sobota, 26 marca 2016

Dwadzieścia jeden: Ona

13. marca 2014, czwartek
   Gdy się obudziła, automatycznie zdała sobie sprawę, że jest już bardzo późno. I nie myliła się - zegar w jej komórce wskazywał już parę minut po czternastej. Opadła ponownie na poduszkę i wtedy wszystko wróciło: w ułamku sekundy przypomniała sobie, co wydarzyło się wczoraj i gdzie się aktualnie znajduje. Ktoś dopuścił się na niej próby gwałtu, Marco Reus pogruchotał mu kości twarzy, a potem zabrał ją do swojego mieszkania, by przez pół nocy opowiadać o swojej przeszłości. Chciała, by to, co przeżyła, okazało się jedynie koszmarnym snem, który pryśnie, gdy otworzy oczy, lecz nie liczyła na cud. Nie spała już kilka minut, a wciąż przebywała w jego penthouse'ie. To wszystko było prawdą. Niestety.
   Uniosła się na łokciach, a gdy opuszczała stopy na podłogę, na stoliku przy łóżku dostrzegła karteczkę, wypełnioną pismem Marco. Odetchnęła głęboko i pochyliła się, by ją przeczytać.

"Muszę wyjść, o 9:00 mam trening. Powinienem wrócić wczesnym popołudniem. Czuj się jak u siebie.
                                                                                                  Marco
PS. Jeśli nie zdążę, nie wychodź, proszę. Chciałbym cię dziś chociaż zobaczyć."

   Cóż... Wczesne popołudnie skończyło się co najmniej godzinę temu, więc jeśli wierzyć mu na słowo, był już w domu. Nie przeraziło ją to, może troszkę skrępowało, w końcu spędziła noc u mężczyzny, którego znała zaledwie dwa i pół miesiąca, a któremu potrafiła jednak zaufać. Wygrzebawszy się ostatecznie z pościeli, przeszła do łazienki, by zmienić ubranie i opłukać twarz wodą, po czym skierowała się do kuchni, w celu ugaszenia ogromnego pragnienia. Zaglądając do salonu, natknęła się na Reusa: w telewizji emitowano właśnie wiadomości informacyjne, a piłkarz drzemał na kanapie ze smartfonem w dłoni. Przystanęła na moment, bo rozczulił ją ten widok, domyśliła się także, że jest bardzo zmęczony, więc nie chcąc mu przeszkadzać, okryła go leżącym nieopodal kocem i ulotniła się bezszelestnie. Na blacie obok lodówki stała woda mineralna, co ją zdecydowanie zadowoliło, nie zamierzała szperać mu w szafkach. Niemalże duszkiem wypiła dwie szklanki, a następnie odstawiła naczynie do zmywarki. Odwróciła się i momentalnie zamarła: blondyn siedział na sofie, lustrując ją przenikliwym spojrzeniem, które zwyczajnie ją peszyło. Zawstydzona, przygryzła wargę i usiadła w fotelu naprzeciwko.
   -Jak się czujesz? - spytał wprost, czym ściągnął na siebie uwagę dziewczyny. Gdy na niego zerknęła, zmrużył oczy, zacięcie wpatrując się w jeden z jej policzków. -Irmina... Czy ty widziałaś się dziś w lustrze?
   -Uroczy komplement, brawo. - sarknęła, nie rozumiejąc zbytnio, o czym mówi. -A wracając do tematu, nie jest najgorzej, jakoś się trzymam.
   -Nie o to chodzi. - wstał i kucnął przed nią, po czym delikatnie przesunął kciukiem wzdłuż lewej strony jej twarzy. Dziewczyna mimowolnie syknęła z bólu. -Uderzył cię... Masz ogromną śliwę pod okiem... Kurwa, zabiję go, przysięgam, że go zabiję.
   -Marco...
   -Może obłożysz to sobie lodem? Zawsze tak robimy po treningach, powinno pomóc.
   -Marco. - powtórzyła, łapiąc go za rękę, gdy się podnosił. -Nic mi nie będzie, to zniknie. Uspokój się, proszę.
   -Mała, jak mam się uspokoić? Wypuścili go, znów może zrobić krzywdę każdej kobiecie, z którą mnie zobaczy, nawet moim siostrom! Choć podejrzewam, że świetnie zna moją rodzinę...
   -Poświęcisz mi trochę czasu? - wtrąciła, przerywając jego słowotok. Spojrzał na nią, zaintrygowany tą prośbą. -Chciałabym z tobą porozmawiać.
   Nie spuszczał z niej wzroku, lecz ona również nie odpuściła. Marco nie bardzo wiedział, co stanie się przedmiotem konwersacji, ale nie potrafił jej odmówić. Nawet, jeżeli postanowi wyciągnąć z niego jeszcze więcej, raczej jej się uda, ponieważ nie chciał z nią walczyć. Ponownie zajął swoje miejsce, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
   -W porządku. Słucham.
   -Przede wszystkim, dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. Wyciągnąłeś mnie stamtąd i nie zostawiłeś samej... Nie wiem, czy uratowałeś mi życie, być może... Ale zdrowie psychiczne na pewno.
   -Irma, daj spokój. - żachnął się, wygładzając koc, którym niedawno go okryła. -I tak za długo stałem i na to patrzyłem, miałem pozwolić, by cię zranił?
   -Nie musiałeś...
   -Każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. - powiedział stanowczo. -Jestem o tym więcej, niż przekonany.
   -Ale nie każdy przenocowałby mnie w swoim własnym mieszkaniu. - zauważyła, obserwując go badawczo. Uśmiechnął się, ogarniając wzrokiem swoje kolana. -A ty zainteresowałeś się mną bardziej, niż wypadało. Zaciągnęłam u ciebie kolejny dług wdzięczności, pomijając już koncert Beyoncé i tą kolację, która niezbyt nam się udała...
   -Po prostu wiedziałem, że muszę ci pomóc. Wiedziałem, jak się czujesz i jak reagować. To zabrzmi dziwnie, ale... No, cóż, mam w tym doświadczenie. Znałem go i tylko dlatego zorientowałem się, że jesteś w niebezpieczeństwie, gdy wyszedł za tobą z klubu. Żałuję, że cię nie zatrzymałem, ale nie miałem prawa, pomimo, iż źle odebrałaś to, co widziałaś.
   -Czytasz mi w myślach? - mruknęła, unosząc jedną brew. On natomiast zmarszczył czoło, próbując odgadnąć, do czego zmierza. -Chciałam zapytać cię o tą dziewczynę, z którą się... Hmm... Obściskiwałeś? Nieważne, jakkolwiek tego nie nazwać - dlaczego? Czułam się tak, jakbyś przywalił mi prosto w twarz.
   -Postąpiłem, jak kretyn, przepraszam. To potoczyło się tak szybko, że nawet nie zauważyłem, jak... Czepiała się mnie już od jakiegoś czasu, ale teraz przynajmniej dowiedziałem się po co - żeby nas ze sobą skłócić. Uciekła z Cocaine szybciej, niż ty, kiedy tylko zorientowała się, że nas nakryłaś.
   -Co nie zmienia faktu, że jej uległeś. - westchnęła, nerwowo rozczesując palcami włosy. -Kim dla ciebie jest? Kimś ważnym?
   -Jak wspomniałem, poznaliśmy się dopiero niedawno, niewiele o sobie opowiadała, więc zapamiętałem tylko, że na imię jej Ina. Wymieniliśmy się numerami telefonów, więc wyjaśnię to z nią przy okazji, nie odpuszczę.
   -Okej, ale nadal nie dałeś mi satysfakcjonującej odpowiedzi. - dociekała, wbijając w niego ciekawskie spojrzenie. Marco również podniósł wzrok. -Ile ona dla ciebie znaczy?
   -Szczerze? W zasadzie nic... Nie wzbudzała zaufania, kiepsko się dogadywaliśmy... Nie spałem z nią, jeśli to chodzi ci po głowie. A właściwie... - posłał jej szelmowski uśmiech, który wszystko tłumaczył. Irmina przygryzła wewnętrzną część policzka, rumieniąc się leciutko. -Czemu o to dopytujesz? To chyba moja sprawa, prawda?
   -Po części, bo jeśli mocno mnie dotknęła, to moja także. - odparowała, zamykając Reusowi usta. Milczał, oczekując kontynuacji, zatem zrozumiała, iż nastała jej pora. Czas na rewanż. -Widzisz... Przeżyłam już kiedyś coś podobnego. Nie tylko ciebie sprawy miłosne potraktowały bardzo niesprawiedliwie. Wprawdzie nie usłyszysz o tym jako pierwszy, ale wyprzedziła cię tylko moja mama.
   -Całkiem nieźle. - bąknął zaintrygowany, przerzucając stopy na oparcie z boku sofy. -W takim razie mów.
   -To było prawie trzy lata temu, kiedy zgadałam się z Marcelem i wraz z Julią dołączyłyśmy do jego grupy tanecznej. W ten sposób w gronie moich znajomych pojawiło się kilka innych osób, w tym Julian i dziewczyna tego twojego kumpla, Ann-Kathrin. Wtedy się jeszcze nie znali, ale do tego dojdziemy później.
   -Będę mógł sprzedać Mario rewelacje o jego kobietce? - spytał, z szyderczym uśmieszkiem zacierając ręce. Kastner jedynie prychnęła, wymownie przewracając oczami.
   -Zrobisz z tym, co zechcesz. - obojętnie machnęła ręką, zaskakując go utrzymywaną powagą. Dotarło do niego, że powinien zaprzestać złośliwych uwag. -Wracając do tematu: miałam wtedy 20 lat, byłam zafascynowana nowym środowiskiem, a na co dzień niczego mi nie brakowało, bo rodzice dobrze zarabiają i jako jedynaczkę troszkę mnie rozpieszczają. Prawdopodobnie dlatego sądziłam, że mogę dostać wszystko, czego zapragnę i podporządkować sobie ludzi, których wybrałam na swoje ofiary... I właśnie Julian stał się jedną z nich. To na serio przystojny, przyzwoicie zbudowany chłopak o świetnej rytmice i technice tańca. Poszło szybko, zakochałam się jak dziewczynka w podstawówce. I wraz z tym zaczęły się schody.
   -Nie powiedziałaś mu. - zgadywał piłkarz, coraz bardziej wciągnięty w jej historię. Karcił się za to, że z niecierpliwością czekał na końcowy rezultat, lecz chciał jedynie upewnić się, iż ta nić porozumienia między nimi jednak istnieje. -Nie wierzę. Ty, wieczna buntowniczka?
   -Nie miałam w sobie tyle odwagi. - przyznała nieśmiało. -Nie myślałam, że mogę mu się spodobać... Aż do dnia, w którym Marcel zestawił nas razem w duecie do jakiejś strasznie łzawej piosenki. Budowaliśmy choreografię do lokalnych zawodów i zależało nam na świetnym występie, dlatego często zostawaliśmy po godzinach i ćwiczyliśmy to na osobności. No, i w końcu zaiskrzyło... Powiedział mi, że wreszcie pracuje z partnerką, z którą znalazł wspólny język, po czym zaprosił mnie na kolację. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak szczęśliwa.
   -Domyślam się.
   -Super. - skwitowała uszczypliwie, na co prychnął, zmieniając pozycję do półleżącej. Czuł się przy niej na tyle swobodnie, że mógł sobie na to pozwolić. -Ale nie mów mi, że liczysz na happy end i ogromną love story, błagam.
   -Ehmm... Raczej nie, ale może jakieś pikantne szczegóły? - uniósł brwi, poruszając nimi zabawnie. Tancerka pokręciła z zażenowaniem głową, przez kilka sekund żałując, że go w to wtajemnicza, lecz na odwrót było już za późno. Poza tym, ona też chciała się komuś wyżalić - a słuchacz lepszy od Reusa chyba nie istnieje.
   -Też nie trafiłeś. - pokazała mu język. Blondyn głośno wypuścił powietrze z ust. -Na początku, oczywiście, układało się idealnie: po pierwszej kolacji poszliśmy na jakieś pięćdziesiąt następnych, urywaliśmy się do kina, teatru, nawet na basen czy kręgle. Trzymaliśmy to w tajemnicy przed Marcelem i resztą ekipy, żeby nie uruchomić maszyny z plotkami. Wtedy nie widziałam w tym nic dziwnego, dopiero po czasie uświadomiłam sobie, że Julian żadnego z naszych spotkań nie nazwał "randką". Dowiedziałam się nawet, po co odstawiał tą szopkę.
   -Zakład?
   -Nie... Cóż, tak się składało, że przed odkryciem jego tajemnicy całkiem nieźle dogadywałam się z Ann-Kathrin. Niewiele nas łączyło, ale według Forniego idealnie współgrałyśmy, a on to wykorzystywał. Zaczęłam nawet wierzyć, że wraz z tą plastikową lalą możemy wiele dać zespołowi... Ale ta wiara prysnęła po zakończeniu jednej z prób, kiedy zupełnie przypadkiem podsłuchałam rozmowę Juliana z Marcelem, w której to zachwalał Brömmel i bez przerwy powtarzał, jaką ma cudowną figurę i jaka to ona nie jest perfekcyjna... Cios poniżej pasa.
   -Wow. - jedynie tyle był w stanie z siebie wykrzesać. Nie przypuszczał, że ktoś kiedykolwiek ją spławił. Zakładał różne opcje, aczkolwiek nawet nie przeszło mu przez głowę, że żyje facet, który odrzucił jej uczucie. Okej, bywa wredna i arogancka, ale jest piękną, wrażliwą, a przede wszystkim wartościową kobietą. I on systematycznie to odkrywa. -Więc dlaczego... Po co się z tobą umawiał? Wątpię, żeby chciał w ten sposób zrobić ci przykrość...
   -Potrzebował mnie, żeby zbliżyć się do Ann. Umawiał się ze mną, bo miał cichą nadzieję, że któregoś dnia zaproponuję wspólne wyjście. Pomylił się i to ostro.
   Marco patrzył na nią zaskoczony, z wrażenia ponownie siadając na sofie. Nie wiedział, co jej powiedzieć. Dostrzegał jej cierpienie, to, że nie jest jej łatwo, więc domyślił się także, że musiała naprawdę kochać tego chłopaka. Pojął też, dlaczego ciągnęła go za język w sprawie Iny - ponieważ postawił ją w sytuacji identycznej, jak ta sprzed 3 lat. Spędzał z nią czas, a gdy znikała, ulegał wdziękom nachalnych panienek. Wczoraj w Cocaine przeżyła dokładnie to samo, sądząc, że wystawił ją dla Toennes. Automatycznie nasunęło się tylko jedno pytanie: z jakiego powodu tak zareagowała? Czy... Czy w nim też widzi już kogoś więcej, niż zwyczajnego znajomego?
   -Najgorsze w tej całej historyjce okazało się jednak to, co stało się tydzień później. Ann i Julian przyjechali na próbę jednym autem i trzymali się za ręce. Do dziś pamiętam spojrzenie Marcela, poprzez które usiłował zgadnąć, czy maczałam w tym palce, ale byłam tak wstrząśnięta, że w ogóle się nie poruszyłam. Nienawidziłam ich obojga, a w dodatku musiałam z nimi pracować. Okropieństwo.
   -A obecnie?
   -Obecnie zwisa mi to wokół tyłka. - wzruszyła ramionami z obojętnym wyrazem twarzy. -Głównie dlatego, że ich sielanka nie trwała długo, bo ona poznała tego twojego kumpla, no i się rozstali. Dostał za swoje, a ją pewnie urzekł portfel Mario, więc się do niego przyczepiła. Moja wielka miłość przeminęła, ale niesmak pozostał. Ten Götze pewnie jest mega przystojny, co?
   -Sama sobie odpowiedz, przecież już go widziałaś, nawet rozmawialiście przez chwilę. - rzucił, lustrując ją z uśmiechem. Zamyśliła się, przywołując w pamięci sytuację, o której wspominał. -Przed Cocaine, kiedy pierwszy raz na siebie wpadliśmy.
   -Ten niski, napakowany brunet? Serio? - złapała się za głowę, otwierając szeroko oczy. -Faktycznie, mówił, że przyjechał odebrać kogoś z imprezy, ale wtrąciłeś się ty i nie dokończył. Okej, no to jest przystojny. - mruknęła, ignorując jego wymowny wzrok. -I zapewne równie głupi. Cholera, gdybym posłuchała wtedy Julii, już w styczniu wiedziałabym, z kim zadarłam!
   Roześmiał się, nie komentując jednak jej słów. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdyby wydarzenia spod klubu potoczyły się nieco inaczej, dziś już dawno by o sobie zapomnieli, a on walczyłby z natarczywością Wessler. Z perspektywy czasu dziękuje losowi, że Irmina nie ogląda piłki nożnej, przez co nie rozpoznała ich dwójki. Ona natomiast w jednej chwili pozbyła się całego zauroczenia cudowną buźką Mario, które siedziało gdzieś w niej od tamtego wieczora. Straciła do niego jakikolwiek szacunek, pomimo, iż swoim pojawieniem się pod lokalem uchronił ją od kontuzji, bo gdyby nie on, spadłaby ze schodów. To nie czyni go jednak w jej oczach lepszym człowiekiem. Według niej, nikt, kto zadaje się z Brömmel, nie posiada czystych intencji w swoim działaniu.
   -Podsumowując moją paplaninę, Julian jest powodem, dla którego nie mam i na siłę nie szukam chłopaka. - dodała, zgrabnie ciągnąc temat do końca. -Mimo wszystko, uważam go za swoją pierwszą, poważną miłość, a on tego nie docenił. Wystarczy mi to, że tańczę i poza moimi rodzicami oraz siostrzaną miłością do Jull kocham tylko to.
   -Zaraz... - piłkarz oparł łokcie o kolana, pochylając się do przodu. Szybko połączył pewne fakty, układając je w mózgu, gdzie powstała kolejna zagadka. -Więc ty jednak...
   -Nie, Marco, nie jestem dziewicą. - sprostowała, czując, że się rumieni. Przyglądał jej się, oczekując wyjaśnień. -To wiąże się z moim zawodem miłosnym i miało miejsce w pierwszy weekend zaraz po nim. Wybrałam się na imprezę, żeby odreagować, kompletnie sama, wypiłam kilka drinków... Przysiadł się do mnie jakiś koleś, a potem poszedł za mną do łazienki... Nie protestowałam, nie chciałam, a dziś już niewiele z tego pamiętam. I bardzo żałuję, że właśnie tak wyglądał mój pierwszy raz: że mój pierwszy w życiu seks uprawiałam w klubowej toalecie z jakimś nieznajomym, a nie w łóżku z ukochanym chłopakiem. Ale przyznaję, że był dżentelmenem: jakiś czas później napisał do mnie z pytaniem, czy zaszłam w ciążę. - wciąż uśmiecha się, gdy przypomina sobie ten kiepski żart. -Ale nasza 'znajomość' skończyła się na mojej odpowiedzi, bo zwyczajnie wstydziłam się tego, co zrobiłam. Czasu już nie cofnę, muszę z tym żyć.
   -Szatan w ciele anioła. - stwierdził Reus, opierając się plecami o sofę. -Zaskocz mnie jeszcze czymś, jesteś niemożliwa! Byłaś w tej ciąży?
   -Na szczęście nie. - zachichotała, nerwowo odgarniając z twarzy niesforne kosmyki. -Marco, ja wiem, że moja historia, w porównaniu z twoją, to błahe rozterki niedojrzałej gówniary, która myśli, że jest już dorosła i próbuje wziąć za siebie odpowiedzialność... Ale... Chciałam ci udowodnić, że czasami naprawdę coś nie wychodzi i że to wielokrotnie do nas wraca, niekiedy ze zdwojoną siłą... - przerwała na moment, ponieważ piłkarz wstał i zajął miejsce na fotelu, po czym usadził ją na swoich kolanach i po raz kolejny mocno przytulił. Jego gest ją zdziwił, ale dzięki niemu poczuła się rozumiana, a on zyskał swój dowód na istnienie nici porozumienia. -Tak mi się właśnie zdarzyło, kiedy zobaczyłam cię z tą dziewczyną. Nie pytaj, dlaczego, bo nie umiem ci wytłumaczyć... Ale to chyba oznacza, że jesteś dla mnie ważny. Jakkolwiek to odbierać, po prostu potrzebuję rozmowy z tobą, kiedy jest źle, bo potrafisz...
   -Cukiereczku, ja też nie mam pojęcia, czego ode mnie oczekujesz. - wtrącił, ze spokojem gładząc jej włosy. -Ale wiedz, że daję ci od siebie tyle, ile jestem w stanie i błagam, nie wymagaj więcej. Akceptuj to, co dostajesz i wierz mi lub nie, ale to już naprawdę sporo. Być może to się kiedyś zmieni, ale nic ci nie obiecuję, okej?
   Słuchała go w milczeniu, a na znak zgody z treścią jego monologu, przytaknęła, po czym schowała twarz w jego torsie. Niewiele myśląc, przyłożył wargi do czubka jej głowy, muskając ją delikatnie. Oboje zrozumieli, że zaszły pewne zmiany, że już nie tylko przyciąganie ziemskie trzyma ich obok siebie. Dołączyła jeszcze do niego tak silna i trująca chemia, przed którą żadne z nich się nie obroni.


Blow a kiss
Fire a gun
All we need is somebody to lean on

***

Korzystam z wolnej chwili między malowaniem jajek a powstrzymywaniem się od jedzenia wszystkich słodyczy, które już na mnie czekają i wrzucam Wam wielkanocny prezent (tak w razie, gdybyście się jakimś cudem nudziły) :) 

Rozdział nie ma najlepszej treści do dedykacji, więc po prostu złożę życzenia:
Droga Dreamcatcher! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN! Wreszcie wyniosłam ze Snapchata jakieś sensowne informacje, a że mam dobrą pamięć do dat, to nie zapomniałam :p Pamiętaj, najlepsi ludzie rodzą się w marcu :D

No i przy okazji chciałabym też złożyć Wam życzenia wielkanocne... Zdrowych, wesołych, rodzinnych świąt, smacznego jajka, pogody ducha i odpoczynku. I żeby wszystko zawsze toczyło się po Waszej myśli :)

Do usłyszenia niedługo♡

wtorek, 8 marca 2016

Dwadzieścia: On

   Gdy tylko wyszedł na zewnątrz, rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Głęboko wierzył, że jeszcze zastanie Irminę w pobliżu, że się nie spóźnił, a jej nic się nie stało. A przynajmniej nic poważnego. Przecież nie upłynęło dużo czasu... To pewna swego, upierdliwa dziewczyna i na pewno łatwo nie dała za wygraną. Ale jeśli czymś ją ogłuszył, odurzył... Piłkarz nawet nie chciał o tym myśleć. Ona po prostu cały czas tutaj była i już.
   Mógłby zawołać ją po imieniu, lecz wtedy napastnik zorientowałby się, że ktoś jej szuka i odebrałby jej możliwość wzywania pomocy. Przewidział to zagranie idealnie, bowiem kilka chwil później usłyszał jej przeraźliwy krzyk, dobiegający gdzieś z drugiej strony budynku. Prosiła, by jej nie dotykał i zostawił ją w spokoju. Było cicho, ciemno, zatem miał stuprocentową pewność, że się nie myli, poza tym, poznał ten głos. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo skoczyło mu ciśnienie, wiedział za to, iż wszystko naprawdę się powtarza. Tamtej nocy przeżywał dokładnie to samo. Zacisnął mocno powieki i w ułamku sekundy dotarło do niego, że jeszcze może zapobiec tragedii. Jeśli zareaguje w odpowiednim momencie. Jeśli zareaguje właśnie teraz.
   Obszedł klub dookoła i kiedy zobaczył, co się dzieje, całkowicie zaskoczony stanął w miejscu, niczym wbity w podłogę. Potrzebował odrobiny czasu, choć targały nim takie emocje, iż nie potrafił się uspokoić. Facet, którego na swoje nieszczęście świetnie kojarzył, szarpał bezradną tancerkę, obmacywał ją i molestował, by ostatecznie przycisnąć ją do maski samochodu w wiadomym celu. Płakała, błagała go o litość, lecz jego właśnie to nakręcało: jej postępująca bezsilność i to, że musi mu ulec. Bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia badał dłońmi jej ciało, systematycznie przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Nie przypuszczał jednak, iż Kastner nie odpuściła. Wykorzystała jego błąd, boleśnie dźgając go łokciem w żebra, co niestety nie wystarczyło, by pozbyć się przeciwnika. Okazał się mocniejszy. Mało tego, gdy się odwróciła, całą siłą ręki uderzył ją w twarz, doprowadzając ją niemal do omdlenia. I Reus już wiedział, iż wszelkie granice zostały właśnie przekroczone. Błyskawicznie dopadł do bezwzględnego mężczyzny, po czym wymierzył mu siarczysty policzek, a następnie pięścią obłożył jego nos, przez co ten osunął się na ziemię. Nie stracił jednak piekielnego poczucia humoru, postanawiając ugodzić w niego po raz kolejny.
   -Reus... Co za miłe spotkanie. - wysyczał, uśmiechając się szyderczo. Blondyn zacisnął nadgarstki na kurtce oprawcy tancerki i postawił go do pionu. -Znów się widzimy. Coś się u ciebie zmieniło przez te dwa lata?
   -Powiedziała, żebyś ją zostawił, nie dosłyszałeś?! - rzucił pełen wściekłości, patrząc mu prosto w oczy. Nie panował nad sobą, ale zupełnie o to nie dbał.
   -Poprzednia też tak powiedziała... - odparował, wręcz śmiejąc mu się w twarz. -Miała więcej pecha, bo jej nie obroniłeś. Nie zdążyłeś czy nie chciałeś?
   Tego już nie wytrzymał. Ponownie go uderzył, prawdopodobnie łamiąc mu teraz nos, po czym cisnął napastnikiem o drzwi jego auta, a jego głowa z impetem wybiła boczną szybę, która rozsypała się na kawałki jak zamek z piasku. Piłkarz nie zamierzał się pohamować, władała nim żądza zemsty za wydarzenia z niedalekiej przeszłości, nie powstrzymałby się przed niczym. Nie liczył się z konsekwencjami, które musiałby ponieść, bo to nie stanowiło dla niego istoty sprawy. Chciał go zwyczajnie wyeliminować. I zrobiłby to, aczkolwiek czuwał nad nim dobry anioł stróż, który skutecznie odwiódł go od tego pomysłu...
   -Marco. - cichy, delikatny głos przebił się do jego myśli, gdy pastwił się nad swą ofiarą. Zastygł w bezruchu, oczekując następnych słów. -Przestań, proszę. To nie ma najmniejszego sensu, w ten sposób nie cofniesz czasu... Przestań, bo skrzywdzisz go jeszcze bardziej. Już wystarczy.
   Odwrócił się i spojrzał w jej błyszczące od łez tęczówki, które automatycznie złagodziły jego, spalone gniewem. Widział w nich wszystko, czego się spodziewał: strach, rozpacz, szok i niedowierzanie oraz niemą prośbę o pomoc. Potrzebowała go teraz, właśnie jego i nie musiał nic mówić, by zrozumiała, że go dostanie. Próbowała zdobyć się na słaby uśmiech, lecz jedynie wybuchnęła głośnym płaczem, szlochem, co złamało serce zwykle nieugiętemu i stanowczemu piłkarzowi. Przygarnął ją do siebie i schował w ramionach, by poczuła się choć odrobinę bezpieczniej. Pragnął zapewnić jej wsparcie oraz gotowość do wysłuchania, pragnął, by uwierzyła, że przy nim nic jej nie grozi. Bo tak faktycznie było. Nie zrobi niczego, na co ona nie wyrazi zgody.
   -Zabieram cię do siebie na noc. - oświadczył, okrywając ją własną kurtką, gdyż ciągle dygotała z przerażenia, jak i z zimna. -Najpierw pojedziemy do ciebie, spakujesz rzeczy, które będą ci potrzebne i wracamy do mnie. Nie zostawię cię samej w tym stanie.
   Nie zebrała się w sobie, by protestować. Z jednej strony, nie chciała zawracać mu głowy, aczkolwiek z drugiej łaknęła jego bliskości, więc skoro zaproponował jej pomoc, chętnie skorzysta. Martwił ją tylko jeden fakt, który Marco totalnie olał, więc postanowiła zwrócić mu uwagę.
   -Powinniśmy zadzwonić po pogotowie... - szepnęła, gdy wraz z pomocnikiem szła w kierunku jego wozu, ufnie wtulona w jego bok. -Sądzę, że lekarz...
   -Poradzi sobie. - syknął sucho, nieświadomie spinając mięśnie, bo nie chciał już o nim rozmawiać. -Nie zasłużył na to, ale pewnie i tak ktoś go znajdzie. A jeśli nie, zdechnie w męczarniach, bo tylko tyle należy mu się od życia.
   Irmina zerknęła na niego, ale nie zareagował, a ona nie pytała. Jeżeli zechce, to powie. I nie miała nawet pojęcia, iż mózg Marco Reusa programuje aktualnie bardzo ważne zmiany oraz decyzje, które wkrótce chłopak całkowicie świadomie podejmie.

~~~

   -Nie możesz spać? - spytał, wchodząc do własnej sypialni. Tej nocy oddał ją jednak blondwłosej tancerce, która siedziała aktualnie na jego łóżku, obejmując kolana rękoma. Wciąż była w złym stanie psychicznym, a on nie wiedział, jak może jej pomóc. Irmina to nie Carolin i widać to choćby po sposobie, w jaki przeżywała ten dramat: nie histeryzowała, nie krzyczała, nie zrzucała na niego winy. I być może dlatego się pogubił - bo wcześniej został o to oskarżony.
   -A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Minęła dłuższa chwila, nim piłkarz ogarnął, iż Kastner wywołała go do tablicy. -Jutro pewnie masz trening, w sobotę mecz...
   -Najwyżej nie pojadę.
   -Nie pozwolę ci na to. - rzuciła stanowczo, wpatrując się w jego zaskoczoną twarz. -To, co się stało, nie wpłynie ani na twoją ani na moją karierę. Nie chcę o tym myśleć do końca życia.
   -Więc powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić. - przysiadł na miękkiej pościeli, od niechcenia wygładzając ją dłonią. -Nie zasnę ze świadomością, że dusisz w sobie to, co czujesz. Czego ode mnie oczekujesz?
   -Porozmawiaj ze mną. - poprosiła cicho, na co Marco automatycznie się wyprostował. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie: nie uniknie tego tematu, już od paru godzin nabierał tej pewności. -Ten mężczyzna cię zna... Wspomniał, że znów się spotykacie, że nie obroniłeś poprzedniej dziewczyny... Przepraszam, nie powinnam tego drążyć. - ucięła, słysząc jego ciężkie westchnienie. -Nie musisz mi o tym opowiadać, ja po prostu...
   -W porządku, nie przejmuj się. - przerwał jej, energicznie pocierając twarz. Obiecał sobie, był gotowy, aby wyznać jej prawdę, choć wykopanie jej z pamięci prawdopodobnie zaboli, bo dla niego wciąż była świeża. Czasami stawała mu przed oczami w żywych obrazach. -Nie chcę, żebyś uważała, że mam z nim coś wspólnego. W zasadzie myślałem, że nigdy więcej na siebie nie wpadniemy.
   -Czy to wiąże się z tym, co wydarzyło się dwa lata wcześniej?
   -Z moją byłą partnerką, dokładniej rzecz ujmując. - uśmiechnął się, wbijając mętny wzrok w puszysty dywan. -Nie mylił się, ona faktycznie miała mniej szczęścia... Ale zacznę od tego, że wtedy byliśmy razem już ponad cztery lata. Oboje kończyliśmy dziewiętnaście, gdy się poznaliśmy, dość szybko się zakochałem, ona zresztą też. Na początku sądziłem, że to kolejny, szczenięcy związek, ale czas płynął, a my rozumieliśmy się coraz lepiej, więc potraktowałem tą relację poważnie. Zamieszkaliśmy we wspólnym mieszkaniu i układało nam się naprawdę świetnie. Wierzyłem, że możemy zbudować solidną przyszłość, założyć rodzinę...
   -Miłość na całe życie.
   -Ciężko w to uwierzyć, co? - zerknął na nią z ukosa i dostrzegł, że się uśmiecha. -Ale to prawda. Bardzo ją kochałem, potrafiłem wyobrazić ją sobie jako moją żonę. I może tak by się stało, może nie siedzielibyśmy tutaj teraz, w środku nocy i wcale bym ci o tym nie mówił. Niestety, doświadczyłem tej cholernej nieprzyjemności natknięcia się na tego typa.
   -Zrobił to... Zrobił to twojej dziewczynie? - wykrztusiła, a jej źrenice poszerzyły się nienaturalnie. Reus westchnął po raz kolejny, zacisnąwszy powieki.
   -Pojechaliśmy razem z Matsem Hummelsem i jego połówką do Düsseldorfu na jakąś dużą imprezę, nie pamiętam całej nazwy. Po wszystkim oni zostali jeszcze na kolacji, a my wróciliśmy do hotelu, gdzie zarezerwowaliśmy jeden, jedyny nocleg. Caro zgłodniała, a że restaurację zamknęli o 22:00, zdecydowała się wyskoczyć do knajpki naprzeciwko po coś ciepłego. Byłem zmęczony, więc nie poszedłem z nią, zdecydowałem, że po prostu wezmę prysznic i poczekam na nią w pokoju... Zadzwoniłem, kiedy jej nieobecność wydłużyła się do 30 minut, ale kilkakrotnie nie odebrała telefonu. W recepcji dowiedziałem się, że szła w jakimś facetem w kierunku basenu. Pierwsza myśl w głowie: świetnie, zdradza mnie, ale sprawdzę, żeby ich ewentualnie przyłapać. No, i znalazłem ich, w szatni... Z tą różnicą, że to nie była zdrada... To był gwałt, ten pierdolony sukinsyn zgwałcił moją ukochaną i zwyczajnie się śmiał, kiedy uciekał... A ona... Nie wiedziałem, czy...
   -Marco, ja nie muszę znać szczegółów. - szepnęła, przysuwając się do niego. Jego głos drżał, łamał się, więc zdawała sobie sprawę, że to bardzo trudny etap jego życia. I wcale się nie dziwiła. -Przestań, nie mogę patrzeć, jak się męczysz...
   -Nie przekazałem ci nawet połowy tej historii. - mruknął gorzko, unosząc jednak kąciki ust, kiedy Irma położyła dłoń na jego ramieniu. -W każdym razie... Parę następnych dni ciągnęło się w nieskończoność. Carolin zarzuciła mi, że to moja wina, bo z nią nie wyszedłem, bo gdybym jej towarzyszył, do niczego by nie doszło... Nie ukrywałem, że miała rację. Otwarcie przyznałem się do błędu, a wtedy spakowała się błyskawicznie i odeszła... Próbowałem ją przekonać, walczyłem o to uczucie, bo nie byłem w stanie zrozumieć, że rzuciła wszystko ot tak, z dnia na dzień, ale nie ugięła się, wyjechała z Mönchengladbach i wróciła dopiero na rozprawę sądową, która rzuciła nowe światło na cały problem, który jeszcze bardziej mnie pogrążył. Facet wyśpiewał wszystko: dlaczego to zrobił, jak to zaplanował, czym się kierował. Nie uwierzysz, naprawdę, sam długo dochodziłem do siebie po tej informacji. - pokręcił ze zrezygnowaniem głową, przeczesując przy tym włosy. -On ma córkę... 14-latkę, która ubzdurała sobie, że jesteśmy dla siebie stworzeni i powinniśmy być parą, ba, małżeństwem z dwójką dzieci i pięknym domem na obrzeżach Dortmundu. 14-latka, Irmina! Więc on, jako kochający ojciec, postanowił pozbyć się kobiety, którą kochałem 4 lata, żebym zainteresował się jego córką... I to stało się moim gwoździem do trumny. Wiedziałem, że Carolin do mnie nie wróci, bo obawia się o własne bezpieczeństwo, a ja musiałem pogodzić się z tym, że ją straciłem. Nie radziłem sobie psychicznie, więc zdecydowałem się na podpisanie kontraktu z Borussią - bliżej rodziny i przyjaciół. Jak widać, niewiele to dało...
   Irmina wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, układając na półkach umysłu wszystko, co właśnie usłyszała. Wierzyła mu, zaufała po tym, czego dokonał kilka godzin temu, lecz w najśmielszych domysłach nie przypuszczała, iż ciągnie się za nim tak mroczna przeszłość. Umiała sobie wyobrazić, jak czuje się piłkarz za każdym razem, gdy wspomina ten dzień, jednak nie wiedziała, jak go wesprzeć. Milczała, nie chcąc powiedzieć nic, co mogłoby go zranić.
   -Pewnie myślisz teraz, że będziesz następna. - kontynuował, nie dając jej dojść do słowa, gdyż domyślił się, że zaprzeczy. -Ale przynajmniej rozumiesz już, dlaczego nie chcę pokazywać się z tobą publicznie: boję się, że spotka cię to samo. Spójrz, zobaczył nas razem i już mu odbiło, był przekonany, że jesteśmy parą... Dlatego nie angażuję się w związki. To znaczy, umawiam się z kobietami, ale... Cholera, nie powinienem ci o tym mówić. - uśmiechnął się podejrzanie, po czym wstał i podszedł do okna. -Istnieje prawdopodobieństwo, że mnie za to znienawidzisz.
   -Nie będę cię oceniać, obiecuję. - powiedziała, siadając na ugiętym kolanie. Nie spuszczała z niego wzroku, dzięki czemu widziała, że balansuje na granicy decyzji. Pchnięta poczuciem winy, nie zamierzała zmuszać go do tłumaczeń. -I zaakceptuję to, że nie...
   -Umawiam się z kobietami, ale tylko na jedną noc. - wyrzucił z siebie, odwracając się ku dziewczynie, by obserwować jej reakcję. Otworzyła usta, zszokowana jego wyznaniem. -Z takimi, które mnie nie kojarzą, bo załóżmy, że wybrałbym sobie taką, jak twoja przyjaciółka... Nazajutrz całe miasto wiedziałoby o tym, co robiłem z nią w łóżku. Nie w hotelu czy w klubie, zabieram je tutaj, do siebie. A rano rozstajemy się, jakby nic się nie stało i nigdy więcej nie utrzymujemy kontaktu.
   -Po co tak postępujesz? - spytała, marszcząc czoło. Za wszelką cenę usiłowała nie pokazać, jak bardzo ją zaskoczył. -Co ci to daje? Co chcesz w ten sposób osiągnąć?
   -Uciec. Od miłości, zakochiwania się i nowych związków. Przygodny seks do niczego mnie nie zobowiązuje, choć zdaję sobie sprawę, że wygląda to fatalnie, jeśli chodzi o mój wizerunek. Ostatnio złamałem zasadę i trzymam się tylko jednej dziewczyny. Nie widujemy się często, bo mieszka w Hannoverze, ale jednak.
   -Wybacz, ale muszę zadać ci to pytanie. - zaczęła, przyglądając mu się uważnie. Uniósł jedynie brwi, co odebrała jako pozwolenie. -Czy kiedy wpadliśmy na siebie wtedy, pod Cocaine... Upatrzyłeś mnie sobie jako kolejną zdobycz do kolekcji?
   -Szybko łączysz fakty. - bąknął pod nosem, znów doprowadzając ją do niemałego zdziwienia. -Ale tym mocnym policzkiem sprowadziłaś mnie na ziemię i dotarło do mnie, że tym razem trafiłem pod zły adres.
   -Należało ci się. - potwierdziła, krzyżując ręce na piersi. -I teraz też powinieneś oberwać za tą bezwstydną szczerość.
   -Chciałem, żebyś wiedziała, skoro już o tym rozmawiamy. - oświadczył poważnie, puszczając do niej oczko. -Nie mam pojęcia, jakie zdanie sobie o mnie wyrobisz, ale chociaż zobrazowałem ci, skąd to się bierze. I naprawdę cieszę się, że nie muszę tego dłużej przed tobą ukrywać. Chyba nie dałbym już rady.
   Wsunął dłonie do kieszeni i wyjrzał przez okno, dopiero tak naprawdę pojmując, ile jej zdradził. Nie ciągnęła go za język, a mimo to wyspowiadał się z ciężaru, który od paru lat leżał mu na sercu. Uczciwie, bez ubarwiania i przesadzania, zwyczajnie pokazał jej siebie i obecnie pozostało mu czekać na jej ruch. Nie będzie miał jej za złe, jeśli wyjdzie, ale na sto procent nie pozwoli jej na samotny powrót do domu. W sypialni wciąż zalegała niezręczna cisza, lecz uciążliwa tylko dla niego, ponieważ ona potraktowała ją jako czas na zebranie odpowiednich słów, by podnieść go na duchu. Nie doceniał swojego charakteru i pragnęła to zmienić, zatem wygrzebała się z ciepłej pościeli i bezszelestnie dołączyła do znieruchomiałego piłkarza. Kiedy delikatnie splotła ich palce, drgnął, po czym spojrzał na nią niepewnie. Próbował ją przejrzeć, ale nie wyczytał z jej oczu tego, co za moment usłyszy.
   -Nie jesteś złym człowiekiem, Marco. - stwierdziła dosadnie, lustrując jego twarz. -Wcześniej sądziłam, że zachowujesz się chamsko i egoistycznie, by udowodnić mi, że wszystko ci wolno, bo grasz w piłkę i masz status gwiazdy. Faktycznie, ciągle zastanawiałam się, skąd to się bierze... Ale aktualnie na serio cię rozumiem. Pewne sprawy nie poszły po twojej myśli, ale nadal walczysz. Pamiętasz... W niedzielę powiedziałeś mi, że nie należy wstydzić się tego, że coś nie idzie zgodnie z planem, bo nie zawsze musi. Kieruj się tym. Masz wielkie serce i ogromną wartość w środku, nie zmarnuj tego. Uważam, że opowiadając mi o twojej przeszłości, wykonałeś pierwszy krok w przód. Czuję się prawdziwie wyróżniona, że mnie w to wtajemniczyłeś. Trzeba rozmawiać o tym, co boli, bo to przeważnie najskuteczniejszy lek na cierpienie, dlatego możesz na mnie liczyć i...
   -Jesteś pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała. - wszedł jej w słowo, aż zaniemówiła. Nieustannie ją zaskakiwał, przez co zaczęła nawet rozmyślać, kiedy to się skończy. -Wcześniej dusiłem to w sobie, ukrywałem i nadal ukrywam prawdę przez chłopakami z BVB, przed przyjaciółmi, przed rodziną także. I nagle pojawiasz się ty i zmieniasz w jedną noc 80% moich przekonań o samym sobie... Dziewczyno, gdzie ty byłaś do tej pory?
   -Marco, ja... Boże, nie mam pojęcia, co ci powiedzieć. - szepnęła, uśmiechając się lekko, a on odwzajemnił ten gest i finezyjnie musnął kciukami oba jej policzki. -Cóż... W takim razie muszę uporać się jeszcze z tymi dwudziestoma procentami...
   Pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym pociągnął ich splecione nadgarstki tak, że tancerka wpadła wprost w jego ramiona, którymi szczelnie ją okrył. Nie zdawał sobie sprawy, iż zacisnęła powieki, by powstrzymać słoną ciecz, ona również nie widziała, iż po jego policzkach płyną pojedyncze łzy. Czuli, że coś ich łączy i że nie jest to tylko zwykła nić porozumienia, ale oboje odrzucali wszelkie inne myśli, nie dając im najmniejszej szansy na zaistnienie. Ale karma wraca, a przeznaczenie nie znika. Bo od niego nie da się uciec.

~~~

Zgubiłem cię pośród ludzi,
uwielbiałem cię i nienawidziłem,

i w gruncie rzeczy dobrze wiesz,
że w najgorszych momentach
nosisz w sobie anioła ciemności
który pogrąża nas oboje...


   Siedział, a właściwie na pół leżał w fotelu po drugiej stronie pomieszczenia, usiłując nie zasnąć. Przenieśli się do pokoju obok, gdyż Irmina przemocą zmusiła go, żeby poszedł do łóżka i zregenerował się przed treningiem, jednak ostatecznie to ona poległa, a on tryumfował - jak zawsze. Tak więc dziewczyna smacznie spała, a Reus wymieniał sms-y z Fornellem. Dopiero o trzeciej nad ranem znalazł czas, by opowiedzieć mu, co zaszło, naturalnie oszczędzając szczegółów i poprosić go, by dał jej kilka dni na odpoczynek. Marcel zgodził się bez większych dywagacji i przysięgał, że nie poruszy tego tematu, jeśli Kastner osobiście nie zdecyduje się na rozmowę. A podejrzewał, że będzie chciała jak najszybciej o tym zapomnieć.
   Kiedy przyjaciel skapitulował, piłkarz odłożył telefon na podłogę i jego wzrok automatycznie padł na wymęczoną blondynkę. Z uwagą przyglądał się jej drobnej sylwetce, porządkując umysł. Pomimo, iż była pogrążona we śnie, wydawała się niespokojna, o czym świadczyły proste gesty: wierciła się, marszczyła brwi i niekiedy wzdychała cicho, więc Marco wiedział, że śni o czymś nieprzyjemnym, lecz nie miał serca jej budzić. Bał się, że sama ocknie się z krzykiem, zapłakana, wpierając mu, że on tutaj przyszedł i zrobi jej krzywdę. Z drugiej strony, jeśli czuje się przy nim bezpiecznie, nigdy mu tego nie wytknie. A on głęboko wierzył, że zapewni jej to bezpieczeństwo i pomoże wrócić do odpowiedniej formy psychicznej.
   Przyszedł taki moment, w którym dotarło do niego, że w zasadzie ma to, czego chciał. Irmina Kastner spała właśnie w jego łóżku. Poniekąd spędzili razem noc, więc mógłby teraz pstryknąć jej zdjęcie i wysłać je Marcelowi z wrednym, dobijającym podpisem. Uśmiechnął się kpiąco, widząc w wyobraźni jego wściekły wyraz twarzy, lecz zaraz przypomniał sobie, że nie o to chodzi. Irmina nie jest jak wszystkie - ona jedyna dała mu kosza. Ona jedyna nie chciała się z nim kochać, bo zna swoją wartość i stosuje w życiu pewne zasady, których on nie jest w stanie przebić, nawet jako Marco Reus. Ona jedyna nie zwraca uwagi w pierwszej kolejności na to, ile kart kredytowych spoczywa w jego portfelu, w ile tysięcy euro ubierze się danego dnia, czy którym z luksusowych aut dojedzie na trening. Ona skupia się na jego charakterze i niedawno bardzo dosłownie mu to udowodniła - zobaczyła w nim człowieka, którego inni nie dostrzegają. I to dało mu do myślenia. Musi się zmienić, podejść do niej w zupełnie inny sposób, bo inaczej nic nie zyska. Jego dotychczasowe plany legły w gruzach, ponieważ zrozumiał jedno: nie będzie wyładowywał na niej swoich niespełnionych fantazji erotycznych. Po prostu nie zrobi tej wyjątkowej dziewczynie niczego, o co ona osobiście go nie poprosi.


...I kiedy wstaje nowy dzień,
przysięgasz, że się zmienisz,

jednak ponownie upadasz.
Będzie bolało cię całe ciało
będziesz szukać mnie w piekle,
bo jestem taki sam jak ty...


***

Kochane Czytelniczki, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!
Nawet nie wiecie, jak się cieszyłam, kiedy zobaczyłam to zdjęcie! :D I ABS-y Reusa, Boże... Gdyby ktoś pytał, gdzie jestem, to poszłam umrzeć :p

A teraz na poważnie: trochę mi się przeciągnął ten rozdział, no ale nie było innego wyjścia. Mam nadzieję, że ociepliłam w jakimś stopniu wizerunek Marco i że zrozumiecie jego zachowanie tak samo, jak Irmina, choć realnie pewnie byłoby to o wiele trudniejsze :)
Jeśli pojawił się rozdział "o nim", to możecie się domyślać, że następny będzie poświęcony "jej" i dowiecie się m.in., dlaczego Irmina nienawidzi Ann-Kathrin. Tymczasem piszcie, oceniajcie to, z czym zostawiam Was obecnie :)) Buziaki!