Nie posiadał się z radości, ujrzawszy Reusa w drzwiach swojego mieszkania, lecz nie miał wyjścia i wpuścił go do środka. Po odebranym wczoraj sms-ie spodziewał się jego odwiedzin, jak i tego, iż wie o zajściu między nim a Irminą - inaczej nie plułby w wiadomości takim jadem. Blondyn tymczasem rozgościł się w korytarzu, nie ściągając choćby czapki, czym dał przyjacielowi do zrozumienia, że nie odbędą długiej rozmowy. Marcel westchnął ciężko i zamknął za nim drzwi.
-Nie zajmę ci dużo czasu. - oznajmił, rozwiewając jakiekolwiek wątpliwości. -Klubowy lekarz zezwolił mi dziś na trening indywidualny, dlatego jestem w dobrym humorze i nie chcę, byś mi go popsuł.
-Cieszę się. - odpowiedział brunet, opierając dłoń o ścianę. -Poważnie. Ale do rzeczy, mów, o co chodzi.
-Irmina opowiedziała mi, jak było. - rzucił, patrząc mu prosto w oczy. Momentalnie zacisnął usta. -I ja jej wierzę. Wrzeszczałeś na nią, oczerniałeś przy całej grupie, sypałeś głupimi docinkami, aż doprowadziłeś do tego, że wyszła z próby, a wczorajszy wieczór wolała spędzić ze mną, niż poświęcić się swojemu hobby. Do tego dążyłeś?
-Może zareagowałem zbyt gwałtownie, ale...
-Popłakała się z twojego powodu. - tym razem to piłkarz zdecydowanie dominował w tej wymianie zdań, nie dopuszczając Fornella do głosu. -Wiesz, jakie to uczucie, uspokajanie roztrzęsionej kobiety? Nie wiesz, bo nigdy tego nie przeżyłeś i nie życzę ci tego. Marcel, ja zdaję sobie sprawę, że upatrzyłeś sobie Irmę jako jedną z głównych kandydatek do zwycięstwa w tym turnieju... Ale to nie oznacza, że masz ją wykańczać fizycznie i przy okazji psychicznie. Przyznała mi wczoraj, że potrzebuje odpoczynku... Zmęczony i przetrenowany sportowiec to zwiększone ryzyko kontuzji, prawda? Zamiast ją męczyć, powinieneś ją oszczędzać, nie tylko ją, pozostałych również.
-Tak, masz rację. - mruknął tancerz, którego po tym monologu faktycznie ruszyło sumienie. Zaskoczony Reus uniósł brwi i wsunął ręce do kieszeni spodni. -Przepraszam, stary, za to, co powiedziałem. Sam chyba nie byłem wtedy w najlepszej kondycji...
-Nie gniewam się. Okej, może trochę. - dodał żartobliwie, na co roześmiali się oboje. -Przecież nie będziemy kłócić się o dziewczynę, nie widzę sensu.
-O Irminę byłoby warto. - przewrócił oczami, gdy Woody zerknął na niego wymownie. -Jezu, nie o to biega. Sądzę po prostu, że dobrze znać kogoś takiego i móc nazywać przyjacielem, co nie?
-Skoro tak, to przy najbliższym spotkaniu grzecznie ją przeprosisz i obiecasz, że to się więcej nie powtórzy. Teraz ty zabawisz się w skruszonego szczeniaczka. I pamiętaj, że się dowiem. - z poważną miną pogroził mu palcem. -Pewnie niedługo się z nią zobaczę, więc nie omieszkam zapytać, jak ci poszło.
-Jasne, jasne... - marudził pod nosem, na co Marco roześmiał się i podszedł do niego, by się pożegnać. I kiedy zamierzał już wyjść, Marcel zatrzymał go, kładąc dłoń na jego ramieniu. -Coś ci powiem, Woody.
-Hmm...?
-Nie odbierz tego jako aluzję albo coś podobnego... Nie widziałem was jeszcze razem, ale... - przeczesał włosy, uśmiechając się nerwowo, a pomocnik cierpliwie czekał. -Może bylibyście fajną parą. Zgraną i w ogóle... Dogadujecie się.
Wyprostował się, przywdziewając na twarz drwiący uśmieszek. Oboje wgapiali się w siebie nawzajem, jakby doszukując się w tym stwierdzeniu drugiego dna. Aktualnie Reus nie potrafił sobie tego wyobrazić: kobieta, która go spławia, nazywa skurwielem i nienawidzi, miałaby tworzyć z nim związek? On i związek? Po tym, co się kiedyś wydarzyło? Był też jednak świadomy, iż akurat ta kobieta jest inna. Szanuje jego prywatność, dystansuje go, nie pcha mu się do łóżka, a przede wszystkim, akceptuje jego wady. Może dlatego, że jeszcze nie wszystko o nim wie.
-Ta. - burknął uszczypliwie, klepiąc przyjaciela po plecach, po czym otworzył drzwi. -Na pewno.
~~~
12. marca 2014, środa
"Jesteś zajęta?"
"Yhm, kończę obiad u rodziców. Dlaczego pytasz?"
"Skończysz w godzinę? Spotkamy się na Borsigplatz."
Przeczytała ponownie to, co napisał i przetarła oczy ze zdziwienia. Chyba jest niepoważny. Nie umawiali się wcześniej, a przynajmniej nie na dziś, a jemu nagle przypomniało się, że się nudzi? A może sądził, że stawi się na każde jego zawołanie? Pokręciła głową z niedowierzaniem i lekko poirytowana, wystukała odpowiedź.
"Zderzyłeś się z pociągiem, czy jak? A jeśli nie mam czasu?"
"56 minut. Nie toleruję spóźnień."
Chciała krzyczeć ze złości, uderzyć pięścią w stół lub najlepiej rzucić czymś o ścianę, ale nie mogła zdemolować posiadłości swoich rodziców. Z drugiej strony, nie wiedziała, dlaczego tak się wkurza - już po drugim sms-ie w ułamku sekundy zdecydowała, że i tak pojedzie. Była przekonana, iż chłopak znów czymś zaskoczy i nie mogła się nadziwić, jak bardzo chce się przekonać, czym. Zamówiła więc taksówkę, a czas oczekiwania minął jej na zbieraniu się do wyjścia oraz pożegnaniu z rodzicami. Nie mieli jej za złe tej niespodziewanej ucieczki, gdyż doskonale zdawali sobie sprawę, że ich jedyna córka żyje już własnym życiem i nie zamierzali w nie ingerować.
Jakieś dziesięć minut przed podaną przez Marco porą, stawiła się w wyznaczonym miejscu i z zaskoczeniem odkryła, że na parkingu, wzdłuż jednej z uliczek, stoi czarny Aston Martin, a chłopak siedzi w środku i przygląda jej się wymownie. Przewróciła oczami i jak najszybciej zajęła fotel pasażera. Przypuszczała, że piłkarz nie chce, by zostali przez kogoś przyłapani.
-Wytłumacz mi to. - fuknęła z pretensją w głosie, gdy mknęli już przez Dortmund. -Aż tak bardzo za mną tęskniłeś?
-Może. - odparował, zamykając jej tym samym usta. Spojrzała na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. -Weź, daj spokój. Pojechałem do myjni, a że nie mam ochoty zbyt szybko wracać do mieszkania, pomyślałem, że namówię cię na drinka... Albo coś bezalkoholowego.
-Co ty sobie wyobrażasz, Reus? - uśmiechnęła się, kiedy dotarło do niej, że po raz pierwszy zwróciła się do niego po nazwisku. W jej umyśle zabrzmiało dość dziwnie. Gdyby tylko Julia to słyszała... -Że będę twoją panną do towarzystwa? Nie farbuj już więcej włosów, bo najwyraźniej wyżerają ci mózg.
-Ty się odczep od mojej fryzury. - pogroził jej palcem, zerkając w boczne lusterko. -I pilnuj swojego nosa.
-Na starość wszystkie ci wypadną. - mruknęła z przekąsem, jednak na tyle cicho, że nie wychwycił nawet słowa, zatem postanowiła zwinnie zmienić temat. -Dokąd właściwie mnie zabierasz?
-Do Cocaine. - oświadczył pewnie. Dobrze wiedział, iż Marcel pracuje dziś popołudniu i z tej okazji chciał spełnić jego niedawne życzenie - pokazać mu się razem z Irminą. W domu długo rozważał, czy faktycznie do siebie pasują i stwierdził, że taka opcja nie istnieje. Ostatecznie wziął jednak pod uwagę zbieżność charakterów, znajomych, zamiłowanie do sportu i wyłuskał jakieś 20% szans. Potrzebował tylko potwierdzenia od przyjaciela, że na pewno się myli. -Podobno mają dzisiaj promocję na alkohol, ze względu na środek tygodnia.
-Nie wypiję z tobą! - żachnęła się, krzyżując ręce na piersi, na co roześmiał się głośno. -Jeśli mnie upijesz i zgwałcisz, będę tego żałowała do końca życia.
-Ja też. - powiedział, puszczając do niej oczko. Znów ją zgasił, błyskawicznie zrozumiała, że popełniła gafę, rzucając ten tekst. Zagryzła wargę, odwracając wzrok.
-Poznasz też Marcela. - wybroniła się. -To właśnie on, razem ze swoim przyjacielem prowadzą ten klub.
-Przeprosił cię? W sensie... Rozmawiałaś z nim?
-Tak. Biedny, kajał się przede mną, aż zrobiło mi się go strasznie szkoda i wybaczyłam. Nie dał mi wyboru. - dodała, odtwarzając w pamięci moment, w którym do niej zadzwonił. Marco natomiast pozostawił jej wypowiedź bez komentarza. Zapobiegawczo, by się nie zdradzić. Rozpierała go duma, ponieważ okazało się, że jego ironiczne metody wychowawcze jednak działają i w zawrotnym tempie przynoszą pożądane rezultaty. Surowy i wymagający pan Fornell ugiął się na żądanie bezwzględnego i nieznającego litości pana Reusa. W takim combo zawsze wygrywa tylko jeden.
Tancerz omal nie przewrócił się za barem, dostrzegłszy ich dwójkę, kierującą się ku niemu. Z trudem się opanował i zachował powagę, usiłując więcej uwagi poświęcić Kastner, niż Reusowi. Dziewczynie umknęło niecodzienne zachowanie pomocnika, gdyż cieszyła się, że może przedstawić brunetowi kogoś, kogo on do tej pory podziwiał wyłącznie z trybun Signal Iduna Park. Ten za to wysłał dortmundzkiemu graczowi jednoznaczną wiadomość: rozliczą się z tego na osobności.
-My się w zasadzie znamy. - syknął przez zaciśnięte zęby, na co Woody zamarł na moment w bezruchu. -Marco i jego znajomi często wynajmują u nas lożę VIP po meczach. Powinienem założyć im tutaj kartę stałego klienta.
-Serio? - zdziwiona dziewczyna uniosła brwi, po czym odwróciła się do swego towarzysza. -Nie wspominałeś mi o tym!
-Bo nie pytałaś. - swobodnie wzruszył ramionami. Bawił go fakt, że Forni wybuchnąłby z wściekłości, gdyby tylko był w stanie.
-Świat jest mały, Irma. Niedługo może się okazać, że wszyscy wszystkich tu znają. - nie umiał powstrzymać uszczypliwości. -Coś wam podać?
Wybrali dla siebie kolorowe napoje, po czym poszli na górę, zająć miejsca, w których zazwyczaj siadają. Marco ciągle szeroko się uśmiechał, świętując poniekąd swój tryumf, a niczego nieświadoma Irmina sądziła po prostu, że piłkarz ma dobry humor. On wiedział, że 23-latka niczego nie podejrzewa i to nie tak, że było mu z tym dobrze. Rozśmieszała go frustracja Marcela. Okłamywanie jej - bolało.
Po pewnym czasie rozmowa pochłonęła ich do tego stopnia, iż blondyn praktycznie zapomniał, w jakim celu przyjechali do Cocaine. Nie przejmował się tym, że ktoś może ich nakryć, nagrać, zrobić zdjęcie, a na końcu lecieć z tym do gazet. Oni zwyczajnie świetnie się ze sobą czuli. Rozmawiali, śmiali się, przekomarzali, Marco pokazywał jej nakręcone telefonem śmieszne filmiki z szatni lub treningów, Irmina w rewanżu dzieliła się z nim swoimi wpadkami z prób oraz oficjalnych występów. Wymienili się adresami do swoich kont społecznościowych na przeróżnych portalach, spamowali sobie nawzajem, wysyłali zaproszenia, subskrybowali, obserwowali. I rzeczywiście, znalazł się ktoś, kto bacznie ich obserwował i wyciągał wnioski z przewijających mu się przed oczami obrazków. Marcel zawsze dużo widzi. Niestety, był jedyną z trzech osób, które w tamtej chwili życzyły im szczęścia. Druga zwyczajnie musiała działać według planu, natomiast trzecia... Trzecia zamierzała sprawić, że koszmar z przeszłości Marco Reusa odrodzi się na nowo.
-Posłuchaj, Woody. - zaczęła tancerka, niemal krztusząc się przełykanym sokiem. Właśnie dowiedziała się, w jaki sposób piłkarz zdobył swoją ksywę. -Muszę do łazienki. A ty grzecznie na mnie czekaj i pamiętaj: nie stukaj dziobem w drewno!
Popukał się w czoło, a co ona znów wybuchnęła śmiechem i udała się w stronę toalet. Kobieta, która od kilku minut nie spuszczała z nich wzroku, doskonale wiedziała, że czas na atak. Nieobecność Irminy nie potrwa długo, zatem wzięła głęboki wdech i ruszyła w kierunku osamotnionego aktualnie piłkarza. Stanęła na wprost niego, nie siląc się nawet na imitację przypadkowego spotkania. Oparła nadgarstki na biodrach, uśmiechając się nienaturalnie.
-Ina? - Marco otworzył usta ze zdziwienia, marszcząc do tego brwi. Niespecjalnie przejawiał oznaki zachwytu. -Co ty tu robisz?
-Czekam na kogoś. - wzruszyła ramionami, przysiadając się bezpośrednio do niego. -Ale ten ktoś się spóźnia... A ty? Jesteś sam?
-Z koleżanką. Akurat wyszła.
-Skoro wyszła, to...
-Wybacz, ale nie rozumiem, do czego pijesz. - rzucił stanowczo, zachowując odpowiedni dystans. Nie darzył jej zaufaniem, dlatego nagłe spoufalanie się było dla niego podejrzane. -Zaraz wróci. Zostań, jeśli chcesz, myślę, że się nie obrazi.
-Dzięki, mówiłam, że umówiłam się ze znajomymi. - przypomniała, odważnie przesuwając dłonią od jego kolana do uda. Podobało mu się, że dziewczyna wreszcie przejęła kontrolę, lecz usiłował to ukryć. -Może następnym razem. W innym miejscu.
W parę sekund przestała przeszkadzać mu jej dotychczasowa zaborczość. Uśmiechnął się cwaniacko, lecz nim wykonał jakikolwiek ruch, Ina podniosła się i zniknęła w tłumie na dolnym poziomie. Gdy w końcu odprowadził ją wzrokiem, dostrzegł wpatrującą się w niego Kastner. Wyraz jej twarzy przemawiał sam za siebie. Mocno przesunęła zębami po dolnej wardze, kilkakrotnie szybko mrugając powiekami.
-Naprawdę sądziłam, że jesteś inny. - wycedziła, przelewając na niego cały swój żal oraz złość. -Ale właśnie udowodniłeś mi, że wszyscy piłkarze są tacy sami.
-Irma, źle to odebrałaś... - złapał ją za rękę, kiedy schyliła się po leżącą na skórzanej kanapie torebkę, ale mechanicznie ją wyszarpnęła. Zdał sobie sprawę, że nic już nie zdziała. -Pozwól mi to...
-Daj mi spokój. - warknęła, nawet na niego nie spoglądając. -Nie odzywaj się do mnie więcej. Nie pisz, nie dzwoń... Najlepiej zapomnij, że w ogóle istniałam, okej?
Nie zatrzymywał jej, gdyż wiedział, że nie ma do tego prawa. Wiedział też, że znów nawalił i że Ina najwyraźniej dopięła swego, doprowadzając do tego sporu. Przejrzał ją i miał rację, przypuszczając, że za jej nagłą przemianą kryje się drugie dno. Tylko dlaczego znów się na nie nabrał?
Blondynka zbiegła ze schodów, podążając teraz wprost do głównego wyjścia. Widział ją, bo opierał się o barierkę. Dzięki temu zobaczył również, kto opuszcza klub tuż za nią i choć nie potrafił w to uwierzyć, nie mylił się. Przetarł oczy, złapał się za głowę i w jego umyśle nadal widniała ta postać. Przeklęta, znienawidzona, przez którą niegdyś stracił wszystko, na co ciężko zapracował. A teraz przeżywał cholerne déjà vu. Nie zastanawiał się dłużej. Założył kurtkę i pokonując po dwa stopnie na raz, zamierzał jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. Nie przewidział jednego albo raczej wyleciało mu to z głowy. Marcel Fornell zawsze dużo widzi.
-Ty już skończyłeś imprezę, kolego. - stwierdził sucho brunet, tarasując mu drogę. -Kolejnej szansy nie dostaniesz ani od niej ani ode mnie.
-Puść mnie. - syknął zdenerwowany, próbując go wyminąć, jednak bez skutku. Wściekle zacisnął pięści. -Forni, do cholery!
-Jeszcze ci mało? - nie odpuszczał, choć Reus w ogóle go nie słuchał. -Tobie chyba nie można powiedzieć, że pasujesz do jakiejś dziewczyny! Obiecałeś mi, że...
-On tu jest. - przerwał mu, by nie marnować czasu. Liczyła się każda minuta. -Wyszedł za nią... Musiał nas śledzić, skoro wiedział, że tu będziemy... Myślałem, że... Tylko jakim cudem... Kurwa, daj mi przejść, bo jeśli ją choćby tknie, nigdy sobie nie wybaczę, że ją tutaj dziś zabrałem, rozumiesz?
Rozumiał niewiele, w zasadzie nic. Nie żądał jednak dodatkowych argumentów: nie pamiętał bowiem, kiedy po raz ostatni było mu dane zobaczyć piłkarza w takim stanie. Jego tęczówki pociemniały, wręcz płonęły gniewem, on sam aż trząsł się ze złości, spinając każdy możliwy mięsień swojego ciała. Marcel zdawał sobie sprawę, iż obecnie nie dowie się, o co chodzi, nie mógł także zostawić Cocaine, ponieważ przypadła mu zmiana w samotności. Marco nie pozostawiał mu wyboru: musiał mu zaufać i wierzyć w jego zimną krew. Przyszło mu to z trudem, lecz tak właśnie postąpił.
-Zadzwoń później, dobrze? - poprosił, nie oczekując odpowiedzi i takowej nie uzyskał. Woody pokiwał w zamroczeniu głową, pożegnał się i odszedł. To naprawdę do niego wracało, tym razem z podwójną mocą, ale nie podda się, bo nie może. Będzie silniejszy. Weźmie na siebie odpowiedzialność za te wydarzenia. A jeśli zajdzie taka potrzeba, powie Irminie to, o czym na tym etapie ich znajomości najwyraźniej powinna już wiedzieć.
Is it too late now to say sorry?
***
Nie powiem nic odnośnie tego rozdziału - nic nic nic :p Jedynie tyle, że pewnie następny nie pojawi się zbyt szybko, bo na przyszły tydzień mam baaardzo dużo zadane i muszę jeszcze napisać rozdział na drugiego bloga... Który, swoją drogą, pojawi się w poniedziałek, jak dobrze pójdzie.
Cytat na końcu: Justin Bieber - Sorry. Ostatnio bardzo przekonałam się do tego chłopaka :)
Do następnego! ❤