wtorek, 20 października 2015

Dziesięć: Przemyślenia

31. stycznia 2014, piątek
   Gdy otworzył oczy, jeszcze spała. Uśmiechała się delikatnie, oddychając spokojnie, a on z zainteresowaniem obserwował ruchy jej klatki piersiowej. Dlaczego? Dlatego, że była naga. W nocy pościel zsunęła się na wysokość bioder dziewczyny, dzięki czemu mógł podziwiać jej idealne kształty bez obaw. Trafił najlepiej, jak tylko mógł: przeżył świetną noc z przepiękną kobietą i zgodnie z tym, co przypuszczał, czuł się tego ranka wspaniale. Żałował nawet, że nie poprosił ją o nic więcej, poza jednorazową przygodą, lecz celem było utarcie nosa Irminie, a w zasadzie pocieszenie się po porażce w bitwie słownej. Cel osiągnięty, misja zakończona.
   -Wiem, że na mnie patrzysz. - usłyszał nagle i uśmiechnął się mimowolnie. W tym samym czasie jego zdobycz obdarzyła go ponętnym spojrzeniem, przygryzając do tego wargę.
   -A co, już nie mogę? - uniósł brwi, wyciągając rękę w kierunku jej uda. -Czas mi minął?
   -Tego nie powiedziałam. - przysunęła usta do ucha Reusa, muskając je subtelnie. -Jedna noc to jedna noc, a wybiła już siódma. Taką zawarliśmy umowę, pamiętasz?
   -Przecież nie musimy wypełniać każdego punktu ze szczegółami...
   -Wspominałeś, że nie masz więcej czasu. Trening, prawda?
   -Nie trafiłaś. Wyjazd na mecz. Selekcjoner nie urządza nam sesji tak wcześnie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że lubimy długo... Zaraz. - podparł się na łokciu, zerkając na nią zdziwiony, ale i nieco przestraszony. -Skąd wiesz? Nic ci nie mówiłem...
   -Zostawiasz po sobie bardzo dużo śladów. - roześmiała się pod wpływem jego niedowierzającej miny. -W aucie zapach samochodowy z logo BVB, na ścianach koszulki meczowe, a na półce pod telewizorem indywidualne trofea. Dałam się poderwać i uwieść Marco Reusowi, kto by pomyślał!
   Znieruchomiał i zaniemówił. Po raz pierwszy znalazł się w sytuacji, w której został rozpoznany przez kochankę. Nigdy wcześniej tego nie doświadczył, więc nie miał pojęcia, jak powinien teraz postąpić. Samantha przyłapała go praktycznie na gorącym uczynku, zatem jego kariera oraz wizerunek medialny zależały obecnie wyłącznie od niej. Miał tą świadomość. I ona zaczynała go przerażać.
   -Dlaczego się nie przyznałaś? - spytał, siadając na łóżku. Dziewczyna zareagowała podobnie, nie chcąc tracić kontaktu wzrokowego.
   -Na początku cię kojarzyłam, ale nie przypominałam sobie, skąd. Dopiero, kiedy przyszliśmy tutaj i zobaczyłam to wszystko... Ale było już za późno. Poza tym, podejrzewałam, że wycofałbyś się automatycznie. A nie chciałam, byś się wycofał. - dodała, przesuwając opuszkami palców wzdłuż odkrytego ramienia piłkarza, na co zadrżał, niezależnie od własnej woli.
   -Masz rację. - mruknął kąśliwie. -Tak właśnie bym zrobił.
   -Gniewasz się? - opierając brodę na jego obojczyku, wpatrywała się w niego maślanymi oczyma. -Przecież czerpałeś z tego przyjemność tak samo, jak ja.
   -Zgadza się, co nie zmienia faktu, że mnie oszukałaś.
   -Nie narobię ci problemów, jeśli o to się martwisz. Oboje zagrywaliśmy nieczysto, więc musimy kryć siebie nawzajem.
   -Podoba mi się twój tok myślenia. - szepnął uwodzicielsko, odwracając głowę w jej stronę. -W zasadzie... Gdybyś przypadkiem zamierzała mnie przeprosić, może znalazłbym czas, żeby się mocno pogniewać.
   -Miałabym o czym opowiadać koleżankom. - rzuciła, na co sparaliżował ją jednym, surowym spojrzeniem. Roześmiała się, ucałowując zagłębienie jego szyi. -Oj, daj już spokój. Żadna z nich nie ma pojęcia, co wyprawiam nocami. Więc jak? Jesteś zły?
   Wpatrywał się w nią, szukając jakiejkolwiek ściemy, prowokacji, lecz dostrzegł jedynie zachętę do wykonania pierwszego kroku oraz pożądanie, identyczne do tego, z którym spotkał się wczoraj. Zacisnął usta w badawczym uśmiechu. Cóż, posiadała demoniczną siłę przekonywania, której nie potrafił się oprzeć. A może nawet nie próbował?
   -Jestem. - oświadczył władczo, odwracając się do niej plecami. -Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo.
   To jej wystarczyło. Objęła rękoma jego tors, pociągając w głąb łóżka, by po chwili usiąść na jego udach i złączyć ich wargi w żarliwym pocałunku.

~~~

   Spóźnił się. Wiedział od samego początku, iż tak właśnie się stanie, lecz nie potrafił odmówić tej dziewczynie. Zdziwił się okropnie, gdyż zazwyczaj po wspólnej nocy zapominał o każdej swojej kochance, ale z tą było mu na tyle dobrze, że chętnie nie raz powtórzyłby tego typu spotkanie, właśnie z nią. Ma jednak zasady i nie zamierza ich łamać nawet dla Samanthy: jeden wieczór, jedna kobieta i bezpowrotne pożegnanie rankiem, nie wziął także numeru telefonu. A może jedynie wydawało mu się, że była najlepsza? Może tak bardzo cieszył się odreagowaniem kłótni z Irminą, że euforia jeszcze go nie opuściła?
   -Marco, znów się na tobie zawiodłem. - oświadczył Klopp, gdy piłkarz stanął obok niego przy autokarze, by włożyć swoją walizkę do schowka bagażowego. Mężczyzna obserwował go z zaciśniętymi ustami, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
   -Wiem, przepraszam.
   -To wszystko? - prychnął podburzony. -Obiecałeś mi, że skończysz z tym i przestawisz sobie zegarek, żeby zawsze przyjeżdżać na czas. Przez długi czas ci wychodziło, więc co się nagle stało?
   -To jednorazowa sytuacja. - mruknął skruszony, poprawiając torbę podręczną, przewieszoną przez ramię. -Miałem słabszy dzień, ale doszedłem do siebie. Więcej tego nie powtórzę.
   -Do trzech razy sztuka. - Jürgen uniósł brwi, wsuwając dłonie do kieszeni. -Nie składaj deklaracji, których nie wypełnisz.
   -Trenerze, no...
   -Marco, ja nie chcę ci dogryzać, a pomóc. - powiedział, nie spuszczając wzroku ze swojego podopiecznego. -Zawsze możesz do mnie przyjść, pogadać... Widzisz, trochę się znam na babach. I naprawdę niełatwo je zrozumieć, uwierz mi.
   -Skąd pan wie, że chodzi o dziewczynę? - spytał zaintrygowany, także zerkając na selekcjonera, który poklepał go po plecach. -Nawet o żadnej nie wspomniałem.
   -A jakie inne problemy może mieć jeden z najlepszych piłkarzy w tym kraju, co? - roześmiał się ciepło. -Nie oszukasz mnie. Proszę cię jedynie o ostrożność, bo nie chcemy w środku sezonu wyciągać cię z depresji. Jesteś nam potrzebny i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, a teraz właź do środka, bo przez ciebie straciliśmy już kilka cennych minut! - rzucił rozbawiony, po czym wepchnął Reusa po schodach na górę i sam podążył za nim. Woody świetnie rozumiał, że dostanie mu się za wczorajszy występek od Pierre-Emericka oraz Mario, dlatego, wykorzystując ich nieuwagę, zajął miejsce na drugim końcu autobusu, obok Kevina. Nie zdążyli nawet wymienić ze sobą powitalnego zdania, bo w pojeździe rozbrzmiał głos Kloppa.
   -Okej, panowie, jesteśmy w komplecie, ruszamy po trzy punkty do Brunszwiku. Oczywiście, mógłbym wam prawić o konieczności zwycięstwa w tym meczu do samego lotniska, ale odłożę to na poobiednią odprawę. Zatem miłej podróży i mam nadzieję, że nie zdążycie zasnąć!
   Gdy tylko usiadł w swoim fotelu, zetknął się ze wściekłymi spojrzeniami Gabończyka i Niemca. Dopiero teraz poczuł pierwsze wyrzuty sumienia. Wystawił przyjaciół dla laski, której w ogóle nie znał i nie tłumaczył już sobie tego przypływem emocji czy chwilą słabości. Nigdy wcześniej nie postępował w ten sposób, zawsze organizował się tak, by wydzielić czas dla kolegów oraz czas na seks. Wczoraj nie podołał i poza tym, iż było mu z tym faktem szalenie głupio, doszedł również do wniosku, że Irmina wprowadziła w jego życie swego rodzaju zamęt. Doprowadziła do powrotu jego dawnych nawyków i odstawienia najbliższych znajomych na dalszy plan, by zaspokoić swoje potrzeby. A przecież w jego rankingu figurowała jedynie jako przebiegła zdzira, którą zamierza wykorzystać.
   Chłopaki dość długo męczyli Marco na odległość, co oczywiście nie umknęło uwadze Großkreutza. Wypytywał towarzysza o powody ich zachowania, ale blondyn zręcznie unikał odpowiedzi, nie chcąc ujawniać swoich sekretów. Ufał mu, lecz sądził, że cała drużyna nie musi wiedzieć, do czego doszło. To wręcz niedopuszczalne. Klopp nie toleruje żadnych wybryków, a coś takiego na niecałą dobę przed meczem w jego oczach przekracza wszelkie granice. Mógłby stracić swoją pozycję na boisku, a tego by nie przeżył. Kocha grę w piłkę najbardziej na świecie i nie wyobraża sobie przymusowej rezygnacji ze swojego zawodu, dlatego uważa i nie zwierza się każdemu, kto tylko o to poprosi. Czy wszyscy nastolatkowie automatycznie sprzątają pokój na żądanie mamy? Czy każde dziecko dzieli się tabliczką czekolady z całą klasą, bo wszyscy akurat mają na nią ochotę?
   Wysiadając z klubowego autokaru pod budynkiem lotniska, od razu pomknął do schowka po swoją walizkę i skierował się do wejścia. Jeszcze nie przygotował się na wojnę z chłopakami i próbował to zrobić, składając autografy na śnieżnobiałych kartkach, podstawianych mu przez fanów. Za każdym razem to samo: oblegające go tłumy ludzi, wprawiających go w przytłoczenie, wrzeszczące nad jego uchem i błagające o jakikolwiek dotyk. Wśród nich mali chłopcy, których naprawdę doceniał, bo widzieli w nim piłkarza mogącego stanowić wzór dla młodszych pokoleń, a nie ideał seksapilu oraz bożyszcze kobiet. Tego gatunku wystrzegał się jak ognia, gdyż sam przeprowadzał jego selekcję, wybierając wyłącznie wyjątkowe jednostki. O resztę nie dbał, ale szanował. W końcu dziewczyna to dziewczyna i należy jej się respekt od faceta.
   Na polu bitwy ostatecznie i nieodwołalnie stanął w samolocie, kiedy to Auba i Götze złapali go za oba ramiona i zmusili do zajęcia środkowego miejsca w rzędzie. Z perfidnym uśmieszkiem wpatrywał się w obicie znajdującego się przed nim fotela, jakby nie traktował ich wyzwania poważnie, lecz on zwyczajnie nie miał pojęcia, co chcą od niego usłyszeć. Wiedział, że są potwornie źli, ale obecnie już nic nie zmieni. Stało się, poniosło go. Żałował, ale tylko trochę. W rzeczywistości cieszył się, że na noc zaklepał sympatyczne towarzystwo, nie stawiające specjalnych oporów. Jeśli trener nic nie wie, oni nie mają prawa mu tego zabronić.
   -Może wreszcie jakieś słowo? - warknął Mario, gdy maszyna wzbiła się w powietrze. Niewzruszony Reus zerknął na niego przelotnie.
   -Cześć. - rzucił rozbawiony, zaskakując ich jednocześnie. -Wystarczy?
   -Marco, nie wkurwiaj nas jeszcze bardziej. - sarknął Pierre-Emerick, siadając do niego przodem. -Pamiętaj, że jesteśmy w samolocie i w każdej chwili możemy wyrzucić cię przez okno.
   -Dajcie mi święty spokój! - wycedził sucho, uderzając dłońmi o kolana. -Uczepiliście się jak rzep psiego ogona. Co wam nie pasuje?
   -Ty jeszcze o to pytasz? - nie dowierzał Götze. -Jesteś nienormalny! Zrobiłeś z nas debili, pisząc w sms-ie, że koniecznie chcesz wypić piwo, a później masz nas w dupie! Nie, w zasadzie... Z siebie zrobiłeś debila.
   -Albo raczej ugruntowałeś się na jego stanowisku, bo przecież od dawna nim jesteś! - wtórował mu podburzony Gabończyk. -Gdzie byłeś, do cholery?!
   -W domu.
   -Po co? Ta dziewczyna, za którą pobiegłeś, coś ci zrobiła? - zgadywali, a blondyn posłał im pełne zdziwienia spojrzenie. -Nie gap się tak, przecież widzieliśmy, że na siłę wpakowałeś się do jej samochodu! Bawiłeś się w psychopatę czy w gwałciciela? Nie odpowiadaj, to pytanie retoryczne.
   -Pokłóciliśmy się. - mruknął, obracając w dłoniach swoje słuchawki, które miał zamiar założyć po zakończonym przesłuchaniu. -Potem zgarnąłem z parkingu jakąś panienkę i pojechaliśmy do mnie.
   -Woody... - jęknął Niemiec, opierając się o siedzenie. -Brak mi słów.
   -Sorry, nie umiałem się powstrzymać.
   -Myślałem, że to zostawiłeś. Już tak długo dawałeś radę...
   -Też mnie to bolało... Przez jakiś czas. - dodał kąśliwie. -Ale ta laska... Kurwa, ona jest jakimś ewenementem. Wybrykiem natury.
   -O której teraz mówisz? - zażartował Auba. -O tej, którą wciągnąłeś pod kołderkę czy o tej, która dała ci kosza? Ej, to już twój drugi w tym miesiącu! Chyba straciłeś na jakości.
   -Potraktowałem go jako całość, bo oba mają to samo źródło. No, zacznijcie kumać, olała mnie ta sama kretynka, która przywaliła mi pod Cocaine.
   -Znalazłeś ją? - Götze niekontrolowanie uniósł głos, podekscytowany zasłyszaną rewelacją. -Jakim cudem? Niemożliwe! Spotkała się z tobą dobrowolnie czy ją przekupiłeś?
   -Nie potraficie być śmieszni. - odegrał się pomocnik, krzyżując ręce na piersi. -Poszliśmy na kolację do Vapiano, było fajnie, chciałem oddać jej ten nieśmiertelnik... Ale się rozmyśliłem. Wciąż jest mój, właśnie dlatego się obraziła i udaje, że mnie nie zna.
   -Czyli zachowałeś się jak typowy ty. - skwitował uszczypliwie najlepszy przyjaciel dortmundzkiej jedenastki. -Poświęciła ci swój czas, po czym odprawiłeś ją z kwitkiem. Stary, tak nie zyskasz niczyjej sympatii!
   -Miałem powód, by to zatrzymać.
   -Jaki?
   -Nie uwierzycie. - prychnął rozbawiony, kręcąc głową, jakby nie zdążyło jeszcze to do niego dotrzeć. -Irmina Kastner. Właścicielka owego nieśmiertelnika i tym samym ta 'wredna suka', która zrównała mnie z ziemią po Sylwestrze. Opowiadałem wam o tym.
   -Świat jest mały, Woody. - Mario uniósł brwi, wpatrując się w niego badawczo, jednak po chwili zawiesił się, intensywnie nad czymś myśląc. Spojrzał na Reusa po raz kolejny, dając mu do zrozumienia, że odkrył właśnie coś wartościowego, kandydującego do miana dzieła mogącego przewracać ludzkie życie o sto osiemdziesiąt stopni. -Irmina Kastner? Ta tancerka z zespołu Marcela?
   -Dokładnie!
   -Ta, która ciągle drze koty z moją Ann-Kathrin? Chcesz mnie uświadomić, że stałem z nią twarzą w twarz?
   -Nie orientuję się, co tam między nimi, ale myślimy o tej samej osobie. - potwierdził, uśmiechając się szeroko. -Niby taka wiedźma, a robi dobre wrażenie, nie?
   -Ta... - burknęła dortmundzka dziesiątka, przesuwając palce wzdłuż brody. Spodziewał się wiele, ale nie tego. Wraz z ukochaną obiecali sobie, iż spróbują trzymać ich z dala od siebie, przez co Mario nie wtrącał się w kłótnie obu pań, okazało się jednak, że Marco oszukał przeznaczenie. Bronił Irminę, biorąc jej stronę, gdy blondyn obsypywał ją przekleństwami, by teraz dowiedzieć się, iż prawdopodobnie na to zasłużyła. Pierwsze wrażenie było mylące i on właśnie boleśnie tego doświadcza.
   -Och, wyluzuj, bałwanku! - Woody poklepał plecy pochylonego obecnie kolegi. -Dla mnie nie liczy się to, czy one się lubią, potraktuję ją jak wszystkie. Jeden numerek i do widzenia.
   -Słuchajcie, nie ogarniam, o co wam chodzi, ale to zaczyna brzmieć niebezpiecznie, więc odpuśćcie i pogadajmy o czymś przyjemniejszym. - zaproponował Aubameyang, lustrując ich twarze w oczekiwaniu na reakcję. -Na przykład... Kto strzeli dziś bramkę, stawia piwo, kto dwie - czteropak, a trzy - całą skrzynkę. Wchodzicie?
   -Tylko nie o piwo. - jęknął Reus, zakrywając twarz rękoma, gdy pozostała dwójka roześmiała się głośno. -O prestiż. Przegrany organizuje u siebie wieczór z Fifą, wygrany jako pierwszy wybiera drużynę. Kto za?
   Wzruszyli ramionami, zgadzając się bez wahania, a potem tylko przekomarzali się i wręcz przekrzykiwali, by udowodnić swą piłkarską wielkość.

~~~

   -Kochani, to wszystko na dziś. Ćwiczcie, ćwiczcie i jeszcze raz ćwiczcie, w domu, w szkole, na siłowni, gdzie tylko nadarzy się okazja i oczywiście sprzyjają warunki. Systematyczność to klucz do sukcesu, zatem widzimy się ponownie niedługo. Czekajcie na maila!
   Pożegnała się z każdym z osobna, po czym rozwiązała buty i także skierowała się do szatni. Grupa zaawansowana wymagała o wiele więcej uwagi, którą poświęcała im z przyjemnością, ponieważ z ogromną satysfakcją obserwowała rozwijające się pod jej opieką talenty. Nie do końca zdawała sobie sprawę, że wkrótce może stać się matką czyjegoś sukcesu, lecz to ją najbardziej uszczęśliwiało. W taniec i jego naukę wkładała tyle serca, iż po cichu miała nadzieję, że jej praca prędzej czy później zaowocuje. O tym marzyła - by to, co kocha, miało sens.
   Gdy strumienie ciepłej wody spływały po jej ciele, znów obarczała się winą. Zachowała się wobec niego odgórnie i przez pierwsze kilka godzin napawało ją to dumą, aczkolwiek po powrocie do mieszkania zastanawiała się, co jej to dało. Chłopak chciał naprawić błąd, a ona mu nie pozwoliła. Płakała, bo przestraszył ją swoją natarczywością, ale płakała też dlatego, że czuła się podle i wyrzucała sobie ten postępek. Rozważywszy wszystkie za i przeciw, uznała, że należy go przeprosić. "Jeśli zmienisz zdanie, po prostu zadzwoń", więc przełamała się i wykonała pierwszy krok zaraz po opuszczeniu kabiny prysznicowej. Nie odebrał. Ponowiła próbę przed wyjściem z budynku oraz w aucie, ale żadna z nich nie przyniosła sukcesu. Strzelił focha, trudno. Zdecydowała się napisać chociaż wiadomość, by zdjąć z siebie nawet najmniejszą część ciężaru odpowiedzialności za ten spór.

"Dzwoniłam, ale nie odbierasz, może jesteś zajęty, może zwyczajnie nie chcesz... Przepraszam. Sama rzadko operuję tym wyrazem, więc powinieneś to docenić. Mam propozycję... Ale skoro się dąsasz, nie powiem Ci, jaką."

   Zapobiegawczo sprawdziła treść i zadowolona ze swego dzieła, wcisnęła 'Wyślij'. Teraz karty znajdują się w jego rękach, zatem, nie wietrząc szybkiej odpowiedzi, wrzuciła telefon do torby i odpaliła silnik. Po drodze tradycyjnie zrobiła zakupy, zaopatrując się w ulubione słodkości, gdyż już teraz wiedziała, że resztę piątkowego wieczoru przyjdzie jej spędzić w samotności. Na dziś przypada dzień meczowy Borussii Dortmund, więc zarówno Julia, jak i Marcel oraz Robin siedzą na kanapach ze wzrokiem wbitym w ekrany telewizorów. Na samą myśl o takim widoku paczki swoich przyjaciół przewróciła oczami. Nie rozumiała ich. Co może fascynować ludzi w dwudziestu dwóch facetach, uganiających się za jedną piłką, która musi wpaść do jednej z dwóch bramek? Może powinna w końcu obejrzeć jakieś spotkanie, by się przekonać? Zastanawiała się nad tym pomysłem przez parę minut, ostatecznie uznając go za denny. Ze swojej kolekcji filmów na DVD wybrała jeden z ulubionych musicali, po czym wsunęła płytę do odtwarzacza, w poszukiwaniu inspiracji dla nowych choreografii. Pochylona nad kartką papieru i tabliczką czekolady, sporządzała notatki, zapisywała spostrzeżenia oraz uwagi. Pochłonęło ją to, ponieważ w ten sposób przygotowywała się do pracy z młodymi tancerzami. Po zakończonych obserwacjach wyłączyła sprzęt i pomaszerowała prosto do łazienki, w celu ufundowania sobie relaksującej kąpieli. Gdy pół godziny później kładła się do łóżka, miała świadomość, że to był dobry dzień. Odwaliła kawał dobrej roboty i zasługiwała na odpoczynek.
   Krótko po pierwszej w nocy obudził ją dźwięk przychodzącej wiadomości, do spółki z rozświetlonym ekranem smartfona. Przecierając zaspane powieki, otworzyła oczy i niechętnie wyciągnęła po niego rękę. Odpisał.

"Tak, byłem zajęty. Tak, doceniam Twoje 'przepraszam', pomimo iż Ty nie doceniłaś mojego. A propozycja może mnie zainteresuje, jeśli oddzwonisz w ciągu pięciu minut. Chciałbym usłyszeć Twój głos na dobranoc."

   Uśmiechnęła się, czując, jak uchodzi z niej początkowe zdenerwowanie. Koleś chyba pomylił wskazówki zegara albo strefy czasowe, bo do nieznajomych nie wysyła się sms-ów w środku nocy! W jej oczach ponownie zaistniał jednak jako słodki, tajemniczy i bezczelny mężczyzna o kilku twarzach. Dlatego postanowiła odpowiedzieć.

"Nie przyszło Ci do głowy, że mnie obudzisz? Ani mi się śni z Tobą gadać. Możesz ewentualnie usłyszeć 'dzień dobry' jutro z samego rana."

   Riposty oczekiwała jak na szpilkach. Długo nie nadchodziła, zdążyła nawet pomyśleć, iż chłopak zasnął, z czym ona na pewno będzie miała problem. Podekscytowanie nie ustępowało, wręcz przeciwnie, rosło z sekundy na sekundę, sprawiając, że nie potrafiła znaleźć sobie miejsca w łóżku. Nic więc dziwnego, że z kolejnym sygnałem z telefonu podskoczyła jak oparzona, gorączkowo odblokowując ekran.

"Czekam."

   To był dobry dzień. Jutrzejszy będzie jeszcze lepszy.

***

Kochane,
parę słów odnośnie terminów, których ostatnio nie dotrzymałam. Przepraszam za opóźnienia. Kiedy zdałam sobie sprawę, ile pracy czeka mnie w tym tygodniu, zrozumiałam, że inaczej zwyczajnie się nie da. To, że ten rozdział faktycznie się pojawił, jest zasługą wyłącznie tego, że zajmowałam się nim wczoraj do późnej nocy i dziś wczesnym rankiem. Mam nadzieję, że to jedyny tak ciężki tydzień albo chociaż, że następny nie nadejdzie zbyt szybko.
Jednocześnie chciałam dodać, że nowy rozdział o Lenie pojawi się najszybciej w weekend. Późno, a Wy czekacie, wiem. Jest napisany jednak dopiero w połowie i nie ma szans, bym skończyła go wcześniej. Wierzę, że zrozumiecie i nie będziecie miały do mnie żalu. Podobno szkoła najważniejsza :p
Zaległości na Waszych blogach, które sięgają już blisko dwóch tygodni, nadrobię do niedzieli. Obiecuję!
Przepraszam, kocham❤❤❤

wtorek, 6 października 2015

Dziewięć: Odreagowanie

28. stycznia 2014, wtorek
   -Przećwiczmy jeszcze raz cały układ, bardzo was proszę. - jęknął Marcel, ponownie wsuwając płytę do odtwarzacza. -Ostatni i kończymy. Przyda się na najbliższych warsztatach z grupą zaawansowaną. Dziewczyny, dacie radę? Wierzę w was.
   Irmina przewróciła ironicznie oczami, zajmując miejsce obok Ann-Kathrin. Zaczynała odnosić wrażenie, że Forni w paru ostatnich choreografiach celowo ustawia je obok siebie, każąc współpracować i szukać kontaktu. Nie chciały go zawieść, zatem starały się z całych sił. Pannie Brömmel wychodziło to całkiem nieźle, lecz Kastner nie potrafiła się przełamać. Dużo wycierpiała przez znienawidzoną koleżankę, ale tłumiła to w sobie i nie podzieliła się tą tajemnicą nawet z Julią. Bała się i jednocześnie chciała zapomnieć. Jak najszybciej.
   Ostatecznie układ został powtórzony dwukrotnie, ponieważ wniesiono kilka poprawek i zmian, dzięki czemu w finalnej wersji wyglądał niemal idealnie i satysfakcjonował każdego członka zespołu. Irma i Jull też były nim zachwycone, lecz na tyle wyczerpane, iż nie myślały o swoim sukcesie, pragnęły jedynie wrócić do domu i odpocząć. Krótkowłosa tancerka rozwiązywała właśnie buty, by dać swoim obolałym stopom ukojenie, kiedy usłyszała nad głową chrząknięcie. Wraz z przyjaciółką uniosły głowy i zamarły w bezruchu.
   -Chciałam pogratulować wam obu, laski. - delikatny i pogodny uśmiech Ann wywołał ciarki na skórze jej największego wroga. -Udany występ. Cieszę się, że gramy w jednej drużynie.
   Spojrzały po sobie z wyraźnym zaskoczeniem. Co się tak nagle stało? Zdrzemnęły się? Uderzyły w głowę? Ann-Kathrin Brömmel przemawia ludzkim głosem?
   -Dzięki. - rzuciła w końcu Irmina, podnosząc obuwie z podłogi. -Ale to nie tylko nasza zasługa, mamy dobrze zorganizowaną ekipę, więc nie musimy się obawiać, że coś nie wypali.
   -W dużej mierze stanowicie o jej sile... Bez was to nie byłoby to samo.
   -Za to bez ciebie tańczyłoby się o wiele lepiej. - odparowała kąśliwie, patrząc prosto w oczy dziewczyny. -Czego chcesz? Szukasz uzdrowicielskiego pojednania?
   -Irma, przestań już. - zasugerowała Wessler, ciągnąc ją za rękę. Zażenowało ją zachowanie najbliższej znajomej, dlatego zerknęła przepraszająco na trzecią z Niemek.
   -Myślałam, że...
   -Twoje myślenie nie ma sensu, Ann. Daj spokój i zajmij się swoim pieprzonym życiem.
   Bez najmniejszych wyrzutów sumienia ominęła zszokowane tancerki i udała się prosto do szatni, gdzie od razu zrzuciła treningowe ubrania i popędziła pod prysznic. Strumień ciepłej, wręcz gorącej wody nieco ją uspokoił, zebrała myśli i wyłączyła swój agresywny, pełen jadu słownik. Obraza na cały świat oraz niczemu niewinnych ludzi męczyła ją już drugi dzień, za sprawą pełnego sprzeczności typa, z którym spotkała się w Vapiano. Nie potrafiła wybaczyć sobie, że tak łatwo ją omotał, co przyniosło mu ogromne zyski w postaci nieoddanego nieśmiertelnika. Nadal szalenie zależało jej, by go odzyskać, ale nie będzie się przed nim poniżała. To on zachował się jak ostatnia gnida, więc niech to teraz odkręci.
   Wychodząc z pomieszczenia usiłowała ignorować nagabującą ją z powodu nagannego potraktowania Ann-Kathrin Julię. Nie obchodziło ją, że kogokolwiek zraniła. Brömmel po prostu nie zasługuje na jej uwagę, więc nie rozumiała, po co w ogóle się doczepiła. Gdyby ten cały Marco od Marcela ją znał, automatycznie odwołałby to, co powiedział w Nowy Rok. To nie ona była wredną suką. To określenie wręcz przeznaczone dla Ann. Przyznała się do tego spostrzeżenia koleżance, na co ta zbluzgała ją od stóp po sam czubek głowy. Nie dostrzegła, że ich ostrej wymianie zdań przysłuchuje się Fornell, czekający na nie zaraz przy drzwiach.
   -Możemy pogadać? - spytał bez owijania w bawełnę. Przyszywane siostry przystanęły zdziwione, unosząc dodatkowo brwi.
   -Jasne.
   -W zasadzie chodzi o ciebie, Irma. - uściślił, wpatrując się w nią badawczo, ale zauważywszy, iż jej towarzyszka zamierza się oddalić, zatrzymał ją bez wahania. -Zostań. Przyda się dobry psycholog.
   -Bardzo śmieszne. - wtrąciła Kastner. Doskonale wiedziała, że chłopak chce spędzić z jej przyjaciółką jak najwięcej czasu i nie próbowała mu tego utrudniać. -Mów do rzeczy, co cię gryzie.
   -Nie usiądziemy? - zaproponował, na co stanowczo zaprzeczyła. Jej zły humor odbijał się również na nim.
   -Padam z nóg, chcę położyć się na własnej kanapie. Załatwmy to szybko i bezboleśnie.
   -Okej, niech ci będzie. - odpuścił, by nie wszczynać sporów z nabuzowaną tancerką. -Irmina, widzę, że od jakiegoś czasu chodzisz poważnie struta. Nie mam pojęcia, od jakiego dokładnie, ale czy to dotyczy tego faceta, z którym umówiłaś się w niedzielę?
   Opuściła wzrok, uśmiechając się nieśmiało. Fakt, iż jej uczucia stały się łupem dwóch bliskich jej osób, wpędził ją w zakłopotanie. Nie chciała znów się użalać, nie przywykła do nieustającego wylewania swoich pretensji na innych. Nie przypuszczała jednak, że chłopak zapytał o jej samopoczucie głównie dlatego, że zamierzał wyciągnąć od niej jak najwięcej informacji. Odkąd odpisał Reusowi na kontrowersyjnego sms-a, blondyn w ogóle się z nim nie kontaktował, zatem domyślał się, że coś poszło nie tak i musiał dowiedzieć się, co. Julia z kolei była wciągnięta w zamieszanie z zupełnie neutralnego punktu widzenia, co Marcelowi bardzo odpowiadało. Dopóki nie miała świadomości, że oprawcą Irminy jest uwielbiany przez nią Marco Reus, mógł bez obaw zdobywać jej serce. I głęboko wierzył, że zdąży.
   -Tylko po części. - skłamała Kastner, strzelając nerwowo palcami. W rzeczywistości owy mężczyzna wypełniał jej mózg doszczętnie, bo go mocno nienawidziła. -Pokłóciliśmy się, ponieważ nie oddał mi nieśmiertelnika. Pisze do mnie praktycznie o każdej porze dnia i nocy, starając się o spotkanie, ale nie chcę go więcej widzieć. Potraktował mnie jak małoletnią gówniarę.
   -Dlaczego nie oddał? - zdziwiła się Wessler. -Przecież właśnie po to tam pojechałaś! Ale z niego kanalia!
   -To samo mu powiedziałam. - roześmiała się. -Wiecie... Okazał się sympatyczny i wredny jednocześnie. Sądziłam, że to niemożliwe, lecz on, na swoim przykładzie, udowodnił, że się mylę. Z drugiej strony, to intrygujące, bo odniosłam wrażenie, że tylko jedna z tych wersji jest prawdziwa. Drugą stosuje jako manewr obronny. On jest... Inny, niż wszyscy kolesie.
   -To znaczy?
   -Za wszelką cenę pragnął, bym wzięła go za ważniaka i twardziela i przyznaję, udało mu się, aczkolwiek gadka rozkręciła się z biegiem czasu, a wtedy potrafił się śmiać i normalnie rozmawiać. Nie rozumiem, co w jednej, krótkiej chwili doprowadza go do wściekłości, mam nadzieję, że nie ja.
   Fornell milczał. W najśmielszych snach nie odważył się uznać, iż Woody będzie w stanie niemal błyskawicznie przekonać do siebie zaborczą oraz przebiegłą Irminę. Oczywiście, wymieniła kilka wad i uwag co do jego charakteru, ale wystawiła pozytywną ocenę ogólną. No i sam Marco na swoje, ekstrawaganckie sposoby szukał z nią kontaktu, zatem pewnie weszła mu za skórę. Może nie będzie tak źle. Błyszczy mała iskierka pomyślności.
   -Jedno i tak ciągle mnie intryguje. - kontynuowała dziewczyna, przez co tancerz wrócił wreszcie na ziemię. -Drogie butiki, ponad sto euro napiwku, no i ten cholerny Aston Martin. Skąd wytrzasnął forsę na to wszystko?
   -Na pewno dobrze zarabia. - rzucił w końcu Marcel, aż przyjaciółki zerknęły na niego zaskoczone. Irma prychnęła.
   -Moi rodzice też dobrze zarabiają, a na luksusowe auto jeszcze ich nie stać. - odparowała złośliwie. -Może on jest ukrywanym kuzynem Paris Hilton albo dziedzicem Slytherina?
   -Nie przesadzaj. Ojciec kupił ci własne mieszkanie, więc nie mów, że od czasu do czasu nie sypną groszem.
   -Nie wyliczaj mi pieniędzy, Marcel. - syknęła, grożąc mu palcem. -Zostaw ten wścibski nos w swoich finansach.
   -Biorę z ciebie przykład. - uniósł brwi, ukazując rządek równych zębów. -Sama zaczęłaś prowadzić księgowość temu gościowi, więc nie wyskakuj do mnie z pretensjami.
   -Och, pieprz się. - warknęła, po czym machnęła ręką i wyszła z budynku, kierując się do samochodu.
   -Hej! - krzyknęła za nią długowłosa blondynka, przez co odwróciła się niechętnie. -Zapomniałaś, że przyjechałyśmy razem?
   -Wybacz, Jull. Marcel cię podrzuci. Kiedyś mi za to podziękuje.
   Spojrzała na niego zdziwiona, lecz piorunował szatańskim wzrokiem kąśliwie wpatrzoną w jego twarz Irminę, która kilka sekund później zasiadała już za kierownicą czerwonego Audi. I choć odczuwał złość, zdawał sobie sprawę, iż otrzymał właśnie kolejną szansę.

~~~

30. stycznia 2014, czwartek
   Z trudem namówił kolegów, by razem wyszli na piwo do Cocaine. Jutro z samego rana wyjeżdżali na mecz do Brunszwiku, więc Pierre oraz Mario chcieli wypocząć, jednak ostatecznie ulegli marudzeniu blondyna i zgodzili się na mały grzech. Oni również byli tylko ludźmi i potrzebowali choćby najmniejszej dawki alkoholu we krwi. A czego trener nie widzi, tego im nie żal.
   Zebrali się pod klubem - każdy dotarł indywidualnie, by następnie jak najszybciej wrócić do domów i spakować do walizki ostatnie rzeczy. Przywitali się oryginalną składanką gestów, którą sami ułożyli i po zamienieniu paru żartobliwych zdań ruszyli do wejścia. Śmiali się, humory im dopisywały, jedynie Reus nie wykazywał nawet cienia entuzjazmu, choć to on wystosował zaproszenia na wypad do dwójki piłkarzy. Z ponurą miną marudził pod nosem, co zauważyli pozostali i porozumiewając się poprzez mrugnięcia okiem, postanowili postawić dortmundzką jedenastkę pod ścianą i wypytać o przyczyny nienajlepszego samopoczucia. Zaczynali nawet domyślać się, że ich nagłe spotkanie nie jest wyłącznie kolejnym kaprysem Woody'ego, a schowaną prośbą o pomoc. Nie mogli go zostawić, jeżeli faktycznie tak było.
   Wyłonili się zza rogu, niespiesznie dążąc do głównych drzwi, kiedy ją wyhaczył. Przechodziła przez środek parkingu, a cel jej drogi stanowił zapewne samochód, którym przyjechała. Zapewne odwiedziła Marcela i Robina, dlatego żałował teraz, że nieznacznie się spóźnił. Przyskrzyniłby ją na oczach Fornella, zmuszając go do inteligentnych obron, by nie wydało się, iż panowie są najlepszymi przyjaciółmi. Trudno, następnym razem. Teraz poczuł wzrost ciśnienia krwi, więc wyciągnął iPhone'a i wysłał jej krótką, lecz treściwą wiadomość.

"Poczekaj. PROSZĘ."

   Rozejrzała się niespokojnie i zanim go dostrzegła, polecił kumplom zająć boks na piętrze i złożyć zamówienie, bo musi pilnie załatwić sprawę. Gdy już ich odprawił, przeniósł na nią uwagę, a ona lustrowała go z przymkniętymi powiekami. Zrobił krok w tamtą stronę, aczkolwiek ona puściła się biegiem do wozu, najwyraźniej chcąc uciec. Nie miała szans, dogonił ją. Zajął fotel pasażera i wyjął kluczyk ze stacyjki, ściskając go w dłoni. Irmina popatrzyła na niego, rozdygotana oraz przerażona, oddychając nieco szybciej pod wpływem wysiłku fizycznego. Bała się. Obecnie po raz pierwszy się go bała.
   -Co ty odpierdalasz?! - uniosła głos, zaciskając palce na kierownicy. -Przywłaszczyłeś sobie mój nieśmiertelnik, ale klucza do wozu już nie dostaniesz.
   -Sam go wezmę, jeśli mnie zmusisz. - prychnął, wnikliwie oglądając najnowszą zdobycz. -Skąd masz takie fajne Audi? Twoje?
   Przewróciła oczami, rozluźniając się odrobinkę. Bezczelnie ją przedrzeźniał, sprawiając tym samym, że wskaźnik nienawiści niebezpiecznie rósł, lecz nie umiałaby zdobyć się na wyrządzenie mu jakiejkolwiek krzywdy. Zdobył nad nią przewagę, zakleszczając w pułapce niczym lew, który w głuchej dziczy dopadł swą ofiarę. Pozostało grzecznie z nim porozmawiać, a może się zlituje i da jej żyć.
   -Czego chcesz? - wykrztusiła, wbijając wzrok w przednią szybę. Było ciemno, a wokoło nikogo, kto mógłby jej pomóc. -Śledzisz mnie? Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
   -Nie obchodzi mnie, co porabiasz na co dzień, więc nie mam podstaw do łażenia za tobą. A czego chcę? Cóż, rzadko używam słowa 'proszę' i nie lubię, gdy ktoś mnie ignoruje, a gdy ignoruje moje 'proszę', to już apogeum wkurwienia. Zaufaj mi. - uniósł brwi na znak tryumfu, nadal przyglądając się dziewczynie. Zauważył, iż cała się trzęsie i nie potrafi tego opanować, co zbiło go z tropu. Na początku stwierdził, iż zamarza z zimna, aczkolwiek znajdowali się w jej wozie, gdzie termometr nie wskazywał drastycznego mrozu... I wtedy zrozumiał. -Irmina, co się dzieje? Pytam teraz na serio. Piszę do ciebie od dwóch dni, odkąd tylko w tą niedzielę wróciłem do domu, a ty nic. Unikasz mnie, okej, ale z jakiego powodu?
   -Oszukałeś mnie. - szepnęła, nie odwracając głowy. -Wcale nie musiałam się z tobą spotkać, ale tak bardzo zależało mi na tym nieśmiertelniku, że nie mogłam się powstrzymać. Wiedziałeś o tym, a mimo wszystko wyrolowałeś mnie... Bawiło cię to, co? Głupia, naiwna laska, która ulegnie ci za jednym pstryknięciem, bo ocaliłeś cenną dla niej rzecz... To nie ja.
   -Nie pomyślałem o tobie w ten sposób, przynajmniej nie, kiedy cię poznałem. I nie planowałem zrobić ci krzywdy. Przepraszam. Słyszysz? Tego wyrazu też nie zapisałem na stałe w słowniku, doceń to.
   -Wyczyn roku. - zakpiła z szyderczym uśmiechem. -To twoje postanowienie noworoczne: wpleść do rozmowy zwroty grzecznościowe?
   -Nie noszę tego nieśmiertelnika przy sobie, więc aktualnie go nie mam. - zignorował jej docinki. -Ale naprawdę przysięgam, że zwrócę ci go przy następnej okazji, jeśli mi ją dasz.
   -Zapomnij.
   -Niedługo obchodzisz urodziny i nie chcę być powodem twojego złego nastroju w tym dniu. - wpatrywał się w nią, oczekując jakiegokolwiek ruchu. Najmniejszego. Wciąż darzył ją słabą sympatią, ale nie mógł pozwolić sobie na zepsucie jednego z najważniejszych dla niej osobiście świąt. -Uznajmy to za prezent ode mnie, okej?
   -Wiesz, co możesz mi podarować nawet w tej chwili? - uraczyła go jadowitym spojrzeniem. Zaprzeczył. -Święty spokój. Wyjdź i nie męcz mnie więcej. Ale najpierw kluczyk.
   Znieruchomieli, mierząc się nawzajem rozszerzonymi źrenicami. Ona ze zdenerwowania, on z zaszokowania. Odpuścił. Ta dziewczyna ewidentnie, bez żadnych skrupułów daje mu kosza już po raz kolejny, co nie było dla niego zwyczajną sytuacją. Nie przywykł do odrzucenia oraz upokorzenia, a przy niej ponownie musiał pogodzić się z tym uczuciem. Posiadał jednak sprawdzony sposób, jak się go pozbyć.
   Otworzył pięść, a Kastner natychmiast złapała za pożądany przedmiot. Szarpnęła go i zorientowała się, że Marco dzierży jeszcze w dłoni breloczek z pierwszą literką jej imienia, zatem znów obrzuciła wzrokiem jego twarz. Spalał ją gniew.
   -Nie chcę tego przechowywać. Ani prowadzić biura rzeczy znalezionych, więc jeśli zmienisz zdanie, po prostu zadzwoń.
   Wypuścił z ręki klucz, który spadł na jej rękę, po czym wyszedł, z impetem trzaskając drzwiami i udał się wprost do swojego samochodu. Nie zważał na to, że zostawił oszołomioną Irminę kompletnie samą, że Auba i Götze siedzą w Cocaine, zastanawiając się, kiedy do nich dołączy. Miał już inny plan. Taki, po realizacji którego zdecydowanie mu ulży i wstanie jutro z uśmiechem na ustach. Taki, który zawsze działał.
   Nie czekał długo, bo po zaledwie dziesięciu minutach pojawiła się na horyzoncie. Nosiła krótką spódniczkę i delikatne buty na obcasie, pomimo zimowej pory. Zgrabna pupa, długie nogi, ładna, dziewczęca twarz... Nie potrzebował niczego więcej, zatem nie zastanawiał się dłużej. Uruchomił silnik i gdy podjechał obok, opuścił szybę. Kobieta spojrzała na niego, uśmiechając się pogodnie, co mimowolnie odwzajemnił. Nie pomylił się - była atrakcyjna, musi ją zdobyć na tę noc.
   -Jesteś sama? - rzucił bezpośrednio, lustrując jej sylwetkę. Pochyliła się, opierając nadgarstki w powstałej po zniknięciu okna luce.
   -Tak, właśnie zamówiłam taksówkę i...
   -Masz chłopaka?
   -Nie zainteresowałabym się tobą, gdybym miała. - uniosła brwi, pozwalając sobie na muśnięcie jego policzka. -Zostawił mnie parę tygodni temu... Nie umiem się pozbierać, bez przerwy imprezuję... Nie przeszkadza mi to, przecież go nie zdradzam.
   -Nie tłumacz się. - zmarszczyła czoło, więc podniósł rękę i lekceważąco przesunął kciukiem po dolnej wardze dziewczyny. -Nie znasz mnie, nie masz pojęcia, do czego wykorzystam te informacje i czy w ogóle je wykorzystam.
   -Więc po co mnie zaczepiłeś? - fuknęła, na co położył palec tym razem na całej szerokości jej ust i zbliżył twarz do ucha dziewczyny, subtelnie je przygryzając. Jęknęła cicho, zamykając oczy. Uległa mu. Nawet specjalnie się nie wysilał.
   -Nie chcę być dziś sam w łóżku... Ty chyba też nie. - szepnął, odsuwając się gwałtownie. Nie mógł odkryć przed nią wszystkich kart już teraz, na parkingu klubu, który prowadzili jego najlepsi przyjaciele, a dwaj kolejni czekają na niego z kuflem piwa. -Wsiadasz?
   Nie zachęcał jej po raz drugi. Chwilę później mknęli już w kierunku jego mieszkania, zajmując się płytką, niewiele znaczącą rozmową. Zdążył dowiedzieć się, że poderwana piękność ma na imię Samantha i pochodzi z Dolnej Saksonii, gdzie mieszka i pracuje, a korzystając z kilku dni wolnego, przyjechała w odwiedziny do zamężnej siostry. Nie należała do aniołków, nie dało się ukryć. Nie interesowała się też piłką nożną, preferowała siatkówkę, zagadując ją dyskretnie, dowiedział się także, iż niezbyt kojarzy jego postać, więc poczuł się bezpieczny. Właściwie, to znalazł się w niebie, nie tylko dlatego, że mógł być anonimowy. Niecierpliwa towarzyszka składała bowiem wilgotne pocałunki na jego szyi, rozpiąwszy wcześniej kurtkę. Dodatkowo niewinnie zaciskała dłoń na udzie piłkarza, doprowadzając go do szaleństwa i nie pozwalając skupić się na poprawnym prowadzeniu auta, jednak nie zamartwiał się tym. Pobudzała go w ekspresowym tempie tak mocno, że zapragnął kochać się z nią do samego rana. Nie dbał o to, że jutro wcześnie wstaje i jedzie na mecz, nie dbał o to, że wystawił kumpli. Liczyło się to, że na swój ulubiony sposób pociesza się po porażce w starciu z Irminą, która, swoją drogą, jest wredną suką. Ale kiedyś się zemści.
   Gdy winda w wieżowcu ruszyła w górę, Samantha oplotła nogami biodra Marco i rozpoczęła rozpinanie guzików jego kratkowanej koszuli, podczas gdy on sam zachłannie badał dłońmi jej pośladki, które na ‘dzień dobry’ wpadły mu w oko. Przeniósł ją przez korytarz swojego piętra, jedną ręką odkluczył drzwi, zamykając je za sobą nogą i udał się prosto do sypialni. Tam już się nie hamował. Gwałtownie rzucił ją na łóżko i pozbył się spódniczki wraz z butami oraz bluzeczką, pozostawiając jedynie bieliznę. Zachłannie muskał ustami każdy centymetr jej ciała, gdy zsunęła koszulę z jego ramion, a jego włosy przesypywały się między jej palcami. Chłonął ją całą, może odrobinę za szybko, lecz nie marnował czasu, nie miał na to ochoty. Kiedy pozbawił ją również majtek, z szuflady wyjął prezerwatywę, po czym jednym ruchem rozerwał opakowanie. Jego najnowsza kochanka obrzuciła go zamroczonym z pożądania spojrzeniem, wbijając paznokcie w plecy chłopaka.
   -Obiecuję, że nie będzie bolało. - mruknął, pochylając się nad nią i dając w końcu upust swojej męskiej żądzy oraz dominacji.

***

Przepraszam. Nawaliłam, miał być wczoraj... Myślałam, że zdążę go ogarnąć, ale przeszkodziły mi zawirowania związane z powrotem na studia... Zaczyna się :)

Mam nadzieję, że mimo wszystko wybaczycie i że rozdział Wam się podoba. Kocham♡