Na próbie stawiła się w zasadzie tylko ciałem. Duchem i myślami znajdowała się w zupełnie innym miejscu i najgorsze było to, iż nie do końca wiedziała, w jakim. Może utkwiła przy sobotniej nocy, może teleportowała się już do auta Reusa lub na komendę policji... Bo to właśnie dziś piłkarz odbierze ją po zajęciach i wesprze podczas składania zeznań. Za późno zorientowała się, że wybrała zły moment na powrót do tańca, lecz obiecała to choćby Marco, Marcelowi, a przede wszystkim sobie. Przecież to kochała. I tylko dlatego wierzyła, że sobie poradzi.
Przyszedł jednak taki moment, w którym wszystko ją przerosło. Układ, który pokażą na mistrzostwach, przygotowali do piosenki opowiadającej romantyczną, miłosną historię z otwartym zakończeniem, co nie oznacza, że brakuje w niej bliskości. I właśnie na tym polegał problem, ponieważ Irmina nie potrafiła znieść dotyku mężczyzny. Mimo, iż bardzo dobrze znała Bena, rozumiała, że to tylko zadanie aktorskie, nie mogła się przełamać. Przed oczami wciąż stawał jej facet z Cocaine i ciosy, jakie przyjmował od Reusa. Próbowała, walczyła, ale kiedy Fornell dostrzegł zbierające się pod jej powiekami łzy, odpuścił i przerwał trening. Nie chcąc stresować jej obecnością pozostałych członków grupy, którzy i tak wyciągnęli już pewne wnioski, polecił im udać się do szatni, a sam wraz z Julią postanowił porozmawiać z Kastner. Wiedział niewiele, jedynie to, co usłyszał przez telefon od Woody'ego, ale nie zamierzał ciągnąć jej za język. Jemu również nasunęły się niezbyt optymistyczne przypuszczenia, lecz gdy łączył je z blondynem, nie widział żadnego związku. Marco wprawdzie nie lubił Irminy i snuł co do niej podłe plany, ale on nie wierzył, że jego wieloletni przyjaciel posunąłby się do czegoś takiego. Nie wierzył i nawet nie chciał o tym myśleć.
-Irma... - usiadł na krześle obok i ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu, kiedy ocierała mokre policzki. Jull natomiast kucnęła tuż przed nią i podała dziewczynie paczkę chusteczek higienicznych, które ta z wdzięcznością przyjęła.
-Dziękuję. - wydukała, hamując nagromadzoną ciecz. -Tobie też dziękuję, Forni, za to, że skończyłeś tą męczarnię. Przepraszam, wiem, że to nie ma tak wyglądać...
-Powiedz nam, co się dzieje. - poprosił chłopak, delikatnie gładząc jej plecy. -Zniknęłaś na kilka dni, nie dawałaś żadnego znaku życia, a teraz wracasz i jesteś cieniem samej siebie. Martwiliśmy się...
-Wybaczcie mi to, przysięgam, że będzie lepiej. Niedługo się pozbieram i zapomnimy o dzisiejszym niewypale.
-Kochanie, ktoś cię skrzywdził? - spytała bezpośrednio Wessler. Marcel posłał jej karcące spojrzenie, ale nie zwróciła na to uwagi. -Myślę, że powinnaś to z siebie wyrzucić, ulży ci. Uciekałaś dziś od Bena jak poparzona. Ktoś cię...
-Nie umiem o tym rozmawiać. - wtrąciła, zgniatając trzymaną w palcach chusteczkę. -Nie umiem, nie chcę... Jedyne, o czym mogę was zapewnić, to fakt, że nie zostałam z tym sama. Jest ktoś, kto ogromnie mi pomaga stanąć na nogi. Nie gniewajcie się, ale ta osoba naprawdę ma pojęcie o tej sytuacji, wie, co robić, jak działać... Bez niej nic by się nie udało. Przynajmniej mam pewność, że wyjdę z tego silniejsza.
-Ale pamiętaj, że możesz na nas liczyć. - zapewniła ją Jull. Marcel natomiast zamilkł. Jeśli ta tajemnicza postać, którą opisała Irmina, nazywa się Marco Reus, będzie musiał go przeprosić. Od oprawcy do wybawiciela. Od zera do bohatera. Czy w jego przypadku to możliwe? -Gdybyś nas potrzebowała, dzwoń, pisz, nawet przyjeżdżaj. O każdej porze dnia i nocy.
-Dzięki, zapamiętam. - uśmiechnęła się, ogarniając wzrokiem ich twarze. -Jesteście naprawdę wspaniali i nie wiem, co bym bez was zrobiła.
-Zapewne nie trafisz bez nas do domu. - mruknął tancerz, na co Irma zmarszczyła czoło, nie mogąc odgadnąć, co miał na myśli. -Mówiłaś, że nie przyjechałaś dziś samochodem.
-Nie, dziś wyjątkowo tramwajem. Ale jak to się ma do rzeczy?
-Możemy cię podwieźć. Zaraz po próbie jadę do Julii, więc to żaden problem...
Wykrzywił usta w grymasie, kiedy napotkał wymowny uśmiech swojej koleżanki, dzięki któremu zorientował się, jak to zabrzmiało. Jego sympatia natomiast przybrała wyrazistych rumieńców na policzkach, rezygnując z jakiejkolwiek reakcji. Domyślała się, że przyjaciółka i tak odpyta ją z całego wieczoru i nie przyjmie do wiadomości, że nie zaplanowali nic nadzwyczajnego i sprośnego. Kastner nie przeszkadzałoby to jednak w najmniejszym stopniu, ponieważ cieszy się ich szczęściem i kibicuje im od samego początku. Czasami żałowała nawet, iż Marcel tak późno zdecydował się na podjęcie pierwszych kroków, nie wierząc w swoje szanse w oczach Wessler. Ale, jak głosi stare przysłowie: lepiej późno, niż wcale.
-Nie musisz, spokojnie. - odpowiedziała na jego propozycję, nie chcąc dłużej trzymać pary swoich znajomych w zakłopotaniu. -Czeka na mnie... Sprawa do załatwienia, więc nie wybieram się jeszcze do domu. Ale miło, że się zatroszczyłeś. I naprawdę nie przejmujcie się moim zachowaniem. Nie dzieje się nic strasznego.
Puściła oczko do nich obojga, po czym skierowała się do szatni z nadzieją, że zastanie ją pustą. I prawie trafiła - w drzwiach minęła się z Ann-Kathrin, która jako ostatnia opuszczała pomieszczenie. Zignorowała jej chłodne, aczkolwiek niespokojne spojrzenie i po zajęciu swojego miejsca, zerknęła w wyświetlacz telefonu. Dosłownie kilka minut temu otrzymała wiadomość. Od Marco.
"Nie mam pojęcia, czy dobrze trafiłem, ale adres się zgadza... Tak czy inaczej, czekam =)"
Czeka. Już. A ona siedzi i gapi się w ekran, myśląc jednocześnie, że chyba zwariował. Pracuje tutaj z grupą najlepszych przyjaciół, a on, jak gdyby nigdy nic, wystawia się na widok publiczny, pozwalając im tworzyć plotki. Przestało zależeć mu na prywatności? Czy chce wszystkim pokazać, że tak dobrze ją zna? Ale po co?
Nie traciła czasu. Wzięła szybki prysznic, przebrała się i po kilkunastu minutach była już spakowana i gotowa do wyjścia. Nie miała z kim się pożegnać, ponieważ Julia została jeszcze w łazience, a Marcel zapewne na nią czekał, nie wiedziała jednak, gdzie, nie widziała go. Wybiegła więc na zewnątrz, a piłkarz od razu rzucił jej się w oczy. Stał przed maską swego luksusowego wozu, opierając się o nią nonszalancko i zerkał w iPhone'a, lecz gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi, podniósł głowę, po czym automatycznie się uśmiechnął. A ona odwzajemniła ten drobny, ale wiele znaczący gest. Bo od jakiegoś czasu nie istniał człowiek, z którym dogadywałaby się choć odrobinę lepiej. Bo od jakiegoś czasu nie istniał człowiek, z którym spędziłaby więcej wolnych dni, niż z nim.
-Mógłbyś chociaż spróbować dopasować się do otoczenia. - mruknęła, kiedy była już na tyle blisko, że docierały do niego jej słowa. -Burżuazja z Phoenix See... Jakim cudem takie buractwo pojawia się pod zwyczajnym studio tańca dla zwyczajnych ludzi?
-Cóż... Czasem nawet arystokracja chce pooddychać normalnym powietrzem. I jeżeli niższa warstwa społeczna nam to umożliwia, chętnie korzystamy.
-Chrzań się, szlachcicu. - zamachnęła się nad jego głową, przez co roześmiał się głośno. -Cześć.
-Cześć, plebsie.
Dźgnęłaby go w żebra, gdyby w porę nie zareagował. Nie zdążyła, gdyż objął ją po przyjacielsku ramionami, ona natomiast wspięła się na palce i na powitanie pocałowała go w policzek. Moment później wsiadali już do Astona Martina, a Marco uruchamiał jego silnik. Śmiali się i przekomarzali, w ogóle nie roztrząsając tego, co czeka ich za jakieś pół godziny. Zajęci sobą, nie zdawali sobie nawet sprawy, że ktoś ich obserwuje. Z jednej strony patrzyła na nich Ann-Kathrin, niewiele rozumiejąc z załączonego obrazka i wystukująca już treść sms-a do Iny. Z drugiej przez okno wyglądał nie kto inny, jak Marcel, wciąż dochodzący do siebie po tym, czego właśnie został świadkiem. Uświadomił sobie dwa istotne fakty: po pierwsze - Reus nie był tym, który zrobił jej krzywdę. Irmina się go nie bała, prawdopodobnie on, jako jedyny mężczyzna, nie budził w niej wstrętu. A po drugie, oboje najwyraźniej zaufali sobie na tyle mocno, że on coraz mniej wierzył w to, iż kiedykolwiek, z jakiegokolwiek powodu się znienawidzą.
~~~
-Panie komendancie, czy te pytania naprawdę są konieczne? - pomocnik dortmundzkiej drużyny po raz kolejny podniósł głos, nerwowo przechadzając się wzdłuż sali. Wiedział, że niewiele wskóra, ale powoli nie mógł już patrzeć na cierpienie tancerki. Przesłuchanie ją wykańczało i nieciężko było to dostrzec. -Może chce się pan jeszcze dowiedzieć, jaką bieliznę wtedy założyła, co?
-Proszę pana. - policjant oderwał długopis od kartki, obdarzając blondyna surowym spojrzeniem. -Bardzo proszę o spokój. Doskonale pan wie, jakie procedury nas obowiązują, więc proszę nie utrudniać nam pracy. To dla obojga państwa trudne doświadczenie, ale proszę mi wierzyć, zbliżamy się już do końca.
-Więc jak długo...
-Marco, byłabym wdzięczna, gdybyś usadził swój szanowny tyłek na tym fotelu i nie odzywał się nieproszony. - wycedziła Irmina, zacisnąwszy na chwilę powieki. -Dam sobie radę, zobaczysz, więc nie wtrącaj się. W ten sposób nie wyjdziemy stąd szybciej.
Przyjrzał jej się zaskoczony, ale kompletnie nie zwróciła na niego uwagi, skupiając się na kolejnej udzielanej odpowiedzi. Wykonał czynność, której od niego zażądała i zmusił się do milczenia, wysłuchując jej opowieści. Była silniejsza, niż sądził. Jej twarz zdradzała zdecydowanie wszystkie emocje, które aktualnie nią targały i podczas gdy jego ten widok rozbijał na części jak kula idealnie ustawione kręgle, ona strach i ból tłumiła w sobie. Podziwiał ją, a ona dała mu kolejny dowód, na to, że szalenie różni się od Carolin. Wprawdzie nie towarzyszył jej przy składaniu zeznań, bo nie wyraziła na to zgody, ale jej ojciec powiedział mu, że na komisariacie pojawiła się tak roztrzęsiona, iż cały proces przełożono na kolejny dzień. Irmina natomiast zaskoczyła go profesjonalnym podejściem do tematu. Okej, uchronił ją od najgorszego, ale to nie umniejsza temu, co i tak przeszła. A jednak znalazła siłę, by dotrzeć tutaj i sprawić, że sprawiedliwości stało się za dość.
-Dziękuję. - rzucił niespodziewanie mężczyzna w mundurze, dzięki czemu Irmina oprzytomniała. Spojrzała na niego pytająco, obserwując jak składa ze sobą kartki papieru. -To wszystko. Proszę przeczytać protokół, potwierdzić jego zgodność i złożyć podpis wraz z datą w wyznaczonym miejscu. I proszę się nie spieszyć, ponieważ to, co państwo zeznali, będzie ważne w dalszym etapie postępowania.
-Dalszym etapie? - jęknęła Kastner, sięgając po leżące na stole dokumenty. -Co jeszcze musimy zrobić?
-Cóż... Wnioskuję, że chce pani wnieść akt oskarżenia? - wyjaśnił komendant, a dziewczyna pobladła. -Tą drogą sprawa trafi do sądu.
Odwróciła się do Marco, który patrzył na nią, podając jej sygnał do podjęcia decyzji jak na tacy. Znów się zamyśliła. Odważyła się już na wiele, wielu trudnościom podołała, ale nie była pewna, czy warto brnąć w to dalej i ciągnąć za sobą noc, o której chce przecież zapomnieć. On zapewniał ją, że będzie, że pomoże, ale ona nie czuła potrzeby mieszania im w życiorysach. Tym bardziej, że nie stoją na przegranej pozycji.
-A to nie wystarczy? - wskazała na przekazane jej do analizy zeznania. Policjant zmarszczył czoło.
-Nie oskarży go pani o próbę gwałtu? - powtórzył, chcąc zyskać pewność, że do Irminy dotarło, o co się rozchodzi. Przebiegła wzrokiem po ich twarzach, usiłując odgadnąć, czego oczekują.
-Irma...
-Nie, Marco. Nie oskarżę go. - oświadczyła stanowczo, wysyłając tym samym jasny przekaz obu panom. -Przecież już coś na niego macie, prawda? Jeśli możecie go zamknąć lub wytoczyć następny proces na tej podstawie, nie chcę już nic dodać.
-W porządku. - podsumował mundurowy, splatając ze sobą dłonie. -W takim razie proszę o państwa podpisy i na tym zakończymy.
Jak powiedział, tak zrobili i parę minut później wychodzili już z gabinetu komendanta, obiecując mu pozostanie w kontakcie. Marco milczał, a z Irminy dopiero spływały wszystkie emocje. Nie pokazywała mu tego, ale gdy otworzył przed nią drzwi od strony pasażera, a sam zasiadł za kierownicą, zobaczył płynące po jej policzkach łzy.
-Hej, już po wszystkim... - powiedział łagodnie, kładąc dłoń na jej kolanie. -Masz to za sobą, byłaś bardzo dzielna.
-Przepraszam... - szepnęła, ukrywając twarz za rękoma. Nie zastanawiał się długo - wyszedł z wozu i obszedł go wzdłuż maski, by następnie przytulić ją do siebie. Jej ciałem wstrząsały delikatne dreszcze, ale znał jej możliwości, był przekonany, że ustąpią. Zachowywał zimną krew, bo w sumie znajdował się już w o wiele gorszych sytuacjach. A ona nie dostarczała mu takich atrakcji.
-Za co przepraszasz? - spytał, przerywając dłuższą chwilę ciszy. Nie naciskał, miał czas, nie spieszył się. -Przeskrobałaś coś?
-Nie gniewasz się na mnie? - zareagowała, obrzucając go lekko zaskoczonym spojrzeniem. Zmarszczył brwi. -Nic nie mówiłeś... Myślałam, że wkurzyłeś się za ten sąd...
-Żartujesz? - uśmiechnął się delikatnie, wygładzając kciukiem jej żuchwę. -Cukiereczku, to twój wybór i ja go akceptuję. W zasadzie masz trochę racji: po co rozdrapywać stare rany, skoro mają na niego haczyk. A raczej duży hak. Niedługo powinien wrócić na swoje miejsce.
-Cieszę się, że rozumiesz. Po prostu nie chcę już o tym wspominać.
-Jasne. Jak się czujesz? - ponownie uniósł kąciki ust, kiedy pokazała mu skierowany ku górze kciuk. -Więc co dalej? Powinnaś odpocząć.
-Yhm... Zawieziesz mnie do domu? Prześpię się i pojadę do rodziców... Na przykład pod pretekstem kolacji. - omiotła wzrokiem jego buzię, szukając konkretnych informacji. -Nie masz nic przeciwko?
-Mogę mieć, jeśli chcesz. - puścił do niej oczko, na co wystawiła język. -Żartuję. Przyda ci się ta wizyta. To co, spadamy?
-Marco... - pociągnęła go za rękaw kurtki, gdy zamierzał odejść. Odwrócił się i pochylił tak, by złapali kontakt wzrokowy. -Dziękuję ci jeszcze raz. Bez ciebie by się nie udało.
-Nie zapomnij, że kiedyś sam mogę wpaść w jakieś kłopoty. I niewykluczone, że wtedy to ja będę potrzebował ciebie.
Gdy niedługo potem mknęli ulicami miasta, zorientowała się, że chyba zyskała w nim przyjaciela. I że nigdy dotąd z nikim nie przebyła drogi do tej fazy znajomości w tak krótkim czasie.
~~~
20. marca 2014, czwartek
-Mówiłaś, że już po wszystkim. - fuknęła do siedzącej naprzeciwko, skonsternowanej przyjaciółki. -Najwyraźniej coś ci nie wyszło.
-Ann, ja naprawdę nie rozumiem, o czym ty mówisz! - powtórzyła już po raz kolejny tego wieczora. -Na własne oczy widziałam, jak się kłócą, nawet nie dała mu szans, by się wytłumaczył. Gdy wyjeżdżałam z parkingu, ona akurat wybiegała z klubu, Marco jej nie ścigał. Nie mogli już później rozmawiać, przysięgam!
-A co się stało później?
-Tego niestety nie wiem... - Toennes westchnęła ciężko. -Ale nie sądzę, żeby zawróciła, urażona duma zapewne jej na to nie pozwoliła.
-A jednak jakoś doszli do porozumienia.
-Skąd ty masz takie info, co? - burknęła oburzona, że ktoś podważa jej szpiegowskie umiejętności. -Nie było cię tam, więc...
-Czekał na nią w poniedziałek po próbie, dokładnie pod naszym studio. - wyjaśniła z końcu, z irytacją przewracając oczami. Zaskoczona Ina otworzyła szeroko usta. -Przytulali się, śmiali, ona pocałowała go w policzek, ogólnie sielanka. Na końcu wsiedli do auta i najzwyczajniej w świecie odjechali. I co, nadal będziesz mi wpierać, że się nienawidzą i mamy ich z głowy?
-Zrobiłam to, co do mnie należało.
-Ale niedokładnie.
-Może ją przeprosił? - wizażystka uniosła brwi, podnosząc się z kanapy, na co Brömmel prychnęła lekceważąco. -A ona go polubiła, więc mu wybaczyła. Jeśli byli umówieni, to ją odebrał, ot cała filozofia.
-Reus i przeprosiny? Irmina i wybaczanie? - ironizowała Ann. -Błagam, nie żartuj ze mnie. Prędzej spłonę w piekle, niż oni zapoznają się z tymi dwoma pojęciami.
-Ja tylko przypuszczam. - mruknęła pod nosem. -Coś musiało się wydarzyć, skoro nadal są w kontakcie...
-Tak i dlatego...
-Powinniśmy odpuścić. - wtrąciła Ina, napotykając surowe spojrzenie Ann-Kathrin. Zmarszczyła czoło, zatrzymując się na moment w miejscu. -No co? Przecież nie ma sensu ciągnąć tego dalej.
-Marco ją skrzywdzi, prędzej czy później, a ona głupia mu zaufała... Szkoda, że nie widziałaś, jak na niego patrzyła... To aż bolało. Raczej nie są parą, ale coś zaczyna się dziać, a ja nie chcę do tego dopuścić. Dla jej dobra.
-Od kiedy tak się o nią troszczysz, co? - spytała zaciekawiona, opierając dłonie o kanapę. Zmieszana tancerka opuściła wzrok. -Najpierw usiłujesz ją zniszczyć i prosisz mnie o pomoc, więc wystawiam swój związek na próbę, żeby udawać, że podrywam farbowanego blondasa, a potem nagle łagodniejesz? Zastanów się, czego chcesz, dziewczyno!
-Potrzebujemy jej w dobrej formie. - oświadczyła, zamykając tym samym usta Toennes. -W poniedziałek była dziwna, przygaszona, wręcz nieobecna, a po treningu płakała, co Marcel i Wessler efektywnie zamaskowali przed resztą grupy. Od razu pomyślałam, że Marco maczał w tym palce, ale pojawił się jak na zawołanie, a ona niemalże rzuciła mu się na szyję... Więc zgubiłam wątek. Nie mam pojęcia, co ich łączy, ale raczej nie to, co powinno.
-Kochana, przesadzasz. - Ina pokręciła głową z delikatnym uśmiechem. -Na samym początku powiedziałam ci, że to głupi pomysł, ale mnie nie słuchałaś. Przegrałaś, pogódź się z tym. Irmina doskonale zdawała sobie sprawę, że chciałam go uwieść, zrobiła mu awanturę, czyli była zazdrosna... Ale potrafiła o tym zapomnieć. Dajmy już spokój, bo obawiam się, że więcej nie zdziałamy, nie wpłyniemy na to, co jest między nimi.
-Może spróbujmy jeszcze raz...
-Nie będę dłużej ryzykować. - stanowczo ucięła temat, unosząc ręce w poddańczym geście. -To cud, że Dennis jeszcze się nie domyślił, ale nie będę kusić losu. To ich życie, a ty zajmij się swoim. Weź pod uwagę, że Reus jest najlepszym przyjacielem twojego chłopaka, nie spieprz im tego.
AK zerknęła na nią niepewnie, przygryzając do tego wargę. Nie wiedziała, co ma robić, czuła się postawiona pod ścianą. To prawda, że nie przepadały za sobą z Irmą, ale mimo to, chciała chronić koleżankę przed realnym zagrożeniem, którego ona nie dostrzegała. Chodziło przede wszystkim o kwestie zawodowe i jej dobrą dyspozycję, ale po cichu liczyła też na to, że jeśli pokaże Kastner, jaki naprawdę jest jej najnowszy znajomy, ta zmieni zdanie i zdecyduje się wreszcie z nią porozmawiać. Z drugiej jednak strony, jeśli nie przeraziło jej to, że w jej obecności Marco ulega względom innych kobiet, mało tego, jakimś magicznym sposobem przekonał ją do siebie po tym incydencie, chyba faktycznie jest bezradna. Jednego była jednak pewna: przejedzie się na nim, choćby ten dwoił się i troił. Nie wierzyła w jego magiczne przemiany, nie miała jednak pojęcia, że takowa już nastąpiła. Tliła się w niej jedynie nadzieja, że jego prawdziwy charakter nie ujrzy światła dziennego na krótko przed zawodami, bo to oznaczałoby Irminę w fatalnej kondycji. A tego by sobie nie darowała.
-Dobrze, zostawmy ich w spokoju. - poddała się ostatecznie, widząc tryumfujący uśmiech na ustach Iny. Chcąc zachować resztki godności, założyła ręce na piersi. -Ale będę ich obserwować. I zdziwisz się, jeśli jeszcze wyjdę z tego zwycięsko.
-Yhm... - Toennes pokiwała głową, uświadamiając blondynce, że nie do końca się z nią zgadza. -To się dopiero okaże. Ale jeśli masz rację, przyjdę do ciebie z gratulacjami.
Obie zlustrowały się wiele mówiącymi, porozumiewawczymi spojrzeniami, bo nigdy nie przypuszczały, że założą się o przyszłość dziewczyny, której tak naprawdę nie darzą ogromną sympatią, lecz jednocześnie usiłują jej pomóc. Bo kto w ogóle spodziewał się, że relacja tej dwójki z czasem zacznie wywoływać tak wielkie emocje i stawiać wiele znaków zapytania, nie tylko w kręgu ich znajomych?
***
Wpadam z kolejnym, nieco lepszym od poprzedniego. I w tym miejscu muszę podziękować Euphory R, która zmotywowała mnie snapem z wrzeszczącym na mnie Kloppem... Pomogło! :D
Jest cień szansy, że w piątek pojawi się rozdział na drugim blogu, ale podkreślam - cień. Jeśli tak się nie stanie, będzie pewnie po weekendzie (taką mam nadzieję i plan).
Do usłyszenia❤
A, i dużo dużo dużo komentujcie! Bo serio zaczynam myśleć, że zniknęłyście :p