Gdy się obudziła, automatycznie zdała sobie sprawę, że jest już bardzo późno. I nie myliła się - zegar w jej komórce wskazywał już parę minut po czternastej. Opadła ponownie na poduszkę i wtedy wszystko wróciło: w ułamku sekundy przypomniała sobie, co wydarzyło się wczoraj i gdzie się aktualnie znajduje. Ktoś dopuścił się na niej próby gwałtu, Marco Reus pogruchotał mu kości twarzy, a potem zabrał ją do swojego mieszkania, by przez pół nocy opowiadać o swojej przeszłości. Chciała, by to, co przeżyła, okazało się jedynie koszmarnym snem, który pryśnie, gdy otworzy oczy, lecz nie liczyła na cud. Nie spała już kilka minut, a wciąż przebywała w jego penthouse'ie. To wszystko było prawdą. Niestety.
Uniosła się na łokciach, a gdy opuszczała stopy na podłogę, na stoliku przy łóżku dostrzegła karteczkę, wypełnioną pismem Marco. Odetchnęła głęboko i pochyliła się, by ją przeczytać.
"Muszę wyjść, o 9:00 mam trening. Powinienem wrócić wczesnym popołudniem. Czuj się jak u siebie.
Marco
PS. Jeśli nie zdążę, nie wychodź, proszę. Chciałbym cię dziś chociaż zobaczyć."
Cóż... Wczesne popołudnie skończyło się co najmniej godzinę temu, więc jeśli wierzyć mu na słowo, był już w domu. Nie przeraziło ją to, może troszkę skrępowało, w końcu spędziła noc u mężczyzny, którego znała zaledwie dwa i pół miesiąca, a któremu potrafiła jednak zaufać. Wygrzebawszy się ostatecznie z pościeli, przeszła do łazienki, by zmienić ubranie i opłukać twarz wodą, po czym skierowała się do kuchni, w celu ugaszenia ogromnego pragnienia. Zaglądając do salonu, natknęła się na Reusa: w telewizji emitowano właśnie wiadomości informacyjne, a piłkarz drzemał na kanapie ze smartfonem w dłoni. Przystanęła na moment, bo rozczulił ją ten widok, domyśliła się także, że jest bardzo zmęczony, więc nie chcąc mu przeszkadzać, okryła go leżącym nieopodal kocem i ulotniła się bezszelestnie. Na blacie obok lodówki stała woda mineralna, co ją zdecydowanie zadowoliło, nie zamierzała szperać mu w szafkach. Niemalże duszkiem wypiła dwie szklanki, a następnie odstawiła naczynie do zmywarki. Odwróciła się i momentalnie zamarła: blondyn siedział na sofie, lustrując ją przenikliwym spojrzeniem, które zwyczajnie ją peszyło. Zawstydzona, przygryzła wargę i usiadła w fotelu naprzeciwko.
-Jak się czujesz? - spytał wprost, czym ściągnął na siebie uwagę dziewczyny. Gdy na niego zerknęła, zmrużył oczy, zacięcie wpatrując się w jeden z jej policzków. -Irmina... Czy ty widziałaś się dziś w lustrze?
-Uroczy komplement, brawo. - sarknęła, nie rozumiejąc zbytnio, o czym mówi. -A wracając do tematu, nie jest najgorzej, jakoś się trzymam.
-Nie o to chodzi. - wstał i kucnął przed nią, po czym delikatnie przesunął kciukiem wzdłuż lewej strony jej twarzy. Dziewczyna mimowolnie syknęła z bólu. -Uderzył cię... Masz ogromną śliwę pod okiem... Kurwa, zabiję go, przysięgam, że go zabiję.
-Marco...
-Może obłożysz to sobie lodem? Zawsze tak robimy po treningach, powinno pomóc.
-Marco. - powtórzyła, łapiąc go za rękę, gdy się podnosił. -Nic mi nie będzie, to zniknie. Uspokój się, proszę.
-Mała, jak mam się uspokoić? Wypuścili go, znów może zrobić krzywdę każdej kobiecie, z którą mnie zobaczy, nawet moim siostrom! Choć podejrzewam, że świetnie zna moją rodzinę...
-Poświęcisz mi trochę czasu? - wtrąciła, przerywając jego słowotok. Spojrzał na nią, zaintrygowany tą prośbą. -Chciałabym z tobą porozmawiać.
Nie spuszczał z niej wzroku, lecz ona również nie odpuściła. Marco nie bardzo wiedział, co stanie się przedmiotem konwersacji, ale nie potrafił jej odmówić. Nawet, jeżeli postanowi wyciągnąć z niego jeszcze więcej, raczej jej się uda, ponieważ nie chciał z nią walczyć. Ponownie zajął swoje miejsce, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
-W porządku. Słucham.
-Przede wszystkim, dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. Wyciągnąłeś mnie stamtąd i nie zostawiłeś samej... Nie wiem, czy uratowałeś mi życie, być może... Ale zdrowie psychiczne na pewno.
-Irma, daj spokój. - żachnął się, wygładzając koc, którym niedawno go okryła. -I tak za długo stałem i na to patrzyłem, miałem pozwolić, by cię zranił?
-Nie musiałeś...
-Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. - powiedział stanowczo. -Jestem o tym więcej, niż przekonany.
-Ale nie każdy przenocowałby mnie w swoim własnym mieszkaniu. - zauważyła, obserwując go badawczo. Uśmiechnął się, ogarniając wzrokiem swoje kolana. -A ty zainteresowałeś się mną bardziej, niż wypadało. Zaciągnęłam u ciebie kolejny dług wdzięczności, pomijając już koncert Beyoncé i tą kolację, która niezbyt nam się udała...
-Po prostu wiedziałem, że muszę ci pomóc. Wiedziałem, jak się czujesz i jak reagować. To zabrzmi dziwnie, ale... No, cóż, mam w tym doświadczenie. Znałem go i tylko dlatego zorientowałem się, że jesteś w niebezpieczeństwie, gdy wyszedł za tobą z klubu. Żałuję, że cię nie zatrzymałem, ale nie miałem prawa, pomimo, iż źle odebrałaś to, co widziałaś.
-Czytasz mi w myślach? - mruknęła, unosząc jedną brew. On natomiast zmarszczył czoło, próbując odgadnąć, do czego zmierza. -Chciałam zapytać cię o tą dziewczynę, z którą się... Hmm... Obściskiwałeś? Nieważne, jakkolwiek tego nie nazwać - dlaczego? Czułam się tak, jakbyś przywalił mi prosto w twarz.
-Postąpiłem, jak kretyn, przepraszam. To potoczyło się tak szybko, że nawet nie zauważyłem, jak... Czepiała się mnie już od jakiegoś czasu, ale teraz przynajmniej dowiedziałem się po co - żeby nas ze sobą skłócić. Uciekła z Cocaine szybciej, niż ty, kiedy tylko zorientowała się, że nas nakryłaś.
-Co nie zmienia faktu, że jej uległeś. - westchnęła, nerwowo rozczesując palcami włosy. -Kim dla ciebie jest? Kimś ważnym?
-Jak wspomniałem, poznaliśmy się dopiero niedawno, niewiele o sobie opowiadała, więc zapamiętałem tylko, że na imię jej Ina. Wymieniliśmy się numerami telefonów, więc wyjaśnię to z nią przy okazji, nie odpuszczę.
-Okej, ale nadal nie dałeś mi satysfakcjonującej odpowiedzi. - dociekała, wbijając w niego ciekawskie spojrzenie. Marco również podniósł wzrok. -Ile ona dla ciebie znaczy?
-Szczerze? W zasadzie nic... Nie wzbudzała zaufania, kiepsko się dogadywaliśmy... Nie spałem z nią, jeśli to chodzi ci po głowie. A właściwie... - posłał jej szelmowski uśmiech, który wszystko tłumaczył. Irmina przygryzła wewnętrzną część policzka, rumieniąc się leciutko. -Czemu o to dopytujesz? To chyba moja sprawa, prawda?
-Po części, bo jeśli mocno mnie dotknęła, to moja także. - odparowała, zamykając Reusowi usta. Milczał, oczekując kontynuacji, zatem zrozumiała, iż nastała jej pora. Czas na rewanż. -Widzisz... Przeżyłam już kiedyś coś podobnego. Nie tylko ciebie sprawy miłosne potraktowały bardzo niesprawiedliwie. Wprawdzie nie usłyszysz o tym jako pierwszy, ale wyprzedziła cię tylko moja mama.
-Całkiem nieźle. - bąknął zaintrygowany, przerzucając stopy na oparcie z boku sofy. -W takim razie mów.
-To było prawie trzy lata temu, kiedy zgadałam się z Marcelem i wraz z Julią dołączyłyśmy do jego grupy tanecznej. W ten sposób w gronie moich znajomych pojawiło się kilka innych osób, w tym Julian i dziewczyna tego twojego kumpla, Ann-Kathrin. Wtedy się jeszcze nie znali, ale do tego dojdziemy później.
-Będę mógł sprzedać Mario rewelacje o jego kobietce? - spytał, z szyderczym uśmieszkiem zacierając ręce. Kastner jedynie prychnęła, wymownie przewracając oczami.
-Zrobisz z tym, co zechcesz. - obojętnie machnęła ręką, zaskakując go utrzymywaną powagą. Dotarło do niego, że powinien zaprzestać złośliwych uwag. -Wracając do tematu: miałam wtedy 20 lat, byłam zafascynowana nowym środowiskiem, a na co dzień niczego mi nie brakowało, bo rodzice dobrze zarabiają i jako jedynaczkę troszkę mnie rozpieszczają. Prawdopodobnie dlatego sądziłam, że mogę dostać wszystko, czego zapragnę i podporządkować sobie ludzi, których wybrałam na swoje ofiary... I właśnie Julian stał się jedną z nich. To na serio przystojny, przyzwoicie zbudowany chłopak o świetnej rytmice i technice tańca. Poszło szybko, zakochałam się jak dziewczynka w podstawówce. I wraz z tym zaczęły się schody.
-Nie powiedziałaś mu. - zgadywał piłkarz, coraz bardziej wciągnięty w jej historię. Karcił się za to, że z niecierpliwością czekał na końcowy rezultat, lecz chciał jedynie upewnić się, iż ta nić porozumienia między nimi jednak istnieje. -Nie wierzę. Ty, wieczna buntowniczka?
-Nie miałam w sobie tyle odwagi. - przyznała nieśmiało. -Nie myślałam, że mogę mu się spodobać... Aż do dnia, w którym Marcel zestawił nas razem w duecie do jakiejś strasznie łzawej piosenki. Budowaliśmy choreografię do lokalnych zawodów i zależało nam na świetnym występie, dlatego często zostawaliśmy po godzinach i ćwiczyliśmy to na osobności. No, i w końcu zaiskrzyło... Powiedział mi, że wreszcie pracuje z partnerką, z którą znalazł wspólny język, po czym zaprosił mnie na kolację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak szczęśliwa.
-Domyślam się.
-Super. - skwitowała uszczypliwie, na co prychnął, zmieniając pozycję do półleżącej. Czuł się przy niej na tyle swobodnie, że mógł sobie na to pozwolić. -Ale nie mów mi, że liczysz na happy end i ogromną love story, błagam.
-Ehmm... Raczej nie, ale może jakieś pikantne szczegóły? - uniósł brwi, poruszając nimi zabawnie. Tancerka pokręciła z zażenowaniem głową, przez kilka sekund żałując, że go w to wtajemnicza, lecz na odwrót było już za późno. Poza tym, ona też chciała się komuś wyżalić - a słuchacz lepszy od Reusa chyba nie istnieje.
-Też nie trafiłeś. - pokazała mu język. Blondyn głośno wypuścił powietrze z ust. -Na początku, oczywiście, układało się idealnie: po pierwszej kolacji poszliśmy na jakieś pięćdziesiąt następnych, urywaliśmy się do kina, teatru, nawet na basen czy kręgle. Trzymaliśmy to w tajemnicy przed Marcelem i resztą ekipy, żeby nie uruchomić maszyny z plotkami. Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego, dopiero po czasie uświadomiłam sobie, że Julian żadnego z naszych spotkań nie nazwał "randką". Dowiedziałam się nawet, po co odstawiał tą szopkę.
-Zakład?
-Nie... Cóż, tak się składało, że przed odkryciem jego tajemnicy całkiem nieźle dogadywałam się z Ann-Kathrin. Niewiele nas łączyło, ale według Forniego idealnie współgrałyśmy, a on to wykorzystywał. Zaczęłam nawet wierzyć, że wraz z tą plastikową lalą możemy wiele dać zespołowi... Ale ta wiara prysnęła po zakończeniu jednej z prób, kiedy zupełnie przypadkiem podsłuchałam rozmowę Juliana z Marcelem, w której to zachwalał Brömmel i bez przerwy powtarzał, jaką ma cudowną figurę i jaka to ona nie jest perfekcyjna... Cios poniżej pasa.
-Wow. - jedynie tyle był w stanie z siebie wykrzesać. Nie przypuszczał, że ktoś kiedykolwiek ją spławił. Zakładał różne opcje, aczkolwiek nawet nie przeszło mu przez głowę, że żyje facet, który odrzucił jej uczucie. Okej, bywa wredna i arogancka, ale jest piękną, wrażliwą, a przede wszystkim wartościową kobietą. I on systematycznie to odkrywa. -Więc dlaczego... Po co się z tobą umawiał? Wątpię, żeby chciał w ten sposób zrobić ci przykrość...
-Potrzebował mnie, żeby zbliżyć się do Ann. Umawiał się ze mną, bo miał cichą nadzieję, że któregoś dnia zaproponuję wspólne wyjście. Pomylił się i to ostro.
Marco patrzył na nią zaskoczony, z wrażenia ponownie siadając na sofie. Nie wiedział, co jej powiedzieć. Dostrzegał jej cierpienie, to, że nie jest jej łatwo, więc domyślił się także, że musiała naprawdę kochać tego chłopaka. Pojął też, dlaczego ciągnęła go za język w sprawie Iny - ponieważ postawił ją w sytuacji identycznej, jak ta sprzed 3 lat. Spędzał z nią czas, a gdy znikała, ulegał wdziękom nachalnych panienek. Wczoraj w Cocaine przeżyła dokładnie to samo, sądząc, że wystawił ją dla Toennes. Automatycznie nasunęło się tylko jedno pytanie: z jakiego powodu tak zareagowała? Czy... Czy w nim też widzi już kogoś więcej, niż zwyczajnego znajomego?
-Najgorsze w tej całej historyjce okazało się jednak to, co stało się tydzień później. Ann i Julian przyjechali na próbę jednym autem i trzymali się za ręce. Do dziś pamiętam spojrzenie Marcela, poprzez które usiłował zgadnąć, czy maczałam w tym palce, ale byłam tak wstrząśnięta, że w ogóle się nie poruszyłam. Nienawidziłam ich obojga, a w dodatku musiałam z nimi pracować. Okropieństwo.
-A obecnie?
-Obecnie zwisa mi to wokół tyłka. - wzruszyła ramionami z obojętnym wyrazem twarzy. -Głównie dlatego, że ich sielanka nie trwała długo, bo ona poznała tego twojego kumpla, no i się rozstali. Dostał za swoje, a ją pewnie urzekł portfel Mario, więc się do niego przyczepiła. Moja wielka miłość przeminęła, ale niesmak pozostał. Ten Götze pewnie jest mega przystojny, co?
-Sama sobie odpowiedz, przecież już go widziałaś, nawet rozmawialiście przez chwilę. - rzucił, lustrując ją z uśmiechem. Zamyśliła się, przywołując w pamięci sytuację, o której wspominał. -Przed Cocaine, kiedy pierwszy raz na siebie wpadliśmy.
-Ten niski, napakowany brunet? Serio? - złapała się za głowę, otwierając szeroko oczy. -Faktycznie, mówił, że przyjechał odebrać kogoś z imprezy, ale wtrąciłeś się ty i nie dokończył. Okej, no to jest przystojny. - mruknęła, ignorując jego wymowny wzrok. -I zapewne równie głupi. Cholera, gdybym posłuchała wtedy Julii, już w styczniu wiedziałabym, z kim zadarłam!
Roześmiał się, nie komentując jednak jej słów. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby wydarzenia spod klubu potoczyły się nieco inaczej, dziś już dawno by o sobie zapomnieli, a on walczyłby z natarczywością Wessler. Z perspektywy czasu dziękuje losowi, że Irmina nie ogląda piłki nożnej, przez co nie rozpoznała ich dwójki. Ona natomiast w jednej chwili pozbyła się całego zauroczenia cudowną buźką Mario, które siedziało gdzieś w niej od tamtego wieczora. Straciła do niego jakikolwiek szacunek, pomimo, iż swoim pojawieniem się pod lokalem uchronił ją od kontuzji, bo gdyby nie on, spadłaby ze schodów. To nie czyni go jednak w jej oczach lepszym człowiekiem. Według niej, nikt, kto zadaje się z Brömmel, nie posiada czystych intencji w swoim działaniu.
-Podsumowując moją paplaninę, Julian jest powodem, dla którego nie mam i na siłę nie szukam chłopaka. - dodała, zgrabnie ciągnąc temat do końca. -Mimo wszystko, uważam go za swoją pierwszą, poważną miłość, a on tego nie docenił. Wystarczy mi to, że tańczę i poza moimi rodzicami oraz siostrzaną miłością do Jull kocham tylko to.
-Zaraz... - piłkarz oparł łokcie o kolana, pochylając się do przodu. Szybko połączył pewne fakty, układając je w mózgu, gdzie powstała kolejna zagadka. -Więc ty jednak...
-Nie, Marco, nie jestem dziewicą. - sprostowała, czując, że się rumieni. Przyglądał jej się, oczekując wyjaśnień. -To wiąże się z moim zawodem miłosnym i miało miejsce w pierwszy weekend zaraz po nim. Wybrałam się na imprezę, żeby odreagować, kompletnie sama, wypiłam kilka drinków... Przysiadł się do mnie jakiś koleś, a potem poszedł za mną do łazienki... Nie protestowałam, nie chciałam, a dziś już niewiele z tego pamiętam. I bardzo żałuję, że właśnie tak wyglądał mój pierwszy raz: że mój pierwszy w życiu seks uprawiałam w klubowej toalecie z jakimś nieznajomym, a nie w łóżku z ukochanym chłopakiem. Ale przyznaję, że był dżentelmenem: jakiś czas później napisał do mnie z pytaniem, czy zaszłam w ciążę. - wciąż uśmiecha się, gdy przypomina sobie ten kiepski żart. -Ale nasza 'znajomość' skończyła się na mojej odpowiedzi, bo zwyczajnie wstydziłam się tego, co zrobiłam. Czasu już nie cofnę, muszę z tym żyć.
-Szatan w ciele anioła. - stwierdził Reus, opierając się plecami o sofę. -Zaskocz mnie jeszcze czymś, jesteś niemożliwa! Byłaś w tej ciąży?
-Na szczęście nie. - zachichotała, nerwowo odgarniając z twarzy niesforne kosmyki. -Marco, ja wiem, że moja historia, w porównaniu z twoją, to błahe rozterki niedojrzałej gówniary, która myśli, że jest już dorosła i próbuje wziąć za siebie odpowiedzialność... Ale... Chciałam ci udowodnić, że czasami naprawdę coś nie wychodzi i że to wielokrotnie do nas wraca, niekiedy ze zdwojoną siłą... - przerwała na moment, ponieważ piłkarz wstał i zajął miejsce na fotelu, po czym usadził ją na swoich kolanach i po raz kolejny mocno przytulił. Jego gest ją zdziwił, ale dzięki niemu poczuła się rozumiana, a on zyskał swój dowód na istnienie nici porozumienia. -Tak mi się właśnie zdarzyło, kiedy zobaczyłam cię z tą dziewczyną. Nie pytaj, dlaczego, bo nie umiem ci wytłumaczyć... Ale to chyba oznacza, że jesteś dla mnie ważny. Jakkolwiek to odbierać, po prostu potrzebuję rozmowy z tobą, kiedy jest źle, bo potrafisz...
-Cukiereczku, ja też nie mam pojęcia, czego ode mnie oczekujesz. - wtrącił, ze spokojem gładząc jej włosy. -Ale wiedz, że daję ci od siebie tyle, ile jestem w stanie i błagam, nie wymagaj więcej. Akceptuj to, co dostajesz i wierz mi lub nie, ale to już naprawdę sporo. Być może to się kiedyś zmieni, ale nic ci nie obiecuję, okej?
Słuchała go w milczeniu, a na znak zgody z treścią jego monologu, przytaknęła, po czym schowała twarz w jego torsie. Niewiele myśląc, przyłożył wargi do czubka jej głowy, muskając ją delikatnie. Oboje zrozumieli, że zaszły pewne zmiany, że już nie tylko przyciąganie ziemskie trzyma ich obok siebie. Dołączyła jeszcze do niego tak silna i trująca chemia, przed którą żadne z nich się nie obroni.
Blow a kiss
Fire a gun
All we need is somebody to lean on
***
Korzystam z wolnej chwili między malowaniem jajek a powstrzymywaniem się od jedzenia wszystkich słodyczy, które już na mnie czekają i wrzucam Wam wielkanocny prezent (tak w razie, gdybyście się jakimś cudem nudziły) :)
Rozdział nie ma najlepszej treści do dedykacji, więc po prostu złożę życzenia:
Droga Dreamcatcher! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN! Wreszcie wyniosłam ze Snapchata jakieś sensowne informacje, a że mam dobrą pamięć do dat, to nie zapomniałam :p Pamiętaj, najlepsi ludzie rodzą się w marcu :D
No i przy okazji chciałabym też złożyć Wam życzenia wielkanocne... Zdrowych, wesołych, rodzinnych świąt, smacznego jajka, pogody ducha i odpoczynku. I żeby wszystko zawsze toczyło się po Waszej myśli :)
Do usłyszenia niedługo♡