
   -Słucham?! - odwróciła się w jego stronę, obdarzając go porcją jadu. Zamknął oczy, żeby nie wybuchnąć. -Żartujesz, prawda?
   -Nie. Dopóki nie zatańczymy, jak należy, nie zrobimy dłuższego odpoczynku.
   -W takim razie ja nie przyjdę. - rzuciła, wstając z miejsca. Dostrzegła wtedy, że ich rozmowę śledziła cała grupa, co ją nieco speszyło, ale nie przywykła, by się tym przejmować. Poza tym, liczyła, że poprą ją w stu procentach. -Zobaczymy się, gdy minie ci obsesja na punkcie tego turnieju.
   -Irmina! - wrzasnął Forni, wyraźnie wytrącony z równowagi szarpiąc jej ramię. Toczyli walkę na spojrzenia, której żadne nie chciało przegrać. -Nie masz prawa...
   -Umówiłam się! - rzuciła bez namysłu. W sali zapadła głucha cisza, a Marcel zacisnął pięści, totalnie wybity z rytmu. Reus. Cholerny Reus. -Ktoś cię już wyprzedził, więc pozwól, że skorzystam.
   Umilkła w obawie, że powie zbyt wiele, a następnie, pod ostrzałem kilkunastu źrenic, odblokowała ekran iPhone'a i dokończyła wiadomość.

"Jasne, że wpadnę, zgadamy się później. Do zobaczenia."

   Planowała potem rozładować napiętą atmosferę, lecz podjąwszy spontaniczną decyzję, rozwiązała buty i skierowała się do szatni, udowadniając Fornellowi, iż jego rządy mają ograniczony zasięg. Nie obchodziły ją rozmowy za plecami. Wierzyła wręcz, że cała grupa pójdzie w jej ślady i zamelduje się pod prysznicem, ucierając nosa autorytarnemu ostatnio przywódcy. Przecież sam przyznał, że bez niej to "nie ma żadnego sensu", tak?

~~~

8. marca 2014, sobota
   Siedzieli na kanapie, delektując się wyjątkową ciszą, jedynie z głośników płynęła spokojna, relaksująca muzyka. Aktualnie nie rozmawiali: ona wtulała się w jego bok, natomiast on subtelnie przesuwał palcami wzdłuż jej odsłoniętego ramienia. Złożył jej niezapowiedzianą wizytę i miał szczęście, że zastał ją w domu. Dziś Dzień Kobiet, a dziewczyna, specjalnie dla niego, zdecydowała się przełożyć godzinę babskiego spotkania z przyjaciółkami. Był cholernym farciarzem. Może dlatego, że był też piłkarzem, bo większość pań pierwszego lepszego faceta, wpadającego do nich znienacka, zapewne wyrzuciłaby za drzwi.
   -Zaprosiłem ją do siebie na jutro. - powiedział w końcu, przerywając milczenie. Towarzyszka zerknęła na niego kątem oka.
   -Po co?
   -Bez powodu. Zawsze musi jakiś być? - fuknął obruszony, na co wzruszyła ramionami. -Sądzisz, że to zły pomysł?
   -Nie wyciągaj pochopnych wniosków, Marco. - uśmiechnęła się, gładząc jego policzek. -Zdradzę ci, jak to wygląda z mojego punktu widzenia. Gdybym była Irminą, twoje postępowanie już dawno namieszałoby mi w głowie. Najpierw jej nienawidzisz, później podrywasz, uwodzisz, kłócisz się z nią, następnie przepraszasz, całujesz, okazujesz sympatię i tak w kółko. Dziwne, że jeszcze nie zwariowała i nadal cię lubi.
   -Przecież właśnie o to chodzi. - mruknął, tajemniczo unosząc brew. -Żeby ją ogłupić. Chcę zdobywać jej zaufanie i niedawno odkryłem, że jako Marco Reusowi nawet lepiej mi to wychodzi.
   -Bo poczuła, że wyjawiłeś jej ważny sekret, więc pewnie nic już przed nią nie ukrywasz. Szkoda, że się myli.
   -Samantha, kochanie, nie pomagasz. - mruknął, zręcznie wyswobadzając się z jej objęć. -Nie mogę jej powiedzieć o Marcelu, bo on zakochał się w przyjaciółce Irminy i nawet kręcą ze sobą, ale ona mi kibicuje, w takim sensie... Hmm, dość wymownym. Z drugiej strony, nie chciałbym okłamywać Irmy, lecz w tej sytuacji muszę. Nie istnieje idealne rozwiązanie... A ona jest taką kobietą, którą nie interesują moje pieniądze i sława, ucieka od tego.
   -Chyba nie rozumiem, do czego brniesz. - skwitowała, przepraszająco marszcząc czoło. -I jak ją traktujesz. Chcesz się do niej zbliżyć, czy po prostu upokorzyć i zniknąć?
   -I jedno i drugie. - rzucił, ku jej zaskoczeniu. -Oj, chodzi o to, że ona od początku postrzega mnie jako Marco Reusa - chłopaka urodzonego i wychowanego w Dortmundzie, a nie Marco Reusa - tą najcenniejszą gwiazdę Borussii. Przed nią nie muszę nikogo udawać... Za to cholernie weszła mi za skórę.
   -To nie ma sensu. - uznała, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. -Kiedy zastanowisz się wreszcie, co jest między wami tak naprawdę, wrócimy do tematu jeszcze raz, okej?
   -Nie! Nic nas nie łączy, poza dwoma problemami. - przerwał, by wychylić się po wibrujący na szklanej ławie telefon. Spojrzał na wyświetlacz, a na jego twarzy rozkwitł kpiący wyszczerz. -Jeden z nich właśnie do mnie dzwoni. Przepraszam cię, odbiorę.
   Wstał z sofy i udał się do okna balkonowego, po czym odetchnął głęboko i nawiązał połączenie. Nie zdążył wypowiedzieć ani słowa, przywitany szybkim atakiem rozmówcy.
   -Masz chwilę?
   -Cześć, Forni. - zaczął z opanowaniem, serwując przyjacielowi sarkastyczną lekcję kultury. -Jasne, nawijaj.
   -Wolałbym w cztery oczy. Dotrzesz do mnie w pół godziny?
   -Odpada. Jestem w Hannoverze.
   -W Hannoverze?! - wykrzyknął zdziwiony. Zamierzał już pytać o przyczynę tego wyjazdu, ale domyślał się, że ją zna, co rozwścieczyło go jeszcze bardziej. -Dobra, zapomnij. Kiedy wracasz?
   -Dzisiaj... Jutro... Sorry, bro, ale w ten weekend nie znajdę już dla ciebie czasu. Możemy spotkać się w następnym tygodniu.
   -To mnie nie urządza. - sarknął rozsierdzony, a do piłkarza dotarło, iż tancerz aż kipi nienawiścią. -Myślę, że wiesz, dlaczego, więc chciałbym ci uświadomić, że Irmina nie jest twoją własnością, tak, jak ty ma obowiązki, z których przez ciebie się nie wywiązuje, dlatego jutrzejsze spotkanie będzie waszym ostatnim, tak?
   -Marcel, co ty pieprzysz? - blondyn złapał się za głowę, przeczesując przy okazji włosy. Użyty wulgaryzm zwrócił uwagę Samanthy, która automatycznie położyła dłoń na jego ramieniu. Docenił to, bo czuł, że skoczyło mu ciśnienie. -Nie wspominała, że będzie zajęta, zgodziła się... O niczym nie miałem pojęcia!
   -Odmówiła udziału w próbie. Co, napisałeś jej, że biedny, chory i zmęczony leżysz w łóżku i poprosiłeś, żeby ugotowała ci obiadek? A dzisiaj bzykasz się z tą suką, z którą ostatnio minąłem się w drzwiach twojego mieszkania?! Przekraczasz wszelkie granice, Reus i nie śnij, że ci na to pozwolę. Odczep się od niej albo inaczej się policzymy.
   -Stary, ja...
   -Irma to nasza gwiazda na czerwiec. - ciągnął, nie dając Woody'emu dojść do głosu. -Wierzę w to, że sobie poradzi i spełni marzenia z dzieciństwa... O ile wcześniej jej nie zniszczysz. Krzywdzisz ją, do jasnej cholery, więc najlepiej zostaw ją w spokoju! Powinna skupić się na pracy, a nie na tobie!
   -Posłuchaj mnie. - spróbował po raz kolejny, lecz i tym razem bez skutku. Fornell się nie ugiął.
   -Nie zamierzam z tobą dyskutować! Nie zasługujesz na taką dziewczynę i żałuję, że w ogóle pomyślałem, że ty i ona... Moglibyście kiedykolwiek... Ech, już nic. To wszystko, Marco. Do zobaczenia.
   Rozłączył się niemal natychmiast, a dortmundzka 'jedenastka' jeszcze kilka minut po tym telefonie trwała w bezruchu, dochodząc do siebie. Samantha nie odzywała się, po prostu była tuż obok i przytuliła go, kiedy silnie zacisnął pięść, w której trzymał aparat. On także objął ją ramionami, chowając twarz w jej gęstych włosach. Zraniło go to, co usłyszał. Uderzyło w niego mocno i boleśnie.
   -Mogę ci jakoś pomóc? - szepnęła, nie odsuwając się od niego. -Nie przejmuj się. Ideały nie chodzą po świecie...
   -Wiem. - uśmiechnął się, ujmując jej twarz w dłonie. Wpatrywali się w siebie nawzajem, rozczytując dominujące emocje. -Wiem, cukiereczku. Proszę cię o szklankę wody, nic więcej.
   Wygładziła kciukiem jego żuchwę, po czym oddaliła się do kuchni, a on podążał za nią wzrokiem. Obserwował każdy, jej najdrobniejszy ruch, gest, mrugnięcie powieki. Potem plecy, pośladki, uda... I uznał, że nie potrzebuje ani szklanki, ani wody, że chce po prostu ją. Poszedł do pomieszczenia, w którym się znajdowała, wyjął jej z ręki naczynie, po czym odwrócił w swoją stronę i posadził na blacie, zachłannie wbijając się w jej usta. Nie protestowała. Bo dla niej także seks z nim powoli zaczynał stawać się najlepszą formą odprężenia.

~~~

9. marca 2014, niedziela
   -W poprzedniej akcji nie było spalonego! - śmiał się, wymachując rękoma w kierunku ekranu telewizora. -Za to w tej masz kilometrowego, ponieważ przed Aubą stał już tylko bramkarz Freiburga, a obrońcy dopiero go doganiali. Gdyby wpadł gol, byłby niesprawiedliwy, bo nikt nie mógł mu zapobiec. Teraz rozumiesz?
   -Staram się. - powiedziała, spoglądając na niego z ukosa, po czym zaczęli się śmiać. Po wczorajszym starciu z Marcelem Marco nie miał najmniejszej ochoty spędzać wolnego czasu z Irminą, lecz kiedy zobaczył ją w drzwiach, nie potrafił odmówić. Przywiozła w dodatku jego ulubione czekoladki - których nie dokończyli w Walentynki - a pierwsze, zadane przez nią pytanie, dotyczyło jego kontuzjowanego kolana. Dostrzegł, że się o niego martwiła i nawet trochę żałował tego, co stało się wczoraj u Samanthy. Tancerka zdecydowanie poprawiła mu humor, więc szukał już sposobu, by się odwdzięczyć. Tym bardziej, że ją również wyraźnie coś strofowało.
   -W takim razie podaj mi, proszę, najkrótszą definicję pozycji spalonej, jaką znasz. - uniósł brwi, przesuwając się tak, by siedzieć przodem do niej. -Na przykład taką, którą sprzedałabyś mojemu 3-letniemu chrześniakowi. Żeby ogarnął.
   -Ale my rozmawialiśmy o spalonym, a nie o pozycji spalonej... - urwała, widząc, że chłopak patrzy na nią z politowaniem, usiłując nie wybuchnąć śmiechem. Zawstydzona, przygryzła wargę. -To jest to samo...? No, tak, nie pomyślałam... Przepraszam. Mów po ludzku, bo się nie dogadamy!
   -Irma, ty tak serio? - rzucił, ocierając łzy w kącikach oczu. Uśmiechnęła się delikatnie, lecz opuściła głowę, nie odpowiadając. Dla niego to znak, że już czas, by poruszyć ten temat. Nieważne, iż jego koledzy jeszcze przez 25 minut muszą walczyć o utrzymanie prowadzenia. Na ten wieczór jego priorytetem została blondwłosa dziewczyna. -Irma, wszystko w porządku? Wyglądasz na przybitą.
   -Nic się nie stało. - zapewniła, unikając jego wzroku, ale nie dał się nabrać. Ostrożnie ujął jej podbródek i odgarnął opadające na jej policzki włosy.
   -Nie kłam. - prychnął, by pokazać jej, że go nie oszuka. -Nie wstydź się tego, że coś nie idzie zgodnie z planem, nie zawsze musi. Ja też powinienem właśnie zasuwać na boisku we Freiburgu... I powiedziałem ci o urazie. To nic strasznego.
   -Patrzysz na to z trochę innej strony. - westchnęła, łącząc w końcu ich spojrzenia i zauważyła, że naprawdę jej słucha. -Ty nie możesz zagrać, a ja muszę trenować do mistrzostw i właśnie dziś powinnam zjawić się na próbie, ale tego nie zrobiłam. Widzisz różnicę, prawda?
   Odsunął się powoli, by jej nie przestraszyć. Cała historyjka w jednej chwili złożyła się w całość. Pokłóciła się z Marcelem, a on na nią krzyczał, tak, jak na niego. Gdy tylko sobie to wyobraził, spiął mięśnie i gniewnie zmarszczył czoło. Fornell, ich wspólny przyjaciel, zamierzał ich skłócić, wypominając mu, iż próbuje przywłaszczyć sobie Kastner. Chyba jednak zapomniał, że to działa w dwie strony.
   -Chcesz powiedzieć, że przeze mnie zawaliłaś zajęcia?
   -Nie obwiniaj się o to! - zaoponowała, podnosząc się z miękkiej sofy. Krążyła teraz nerwowo po salonie, wpatrzona w podłogę. -Przecież nic ci nie mówiłam. Ja... Ja nawet nie chciałam tam jechać. Nie miałam już siły. Ledwo przysłałeś wiadomość, czy wpadnę, a on doskoczył do mnie z tekstem, że w niedzielę trening... Zupełnie, jakby przeczuwał, że będę robić coś innego poza tańcem.
   Bo przeczuwał, panienko Kastner. Wywęszył to szybciej, niż pies tropiący. Marcel Fornell we własnej osobie.
   -Teraz ja nie rozumiem. - przyznał, uginając nogę w kolanie, by usiąść na udzie. -Myślałem, że to kochasz, że żyjesz tą pracą. Znudziła ci się?
   -A tobie znudziła się piłka? - odparowała z żalem, zabijając go wzrokiem. -Nie, po prostu jesteś niedyspozycyjny, odpoczywasz. Ja też potrzebuję, a Marcel nie chce mi tego dać. Od dwóch tygodni, dzień w dzień, wałkujemy ten sam materiał, aż w końcu nadszedł ten słabszy dzień, moment zawahania...
   -A on wciąż wymaga. - skończył za nią z pewnością w głosie. Zdziwiona, odwróciła się do niego, dzięki czemu zwrócił uwagę na jej zeszklone tęczówki. Oszczędził zbędnych słów i sztucznych formułek, zwyczajnie wstał z miejsca, podszedł do dziewczyny i przytulił ją do siebie. Gładził jej włosy, spokojnie czekając, aż opanuje nerwy, ona natomiast ufnie chowała twarz w jego klatkę piersiową, nieświadomie zaciągając się przyjemnym zapachem perfum piłkarza. Oboje znali Forniego oraz jego ambicje, spełniane za wszelką cenę, jednak Reusowi nigdy nie przyszło do głowy, że ktoś będzie przez niego płakał. A już tym bardziej dziewczyna, którą obecnie trzymał w ramionach: na co dzień silna, zdecydowana i wredna, w głębi ducha szalenie wrażliwa, podatna na zranienia. To nie było normalne, dlatego obiecał sobie, że podejmie konkretne działania. Jak najszybciej.
   -Porozmawiaj z nim. - szepnął, opierając brodę o czubek jej głowy. -Wygarnij mu to, co czujesz. Zabiera wam prywatny czas, okej, ale w granicach rozsądku. Istnieje jeszcze życie poza zawodami, turniejami i trofeami. Jestem przekonany, że Marcel też dojdzie do takiego wniosku, prędzej czy później.
   -Marco, ja cię strasznie przepraszam. - jęknęła, pospiesznie ocierając wilgotne powieki. -Zarzucam cię problemami, które zapewne cię nie interesują... Wystarczają ci własne.
   -Jeśli mogę, to pomagam. - puścił do niej oczko. -Nie wiesz, kiedy zastaniesz mnie w podobnym nastroju... Więc zabezpieczam się już teraz.
   -I szczerze się przyznajesz. Wariat. - dodała, dźgnąwszy go w żebro. Nie zdążył się wybronić, gdyż usłyszeli gwizdek sędziowski, kończący potyczkę Freiburga z Borussią. Wygraną 1:0 przez czarno-żółtych. Irmina zerknęła na Reusa i uniosła brwi. -Cóż... Wygląda na to, że dali radę bez 'lokalnej gwiazdy'.
   -Bardzo śmieszne. - odgryzł się, pokazując jej język. -A ty, moja lokalna gwiazdo, idź zajrzyj do lustra, bo rozmazałaś sobie tusz do rzęs na tej tanecznej buźce. Ujmuje ci blasku.
   Mogłaby przysiąc, że zarumieniła się jak burak, ale posłusznie podążyła do toalety, zadbać o kondycję swojego make up'u. Zaraz po jej zniknięciu piłkarz złapał za iPhone'a i z menu wybrał listę kontaktów. Zanim zadzwonił do chłopaków, by pogratulować im kolejnych trzech punktów, wysłał sms-a do Marcela. Może nie brzmiał groźnie, ale i nie zwiastował nic przyjemnego.

"Chyba będziesz jednak musiał ze mną podyskutować."

***

Drogie Panie:
Marco Reus. Nowy związek chyba po prostu mu służy (a ja z niecierpliwością czekam na te zdjęcia!!!)! :D

A w rozdziale trochę nudno... Ale to cisza przed burzą. Postanowiłam bowiem przychylić się do Waszego "kiedy ten punkt kulminacyjny" i rozpocząć go już w następnym rozdziale. Będzie długi i rozbity prawdopodobnie aż na trzy części, ale to dlatego, że jest ważny. Same zobaczycie :)

Chciałabym jeszcze poczęstować Was prywatą i zaprosić na mój snapchat: mnk.bnck :) Założyłam kilka dni temu i uwierzcie, zasnapowałabym się na śmierć :p (PS. nie śmiać się, dopiero się uczę, ale przynajmniej przekonacie się, kto dla Was pisze :p)

Do usłyszeniaaaa ❤

wtorek, 9 lutego 2016

Siedemnaście: Tajemnica

   -Poczekam na dole.
   Tak mu powiedziała. Ale czy dokładnie tak zrobi? Schodząc, a raczej biegnąc po schodach na dół, miała coraz większe wątpliwości, czy to dobry pomysł. Była w szoku, nie jakoś przesadnie wyolbrzymionym, ale jednak. Spędzają miło czas, jest całkiem przyzwoicie, nawet prawie mu wybaczyła, a tu nagle, jakby spadły z nieba, doskakują dwie małolaty i niemalże błagają go o zdjęcie. Mało tego, patrzą na nią jak na największą rywalkę, wprowadzając ją w zakłopotanie, aż w końcu pada to pytanie. Irmina rozchyla usta i kątem oka zerka na Marco. Ich spojrzenia łączą się, a potem chłopak kiwa przecząco głową. Bo przecież nigdy nie byli i nie są parą, choć to nie pierwszy raz, kiedy zachowali się zupełnie odwrotnie. Oboje nie potrafią nawet precyzyjnie określić, na jakim etapie znajomości obecnie się znajdują. I choć żadne z nich się nie przyzna, gdzieś w głębi ducha szalenie ich to kręci.
   Wyprysnęła z budynku, zatrzymując się na moment, po czym przetarła dłonią powieki. Nie zaczeka na niego. Bo i po co? Żeby dowiedział się, że płakała? Żeby zrozumiał, że znów się go boi, ponieważ jest jej zupełnie obcy? Co o nim wie? Wprawdzie opowiadał jej sporo o swojej rodzinie, przyjaciołach, co nieco o życiu prywatnym, w krótkich zdaniach troszeczkę o zawodowym... A jednak okazało się, że wiele jeszcze przed nią ukrywa. Nie przypuszczała, że jest w Dortmundzie tak rozpoznawalną postacią. Czyli kim konkretnie?
   Chciała jak najszybciej dotrzeć do bramy wyjściowej, czego nie ułatwiały jej buty na wysokim koturnie. Wiatr rozwiewał jej włosy, nie zapięła płaszcza, więc chłód dostawał się aż pod ubranie, powodując dreszcze na skórze tancerki. Ściemniło się i choć twardo podążała do przodu, z lękiem rozglądała się na boki, sprawdzając, czy nikt jej nie śledzi. Kiedy do celu pozostało jakieś dwadzieścia metrów i poczuła się w miarę bezpiecznie, ktoś znienacka złapał ją za ramię. Krzyknęła przerażona, lecz napastnik natychmiast ujawnił swą tożsamość. Odwróciła się i spojrzała mu w twarz.
   -Ty kretynie. - wycedziła, wręcz kipiąc nienawiścią. Miała ochotę go spoliczkować, ale nie zebrała się na odwagę. -Jesteś idiotą, po prostu idiotą. Dlaczego za mną szedłeś?
   -Bo coś mi obiecałaś. - odpowiedział ze spokojem. -Nie tak się umawialiśmy, prawda?
   -Myślałam, że poświęcisz więcej czasu swoim fankom.
   -Przyjechałem tutaj z tobą, nie z nimi.
   -Super, pięć punktów do kultury osobistej! - zadrwiła, wpatrując się w niego z oczywistym żalem. -Co to miało znaczyć, Marco? Jest w ogóle na to jakieś logiczne wytłumaczenie?
   -Nie wiem, zapewne nie. - mruknął, przesuwając palcami po kilkudniowym zaroście. Wątpił, że wyjdzie bez szwanku z kolejnej wpadki, ale musiał przynajmniej spróbować. -Te laski z kimś mnie pomyliły...
   -Rozpoznały cię z daleka, mówiły do ciebie po imieniu. Nie zrobiłbyś sobie z nimi tej fotki, gdyby zaszła pomyłka. Dlaczego kłamiesz? - spytała z żalem, nerwowo bawiąc się łańcuszkiem torebki. -To nie one się pomyliły, to raczej ja. Sądziłam, że zdążyłam cię poznać w jakimś małym stopniu... Ale wygląda na to, że nie wiem, kim jesteś. Biznesmenem? Aktorem? Wokalistą? Politykiem? A może... Sportowcem. Może jeździsz na nartach, biegasz, grasz w kosza albo... W piłkę. W piłkę nożną.
   Wyobraziła sobie, jak się teraz prezentuje. Krew odpłynęła jej z twarzy, więc pobladła jak ściana. Lustrowali siebie nawzajem, blondyn uśmiechał się tajemniczo, a ona wygrzebywała z pamięci wszystkie informacje, którymi niegdyś zasypywała ją Julia. Farbowany, bo rudy. Kolczyki w uszach. Wysoki, dobrze zbudowany, wąskie usta, szerokie bary. Najdroższe auta, najlepsze metki na ubraniach, gruby stos kart kredytowych w portfelu. Jednym słowem: luksus. Przełknęła głośno ślinę, ponownie skupiając uwagę na stojącym przed nią mężczyźnie. Jeszcze nie wierzyła.
   -Jeśli chcesz o coś spytać, to śmiało. - powiedział stanowczo. Zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę, bo nie miał już nic do stracenia. Irmina odkryła zbyt wiele faktów, by mógł się jeszcze bronić.
   -Masz tatuaże...?
   -Tak. Po lewej stronie, od nadgarstka do przedramienia. - nie spuszczając z niej wzroku, rozpiął rękaw kurtki i podciągnął bluzę. Gdy się zbliżyła, pokazał jej każdą dziarę z osobna w świetle latarni. Każda posiadała swoją osobistą historię i znaczenie, każda była dla niego ważna. Domyśliła się tego po sposobie, w jaki o nich opowiadał i choć starała się koncentrować na jego słowach, nie zawsze jej wychodziło. Nadal zbierała dowody, a teraz brakowało ostatniego - wisienki na torcie, do której nie potrzebowała już jego wyjaśnień, dlatego gdy upewniał się, czy to wszystko, przytaknęła i wyjęła z kieszeni smartfon.
   -Pozwól mi tylko coś sprawdzić. - rzuciła, wskazując aparat. -Dla formalności.
   Przygryzł wargę, nie odpowiadając, więc otworzyła przeglądarkę internetową i powoli, majestatycznie wpisała w prostokątne okienko dwa wyrazy. Drżały jej dłonie, denerwowała się, gdyż zdawała sobie sprawę, że chłopak obserwuje aktualnie każdy jej ruch i widzi, jakiego hasła szuka. I znalazła, trafiła. Przejrzała parę pierwszych artykułów, po czym przeniosła się do galerii zdjęć. Widniał na nich ten sam facet, który stał właśnie przed nią. Ten sam.
   -No i co? - odezwał się, zupełnie rozluźniony. -Wyczytałaś coś ciekawego?
   -Marco Reus. - wyrecytowała, czując, że się uśmiecha. Była przekonana, iż wędruje w zupełnie innym świecie, niż dotychczas. Pełnym abstrakcji i absurdu. -Niemiecki piłkarz... Występujący na pozycji napastnika lub pomocnika. Obecnie jest zawodnikiem... Borussii Dortmund.
   Podniosła głowę i przyjrzała mu się uważnie. Pojedyncze elementy układanki zaczęły wreszcie stanowić spójną całość. Blondyn natomiast wzruszył ramionami, oczekując kolejnego kroku z jej strony. To od niej będzie zależeć dalszy przebieg tego kończącego się dnia. Niezwykłego, szalonego i nienormalnego dnia. Cholera jasna, czy Jull akurat w tym aspekcie musiała mieć rację?

~~~

   -Więc tak piłkarze podrywają dziewczyny? - roześmiała się, biorąc do ręki jedną z nagród, ustawionych w równym rzędzie na półce w salonie. Swoją docinką nawiązała bezpośrednio do ich pierwszego spotkania, przed Cocaine. -Najpierw sprawdzają, czy ma fajny tyłek, a później udają, że są anonimowi, dopóki się nie wyda?
   -Niekoniecznie. - zaprzeczył, pojawiając się w pomieszczeniu. -Niektórzy właśnie to wykorzystują, żeby szybciej przypodobać się jakiejś pannie. Zazwyczaj z pożądanym skutkiem.
   -A ty? Nie powiedziałeś mi do samego końca...
   -Nie potrzebuję dodatkowych atrakcji, bez nich też mam wystarczająco dużo problemów, wyłącznie ze względu na medialną osobowość.
   -Stąd ta ściema o "pracy w dużej spółce"? - uniosła dłonie, imitując cudzysłów. Uśmiechnął się pod nosem.
   -Twoja przyjaciółka chce mnie za męża, musiałem coś wymyślić. - odparował, na co oboje zaczęli się śmiać. -Dlatego czasami nie mówię prawdy.
   -A jaki to miało cel w moim przypadku? Nie interesuję się futbolem, nie wiedziałam nawet, jak wyglądasz. Gdybyś się nie przyznał i stwierdził, że, na przykład, prowadzisz firmę reklamową, uwierzyłabym w to. Dlaczego nie brnąłeś w kłamstwa?
   -Ukrywanie się w tym mieście, w ogóle w Niemczech czy w Europie graniczy z cudem, jeśli o mnie chodzi. Szczerze, zaskoczyłaś mnie tym, że nie miałaś pojęcia, czym się zajmuję, rzadko spotykam takich ludzi. Postanowiłem cię przetestować. Nie postrzegałaś mnie jako lokalną gwiazdę, w twoich oczach byłem normalnym człowiekiem i dzięki temu przekonałem się, co naprawdę o mnie myślisz. Poznawałaś mój charakter od prawdziwej strony, a nie tej sztucznie wykreowanej przez internet i gazety czy telewizję. Dowiedziałem się też, co muszę w sobie zmienić, a co poprawić.
   -Wystarczyło po prostu zapytać. - wzruszyła ramionami, przywdziewając na twarz złośliwy uśmieszek. -Przygotowałam całą listę twoich wykroczeń z ostatnich dwóch miesięcy. Chcesz o tym pogadać?
   Przymknął powieki, nieustannie ją obserwując, a gdy nie dawała za wygraną, uległ. Ciekawiło go, jaką ostatecznie opinię mu wystawiła. Ciekawiło dlatego, iż zrobiła to obiektywnie, pomijając jego postawę w blasku fleszy, podczas pracy, denne opisy w sportowych tygodnikach i na portalach plotkarskich. Znała go takiego, jaki jest w rzeczywistości, prywatnie i pomimo, że nie wszystko, co czynił, napawało go dumą, nie wstydził się tego. Irmina wie znaczną część, ale nie całość. Nie ma świadomości jego najgłębiej schowanych zamiarów. I lepiej, by na razie nie miała.
   Siedzieli więc na kanapie, przekomarzając się nawzajem, bo Reus nie zawsze zgadzał się z tym, co zarzucała mu Kastner. Zabrał ją do swojego apartamentu, żeby pokazać jej, jak żyje na co dzień, w cieniu. Tancerkę od samego progu zachwyciła bogata dzielnica i luksus jego posiadłości, lecz nie dała po sobie tego poznać. Zresztą, nie to uznała za najistotniejsze. Nie wodziła wzrokiem po kątach, bo w każdy metr kwadratowy tego budynku władowano tysiące czy miliony Euro. Marco zwyczajnie okazał się pracowitym, utalentowanym mężczyzną i lubił chwalić się gościom swoimi sukcesami. Chyba po raz pierwszy tak mocno jej zaimponował i zauważył to. Dziewczyna podziwiała jego pasję, doceniała, że ją posiada i rozwija, ponieważ to uczucie i stan nie były jej obce. Pod tym względem niewiele się od siebie różnili. Właściwie wcale.
   -Nad tym powinieneś popracować w szczególności! - krzyknęła rozbawiona, wymachując przy tym rękoma. -Kobiety trzeba szanować! Jak ty znajdziesz sobie żonę, jeśli będziesz tak opryskliwie odnosić się do kandydatek?
   -Wspominałaś niedawno, że twoja przyjaciółka nie marzy o niczym innym, poza naszym ślubem. - mruknął, zerkając na nią kątem oka. Roześmiała się jeszcze głośniej.
   -Tak, jeszcze dwa tygodnie temu rzuciłaby ci się na szyję, gdybyś poprosił ją o rękę. - pokazała mu język, kiedy przewrócił oczami. -Ale... Jej walentynki skończyły się lepiej, niż nasze. Chyba, bo od tej pory regularnie spotyka się z naszym przyjacielem z grupy... A ja głęboko wierzę, że im się uda, bo ona i Marcel na to zasługują.
   Reus wyszczerzył się ironicznie, kręcąc głową. No tak, przecież Forni ostatnio ciągle nawija o Julii, w przerwach na prawienie mu kazań odnośnie Irmy. Zrobił się strasznie nudny, lecz, o dziwo, nie przeszkadzało to dortmundzkiej 'jedenastce', wręcz przeciwnie. Oboje znaleźli sobie zajęcie, zatem krótkowłosa tancerka straciła najcięższy filar w swojej obronie. Wprawdzie Robin też się stawiał, ale już nie tak często. Wniosek nasuwał się sam: jeśli dziewczyna zamknie buzię na kłódkę, misternie ułożony plan pójdzie po jego myśli. I czuł w kościach, że tak będzie.
   -To znaczy, że nie mam już u niej szans? - spytał i z teatralnym rozczarowaniem wysunął dolną wargę. -Szkoda...
   -Jeszcze nic straconego... - uniosła brwi, po czym wstała z sofy i podeszła do okna. -Powinnam jej powiedzieć... Na pewno nadal okropnie chce cię poznać. A teraz to w pełni możliwe.
   -Pomyśl o jej relacji z tym Marcelem. Jeśli chłopak faktycznie się zaangażował, a jej także na nim zależy... Rozsypiesz to.
   -Marco, ona jest dla mnie jak siostra... Zawsze mnie rozumiała, zawsze wszystko mi mówiła, tyle o sobie wiemy... Nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Nigdy.
   -Teraz zrobisz wyjątek. - rzucił, na co odwróciła się gwałtownie. Stał tuż za nią, nie dzieliło ich nawet pół metra. -Jeśli się wygadasz, odbierzesz mi prywatność. Nie chcesz tego, prawda?
   -Jull nikomu cię nie sprzeda, ręczę za nią. Nie będzie cię dręczyła, ona po prostu bardzo cię lubi i...
   -Słyszałem to wiele razy. - wtrącił, śledząc jej błyszczące tęczówki. -Za żadnym nie wyniknęło z tego nic dobrego. Ludzie, którzy kojarzą mnie jako piłkarza, widzą tylko wielką gwiazdę, wzór do naśladowania, ideał do łóżka albo worek pieniędzy, a ty tego nie dostrzegałaś. Nie każ mi sądzić, że się pomyliłem.
   -Manipulujesz mną. - skwitowała, ponownie wyglądając przez szklaną szybę. Marco mieszkał na osiedlu Phoenix See, a z jego penthouse'u roztaczał się przepiękny widok na jezioro. Zapadła już późna noc, oświetlone latarniami krajobrazy wywierały naprawdę spore wrażenie. Dawniej bywała w tej dzielnicy regularnie, ale odkąd zasiedlają ją milionerzy, nie pojawia się w niej w ogóle. Uznała, iż zwyczajnie tu nie pasuje. -Próbujesz sprawić, że zatańczę, jak zagrasz. Jeżeli wierzysz, że przekupisz mnie swoimi banknotami, jesteś w ogromnym błędzie. Wsadź je sobie tam, gdzie słońce nie dochodzi.
   -Wraca stara Irmina. - roześmiał się, kładąc dłoń na jej ramieniu. To kluczowy moment: od niego zależy intryga. -Nie powiedziałem, że jesteś dziwką, ani teraz, ani wcześniej. Zaufałem ci, cukiereczku, nie schrzań tego. Może zastanawiasz się jeszcze, jak odwdzięczyć się za znaleziony nieśmiertelnik? Proponuję ci układ, atrakcyjny. - szepnął, pochylając się nad jej uchem. Odgarnął włosy z policzka blondynki, przez co mimowolnie zadrżała. -Nikomu się nie pochwalisz. Julii, Marcelowi, innym znajomym, rodzicom... Nikomu, dobrze?
   -Szantażujesz mnie? - wykrztusiła, trwając w bezruchu. Czuła na szyi jego oddech i potrzebowała zapewnienia, że nie musi się bać. -To brzmi jak groźba.
   -Nie, słoneczko... To walka o dalszą anonimowość mojego życia poza boiskiem. Niekiedy przez plotki cierpi również moja rodzina. Z drugiej strony, nie chcę, by opisywali ciebie lub twoją koleżankę jako kolejną zdobycz Marco Reusa. Nie chcę, byś została kolejną z moich fanek. Możemy być parą bliskich znajomych... Lub przyjaciół. Co ty na to?
   -Podsumowując, zamierzasz wprowadzić między naszą dwójkę, a resztę świata mały sekrecik pod tytułem: "Nieoficjalnie się nie znamy".
   -No, coś w tym stylu. - wzruszył ramionami, gdy uśmiechnęła się delikatnie. -To świetne i bezpieczne wyjście, dzięki któremu dalej będziemy mogli się spotykać. Nic złego, zobaczysz.
   Te trzy zdania jeszcze długo po tym, jak padły, dźwięczały jej w uszach. Marco faktycznie pragnął pogłębiać ich relację oraz chronić drogie jego sercu osoby, nic więcej. Wchodząc w to, musiałaby jednak wyrazić zgodę na zatajanie prawdy przed Julią, a nie wiedziała, czy temu podoła. Stanęła przed niełatwym wyborem i teraz z pewnością go nie dokona.
   -Przemyślę to, daję słowo. - oświadczyła, odważywszy się na niego spojrzeć. Nie wyglądał jak rasowy spiskowiec. -Odezwę się do ciebie niedługo w tej sprawie, a teraz przepraszam cię bardzo, ale powinnam już wrócić do domu... Jutro pracuję... A ty zapewne trenujesz.
   -Zgadza się. - puścił do niej oczko. -Odwiozę cię.
   -Nie fatyguj się, zamówię taksówkę.
   -Nalegam. - odsunął się od niej i poszedł po kluczyki do wozu. -Nie kieruj się tym, że to bogata okolica. Odkąd się wprowadziłem, nie odnotowano tutaj poważniejszych przestępstw, ale kilka lat temu przekonałem się, jak w nocy można obchodzić się z młodymi, atrakcyjnymi kobietami, pozostawionymi bez opieki. Nie pytaj. - dodał, gdy zauważył, że rozchyliła usta. -Długa historia.
   Postąpiła tak, jak sobie zażyczył. Jednocześnie zyskała też pewność, iż wpakowała się w coś, czego do tej pory nigdy nie doświadczyła.

~~~

5. marca 2014, środa
   Prowadziła auto, zmierzając w kierunku mieszkania Julii. Można rzec, że to wyjątkowy dzień, ponieważ ostatnio rzadko zdarza się, by razem wracały z próby. Wessler regularnie urywała się z Fornellem i dopiero następnego ranka dawała znać, że żyje. Irmina nie miała do niej żalu, wręcz przeciwnie, cieszyła się, że im wychodziło. Żałowała jedynie, iż chodząca z głową w chmurach dziewczyna od kilkunastu minut nie odrywała wzroku od komórki, dziwnie uśmiechając się do wyświetlacza. Podejrzewała, że koresponduje właśnie z Marcelem, zatem siedziała cicho, nie chcąc im przeszkadzać. Gdy jednak dostrzegła, że Jull nie stuka w klawiaturę, a przesuwa palcem po ekranie, wzdychając do niego bezgłośnie, nie wytrzymała.
   -Zakochałaś się? - zaczepiła ją złośliwie, szukając sposobu na umilenie sobie czekania na zmianę sygnalizacji. Mijały sekundy, a odpowiedź nie nadchodziła. -Julia... Słyszysz mnie?
   -Co? - blondynka podniosła głowę, wyraźnie wyrwana z transu szturchnięciem w ramię. -Ach, tak... Nie, chyba nie, zresztą, nie wiem.
   -To na co tak patrzysz? - pochyliła się w jej stronę, lecz odbijające się w bocznej szybie światło uniemożliwiało wgląd w obraz. -Ślinisz się jak pies na widok smyczy, wyprowadzić cię na spacer?
   -No, bo... Boże, on jest idealny. - jęknęła, znienacka przysuwając smartfon do klatki piersiowej. Kastner zmarszczyła czoło.
   -Kto?
   -Pokażę ci. - znów puknęła w ekran, podsuwając przyjaciółce aparat prosto pod nos. Po jej twarzy błądził cwany uśmieszek. -Jest, prawda?
   Niczego nieświadoma Irmina zerknęła przelotnie na dziewczynę, a potem spojrzała w dół i zaniemówiła. Nie wierzyła w to, co widzi. Szczerzył się do niej z internetowych pikseli, obejmowany przez ciemnoskórego kolegę z drużyny, chłopak, z którym rozmawiała zaledwie trzy dni wcześniej. Teraz przynajmniej wie, że Borussia Dortmund to czarno-żółte barwy, a Marco Reus gra z 'jedenastką' na plecach. Ze świstem wypuściła wstrzymywane w ustach powietrze.
   -Yhm. - tylko tyle była w stanie z siebie wykrzesać. Brutalny powrót do rzeczywistości zafundował jej pan z samochodu z tyłu, głośnym klaksonem zwracając jej uwagę na pozwolenie na jazdę. Ruszając z miejsca, widziała, iż pasażerka wpatruje się w nią z zaciekawieniem.
   -Nie spytasz, kto to? - uniosła podejrzliwie brwi. Irma prychnęła, uśmiechając się lekko.
   -Nie muszę, domyślam się.
   -Teraz już orientujesz się, kogo mi szukać. - pisnęła podekscytowana, wgapiając się w fotkę z treningu. -Szczerze, to przespałabym się z nim nawet za darmo. Mógłby pieprzyć mnie każdego wieczora i jeszcze w nocy, a i tak nie miałabym dość. Na pewno jest zajebisty w łóżku. Ciekawe, czy lubi...
   -Julia! - krzyknęła, na co ta aż podskoczyła. Krótkowłosa wzięła głęboki wdech, by opanować emocje. -Dałabyś mu spokój! Słyszysz w ogóle, co ty teraz mówisz? On jest tylko człowiekiem, a nie bogiem seksu na zawołanie!
   -Dlaczego go bronisz? - zaintrygowana, odwróciła się do kierowcy. Przygryzła wargę. -Niedawno nie chciałaś nawet na niego patrzeć, a teraz zmieniłaś się w jego prawnika?
   -Bo... W tym wszystkim zgubiłaś Marcela. Przypominam ci, że się spotykacie, a on naprawdę się angażuje. Chcesz to spieprzyć?
   -On nie musi mieć o niczym pojęcia...
   -Zadam ci pytanie. - powiedziała poważnie, zaciągając hamulec ręczny przed wieżowcem kumpeli. Przekręciła się ku niej, patrząc jej w oczy. -Rzuciłabyś Forniego dla jakiegoś tam Reusa, tylko dlatego, że ten drugi gra w piłkę i żyje jak król? No, i oczywiście może mieć tysiące takich, jak ty. Wybrałabyś uzależnienie się od gbura, który jest sławny i huczące od plotek media czy związek z gościem, którego znasz parę ładnych lat?
   Julia milczała. Układała w głowie wypowiedź, która usatysfakcjonuje Irminę, choć ona zorientowała się już, że nie będzie słodko. Nie zamierzała wszczynać kłótni, lecz podejmowała właśnie decyzję i odpowiedź Wessler jej w tym pomoże. Rozstrzygnie: tak czy nie.
   -Kochanie, to moja sprawa. - zaczęła delikatnie, aby ostudzić napiętą atmosferę. -To trudne, więc postaw się na moim miejscu... Niecodziennie nadarza się okazja do chodzenia z piłkarzem, w dodatku tej klasy! Zadowoliłby mnie nawet jednorazowy epizod, reszta się nie liczy. A Marcela naprawdę szanuję, więc nie bierz mnie za...
   -Rozumiem. - ucięła krótko, zaciskając palce na kierownicy. Temat zamknięty. Kochała Jull jak siostrę, aczkolwiek nie przypuszczała, że dla kasy spławiłaby mężczyznę, który darzy ją prawdziwym uczuciem. A może jej pojęcie o miłości jest takie staroświeckie? -Nie będę cię oceniała.
   -Gniewasz się?
   -A z jakiego powodu? Obie jesteśmy dorosłe, same o sobie decydujemy. Zaakceptuję twoje wybory, nawet te najgłupsze.
   Położyła dłoń na kolanie dziewczyny, po czym uśmiechnęła się pokrzepiająco. Mimo to, pożegnały się w dość chłodnej atmosferze. Kastner odprowadziła wzrokiem drugą z tancerek do klatki schodowej, po czym ze schowka wyjęła iPhone'a i napisała sms-a do Marco.

"Miałeś rację... Nikomu nie powiem, obiecuję. Tajemnica?"

   Wiadomość zwrotną odebrała, otwierając kluczem drzwi do mieszkania. Zawierała jedno słowo, które i tak wywołało przyjemne ciepło na sercu.

"Tajemnica."

***

Dobra! Nie mogłyście doczekać się, kiedy Irmina dowie się, kim jest Reus, więc spontanicznie zmieniłam scenariusz i... Już wie :p Zauważcie jednak, w co się wpakowała: podjęła decyzję o spiskowaniu za plecami najlepszej przyjaciółki. Mało tego, nadal nie ma pojęcia o przyjaźni Marco i Marcela, a piłkarz układa sobie co do niej coraz to nowsze plany i zamiary... Ale to wszystko z czasem :D

Ach! Jeśli myślicie, że to właśnie ten 'przełomowy moment' - w jakimś stopniu tak, ale nie o to mi chodziło. Ten drugi też jest już blisko :)

Teraz lecę na egzamin, więc trzymajcie mocno kciuki! ❤